Nie potrafię powiedzieć Wam co stało się z Zagłębiem od meczu w Szczecinie. Prawda jest jednak taka, że trzy kolejne spotkania od tamtego czasu w wykonaniu Miedzowych najlepszą reklamą ekstraklasy nie są. Co prawda więcej w tym zasług przeciwników — kolejno Arki, Wisły Płock, Górnika — które w piłkę z Zagłębiem grać nie chciały, ale sami przyznacie, że marne to pocieszenie. Jeśli chcemy się kiedyś liczyć w tej lidze, właśnie w takich meczach musimy umieć udowadniać swoją wyższość.
Matras? Nie widzę problemu
Po takim meczu łatwo jest się zżymać na włodarzy klubu, którzy w umowie wypożyczenia Mateusza nie zastrzegli w niej zakazu jego występu przeciwko Zagłębiu. Jest to przecież klauzula dość powszechnie stosowana przez wiele klubów tak u nas w kraju, jak i w ligach zachodnich.
Tylko że jest to w mojej opinii zupełnie pozbawione sensu. Byłoby to bowiem szukanie problemu tam gdzie go nie ma. Bo cóż winien jest popularny Matrix temu, iż przyszło mu grać obecnie na wygnaniu wypożyczeniu. Decyzje podjęto w pionie sportowym z pewnością po uprzedniej konsultacji z trenerem. A skoro uznano gremialnie, że jego usługi nie będą nam na wiosnę potrzebne to decyzja o jego wypożyczeniu była tego naturalną konsekwencją.
Oczywiście zaraz pojawi się stary jak świat argument, iż jego dobry występ (a jak się okazało nawet bramka) może Zagłębiu zaszkodzić. Prawdę mówiąc, zupełnie tego nie kupuje. Głównie dlatego, że jakoś zupełnie do mnie nie przemawia, że ktoś, kto nie ma szans załapać się u nas nawet do szerokiej kadry jest aż tak dobry, że trzeba się go jakoś specjalnie obawiać. A skoro nie jest, to nie ma różnicy czy na boisku zagra on, czy ktoś inny.
Klątwa faworyta
Początek rundy w wykonaniu Zagłębia był obiecujący. Mimo że terminarz wydawał się trudny piłkarze Van Dael’a dość sprawnie radzili sobie z kolejnymi rywalami, jedyną wpadkę zaliczając w derbowym meczu ze Śląskiem. Chwilę później przyszło jednak zwycięstwo w dobrym stylu z Pogonią i znów wiara w to, że na wiosnę Zagłębie kibicom dostarczy jeszcze masę radości wróciła jak bumerang. Szczególnie że następne mecze miały być już teoretycznie łatwiejsze.
Rola faworyta zupełnie nam jednak nie leży. Gdy tylko musimy rozgrywać atak pozycyjny, nasza siła rażenia topnieje drastycznie i liczyć musimy na indywidualne zrywy. To chyba w tej chwili największa bolączka Zagłębia. Gdy rywal nie wykazuje zbyt wielkich chęci do atakowania i szuka swoich szans jedynie w kontrach czy stałych fragmentach gry bywamy bezradni. Spotkanie z Górnikiem to idealny tego przykład. Po meczu podkreślał to zresztą Filip Jagiełło: „Wydaje mi się, że każdy w tej lidze ma tak, że jeśli jeden zespół tylko się broni, to ciężko coś zrobić”.
Ciężko mu racji nie przyznać. Ustawiona bardzo głęboko obrona Górnika dość dobrze radziła sobie z wybijaniem z rytmu szukającego przestrzeni Zagłębia. Pod nieobecność najlepszego ostatnio w naszych szeregach Damiana Bohara wróciliśmy nawet do grania z wahadłowymi, ale mimo iż obaj starali się jak mogli nie przynosiło to oczekiwanych rezultatów. Starał się też szarpać Pawłowski, ale zwyczajnie mu ostatnio nie idzie, a jak juz wyszło, to na linii strzału pojawił sie Mareš i sędzia słusznie odgwizdał spalonego.
Zagłębie zmartwień
W Lubinie powodów do zmartwień nie brakuje. Skuteczność naszych napastników pozostawia wiele do życzenia. Co prawda zespół wciąż punktuje — mniej lub bardziej szczęśliwie — ale styl, w jakim to ostatnio robi też nie napawa wielkim optymizmem. Tak samo, jak frekwencja, która wczoraj znów zbliżyła się do poziomu, który do ekstraklasy pasuje niczym pięść do nosa. Na wszystko można oczywiście znaleźć jakieś usprawiedliwienie tylko czy o to w tym naprawdę chodzi?
Najbardziej chyba jednak martwi obojętność, z jaką coraz więcej kibiców podchodzi do Zagłębia. Wczoraj przed meczem została postawiona teza, że może najnormalniej piłka nożna kibicom w Lubinie już bardzo mocno spowszedniała i nie robi na nikim większego wrażenia. Nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na tak postawione zagadnienie, ale juz sam fakt, że postawiła ja osoba naprawdę dobrze Zagłębiu życząca, daje wiele do myślenia.
Przed startem wiosennego grania napisałem, że nam kibicom do końca tego sezonu potrzeba będzie naprawdę dużo cierpliwości i na razie tego będę sie trzymał. A potem? Potem się zobaczy.