Obserwuj nas

Legia Warszawa

Hiszpański wieczór w Niecieczy

Klątwa przełamana. Legia Warszawa po bardzo słabym spotkaniu awansowała do dalszej fazy rozgrywek Fortuna Pucharu Polski. Nie od dziś wiadomo, że zespołowi ze stolicy gra się fatalnie w Niecieczy. Nie inaczej było tym razem. Dopiero po dogrywce zespół Kosty Runjaicia mógł cieszyć się z awansu. Gospodarze nie postawili nie wiadomo jakiej poprzeczki, to znów goście sami prosili się o stratę bramki. Jednak ponownie Legia pokazała determinację i chęć zwycięstwa do samego końca. Zapraszam na krótki komentarz po meczu w  Niecieczy.

 

Klątwa Bruk-Betu

Pomimo tego, że na przestrzeni lat wielu zawodników przewinęło się przez Legię Warszawa. To żaden nie zaznał smaku zwycięstwa na obiekcie oddalonym o kilkaset kilometrów w Żabnie. Aż trudno w to uwierzyć, ale we wszystkich rozgrywkach do dnia 30.08.2022, nie wygrała żadnego spotkania rozgrywanego na tym właśnie stadionie. Termalica była świadoma tego, że historia lubi się powtarzać i mogli uprzykrzyć życie byłym mistrzom Polski. Przecież wyeliminowanie na tym etapie Legii Warszawa to byłaby totalna klapa i kompromitacja dla tego zespołu. Zwłaszcza, że Termalica występuje w dalszym ciągu na zapleczu PKO Ekstraklasy.

https://twitter.com/LegiaWarszawa/status/1564663007296241665

Trener Kosta Runjaić dokonał kilku zmian przed meczem. Przede wszystkim dał odpocząć Tobiaszowi, Josue oraz Jędrzejczykowi, którzy stanowią trzon zespołu z Warszawy. Swoją szansę otrzymali chociażby Ribeiro, czy Miszta, którzy nie są pewni regularnej gry. Dodatkowo niemiecki szkoleniowiec chciał być także przygotowany na zagranie wariantu z dwoma napastnikami. Był fragment gry, gdzie Muci ze środkowego, najbardziej usposobionego ofensywnie, pomocnika stawiał się partnerem w ataku Carlitosa. Carlitosa, który… No właśnie… Pokazał, czemu Warszawa tak bardzo tęskniła za jego nietuzinkowością…

https://twitter.com/Andrzej_Cala/status/1564719006296248321

 

Golleador z Panathinaikosu

Już od pierwszego rozegranego spotkania Carlitos wniósł w Legii ożywienie, które dodało drużynie skrzydeł i wiarę w swoje umiejętności. W Mielcu zdołał wziąć ciężar gry na siebie i zdobyć arcyważną bramkę w kontekście całego spotkania. W Niecieczy ponownie pokazał, że do Warszawy nie przybył by odcinać kupony na starość. Hiszpan dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Przy pierwszej bramce wykorzystał kryminał w wykonaniu obrońcy Termaliki, a przy drugiej świetnie zachował zimną krew i w końcówce spotkania zapewnił awans gościom do kolejnej rundy. To nie był fenomenalny mecz z jego strony. Jednak był do bólu skuteczny. I to się liczy. W końcówce spotkania wykorzystał dobre dośrodkowanie z rzutu wolnego z głębi pola od Josue.

https://twitter.com/rosohaoss/status/1564684614576361475

https://twitter.com/Daniel_Heheszky/status/1564683972902354945

Niektórzy mieli obawy co do formy fizycznej Hiszpana po powrocie do Warszawy. Jednak od samego początku sam zawodnik twierdził, że jest gotowy do gry. I z meczu na mecz udowadnia swoją wartość dla drużyny. Nawet w beznadziejnych momentach potrafi podnieść na duchu swoją jedną indywidualną akcją lub po prostu „jest tam gdzie powinien”. Jednak cytując słynne słowa reklamy Biedronki „sam meczu nie wygrasz”, tak było i tym razem…

