Obserwuj nas

Legia Warszawa

Wyścig trwa… Do końca [KOMENTARZ ZE STADIONU]

Za nami hit 26. kolejki PKO BP Ekstraklasy pomiędzy Legią Warszawa, a Rakowem Częstochowa. Wiadomo jak w naszym kraju z takimi „hitami” bywa, zazwyczaj kończą się one jednym wielkim rozczarowaniem. Jednak w tym wypadku było inaczej. Na Łazienkowskiej w sobotni wieczór mogliśmy oglądać prawdziwą wizytówkę polskiej piłki. Gospodarze byli niemal bezbłędni i odnieśli przekonywujące zwycięstwo nad ekipą Marka Papszuna. Czy to wypadek przy pracy Rakowa? Czy kiedyś ktoś pokona Legię na Łazienkowskiej? Na te inne pytania zapraszam na tradycyjny „Komentarz ze stadionu”

 

Odcinek specjalny

Sobotnie zawody przy ul. Łazienkowskiej śmiało można określić, niczym w rajdach samochodowych, mianem odcinka specjalnego. Legia Warszawa przed spotkaniem traciła do Rakowa Częstochowa aż 9 punktów. Podopieczni Kosty Runjaicia wiedzieli, że jeśli potknie im się noga na własnym stadionie to powoli w Częstochowie mogliby otwierać szampany. Ewentualna strata 12 oczek byłaby niemożliwa do odrobienia. To nie był zwykły mecz, zwłaszcza po sromotnej porażce w Częstochowie (0:4), Legia chciała udowodnić, że nie bez przypadku chce do końca walczyć o złoty medal za mistrzostwo Polski.

https://twitter.com/watch_esa/status/1642188411439136770

***

Kiedy kierowcy rajdów samochodów wjeżdżają na odcinki specjalne zawsze dają z siebie 110%, ponieważ czas jest liczony co do 0,1 sekundy. Nie inaczej zrobili piłkarze Legii Warszawa podczas sobotniego wieczoru. Zespół Kosty Runjaicia był bardzo pewny w swoich poczynaniach, a szczególnie było to widać w pierwszej połowie. Raków wydawał się nieco przytłoczony atmosferą panującą przy Łazienkowskiej. Owszem kibice „Medalików” stawili się w licznym gronie, ale kibice z Łazienkowskiej już na rozgrzewce dopingowali swoich zawodników. Z pewnością poczuli jak ważne dla nich jest to spotkanie. Było to widać chociażby, przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy. Raków Częstochowa robił do nerwowo i zazwyczaj ograniczał się do długich podań. Natomiast gospodarze bez paniki, pod dużą presją rywala rozgrywali futbolówkę i z piłką przy nodze wjeżdżali na połowę rywala z zamiarem zagrożenia bramki Kovacevicia.

Akurat na mecz z Rakowem miejsce kontuzjowanego Nawrockiego zajął Rafał Augustyniak, który mimo tego, że grał jako centralny środkowy obrońca. To swoim zachowaniem na boisku przy rozegraniu od bramki Hładuna pełnił rolę „łącznika” obrony z pomocą. Kilka razy bardzo dobrze zgrał piłkę w tempo do boku, aby ominąć rywali. Nieraz sam odwrócił się z przeciwnikiem na plecach. Choć w drugiej połowie trzeba przyznać, że duży chaos wdarł się w szeregi gospodarzy. Po pierwszym błędzie Artura Jędrzejczyka zespół nadal próbował wychodzić z piłką od własnej bramki, ale nie robił już tego z taką pewnością, jak w pierwszych trzech kwadransach.

