Jeżeli myśleliście, że ten wtorek i ta środa upłyną wam pod znakiem nudy, deszczu i ogólnego siedzenia na tyłku w domu, to jesteście w błędzie. Już dziś zaczynają się kolejne poważne rozgrywki. Puchar Polski. Brzmi dumnie. Lecz, żeby ta duma długo unosiła się w powietrzu trzeba go potraktować bardzo poważnie. Miejsca na błędy tutaj nie ma.
Niedobrana para
Dla kibiców Wisły Kraków jest to kolejna droga krzyżowa, którą trzeba przeboleć i po prostu odbyć. Każdy fan krakowskiego klubu zdaje sobie świetnie sprawę z tego, że na tym etapie nie ma słabych drużyn. Nie, no dobra. Umówmy się. W Polsce każda drużyna jest słaba, chyba że musi grać z Wisłą Kraków w Pucharze Polski. Wtedy piłkarze drużyny przeciwnej jadą na dopingu, jakim jest wiadro witamin i zazwyczaj wyrzucają Wisłę z rozgrywek już na samym początku. „Biała Gwiazda” ostatni raz w Pucharze Polski rozegrała więcej niż dwa spotkania w sezonie 2016/2017. Trochę już minęło od tego, więc czas najwyższy podejść do kolejnego meczu na poważnie, bo nikt z kibiców nie wyobraża sobie, że znów te rozgrywki zostaną odpuszczone.
Po kompromitacji w meczu z Lechem Poznań (0:5) największą rolę w rehabilitacji sportowej i mentalnej muszą dokonać sami piłkarze i trener Wisły Kraków. Nie ma co pisać banałów, że trzeba wyciągnąć wnioski, przeprowadzić analizę, albo – że skupiamy się na kolejnym spotkaniu. Wisła potrzebuje tego zwycięstwa, bo potrzebują jej kibice, którzy chcą w końcu pojechać na stadion narodowy lub inny obiekt i popatrzeć, jak ich drużyna walczy w finale.
Stal Mielec, to zespół, który na pewno jest do pokonania. Zresztą umówmy się. W tej lidze każdy jest do ogrania. Tak wiem, że różnica 5 klas na korzyść Lecha wyrzuca mi z ręki karty z takim argumentem, jaki napisałem przed chwilą. Ale nie oszukujmy się. Szansa na awans jest spora i nie ma co tutaj wracać do meczu z sierpnia, gdzie Wisła przegrała w Mielcu 1:2.
Grać skutecznie potem pięknie
Osobiście uważam, że warto wrócić do grania prawdziwymi skrzydłowymi. Mateusz Młyński może nie robi jakiś super liczb, ale wie jak ma zachowywać się w obronie, a to jest kluczem do zwycięstwa. Myślę również, że warto sprawdzić parę w środku pola: Zhukov-El Mahdioui. Patryk Plewka zagrał dobre spotkanie z Legią, ale w ostatnim spotkaniu, jak i również w domowym pojedynku z Lechią Gdańsk miał za dużo słabszych momentów. Jestem fanem Patryka, ale jako sędzia sprawiedliwy staram się za dobre chwalić, a za złe krytykować. Krytykować, broń Boże nie mylcie tego z hejtem. Cel zmian jest jeden. Zagrać skutecznie i zwyciężyć.
Liczby i pieniądze
Liczby w futbolu mają ogromne znaczenie. Każdy zawodnik ma jakieś liczby. I nie chodzi mi tu o numerek na koszulce. Albo notujesz asysty, albo zdobywasz bramki, albo zaliczasz udane odbiory w defensywie. Skupmy się jednak na tym, co podnieca każde konto bankowe, a więc na pieniążkach. Jeśli kogoś same emocje czysto sportowe nie przekonują do powagi w Pucharze Polski, to może przekona go plik banknotów? Podobno każdy ma swoją cenę. Wróćmy jednak do nagród. Zwycięzca otrzyma 5 milionów zł. NETTO! Za sam udział w finale przegrana drużyna zgarnie 760 tysięcy polskich złotówek. Doliczmy do tego ewentualny półfinał na swoim stadionie, czyli wpływy z dnia meczowego. Mówiąc najprościej jest o co grać i jest za co zostawiać zdrowie na boisku. Pieniądze leżą na murawie wystarczy je…. wywalczyć.
Faworyta nie ma
Według mnie faworyta tych rozgrywek nie ma. Przed nami pierwsza runda i nie ma najzwyczajniej sensu mówić, że ktoś wyrośnie na lidera wyścigu, bo rozniesie przeciwnika na tym etapie 5:0 albo dlatego, że jest wysoko w lidze. Wiemy jak chimeryczne są nasze zespoły na przestrzeni całego sezonu i jak trudno utrzymać im formę przez cały rok. Dlatego tak warto przyłożyć się do tych rozgrywek. Do półfinału o wszystkim decyduje jeden mecz.