Obserwuj nas

Legia Warszawa

Deja Vu w Lubinie

Tydzień temu Legia Warszawa podejmowała Koronę Kielce na własnym stadionie. Do ostatniej minuty były mistrz Polski musiał drżeć o końcowy wynik. Nie inaczej było w spotkaniu rozgrywanym w mroźnym Lubinie. Gospodarze pomimo tego, że nie pokazali galaktycznego futbolu, to byli o krok od doprowadzenia do remisu i urwania punktów Legii. Sytuacja została uratowana i to komplet punktów powędrował do stolicy Polski. Czy Legia wyciągnęła wnioski z zeszłotygodniowego zwycięstwa? Kto zawiódł, a kto zachwycił? Czy mistrzostwo jest w zasięgu?

Spokój i determinacja

Spotkanie w Lubinie na należało do spektakularnych, gdzie po 90 minutach kibice oglądający to widowisko mogliby powiedzieć, że zapisało się na kartach historii futbolu. Jednak, jeśli chodzi o zapisanie się w historii Legii Warszawa – dopisał się młody pomocnik Igor Strzałek. Absolwent akademii warszawskiego klubu po raz pierwszy wystąpił od pierwszej minuty za zawieszonego za kartki Bartosza Kapustkę. I naprawdę wyglądał całkiem nieźle. Przede wszystkim nie przestraszył się gry od pierwszej minuty, ani grania na jeden kontakt. Na duży plus u niego zasłużyło ciągła chęć otrzymania piłki. Strzałek umiejętnie poruszał się pomiędzy rywalami, tak aby znaleźć skrawek wolnego miejsca, aby przyjąć futbolówkę. Co prawda grał bezpieczne piłki, ale nie bał się również uruchomić kilka piłek uruchamiających ofensywne piętro Legii Warszawa.

– Bardzo lubię Igora Strzałka. To młody piłkarz, ale gra jak zawodnik bardzo doświadczony. W ostatnim czasie był w bardzo dobrej formie, pokazywał to na treningach. Swoją postawą zasłużył na szansę. Dzisiaj pojawił się w składzie pod nieobecność Bartosza Kapustki. To była dla nas normalna decyzja. Uważam, że wykonał bardzo dobrą pracę i nie był nerwowy. Jestem dumny z progresu, który poczynił Igor. Dzisiaj postawiliśmy na wielu młodych zawodników. Nasz skład był bardzo ofensywny. To zadziałało. Moi piłkarze bardzo dobrze rozumieli się na boisku. Zespół był bardzo zbalansowany. Każdy rozegrał dzisiaj dobre spotkanie. – powiedział Kosta Runjaić zapytany o Igora Strzałka po spotkaniu z Zagłębiem Lubin.

Legię w spotkaniu z Zagłębiem znów definiował spokój oraz wytrwałość w dążeniu do zdobycia otwierającej bramki. Goście starali się konsekwentnie rozgrywać piłkę od tyłu za pomocą Kacpra Tobiasza, a goście… liczyli na jeden dogodny kontratak, który mógł zakończyć się bramką chociażby za sprawą Kacpra Chodyny. Jednak Legia po raz kolejny udowodniła, że coraz częściej korzysta z prezentów rywali. I tak świetne podanie z własnej połowy w kierunku bramki Buricia wykonał Portugalczyk Josue. Kapitan stołecznej ekipy posłał „ciętą różę”, z którą koszmarnie poradzili sobie obrońcy Zagłębia Lubin. Podobno Aleks Ławniczak nadal pozostaje na karuzeli  bez trzymanki. Skąd takie określenie? Wszołek po zagraniu zachował się jak istny profesor -> ręka przed przeciwnika -> wygrana pozycja -> zawinięcie na zamach i oddanie strzału po dłuższym słupku. Skrzydłowy miał lekkie tytułowe deja vu, ponieważ to właśnie w Lubinie w zeszłym sezonie zdobył swoją bramkę po powrocie do Legii Warszawa.

https://twitter.com/LegiaWarszawa/status/1621994674654257153

***

Kuriozalne było to co działo się po strzelonej bramce Wszołka. Sędziowie z wozu VAR analizowali bardzo długo sytuację starcia legionisty z Ławniczakiem doszukując się jakiegokolwiek faulu. Naprawdę? Polscy sędziowie tracą czas na boisku, aby rozłożyć na czynniki pierwsze oczywistą sytuację. Osobiście dla mnie jest to kuriozum. Zwłaszcza, że głównym sędzią VAR wyznaczonym na to spotkanie był Bartosz Frankowski, który krótko mówiąc ma bardzo duże problemy z podjęciem prawidłowych decyzji podczas spotkań PKO Ekstraklasy.