 

Dwie strony medalu wahadeł

Wahadłociało zawieszone w jednorodnym polu grawitacyjnym w taki sposób, że może wykonywać drgania wokół poziomej osi nieprzechodzącej przez środek ciężkości zawieszonego ciała. W mechanice wyróżnia się dwa podstawowe modele fizyczne wahadeł (via: Wikipedia). O ile w nauce, a w precyzując w mechanice wyróżnia się dwa podstawowe modele wahadeł, o tyle w piłce nożnej również wyróżnia się tyle samo modeli. Należy je podzielić na Filipa Mladenovicia i Pawła Wszołka oraz Frana Tudora i Patryka Kuna. Wiele ostatnio się mówiło, że Fran Tudor aspiruje do miana najlepszego wahadłowego Ekstraklasy, a Kuna łączono w ostatnich dniach z Legią Warszawa.

https://twitter.com/Meczykipl/status/1642092725984980992

Wahadła, z których słynie Raków Częstochowa w ogóle nie funkcjonowały jak należy. Ogromny kłopot z przesuwaniem się w obronie miał zarówno Chorwat, jak i Polak. Kiedy Legia zmieniała ciężar gry na drugą stronę boiska przy użyciu skrajnie ustawionego środkowego obrońcy, wtedy wahadłowy gości nie do końca wiedział, czy odpuścić krycie będącego przy linii Mladenovicia lub Wszołka, czy jednak zostać do końca i czekać na zagranie. W efekcie czego środkowy obrońca Legii mógł na spokojnie zdobywać teren piłką i kontynuować akcję ofensywną. Dodatkowo u gości szwankowało również ustawienie we własnym polu karnym, gdzie ta współpraca na bokach nie istniała. Piękny przykład mieliśmy przy trzeciej bramce gospodarzy, gdzie Patryk Kun był w zupełnie innym miejscu na boisku, a za niego nie było kompetentnego gracza, który przeszkodziłby w strzeleniu bramki Pawłowi przypieczętowującej zwycięstwo.

https://twitter.com/mRokuszewski/status/1642210777653297154

***

Natomiast w Legii wahadła z obu stron chodziły po profesorsku. Zarówno Wszołek, jak i Mladenović świetnie wywiązywali się ze swoich zadań zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. Tutaj szukałbym kluczu do zwycięstwa nad Rakowem. Zbyt dużo swobody mieli Ci zawodnicy, dzięki czemu Legia Warszawa w bocznych sektorach zyskiwała niesamowitą przewagę. Chociażby też przy pierwszej bramce, gdzie akcja zaczęła się od świetnego wyjścia Pawła Wszołka na prostopadłą piłkę z głębi pola od Josue. Przed meczem obawiano się, że być może Serb wraz z byłym zawodnikiem Hellasu Verona będą zbyt nastawieni na atak, a zapomną o defensywie w wyniku czego Raków będzie mógł korzystać ze swojej broni. Tak się jednak nie stało, a Paweł Wszołek udowodnił wszystkim, że opinia publiczna musi się wstrzymać ze stwierdzeniem, że Fran Tudor to najlepszy wahadłowy PKO BP Ekstraklasy. Patryk Kun? Chętnie widziałbym go przy Łazienkowskiej za rok.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1642193817045540891

 

Koncentracja kluczem do sukcesu… i szczęście

Trener Marek Papszun w wywiadzie pomeczowym dla stacji Canal+ Sport przyznał, że kluczowym momentem meczu było niepodyktowanie przez sędziego Piotra Lasyka rzutu karnego. Rzutu karnego, którego ewidentnie nie było, ponieważ pierwszy zagrywał piłkę, a następstwem zagrania piłki był niecelowy stempel na nodze zawodnika Rakowa. Właśnie w takich momentach było widać brak koncentracji, ale wiadomo no przecież nie da się przez półtorej godziny gry grać w pełni skoncentrowanym. Zdarzają się podczas meczu momenty rozluźnienia, w których piłkarze sami nie wiedzą „jak to się stało”. Legia jest takim klubem, który kolokwialnie mówiąc lubi sobie sama strzelić bramkę. I nie zgodzę się z tezą trenera Papszuna, że to rzut karny był kluczowym momentem.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1642269748191801344

Moim zdaniem przełomowym momentem było niewykorzystanie błędu Legii Warszawa przy rozegraniu od rzutu bramkowego. Na tablicy widniał wynik 2:1, a Gutkovskis miał przed sobą pustą bramkę i goniącego go Augustyniaka. Gdyby Łotysz trafił doprowadziłby do remisu, który prawdopodobnie utrzymałby się do końca. Jednak niesamowite szczęście miała Legia Warszawa, ponieważ Augustyniak zdążył jakkolwiek zblokować napastnika Rakowa i utrudnić mu oddanie strzału. To moim zdaniem była kluczowa sytuacja dla wyniku całego spotkania, dla której trener Marek Papszun może sobie pluć w brodę. Decyzja z karnym była jak najbardziej prawidłowa, a obowiązkiem napastnika jest zdobyć gola na pustą bramkę.

