
To było spotkanie ważne dla Zagłębia w wielu wymiarach. Dla kibiców ważne były derby, dla piłkarzy chyba nawet ważniejsze było, aby wygrać drugi z kolei mecz w lidze i otworzyć sobie drogę do walki o czołową ósemkę. A dla klubu, by w odróżnieniu od jesieni, móc ten okres przepracować spokojnie, nie musząc obawiać się wybuchających gdzieś pożarów. Ot, jedno wielkie Zagłębie derbów.
O kibicach
Jeśli piszę o kibicach, z reguły jest to ostatni akapit. Pewna forma apelu, czy zwrócenia na coś uwagi. Dziś od nich chciałbym jednak zacząć i mam tylko nadzieję, że nie będziecie doszukiwać się w tym drugiego dna, bo takiego, zapewniam Was, nie ma.
Wypełniony prawie po brzegi Przodek to świetna wiadomość. Pisałem o tym przed meczem (tutaj), że dzięki ich energii i wsparciu Zagłębie potrafi nabierać wiatru w żagle nawet w meczach, w których nie idzie. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jest kilka przyśpiewek, które potrafią porwać też inne trybuny, a ponoć o to w tej zabawie chodzi. Fakt, że pomaga im w tym również akustyka naszego stadionu, jest tu więc sprawą drugorzędną. Było czasem naprawdę głośno, za co należy Wam się szacunek.
Ubolewam jednak nad tym, że nie udało się wytrzymać ciśnienia do końca. Drużna wygrywała, mieliśmy na stadionie prawie 10 tys. ludzi i jednak szkoda, że festiwalu bluzgów musieli wysłuchiwać. I tak wiem, że zaraz ktoś powie „Ty wiesz swoje, my wiemy swoje i nikt nikogo do zmiany zdania nie przekona”. Możliwe. Sądzę jednak, że kiedy dajecie radę, należy Was chwalić, a jak nie dajecie… ganić. I tyle. Teraz pozostaje już tylko czekać na rachunek od Komisji Ligi.
Zacząć z wysokiego C
Pozostańmy jednak przy sprawach przyjemnych. A początek spotkania ułożył się dla Miedziowych perfekcyjnie. Warunki do gry idealne, stadion wypełniony w 2/3, a po 18 minutach dwu bramkowe prowadzenie z lokalnym rywalem. Żyć nie umierać. Po raz kolejny mieliśmy dowód na twierdzenie, że futbol to w zasadzie prosta gra błędów. Kto ich popełni mniej, dość często cieszy się z końcowego sukcesu. A skoro tak, to chyba najłatwiejszym sposobem jest po prostu zmuszanie rywala do gry pod presją.
Agresywnie grające od początku Zagłębie nie pozwalało Miedzi na rozgrywanie piłki. To zmuszało ich do szukania trudnych zagrań, a te — jeśli już się zdarzały — były bardzo nieskuteczne. Jeszcze gorzej było u nich z destrukcją. Do teraz nie wiem, czy bardziej bramki strzelaliśmy im, czy oni sobie samym. Ponieważ jednak nieszczęścia chodzą parami, bramki goście stracili ich dwie i cały plan misterny na ten mecz posypał się, jak domek z kart.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że było w tym meczu niedokładności sporo także po naszej stronie. Mecz co prawda był pod pełną kontrolą, szczególnie właśnie w pierwszej odsłonie, ale sytuacji do strzelenia kolejnych bramek było jak na lekarstwo. Mieliśmy w ręku wszystkie atuty, aby ten mecz zamknąć i rywala dobić jeszcze w pierwszej połowie. Stało się jednak inaczej, a Miedź odgryźć mogła się bardzo szybko, po tym, jak pusty przelot zaliczył Guldan.
Proszenie się o kłopoty
Stare porzekadło mówi, im dalej w las, tym ciemniej. Syte zdobyczami i obrazem pierwszej połowy Zagłębie, oddało kompletnie inicjatywę gościom i widać było wyraźnie, jak dużo do poprawy ma „Vandal” w grze defensywnej swojego zespołu. O ile Lech miał w swoich szeregach graczy pokroju Amarala czy Tiby, którzy swojej wartości udowadniać nie muszą, o tyle Miedź takiej jakości w swoich szeregach nie ma. A mimo to udało im się zepchnąć Miedziowych do — momentami — bardzo głębokiej defensywy.
Z przodu nie było lepiej. Mimo tego, iż przestrzeni z przodu było coraz więcej, wciąż swoją grą kibiców irytował Patryk Tuszyński. Zapytany na konferencji o jego rywalizację z Jakubem Maresem i tym, co powoduje, że ją wygrywa, Holender odpowiedział tylko enigmatycznie, iż jest to wewnętrzne ustalenie drużyny. Ciężko więc jednoznacznie wskazać konkretny powód, faktem jest jednak, że Zagłębie skutecznego napastnika na rynku transferowym poszukuje i wcale nie jest powiedziane, iż kogoś jeszcze w tym okienku nie pozyska.
