
Cel, który najpierw był planem minimum, a po fatalnej serii na jesień urósł do rangi głównego zadania na sezon, nie zależy tylko od nas. O awans do górnej ósemki trzeba będzie więc stoczyć mocną walkę i mieć świadomość, że wcale nie jesteśmy jej faworytem. Pewnie więc nie tylko ja od jakiegoś czasu zaglądam w tabelę, potem w terminarz, jeszcze raz w tabelę i zastanawiam się, w którym momencie jest szansa na poprawę sytuacji. Idę o zakład, że to samo robi prezes, trener i większość piłkarzy. Ot, jedno wielkie Zagłębie kalkulacji.
Fenomen „górnej” ósemki
Hasło „górna ósemka” to w przed sezonowych wypowiedziach jedno z najczęściej używanych sformułowań. Są oczywiście miejsca jak Warszawa, Poznań czy w ostatnich latach Białystok, w których cele postawione są zdecydowanie wyżej, ale dla pozostałych kilkunastu drużyn jest to cel sam w sobie, choć oczywiście tego na głos nie powie nikt. Aby zadowolić kibiców, klubowi działacze często posiłkują sie więc tym stwierdzeniem, aby podkreślić, iż to właśnie ich klub będzie chciał nawiązać walkę z najlepszymi, a miejsce nad „kreską” jest tylko pewnym wyznacznikiem dobrze obranego kursu.
W Lubinie przed sezonem było zresztą podobnie. Sam prezes Mateusz Dróżdż opowiadał o walce o najwyższe ligowe lokaty, by po jesiennej katastrofie mówić otwarcie o tym, iż plany trzeba było modyfikować. Cel minimum, którym była górna ósemka, nie tylko stanął pod wielkim znakiem zapytania, ale nawet został w hierarchii przesunięty na sam szczyt, jako element, który pozwoli uratować z sezonu, ile się da.
Aby trochę zagłębić się w temat, poprosiłem o kilka odpowiedzi ludzi przez lata związanych z ligowym futbolem. Jak ich oczami wygląda walka o górną ósemkę i czy wersja „dla kibiców” jest również obowiązującym w gabinetach działaczy podejściem?
Jak zatem wygląda to od kuchni? Czy ligowa „kreska” dzieląca ligę na pół przed rundą finałową ma aż tak wielkie znaczenie?
Robert Sadowski (były prezes Zagłębia Lubin): W dużej mierze zależy to chyba od celów stawianych sobie przez klub. Niektóre kluby przed sezonem deklarują, że ich celem jest przede wszystkim utrzymanie i dla nich awans do górnej ósemki ma inne znaczenie niż dla części klubów — np. pucharowiczów z poprzedniego sezonu.
Dla Legii, Lecha czy Jagiellonii to raczej kwestia „ustawienia na torze” w wyścigu po jak najwyższe miejsce na koniec sezonu. Osobiście skłaniam się ku opinii, że runda finałowa spędzona w górnej ósemce daje „spokój” mentalny zawodnikom, trenerom i działom marketingu. Promocja meczu z lepszym rywalem jest przecież zawsze przyjemniejsza.
Michał Probierz nazwał to „Pucharem maja”, trochę kpiąc z obecnego formatu rozgrywek. Kto jak kto, ale Pan zna smak obu stron?
Robert Sadowski: W maju faktycznie rozgrywane są mecze o największym znaczeniu na koniec sezonu. Miejmy nadzieję, że w tym sezonie końcówka będzie bardzo pasjonująca dla kibiców zarówno na dole, jak i na górze ligowej tabeli. Od czasów wprowadzenia aktualnej formuły rozgrywek tylko Zagłębie Lubin i Górnik Zabrze wróciły po spadku do ekstraklasowych rozgrywek. To najlepszy dowód na ważność majowego pucharu.
Dla Zagłębia brak awansu do górnej połówki tabeli w sezonie 2016/17, już po zakończeniu naszego meczu ze Śląskiem Wrocław, wywołał dużo sportowej złości, co zakończyło się bezproblemowym wygraniem grupy spadkowej. Z punktu widzenia finansowego klub zyskał na braku konieczności wypłacenia premii zawodnikom i trenerom za zakończenie sezonu w najlepszej ósemce. Szanse na awans do pucharów europejskich były w tym momencie tylko teoretyczne.