– Graliśmy bardzo dobrze piłką, podobnie jak miało to miejsce w spotkaniu z Koroną. W pierwszej połowie spotkania kompletnie zdominowaliśmy rywala. Na początku drugiej połowy zdobyliśmy bramkę, ale później oddaliśmy pole naszym rywalom. Zagłębie podjęło większe ryzyko, a walka toczyła się do samego końca. W mojej opinii Zagłębie to bardzo dobra drużyna i o tym trzeba pamiętać. Jestem szczęśliwy z tego zwycięstwa. Za nami bardzo trudny i wymagający mecz. Miałem okazję spojrzeć na parametry po tym spotkaniu. Rywalizacja odbywała się na bardzo dużej intensywności. Zespół przebiegł dużo kilometrów, wykonał dużo sprintów. Koniec końców najważniejsze jest zwycięstwo i z tego się cieszę.  – wspomniał na konferencji pomeczowej trener gości Kosta Runjaić.

 

Deja Vu

Nie ma co ukrywać, że przez pierwsze 45 minut Legia Warszawa miała cały mecz pod swoją kontrolą. Rozgrywanie piłki, okazje bramkowe, dochodzenie do sytuacji oraz brak klarownych okazji zespołu gospodarzy. Znajome prawda? Identyczna sytuacja miała miejsce tydzień temu w meczu z Koroną Kielce, kiedy to przeciętny kibic rzucił swoje zaklęcie: „Przecież tu nic nie może się złego wydarzyć”. Faktycznie nie wydarzyło się, a przynajmniej do 60. minuty spotkania. Legia świetnie weszła w drugą część spotkania podwyższając wynik za sprawą Albańskiego napastnika Ernesta Muciego. Kolejną asystę przy dograniu z rzutu wolnego zaliczył Josue, a reprezentant Albanii musnął futbolówkę, dzięki czemu ta trafiła prosto do siatki bramki strzeżonej przez Jasmina Buricia.

Ktoś powie, że wszystko fajnie. Maszyna naoliwiona, dwie bramki przewagi, na pewno wyciągnęli wniosku z przed tygodnia. No nie do końca… Jako, że w Polsce coraz popularniejsza staje się numerologia – dokładnie w tej samej minuty goście z Warszawy stracili bramkę w meczu z Koroną Kielce. Tym razem zbyt dużo miejsca Łukaszowi Łakomemu (wychowankowi Akademii Legii Warszawa) zostawił Bartosz Slisz, ten przełożył futbolówkę na prawą nogę i oddał strzał. Uderzenie okazało się na tyle precyzyjne i dostało tak dziwnej rotacji, że Kacper Tobiasz mógł wymieniać piłkę z siatki.

 

Nowy kontrakt dla Josue?

Nie ma co się dziwić, ale po raz kolejny miano najlepszego zawodnika Legii Warszawa otrzymał Josue. Portugalczyk zaliczył dwie asysty i był istnym metronomem warszawskiego zespołu. Czy jest w ogóle sens rozmawiać o nowym kontrakcie dla tego piłkarza? Zdecydowanie moim zdaniem trzeba się pozbyć takich zawodników jak Kharatin. Ukrainiec przychodził za ogromne pieniądze, pobiera pensję, a na boisku co najwyżej możemy zobaczyć go na rozgrzewce. Doceniajmy tych, którzy na to zasługują. Dodatkowo warto pochwalić Pawła Wszołka, który przy sytuacji bramkowej zachował się jak stary wyga pola karnego – ręka przed przeciwnika (wygrana pozycja), zwód na zamach i strzał na dalszy oddalony słupej Bośniackiego bramkarza. Troszeczkę cichym bohaterem moim zdaniem byli Bartosz Slisz oraz Maik Nawrocki.