Mecz rozstrzygnął jednak kolejny gol, którego Miedź strzeliła sobie praktycznie sama. Kuriozalne wznowienie gry przed Kanibołockiego z zimną krwią wykorzystał Filip Jagiełło. Juz raz byliśmy w podobnej sytuacji. Graliśmy wtedy z Wisłą Płock i o bardzo podobnej sytuacji Filip powiedział wtedy:
Zabrakło parę centymetrów. Jak zwykle. Opuszki palców. Już jak piłka leciała, wiedziałem, że nie wpadnie do bramki, znając moje szczęście. Ale nie jestem przesądny. W końcu odwróci się ta karta i zaczną wpadać bramki.
Wtedy piłka po odbiciu od słupka ostatecznie do bramki nie wpadła. Tym razem nasz wychowanek mógł się już cieszyć z drugiego w tym sezonie derbowego trafienia. I całe szczęście, bo mecz przy jednym błędzie i przypadkowej stracie bramki mógł sie wymknąć spod kontroli.
Zdaniem trybun
Po meczu poprosiłem kilku kibiców o podzielenie się opiniami i wrażeniami po meczu. Co mówili?
JanoBc: Dzisiejszy mecz na trybunach niczym nie wyróżniał się spośród innych meczów derbowych rozgrywanych w całej Europie. No może poza paleniem zdobycznych barw, bo nie w każdym kraju się to praktykuje. Solidne wsparcie zgód. Pierwszy mecz domowy po zimowej przerwie. Wygrana przy Bułgarskiej. Obecność kibiców gości, zapowiadana oprawa czy w końcu ładna pogoda i dogodny termin. Myślę, że to wszystko złożyło się dzisiaj na taką frekwencję.
Co do samego meczu najbardziej w oczy rzucił mi się Slisz. Wiele dobrych interwencji w odbiorze. Jeśli zachowa chłodną głowę i nie siądzie na laurach, to będziemy mieli z niego wielki pożytek. Ktoś w końcu musi zastąpić Jagiełłę po odejściu. Reszta solidnie, ale mogłoby być lepiej, szczególnie jeśli chodzi o Guldana. Miał parę niepewnych interwencji i strat, co przy lepiej dysponowanym rywalu mogłoby się skończyć źle.
A za tydzień? Serce podpowiada, że siądziemy na Śląsku, jak dzisiaj na miedzi. Rozum mówi, że będzie to paskudny mecz w środku pola i zakończy się remisem 0:0, albo naszą wygraną 0:1.
***
Mój drugi rozmówca, większą uwagę zwracał na samą grę zespołu:
GettoZL: Zagłębie zagrało spokojnie. W pierwszej połowie strzeliło bramki, oddało Miedzi piłkę i czekało. Uważam, że zagrali rozsądnie. Bardzo rozczarował Tuszyński, co niestety nie jest jakąś wielką niespodzianką.
Zapytałem o to na konferencji Bena Van Dael’a, czym wygrywa rywalizację Tuszyński z Marešem? Odpowiedział, że to wewnętrzna sprawa drużyny.
GettoZL: Wszystko jest wewnętrzną sprawą drużyny. Każda osoba wystawiona do gry. Dla mnie bez sensu jest ta odpowiedź. No chyba, że trener uważa Tuszka za najlepszego napastnika, jakiego obecnie mamy w kadrze.
Zagraliśmy inaczej niż w Poznaniu. Spokojniej. Ale to Miedź sama sobie strzeliła te bramki. Padło 3:0, wygraliśmy. Zagrali Oko, Slisz, Hładun, Jagiełło. Zabrałbym jeszcze na ławkę kogoś z młodych za Jagiełło, żeby zacząć ogrywać kogoś już. Bo kiedy jak nie w meczach z Miedzią to robić. Chociaż wszedł Pakulski (i tak zagrał, że powinien być karny). Przede wszystkim ciężko o coś się czepiać, skoro wygraliśmy. Imponuje Slisz (ale i Oko!) oraz Bohar. Oko nie rzuca się może w oczy, ale robi swoje. Zawodzi jak już wspomniałem Tuszynski.
A za tydzień? Ze Śląskiem będzie ciężki mecz. Raczej na remis. Śląsk się rozpędza i wydaje mi się, że cofniemy się i będziemy czekać. Wątpię, że będziemy dominować od 1 minuty.
Co znaczy ten wynik?