Pamiętam jak Czesław Michniewicz, prowadząc Pogoń Szczecin, rundę finałową zagrał w zasadzie samymi juniorami. Czy takie podejście w sytuacji, kiedy ma się jedną z najlepszych akademii w kraju to dobry pomysł?
Robert Sadowski: Jest to dobry moment na „bezpieczne” ich wprowadzanie, dzięki pewności uniknięcia spadku, ale moim zdaniem równie dobrym pomysłem jest sprawdzanie młodych zawodników w meczach o stawkę. W poprzednim sezonie mieliśmy pomysł, by w jednym z ostatnich meczów wystawić na murawie jedenastkę złożoną z wychowanków.
***
Jak na ten swoisty fenomen „górnej ósemki” patrzą piłkarscy agenci? Czy z ich perspektywy widać, które kluby są bardzo zdeterminowane, aby do grupy mistrzowskiej się dostać?
Maciej Gałat: Jest coś na rzeczy. Górna ósemka to przecież przede wszystkim spokój na końcówkę sezonu. Nikt co prawda tych meczów w rundzie finałowej nie odpuszcza, ale dla klubowych działaczy jest to ważne, choćby w kontekście finansów. Dodatkowe środki z ligowej spółki są zawsze mile widziane, bo w wielu przypadkach będą ważnym elementem budżetu na przyszły sezon, czy nawet środkami, które pozwolą sfinansować kontrakty sprowadzanych graczy.
W zależności więc od klubu, sposoby na zapewnienie sobie miejsca na „górze” są różne. Jedni gorączkowo szukają wzmocnień i są w stanie nawet głębiej sięgnąć do kieszeni, aby sprowadzeni zawodnicy rzeczywiście podnieśli poziom drużyny. Drugim sposobem jest motywacja piłkarzy znajdujących się już w kadrach klubowych. Wysokie premie sięgające nawet 1,5 mln polskich złotówek dla drużyny mają wystarczająco zmotywować piłkarzy do walki o postawiony cel na całego.
O ile więc dla klubów, które na szczycie ligowej tabeli są od dłuższego czasu, jak Lech, Legia czy Jagiellonia, jest to tylko naturalna kolej rzeczy, dla klubów takich jak Miedź Legnica, Wisła Płock czy Korona Kielce, górna ósemka jest szczególnie ważna. W ich wypadku granie w rundzie finałowej to poza dodatkowym zastrzykiem finansowym dodatkowa nobilitacja i poczucie bezpieczeństwa, które pozwala spokojniej patrzeć w przyszłość.
Liczydło
Zacznijmy od rzeczy w futbolu najważniejszej — jak mawiał Czerczesow — czyli tabeli:
Ponieważ piszę ten tekst jeszcze przed wieczornym meczem Cracovii z Jagiellonią. Strata do 8 pozycji w tabeli wynosi w tej chwili 3 punkty, ale przy zwycięstwie ekipy Probierza — którego nie wykluczam — może wzrosnąć do 5 punktów (ostatecznie Cracovia wygrała). Oznaczać to będzie, że margines błędu dla Miedziowych mocno się zmniejszy. W tej sytuacji każde zgubione punkty w derbach mogą okazać sie finalnie nie do odrobienia, mimo że do końca pozostanie przecież jeszcze siedem serii spotkań.
Co dalej? Zagłębie w tej rundzie zagra jeszcze:
- Śląsk (wyjazd) – 4:0
- Lechia (dom) – 3:3
- Pogoń (wyjazd) – 2:0
- Arka (dom) – 3:1
- Wisła Płock (wyjazd) – 3:3
- Górnik (dom) – 2:0
- Korona (wyjazd) – 0:1
- Wisła Kraków (dom) – 3:2
Uwagę zwraca fakt, iż Miedziowi na minusie są ze wszystkimi drużynami (wyjątkiem Lech), z którymi będą rywalizować o górną część tabeli. Jest to o tyle ważne, że nawet w przypadku wygranych spotkań rewanżowych, liczyć będzie trzeba również wyniki w poszczególnych dwumeczach. W pozostałych więc kolejkach z bezpośrednimi rywalami będzie trzeba nie tylko wygrać, ale też zrobić to tak, aby bezpośrednie pojedynki przemawiały na naszą korzyść. A to będzie piekielnie trudne zadanie.