***

Legia wytrzymała chaos wywołany tym zdarzeniem i szybko wróciła na swoje tory. Zawodnicy byli skoncentrowani i nastawieni na jedno. Przypieczętować zwycięstwo, a nie drżeć do końca o wynik. Za sprawą Pawła Wszołka i jego szczupaka udało się podtrzymać passę 16. meczów bez porażki. Natomiast stadion przy ul. Łazienkowskiej nadal pozostał twierdzą, przy której żaden z zespołów z PKO Ekstraklasy nie wywiózł kompletu punktów. Ogromne brawa należą się trenerowi Runjaiciowi, za to jaką pracę wykonał z drużyną i efekty tego widać w rundzie wiosennej. Rakowowi brakowało lidera, który udźwignie presję wyniku i weźmie grę nieco na siebie. Słabo zagrał Ivi Lopez, którego praktycznie w ogóle nie było widać na boisku. Moim zdaniem to Hiszpan powinien być takim impulsem, który dałby nadzieję na korzystny rezultat. Na szczęście kibiców Legii – tak się nie stało…

Koncert przy Łazienkowskiej

Po meczu naprawdę ciężko jest wyróżnić jednego zawodnika. Legia Warszawa zagrała bardzo dobre spotkanie, jak nie najlepsze w tym sezonie. To nie oznacza wcale, że Raków był dużo słabszy. Goście grali dobrze, ale to gospodarze w tym dniu byli jeszcze lepsi. Wspięli się na wyżyny swoich umiejętności co potwierdziło to boisko. Na pewno na duży plus zasługują dwa nazwiska Augustyniak, Wszołek. Stoper warszawskiej drużyny dwoił się i troił na boisku. Według statystyk z serwisu SofaScore nie przegrał on żadnego pojedynku na ziemi. Natomiast Paweł Wszołek był najaktywniejszym zawodnikiem. Skrzydłowy świetnie robił sobie miejsce grą bez piłki. Wykorzystywał brak komunikacji pomiędzy Rundiciem, a Kunem.  Moim zdaniem zdecydowany MVP tego spotkania.

Na minus? Ciężko kogokolwiek wyróżnić, bo naprawdę to był istny koncert przy Łazienkowskiej. Najgorzej zaprezentował się wchodzący w drugiej połowie Maciej Rosołek. Jednak nie miał on dużo czasu na rozwinięcie skrzydeł, a i sam etap meczu to było już na zasadzie „dowiezienia” wyniku do końca. Najmniej efektownie zagrał dziś Yuri Ribeiro, który zagrał poprawne zawody, ale bez fajerwerków. Malutkiego minusa trzeba postawić również za rozegranie od bramki Jędrzejczyka z Hładunem. Kibice przy Łazienkowskiej przeżyli zawał serca.

Sześć punktów… Dużo? Mało? Ciężko ocenić. Patrząc na terminarz nadal Raków pozostaje faworytem w wyścigu o mistrzostwo Polski. Jednak wyścig trwa dalej, nie zakończył się na odcinku specjalnym. Nie było otwierania częstochowskich szampanów. Legia Warszawa, tak jak to obwieścili jej kibice w sobotni wieczór, będzie walczyła do końca, aby korona mistrzów wróciła do stolicy Polski.

 

Oceny w skali 1-10 (wyjściowa: 5)  

 

Hładun – 7

Wszołek – 8,5 (MVP)

Jędrzejczyk – 6

Augustyniak – 8

Ribeiro – 6,5

Mladenović – 7

Kapustka – 7,5

Slisz – 7

Josue – 7,5

Pekhart – 7

Muci – 7

 

Rosołek – 5

Carlitos, Celhaka, Strzałek – grali zbyt krótko

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Legia Warszawa