Banda Vandala na razie ma się dobrze. Mimo swoich problemów wygrała juz dwa z czterech meczów, które mają o reszcie sezonu zdecydować. Na uwagę zasługuje też fakt, iż w innych meczach padło kilka korzystnych dla Zagłębia wyników. Arka zgubiła punkty w Sosnowcu i jej strata wzrosła już do 5 punktów. Punkty zgubił Lech, który jest już tylko o jedną wygraną od nas, a swój mecz przed sobą wciąż ma Wisła i wcale nie jest powiedziane, że go wygra.
Skoro więc dobrze weszliśmy w granie, warto passę podtrzymać. Jeśli uda się wygrać derby, nasza sytuacja w tabeli może zmienić się dość znacznie. Wskoczenie bowiem na miejsce powyżej kreski oznaczać będzie, że pozycji będziemy bronić i przestaniemy być na musiku. A to będzie z pewnością miało wpływ na decyzje sztabu szkoleniowego.
Co jeszcze ważniejsze drużyna dostanie kolejny zastrzyk dobrej energii, która może sprawić, że mimo słabej pozycji startowej miejsce zapewniające utrzymanie w lidze zapewnimy sobie na tyle wcześnie, aby obdarować ligowymi minutami większą grupę chłopaków z AP. Posiadanie takiego komfortu jest nie do przecenienia.
Zagłębie derbów
W zeszłym roku czas derbów nie był najlepszy dla kibiców w Lubinie. Co prawda mecz ze Śląskiem wygrać się udało, ale było to w dużej mierze uciekania spod topora. Tym razem nastroje sa zgoła odmienne. Wygrana z Miedzią nie była spektakularnym widowiskiem i trzeba wierzyć, że dała Holendrowi wystarczająco dużo odpowiedzi, aby wrócić do tego, co pod koniec zeszłego roku obejrzeliśmy w Białymstoku, a czego krótkie fragmenty widzieliśmy z Lechem i wczoraj.
Niezmiernie mnie cieszy też to, że nie widać jeszcze oznak rozprzężenia. Rozmawiając z piłkarzami, czy z kibicami, można odczuć pewien dystans do osiągniętych wyników. Wszyscy apetyty mamy na więcej, szczególnie jeśli chodzi o styl, ale nikt nie popada jeszcze w huraoptymizm, a to dobry znak. Stawianie teraz przed zespołem celów realnych do osiągnięcia może tylko procentować. A rozwój chłopaków takich jak Slisz, czy Oko może nam tylko wyjść na dobre.
Wczorajsza frekwencja pokazuje, że na dobre granie zapotrzebowanie w Lubinie jest spore. Sądzę, że nawet pojedyncze potknięcia w kolejnych meczach nie będą przeszkodą do wypełniania stadionu w większych ilościach. Aura będzie jeszcze zmienna i pewnie kilka spotkań rozegramy przy niesprzyjających warunkach, ale to już jest ten czas, kiedy w klubie trzeba zacząć szykować się, aby na ciepłe dni z końcówki sezonu, mieć dla kibiców kilka niespodzianek, które pomogą uatrakcyjnić dzień meczowy.
Po meczu powiedzieli:
Bartosz Kopacz
Napisałem podczas któregoś z meczów na jesień na Twitterze „Sprzedam Kopacza. Bartosza Kopacza”. Mimo gry na swojej nominalnej pozycji byłeś według mnie strasznie wtedy elektryczny i sprawiałeś wrażenie gościa, który nie wierzy w swoje możliwości. Przychodzi Ben Van Dael, przestawia Cię z musu na prawą stronę i nagle jesteś nie do poznania. O co się tu rozchodzi? Bo ja teraz muszę się wycofać ze swoich słów i powiedzieć: Sorry, myliłem się.
BK: To nie jest tak, że nagle nauczyłem się grać w piłkę. Trzeba spojrzeć na to, iż cały zespół zaczął dobrze funkcjonować i każdemu gra się łatwiej. Jesteśmy dobrze poukładani na boisku, więc z reguły jest do kogo na boisku piłkę zagrać.
Uważam, że to jest klucz. Wszyscy zawodnicy podnieśli swój poziom gry i mnie również się to udało.
Podczas jednej z rozmów były prezes Zagłębia powiedział mi, że czasem nie warto patrzeć na to, gdzie przypisuje się zawodnika na papierze, a zwyczajnie zapytać jego gdzie czuje się najlepiej. No więc jak Ty czujesz się na tej prawej stronie? Bo może skończy się jeszcze tym, że zostaniesz wahadłowym?
BK: Na pewno więcej się biega niż na środku obrony (śmiech). Szczerze mówiąc, na początku nie do końca wierzyłem, że dam sobie tam radę. Przecież nigdy wcześniej nie zagrałem tam choćby jednego pełnego meczu, więc była to dla mnie duża nowość.