 

Dokładność, dokładność, dokładność

Legia wręcz wzorowo rozpoczęła spotkanie od szybko strzelonej bramki przez wcześniej wspomnianego Hiszpana. Jednak mecz w Niecieczy był idealnym przykładem, jak nie postępować, gdy wychodzi się na jednobramkowe prowadzenie. Goście nie wyglądali przekonywująco w swoich atakach. To był istny festiwal niedokładności. Nawet, gdy adresat nie był specjalnie oddalony od podającego piłka zazwyczaj trafiała pod nogi  gospodarzy. Gospodarzy, którzy nie pokazali niczego specjalnego. Ich akcje ofensywne to głównie błędy indywidualne zawodników Legii.

https://twitter.com/MrPrzem/status/1564726235355291648

Ba! Nawet Legia zdobyła drugą bramkę w pierwszej części spotkania. Arbiter główny tego spotkania Jarosław Przybył niedopatrzył się ewidentnego spalonego. Dopiero po konsultacji z zespołem VAR anulował bramkę dla gości. O samym sędziowaniu Pana Przybyła będzie nieco później… Jednak przy tej akcji naprawdę warto pochwalić zachowanie Makany Baku, który nie uderzał a podniósł głowę i znalazł lepiej ustawionego Pawła Wszołka. Skrzydłowy Legii oczywiście skierował piłkę do siatki, ale nie miało to żadnego wpływu na końcowy wynik. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o dobre akcje skrzydłowych w tym meczu…

***

Jednak „fantastyczną” akcją popisał się w końcówce pierwszej połowy Lindsay Rose, który mało co nie wyleciał z boiska. Sędzia Jarosław Przybył oczywiście pokazał czerwony kartonik. Jednak ponownie po konsultacji z VARem zdecydował się anulować swoją karę i wlepić tylko żółtą kartkę. Nie zmienia to faktu, że znów Rose udowodnił, że nie potrafi utrzymywać koncentracji przez całe spotkanie. Środkowy obrońca Legii jest zbyt elektryczny, jak na swoją nominalną pozycję. Jestem pewien, że po tym spotkaniu stoper Legii będzie czwartym wyborem trenera Runjaicia. Mógł poprawić swoją sytuację, pokazać się z dobrej strony, a wyszło na odwrót…

 

Cecha charakterystyczna? Walka do końca

Gdyby ktoś zapytał się jaka jest charakterystyczna cecha w grze Legii Warszawa, po długim zastanowieniu odpowiedziałbym, że jednak walka do końca. Po raz kolejny Legia dzięki swojej determinacji przepchnęła awans na niewygodnym dla nich terenie. Pomimo prowadzenia 2:1 przez gospodarzy, podopieczni trenera Runjaicia w brzydkim stylu, ale potrafili wyjść z bagna. Duża w tym zasługa najlepszego zawodnika meczu – Carlitosa. Jednak jako całokształt wyglądali bardzo słabo.

Chyba najbardziej zawiódł Bartosz Kapustka, który wyszedł na mecz w Niecieczy z opaska kapitana na ramieniu. Środkowy pomocnik ponownie rozegrał przeciętne, jak nie słabe spotkanie. Prócz jednego podania w 7. minucie spotkania, nie było go stać na więcej. Nie przyspieszał akcji ofensywnych w odpowiednich momentach, a same podania pozostawały wiele do życzenia. Również bardzo słabo i chyba na największą naganę zasługują skrzydłowi Legii Warszawa. W piątkowy wieczór po prostu byli nieobecni. Rzadko można było ich zobaczyć w dobrze prosperujących akcjach ofensywnych. Na dodatek Paweł Wszołek zmarnował dobra okazję w dogrywce, gdzie mógł zamknąć całe spotkanie.