***
Pogoń Szczecin na swoim stadionie jest niepokonana od dziewięciu spotkań. Prawdziwa twierdza przy Twardowskiego nie została zdobyta nawet przez ligową czołówkę z Legią i Lechem na czele. Portowcy ostatnią porażkę zanotowali 25 sierpnia w meczu z obecnym liderem Lotto Ekstraklasy, Lechią Gdańsk 2:3.
Korona Kielce na własnym boisku przegrała w tym sezonie tylko dwa razy. Jeszcze na początku rozgrywek, w lipcu, uległa Legii Warszawa, by wyjść z pojedynku na tarczy jeszcze raz, 28 października w starciu z Cracovią. W dodatku obecna forma Kielczan to tylko jednak porażka w ostatnich 10 spotkaniach.
W ostatniej kolejce Miedziowi zmierzą się jeszcze z Wisłą Kraków i kto wie, czy to spotkanie nie okaże się kluczowe. Biała Gwiazda, na razie nie prezentuje się zbyt dobrze, ale każdy kolejny tydzień działa na ich korzyść i trzeba mieć na uwadze, że w końcówce rozgrywek ich forma może pójść znaczenie do góry.
Liczyć na siebie…
Pierwszym i nadrzędnym warunkiem do jakichkolwiek rozważań jest jednak własna skuteczność. Zagłębie punktujące w każdej kolejce na pewno nie będzie bez szans na zapewnienie sobie miejsca wśród czołówki. Banda Vandala zdecydowanie w tym celu musi jednak poprawić grę defensywną, bo o ile środek pola oraz skrzydłowi potrafią zagrać naprawdę ciekawie, o tyle współpraca w defensywie wciąż jest niepewna.
Grający swoje pierwsze ligowe mecze Damian Oko prezentuję się na razie poprawnie i trzeba mocno trzymać kciuki, aby podobnie do grającego przed nim Bartka Slisza nabierał animuszu i przede wszystkim pewności siebie. To samo tyczy się Bartka Kopacza. Trzeba trzymać kciuki, by każdy kolejny występ na prawej obronie był lepszy od poprzedniego. Bartek po poprzednim meczu nie ukrywał, że wciąż uczy się nowej pozycji i zbiera kolejne na niej doświadczenie.
Zmartwieniem pozostaje wciąż skuteczność Patryka Tuszyńskiego. Ustawiany na szpicy napastnik, co prawda wygrywa rywalizację z Marešem, ale jego gra, a przede wszystkim nieskuteczność, musi być sporym zmartwieniem holenderskiego szkoleniowca. Miedziowym przydałby się też alternatywny wariant ustawienia. O ile w obecnym 1-4-5-1 prezentują się nieźle, o tyle coraz więcej rywali potrafi odpowiednio się na to przygotować. Zmiana systemu, choćby na ustawienie z dwoma napastnikami sprawiłaby, że dużo trudniej byłoby rywalom przewidzieć poczynania Zagłębia.
Co słychać za lasem?
Na kilka pytań odpowiedział mi przed derbami, nasz były kolega redakcyjny Piotrek Potępa. Obecnie piszący dla serwisu 2×45.info, a prywatnie sympatyk Śląska.
Ile razy prześledziłeś już terminarz Śląska do 30 kolejki?
Piotr Potępa: Ze dwa, ale mam bardzo dobra pamięć 😉
Wyglądasz na spokojnego? Pozory, czy na zjadanie paznokci jeszcze za wcześnie?
Piotr Potępa: Za trenera Pawłowskiego podchodziłem entuzjastycznie i zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię. Tym razem nie będę popadał w skrajności, dlatego jestem spokojny i obgryzał paznokci raczej nie będę.
No to powiedz, czym ten Śląsk będzie straszył kolejnych rywali? Bo na Wiśle zagraliście dość słabo, a Zagłębie Sosnowiec jednak bardzo Wam pomogło w zdobyciu kompletu.
Piotr Potępa: Szybkością Musondy, skutecznością Robaka, na którą bardzo liczę, a której Piechowi brakuję. Liczę też, że Mączyński weźmie odpowiedzialność za grę na siebie. Wszystko jednak wymaga stabilizacji, czego w tej chwili brakuje i na co najlepszym dowodem były dwa pierwsze mecze.
