Matko i córko, działo się. Miedziowi do spółki z Lechem wsadzili kibiców na taką karuzelę, że wypada cieszyć się tylko, że mecz odbył się w piątek i mamy całe dwa dni na dojście do siebie. Były stany przed zawałowe, wkurzenie, spora dawka nadziei po czystą eutrofię na koniec. Ot, jedno wielkie Zagłębie emocji.
Znaki zapytania
Jeszcze zanim zespół wyjechał na zgrupowanie do tureckiego Belek, pozwoliłem sobie wytypować skład, który w mojej opinii obejrzymy w pierwszym meczu przy Bułgarskiej.
https://twitter.com/_szczygielm/status/1085962347196366849
W tamtym czasie w zasadzie jedynym znakiem zapytania była obsada bramki. Czym jednak bliżej było pierwszego meczu, tym więcej niewiadomych się pojawiało. Czy Czerwiński zdąży wrócić do pełnej sprawności? Czy Balić jest w stanie wygrać rywalizację z Dziwnielem? I chyba najważniejsza, czy trener zaryzykuje postawieniem na młodego Damiana Oko kosztem kogoś z dwójki Dąbrowski-Guldan?
Mecz pokazał, że w zasadzie wszystkie wybory, których dokonał „Vandal”, się opłaciły. Balić grał bardzo pewnie, a przede wszystkim rozważnie, co w jego przypadku nie zawsze jest normą. Oko zagrał zupełnie bez kompleksów, udowadniając, że można być pewnym punktem drużyny, nie mając na koncie wielkiego ligowego doświadczenia. Największym jednak wygranym był Kopacz, którego pewność w grze, sposób ustawiania się i współpraca z kolegami zrobiła na mnie największe wrażenie.
Jedynie występ Forenca jest dla mnie niejednoznaczny. Miał kilka dobrych i bardzo dobrych interwencji, ale znów popełnił dość proste błędy, a raz miał najzwyczajniej pecha (odbita od pleców piłka). Co prawda pozycja Hładuna w bramce Miedziowych raczej nie ulega dyskusji, ale miał Konrad szansę pokazać, że walczy mocno o pozycję numer dwa i najzwyczajniej w moim odczuciu jej nie wykorzystał.
Grać swoje
Napisałem przed meczem (tutaj), że pierwsze cztery spotkania będą dla Zagłębia kluczowe. O ile nie zakładałem, że uda się we wszystkich punktować, to byłem zdania, że nawet ważniejsze od punktów będzie pokazanie, że w tej drużynie jest jedność, pomysł na grę i ikra potrzebna, aby z wyrównanych pojedynków wychodzić z tarczą. Wczorajsze spotkanie pokazało, że Zagłębie nie zamierza bać się w tej lidze nikogo. Może piszę to trochę na wyrost, wszak za nami dopiero pierwsze spotkanie, ale ciężko mi uwierzyć, że poza Lechią, ktoś w tej lidze będzie w stanie postawić nam równie wysoko poprzeczkę. Szczególnie że spotkanie z Lechem było tak mocno zwariowane.
Najważniejsze jednak, że Zagłębie w końcu dobrze się oglądało. Można się spierać, czy wczorajszy mecz był lepszy od tego z Białegostoku, ale wszystkimi rękoma podpisuje się pod tym, co powiedział Izaak Stachowicz: „Oj, żebyśmy mieli co tydzień taki ból głowy”. Mówi się, że wiara może czynić cuda, a nic tak nie przywraca wiary w zespół, jak tak emocjonujące mecze. Tym razem udało się w dodatku zdobyć trzy punkty, ale paradoksalnie nie to było w tym meczu najważniejsze.
Centrum zarządzania plemieniem
Wiem, że zadania na boisku są pieczołowicie przygotowywane i przekazywane zawodnikom z najdrobniejszymi detalami. Jest to wynikiem pracy co najmniej kilku ludzi, od analityków począwszy po trenera i jego asystentów. Taki styl pracy ma nasz sympatyczny Holender i pewnie w dużej mierze to powoduje, że piłkarze tak chwalą sobie z nim współpracę. Na boisku jednak pomocy z zewnątrz już nie ma. Jest tylko przeciwnik i zadanie do wykonania.
Kluczem wczorajszego zwycięstwa jest nasz środek. Filip Starzyński — choć jego fanem pewnie nigdy nie będę — zagrał na swoim wysokim poziomie. Miał kłopoty ze stałymi fragmentami gry, nie wykorzystał też karnego (grr!). Nie sposób jednak nie docenić sposobu, w jaki dyrygował zespołem. To samo należy powiedzieć o Jagiełło, który w mojej ocenie wygląda nawet lepiej niż jesienią. Zupełnie poza konkursem był jednak Slisz. Niesamowite jest tempo, w jakim robi postępy i poprawia swoją grę.
Pozostaje tylko trzymać kciuki, aby ich współpraca z wodzem plemienia układała się jak dotychczas.
Zagłębie emocji
Co prawda na początku spotkania trzęsienia ziemi nie było, więc ta część powiedzenia Hitchcocka się nie sprawdziła, ale potem emocje już tylko rosły. Był czas, kiedy Zagłębie zupełnie dominowało na boisku. Potem pojawiło się kilka błędów i do głosu zaczynali dochodzić rywale, którzy byli bliżsi zdobycia prowadzenia. Była kapitalna interwencja Forenca i jego ogromny niefart chwilę później. Końcówka pierwszej i początek drugiej połowy to już typowy box-to-box znany bardziej z boisk angielskich. Sami sobie odpowiedzcie, jak często mogliśmy to mówić po meczach Zagłębia w tym sezonie.
Najważniejsze jednak, że to zwycięstwo powinno dać jeszcze więcej animuszu, a i całą masę sportowej złości choćby Pawłowskiemu. Jeśli uda się podtrzymać passę i wygrać kolejne spotkanie z Miedzią, wiosna będzie w Lubinie bardzo wesoła. Po meczu w wywiadzie dla Canal+ Filip Jagiełło powie: Wygrana z Lechem nie będzie znaczyła nic, jeśli nie wygramy za tydzień w derbach z Miedzią”. Emocji więc nie powinno zabraknąć też za tydzień.
Wszak nazwa plemienia Wandali zobowiązuje…