***

Kolejnym minusem był również występ Ernesta Muciego. W środku pola? Nieobecny. W linii ataku? Nieskuteczny. Drugi po Pawle Wszołku zawodnik, który niesamowicie raził nieskutecznością we wtorkowy wieczór. Albańczyk pomimo wsparcia Carlitosa nie odnajdywał się na boisku. Jego decyzyjność bardzo szwankowała i byłem zdziwiony, czemu dopiero w dogrywce trener zdecydował się zdjąć go z boiska. Przy obecnej formie Carlitosa, Muci może pożegnać się na dłuższy okres z grą na pozycji numeru „9”. Zdecydowanie brakuje stabilności formy w warszawskiej drużynie u niektórych zawodników. Albańczyk zaczął sezon bardzo dobrze, lecz zbliża się do niego równia pochyła, która zwiastuje bardzo słabe loty. Analogiczna sytuacja ma się z Pawłem Wszołkiem. Skrzydłowy Legii tak naprawdę nie ma zbytnio konkurencji w zespole, więc jest oczywistym wyborem dla trenera Runjaicia.

 

Minusy pomeczowe – Muci, Wszołek, Baku, Kapustka, Rose

Plusy – Carlitos, walka do końca

https://twitter.com/safek23/status/1564878726084673536

 

Panie Przybył, czy leci z nami pilot?

Na koniec trochę o sędziowaniu Pana Jarosława Przybyła, który był głównym arbitrem wtorkowego spotkania. Sędzia z Kluczborka słynie z różnych sytuacji kontrowersyjnych, jeśli chodzi o jego decyzję. Wiadomo każdy sędzia ma coś za uszami. Jednak nie można mylić się w takich oczywistych sytuacjach, gdzie wszystko kolokwialnie mówiąc jest podane jak na dłoni. Mowa tu o sytuacji ze spalonym Makany Baku. Sędzia liniowy jest idealnie ustawiony, czemu nie podnosi chorągiewki? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi…

I o ile w tym przypadku pretensje można mieć do asystenta, to z kolei w kolejnych przypadkach po prostu nie da się tego wytłumaczyć. Pierwsza to wspomniana wcześnie sytuacja z Rose, gdzie arbiter zdecydowanie biegnie w kierunku zawodnika gości i wyciąga czerwony kartonik. Od razu w mediach społecznościowych zawrzało wśród kibiców Legii. Owszem stoper warszawskiego zespołu zachował się źle, ale to nie było przewinienie na wykluczenie z tego spotkania. Ponownie arbitrowi głównemu pomógł wóz VAR. Druga sytuacja to sprawa z dogrywki, gdzie Yuri Ribeiro został bezpardonowo kopnięty przez Michala Hubinka. Co zrobił główny arbieter? Nakazał grać dalej i gdyby nie informacja z VARu prawdopodobnie zobaczylibyśmy rzuty karne. Strach pomyśleć co byłoby gdyby na ten mecz nie zostałby przydzielony wóz VAR….

***

Kiedy już wszyscy myśleli, że nie może być gorzej to Pan Przybył postanowił po raz kolejny popełnić błąd. Jednak tym razem nawet jego asystenci z wozu VAR nie pomogli w tej sytuacji . Czy przysnęli? Czy odjechali? Tego nie wie nikt. Mowa tu dokładnej o sytuacji, w której Pan sędzia „nagradza” Tekijaškiego dwoma żółtymi kartonikami, a ten… pozostaje nadal na boisku! Z relacji portalu 90minut.pl wynika, że arbiter dopiero po spotkaniu (!) ukarał zawodnika gospodarzy czerwoną kartką, a sam zawodnik rozegrał końcówkę meczu, jak gdyby nigdy nic… Na całe szczęście nie zaważyło to na końcowym wyniku. Jednak takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Zwłaszcza, że do dsypozycji jest wóz VAR, który może szybko poprawić błędną identyfikację zawodników. Halo? Czy leci z nami pilot w tym samolocie sędziów?

https://twitter.com/majkeI1999/status/1564722743958032386

https://twitter.com/Tulismanore1/status/1564726595126001679

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement

Musisz zobaczyć

Zobacz więcej Legia Warszawa