
Choć Górnik Łęczna pożegnał się z Ekstraklasą w maju, to w środę znów gościł u siebie klub z Ekstraklasy. W ramach Fortuna Pucharu Polski Duma Lubelszczyzny podejmowała u siebie Koronę Kielce. Zielono-Czarni wygrali 1:0 i zameldowali się w 1/8 finału Pucharu Polski.
Słowem wstępu
Wszyscy kibice liczyli, że ponownie zobaczą w Łęcznej Bartosza Śpiączkę. Niestety popularny „Śpiona” nie mógł wystąpić w tym spotkaniu. Powód może być lekko zaskakujący. Napastnik nie jest kontuzjowany, ale niedawno miał zabieg laryngologiczny po którym nie może obecnie grać. W pierwszym składzie gospodarzy wystąpiło za to dwóch zawodników, którzy w przeszłości grali w Kielcach. Chodzi oczywiście o Macieja Gostomskiego i Daniela Dziwniela.
Zielono-Czarni ostatnio w lidze radzili sobie całkiem nieźle. W tym sezonie na własnym boisku Górnicy przegrali tylko raz. Dzięki dobrej postawie w ostatnich spotkaniach podopieczni Marcina Prasoła wydostali się ze strefy spadkowej . Wszystko wskazuje na to, że w Łęcznej zmierza ku lepszemu. Korona ostatnio notuje serię meczów bez zwycięstwa, przez co znalazła się w strefie spadkowej. Złocisto-Krwiści mieli więc nadzieję, że w Łęcznej powrócą na właściwe tory.
Korona gra w Ekstraklasie?
Od początku meczu dłużej przy piłce utrzymywał się Górnik. W 4. minucie Szymon Lewkot podał górą do wbiegającego w pole karne Damiana Zbozienia. Boczny obrońca mógł uderzać na bramkę, ale chciał jeszcze zgrać do Sergieja Krykuna. Piłkę wybili jednak obrońcy Korony. Na kolejną ciekawą akcję ze strony gospodarzy trzeba było czekać do 16. minuty. Wtedy to, Patryk Pierzak pięknie dośrodkował z prawej strony, ale Karol Podliński nie zdołał doskoczyć do piłki i oddać strzału. Po chwili z dystansu huknął Krykun. Strzał Ukraińca zablokowali zawodnicy przyjezdnych, lecz Górnicy mieli rzut rożny. Po tym stałym fragmencie bardzo blisko gola był Marcin Biernat. Stoper trafił jednak tylko w słupek. Korona została stłamszona przez łęcznian i kwestią czasu wydawała się gol dla Zielono-Czarnych. W 20. minucie Karol Podliński podał na wolne pole do Pierzaka. Młodzieżowiec uderzył z ostrego konta, ale piłka przeleciała obok bramki.
Trener Leszek Ojrzyński wychodził z siebie, ale jego zespół nadal miał problemy z wyjściem z własnej połowy. Wyglądało to tak jakby przyjezdnym wcale nie zależało na zwycięstwie. Zielono-Czarni bardzo często gościli pod bramką Korony, ale przed przerwą nie zdobyli bramki. Po pierwszej połowie nie było widać tego, który zespół jest w Ekstraklasie, a który w 1. lidze.
Antyfutbol po przerwie
W pierwszych minutach po przerwie dużo było gry w środku pola. Złocisto-Krwiści dłużej utrzymywali się przy piłce. Jednak zawodnicy Korony wymieniali między sobą miliony podań z których nic nie wynikało. Górnicy groźnie zaatakowali dopiero w 58. minucie. Pierzak pięknie dośrodkował wprost na głowę Viktora Lykhovydko, lecz piłka po strzale Ukraińca zatrzymała się na poprzeczce.
Minuty mijały, a na boisku działo się niewiele. W 70. minucie groźnie było pod bramką Górnika. Jakub Łukowski głęboko dośrodkował z rzutu wolnego, ale Damian Zbozień wybił piłkę na rzut rożny. Mało tego wybił ją na dach usytuowanej obok stadionu hali sportowej. Kilka minut wcześniej jeden z zawodników Korony również wybił piłkę na dach hali. Tak więc mieliśmy więcej piłek na dachu niż w bramce. Korona przebudziła się pomiędzy 70. a 80. minutą. W 79. minucie na uderzenie z dystansu zdecydował się Jacek Podgórski, lecz nie trafił nawet w bramkę. Minutę później w podobnej sytuacji był zawodnik Górnika. Dawid Tkacz miał czas i miejsce, uderzył nawet ładnie, tyle tylko, że trafił w kolegę z drużyny.
Bramka dopiero w końcówce
Ofensywa Górnika ożywiła się po wejściu na boisko Huberta Sobola. W 86. minucie Damian Gąska pięknie podał właśnie do Sobola. Napastnik musiał tylko dobiec do piłki, minąć bramkarza i umieścić ją w bramce. Niestety golkiper zdołał go uprzedzić. Po chwili stuprocentową sytuację mieli przyjezdni. Yauheni Shykauka nie zdołał jej jednak wykorzystać. W 89. minucie kibice zgromadzeni na stadionie wreszcie zobaczyli gola. Krykun pomknął lewą stronę i wystawił ją Sobolowi. Młody snajper dopełnił formalności i w Łęcznej było 1:0. Minutę później powinno być 2:0. Damian Gąska znalazł się w akcji sam na sam z Marcelim Zapytowskim, ale bramkarz gości zdołał wybić piłkę na rzut rożny. Gąska mógł zamknąć mecz również w doliczonym czasie gry. Bramka była niemalże pusta, golkiper Korony leżał, ale pomocnik Górnika uderzył wprost w niego. Nie miało to już wielkiego znaczenia, ponieważ po chwili sędzia zakończył spotkanie.
Korona zagrała tak jak w ostatnich meczach w Ekstraklasie czyli fatalnie. Mecz wygrała drużyna zdecydowanie lepsza i przede wszystkim ekipa, która chciała odnieść zwycięstwo. Goście praktycznie przez cały mecz nie potrafili zagrozić Górnikowi. Zielono-Czarni mogli ten mecz wygrać zdecydowanie wyżej, ale w końcówce zabrakło im skuteczności. Trener Prasoł chyba wreszcie zdołał zbudować zespół, który ładnie gra w piłkę i potrafi wygrać z każdym. Górnicy potrafią długo utrzymywać się przy piłce i stwarzać sobie okazje bramkowe. Tego brakowało na początku obecnego sezonu. Wszystko wskazuje na to, że w Łęcznej, choć w najbliższym czasie podają deszcz, ponownie zaświeciło słońce.
Jeśli chodzi o Puchar Polski, to Górnik pozna rywala w 1/8 finału w najbliższy piątek. Być może ponownie będzie to rywal z Ekstraklasy. Zarówno kibice jak i piłkarze nie mieliby nic przeciwko. Na pewno nie będzie to tak słaby rywal jak Korona.
Pasjonat polskiego sportu, zwłaszcza piłkarskiej Ekstraklasy.