Pierwszy ma zadania gościa od brudnej roboty, przez co niektórzy kibice go po prostu nie doceniają. Slisza stara się zawsze zagrywać bezpieczne piłki, jak tylko może asekuruje wchodzących w akcje ofensywne środkowych obrońców. No i właśnie, a co do środkowych obrońców to znów z bardzo dobrej strony pomimo straty bramki pokazał się Maik Nawrocki. Jego znakiem firmowym staje się odważne wyprowadzenie piłki z własnej połowy po jej przejęciu. I dalsze uczestniczenie w akcji ofensywnej dając nowe rozwiązania do akcji kombinacyjnej na połowie przeciwnika.

***

Na minus nerwowość Kacpra Tobiasza. O ile coraz bardziej jestem w stanie stwierdzić, że młody golkiper Legii wyrasta na najlepszego ostatniego zawodnika grającego nogami. O tyle wkradły się momenty nerwowości, chociażby przy rzucie rożnym w drugiej połowie. Gdzie Tobiasz wypuścił piłkę z rąk i doprowadził do niepotrzebnego ping-pongu pod własną bramką. Nie był to również dzień Macieja Rosołka. Po bardzo dobrym występie z Koroną Kielce przygasł. Nie był, aż tak aktywny, jak wymagał od niego trener. Jestem pewien, że w tej rundzie to był wypadek przy pracy. Nie najlepszą dyspozycję prezentował także Filip Mladenović. Od Serba trzeba wymagać więcej, ponieważ wiemy na jaką dobrą grę go stać. W rundzie wiosennej budzi się powoli ze snu zimowego. Miejmy nadzieję, że na kluczowe spotkania odnajdzie swoją najlepszą formę.

Godzina gry i fajrant

To było kolejne spotkanie, w którym Legia przez 60 minut prezentowała poziom, który każdy kibic warszawskiego zespołu chciałby oglądać. Pełna kontrola nad rywalem, wykorzystanie swoich atutów w postaci szeroko ustawionych wahadłowych z dodaniem kreatywnego środka pola. Widać tutaj ogromną pracę jaką włożył sztab oraz trener Kosta Runjaić. Jednak wszyscy, zarówno piłkarze jak i sztab szkoleniowy, muszą się zastanowić czemu po godzinie gry Legia się diametralnie zmienia. Nie ma już konsekwentnej zakładanej taktyki do końca spotkania. Robi się nerwówka i zaczyna się dostosowywanie poziom piłkarskim do przeciwnika. O ile z niżej notowanymi rywalami w tabeli może to wychodzić, o tyle moim zdaniem w następnych meczach trzeba wystrzec się takowych błędów.

Czy Legię stać na odrobienie strat i osiągnięcie mistrzostwa Polski? Moim zdaniem nie ma co dywagować nad odzyskaniem tytułu. Jeszcze jest za wcześnie na wszelkie kalkulację oraz patrzenie się na rywali. Legia musi się konsekwentnie skupiać na sobie i nie patrzeć na innych. Kosta Runjaić wykonuje przy Łazienkowskiej dobrą pracę, ale trzeba do tego dołożyć umiejętność koncentracji w ostatnich 30 minutach spotkania. Legia gra dobrze, ale może grać zawsze jeszcze lepiej. Ważne punkty w Lubinie, kibice mogli mieć lekkie Deja Vu z ostatniego spotkania. Jednak chyba najlepszym Deja Vu dla nich byłoby sytuacja z maja 2021 roku.

 

Oceny w skali 1-10 (wyjściowa: 5)

 

Tobiasz – 5

Wszołek –8

Nawrocki – 8

Jędrzejczyk – 6

Ribeiro – 6

Mladenović – 5

Slisz – 7

Strzałek – 7

Josue –9

Muci – 5

Rosołek – 4

 

Pekhart, Baku, Pich – grali zbyt krótko

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Legia Warszawa