Z czasem nabierałem jednak pewności, szczególnie że trener z pewnością znając moje słabe i mocne strony, nie podjął takiej decyzji pochopnie. Tylko się cieszyć, że zaczyna to fajnie funkcjonować.
Mówi się, że Ban Van Dael preferuje wysokich bocznych obrońców, dzięki czemu choćby Balić wygrywa rywalizację z Danielem Dziwnielem. Różnica między Tobą a Sasą jest taka, że on potrafi być ustawiony bardzo wysoko, Ty raczej grasz bliżej linii obrony. To wynika z taktyki, czy raczej jest pewną asekuracją, bo przecież do szybkościowców raczej nie będziesz należał?
BK: Zeszła runda rzeczywiście była bardziej defensywna stricte dla mnie. Mieliśmy grać bardziej lewą stroną, ale to się powoli zmienia i mamy też inne warianty gry, gdzie obaj idziemy wysoko, a do rozegrania schodzi jeden środkowy pomocnik.
Zakazu podłączania się jednak nie mam, więc jeśli jest okazja, to próbuje również pomóc chłopakom. Ale… ostatnio Bartek Pawłowski radzi sobie tak dobrze, że czasem to ja jestem tam nawet zbędny (śmiech)
Niedługo do pełni formy wraca Alan Czerwiński, na środek wskoczył jeden z wychowanków AP Oko, który radzi sobie bardzo dobrze. Walka o miejsce będzie więc ciekawa i tak się zastanawiam, o którą pozycję Ty bardziej będziesz walczył? Z kim o miejsce w składzie wolisz rywalizować?
BK: Z każdym. A tak na poważnie, od jakiegoś już czasu jestem na tej prawej stronie i sądzę, że teraz już takiego skakania po pozycjach będzie w drużynie mniej. Sądzę, że póki będziemy dobrze grać, ja zostanę na tej prawej stronie.
Na pewno jednak Alan też będzie chciał grać, bo prezentował się przecież tutaj bardzo dobrze. Ale… jak to w drużynie, każdy chce grać, więc za darmo miejsca na pewno nie oddam.
Czego się spodziewać po meczu ze Śląskiem?
BK: Chciałbym, abyśmy zagrali tak, jak dziś w pierwszej połowie. Uważam, że to była dobra, a momentami nawet bardzo dobra gra. Zdarzył się nam bowiem ten przestój w drugiej połowie, czy autobus, jak to się mówi. Wybroniliśmy się co prawda, ale to na pewno nie jest to, co chcemy grać.
Jak zagramy tak, jak w pierwszej połowie, będzie dobrze.
Filip Jagiełło
Bramka ze Śląskiem, teraz z Miedzią i Filip Jagiełło ma komplet skalpów, w dwóch chyba najważniejszych meczach tego sezonu dla Zagłębia.
FJ: Zgadza się. Derby ze Śląskiem i Miedzią to kibicowsko najważniejsze mecze tego sezonu. Chcieliśmy zmazać plamę po tym pierwszym meczu w Legnicy, który przegraliśmy, prezentując się beznadziejnie. Myślę, że dzisiaj trochę odkupiliśmy te winy.
Nie mogę wyjść z podziwu, jak szybko rozwija się Bartek Slisz. On Wam kasował ten mecz w taki sposób, jakby miał na koncie co najmniej kilka sezonów w Ekstraklasie.
FJ: Bartek jest mega wydolnościowcem. To typowo defensywny zawodnik, ale który potrafi się mimo wszystko włączyć do akcji z przodu. Mając go za plecami i ja i Figo mamy trochę więcej luzu – jeśli mogę tak powiedzieć – w obronie. Nie chce powiedzieć, że bronić już nie musimy, bo to konieczne.
A Bartek? Z meczu na mecz jest coraz lepszy.
Powiedz mi, jak to jest u Ciebie z bieganiem? O ile z wytrzymałością nie masz kłopotów, to jednak szybkościowcem raczej nigdy nie będziesz. To Ci jakoś przeszkadza na boisku? Czy to w jakiś sposób determinuje, jak się na nim ustawiasz, bo lubisz czasem się cofnąć, aby mieć całe pole gry przed sobą?
FJ: Całe życie tak gram. Wiadomo, można to trochę jeszcze poprawić o kilka procent i staram się to robić. Natomiast mam świadomość, że to moim atutem nie jest i pewnie nigdy nie będzie, stąd muszę mieć większą świadomość tego, co się dzieje na boisku, aby mądrze się po nim poruszać i nie dopuszczać do sytuacji, w której muszę się ścigać z tymi, którzy na szybkości bazują.
Jedna rzecz, którą bardzo chciałbyś poprawić do zbliżających się MME, to?
FJ: Fizyka