Brak stabilizacji to nie najlepsza wiadomość przed derbami, choć te — jak wiemy — czasem bywają przewrotne. Zapytam inaczej. Kiedy rozmawiamy, Miedź prowadzi (ostatecznie wygrała) swój mecz z Płockiem i tak się zastanawiam, które derby będą dla Was ważniejsze? Te z Zagłębiem, czy może z Legnicą?
Piotr Potępa: To ja odpowiem tak. Poziom ważności derbów z Miedzią będzie zależny od wyniku derbów z Zagłębiem 😉 Na tę chwilę najważniejszy jest jutrzejszy mecz, który trzeba wygrać.
Zagłębie zaczęło dobrze. Całkiem nieźle zagrali w Poznaniu, Miedź też niewiele była w stanie nam zrobić. Widziałeś te mecze?
Piotr Potępa: Widziałem prezenty, jakie dostaliście od bramkarza Miedzi. Bramkarz Śląska raczej nie będzie tak szczodry.
Napisałem po 10 minutach Waszego meczu w Sosnowcu, że takiego Śląska na derbach się spodziewam. Piana, agresja, wysoki doskok i presja non stop. Też tak to widzisz? Czy jednak bardziej spodziewasz się partii szachów i zimnej kalkulacji, że jeden punkt też będzie cenny i Śląsk poszuka raczej gry z „konterki”?
Piotr Potępa: Lavička w rozmowie ze mną (tutaj) mówił, że zawsze chce wygrywać. Nie sądzę więc, że schowa się za podwójną gardą. Tym bardziej że to nie jest zwykły mecz. To są Derby.
Kogo obawiasz się z naszej strony najbardziej? Starzyński, Pawłowski, Bohar?
Piotr Potępa: Figo jest w niezłej formie. Do tego warto zwrócić uwagę na młodych wilczków np. Slisza. Jeśli zagra, to też może być zagrożeniem.
Nasi kibice zostają „za lasem”, czyli znów derby bez kibiców gości. To jest jakikolwiek plus dla Was, jakakolwiek przewaga? Czy może wolałbyś, aby nasi kibice się pojawili, aby posłuchać „zróżnicowanych pieśni kibicowskich” (mówiąc delikatnie)?
Piotr Potępa: Derby zawsze będą miały lepszą atmosferę, jeśli na trybunach będą kibice obu drużyn. Zresztą nie tylko Derby. Każdy mecz powinien być oglądany przez kibiców obu drużyn. Zakazy niczego nie dawały, nie dają i dawać nie będą, a co za tym idzie, rozdawanie ich jest bez sensu.
Zagłębie kalkulacji
„Umiesz liczyć, licz na siebie” mówi stare porzekadło. Nic więc dziwnego, że w zasadzie połowie drużyn w lidze trwają właśnie gorączkowe wyliczenia, ile punktów będzie tym razem koniecznych do załapania się do górnej ósemki. Kalkulowany jest w zasadzie każdy element, który będzie miał wpływ na ostateczny rezultat. Jedni prowadzą intensywne poszukiwania piłkarzy. Inni dokładnie wyliczają ewentualne korzyści idące za zajęciem poszczególnych miejsc, aby określić czy warto dodatkowo motywować piłkarzy i jeśli tak to w jakiej wysokości.
W Lubinie taka kalkulacja odbyła się już wcześniej. Do równania bowiem dołożono jeszcze obsadę funkcji trenera, która ostatecznie objął Ben Van Dael. Zagłębie na szczęście (dla włodarzy też) wystartowało dobrze. Pewnie ma wpływ na to, iż nie słychać, aby nerwowo poszukiwali na rynku transferowym wzmocnień. Jeśli więc uda wygrać się derby, ostatni mecz przed zamknięciem okienka, mogą dojść do wniosku, że obecna kadra wystarczy do zapewnienia klubowi celu, jakim jest awans do górnej ósemki.
Na pierwszy rzut oka wariant dość mocno ryzykowny, ale… „Kto nie ryzykuje, nie pije szampana”.

2 Comments
Leave a Reply
Anuluj pisanie odpowiedzi
Musisz zobaczyć
Pingback: Zagłębie walki | WATCH EKSTRAKLASA
Pingback: Cel uświęca środki? | Zagłębie Lubin | WATCH EKSTRAKLASA