Legia Warszawa
Przepchnięty awans Legii, ale czy to ważne? [KOMENTARZ ZE STADIONU]
Autor
Krzysztof Dąbrowski
„Spotkań się nie gra. Spotkania się wygrywa”- tak najkrócej można podsumować dwumecz z Broendby IF w wykonaniu Legii Warszawa. Po znakomitym meczu w stolicy Danii, zespół Goncalo Feio musiał utrzymać jednobramkową przewagę przy ulicy Łazienkowskiej. Waga tego spotkania była ogromna, ponieważ Legia nie tylko grała o awans do czwartej rundy eliminacji Ligi Konferencji UEFA, ale również o ogromne pieniądze, które wynikają z ewentualnej gry w fazie ligowej. A jak wiadomo… Kasa warszawskiemu zespołowi zawsze się przyda. Cel został zrealizowany. Po bardzo brzydkim spotkaniu, Legia Warszawa awansowała do dalszej fazy eliminacji. Jednak, co spowodowało, że drużyna gospodarzy wydarła „tylko” remis, a może „aż” remis? Kto zaprezentował się na miarę gry w europejskich pucharach? Czy portugalski trener zostanie zawieszony? Zapraszam na cykl „Komentarz ze stadionu”.
Nie styl, a wynik
Dwumecz z Broendby był niczym rollercoaster w Energylandii w Zatorze. Świetne momenty w Danii poprzeplatane horrorem przy stratach bramki, aż po bardzo słabą grę w Warszawie, ale ze szczęśliwym wyjściem z kolejki. Na pewno trener Goncalo Feio nie był zadowolony z postawy swoich zawodników w tym meczu. Wydawało się, że Legia Warszawa postawi wysoko poprzeczkę po meczu w Danii. Zwłaszcza, że kibice dość mocno nakręcili się na to spotkanie (ponownie na stadionie był sold out). Jednak fani stołecznego zespołu po kilku minutach doznali dużego szoku. Mógł być on porównywalny do tego, jaki przeżyli po remisie z Puszczą Niepołomice. Naprawdę o awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Konferencji UEFA musieli drżeć do ostatnich minut.
Dyskusja już się przetoczyła, ale w ramach post scriptum warto dorzucić kilka faktów.
Legia vs Broendby.
Strzały/celne: 5/1 vs 18/8.
Ataki pozycyjne/ze strzałem: 10/1 vs 32/11.
Odbiory na połowie rywala: 9 vs 44.
Podania w pole karne: 7/4 vs 29/16.Legia pozwalała Broendby na…
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) August 16, 2024
Od początku wiadomo było, że zespół z Danii to nie są amatorzy, którzy powtórzą błędy z pierwszego spotkania. Goście pomimo głośnego dopingu przy Łazienkowskiej, narzucili od początku swój styl gry. O dziwo, gdy odzyskiwali oni piłkę na swojej połowie z możliwością kontrataku, nie robili tego za często. Zdecydowanie bardziej woleli zwolnić, dokładnie ustawić i przygotować akcję ofensywną od podstaw. Legia Warszawa była ustawiona w pierwszej połowie w średnim pressingu, lecz był on nieskuteczny. Było widać, że to ustawienie nie było optymalne względem tego, co chciało grać Broendby.
Moim zdaniem głównym powodem, dlaczego Duńczykom udawało się przedostawać na połowę Legii było ustawienie Bartosza Kapustki oraz Luquinhasa w fazie obronnej zespołu. Obaj grali bardzo wysoko, niemalże jako skrzydłowi. Co powodowało, że tworzyły się korytarze, do których wchodził Daniel Wass (w przeszłości Valencia). Ten doskonale sprawdzał się jako łącznik. W czwartkowym spotkaniu pełnił rolę metronoma oraz doradcy. Raz po raz pokazywał kolegom, czy to z obrony, czy to z ataku, gdzie najlepiej zagrać piłkę, aby rozmontować całą linię defensywną Legii Warszawa.
Grają https://t.co/LVU3xgl19p pic.twitter.com/tsx06DdusL
— Michał (@majkeI1999) August 15, 2024
***
W drugiej połowie zespół Goncalo Feio zdał sobie sprawę, że bardziej należy bronić uzyskanego remisu w pierwszej połowie, aniżeli starać się za wszelką cenę zwyciężyć. Czy mam za to jakieś pretensje? Absolutnie nie. Bywają takie mecze, które po prostu trzeba przepchnąć. Kolanem, łokciem, dłonią, ale za wszelką cenę awansować do dalszej rundy. I jak najbardziej plan trenera Legii Warszawa sprawdził się. Zwłaszcza, że zespół z Warszawy miał swoje szanse na zamknięcie tego meczu.
Patrząc na statystyki po spotkaniu, naprawdę Legia Warszawa powinna cieszyć się z wywalczonego remisu. Oprócz bramkowego strzału Pankova, Legia nie zagroziła poważnie bramce gości. Jednak trzeba pamiętać, że w piłce nie ocenia się stylu jak w jeździe figurowej, a wynik. I to właśnie wynik w dwumeczu premiuje Legię do dalszej fazy eliminacji, która zadecyduje, czy będziemy mogli oglądać przy Łazienkowskiej europejskie puchary.
Z dużą przyjemnością patrzyło się wczoraj na Tobiasza. Pewny na przedpolu (!), pewny w bramce i mocno odbijający piłkę do boku, a nie przed siebie.
Już po pierwszej interwencji miałem wrażenie, że to będzie jego spotkanie i tak właśnie było. Za tym Kacprem wszyscy tęskniliśmy 😮💨 https://t.co/uguBysjcty pic.twitter.com/XI3B32ZESC
— Oskar Mochnik (@Oskar_M04) August 16, 2024
Gol @LegiaWarszawa do szatni 😍
Polski klub prowadzi w dwumeczu 4:3 👀
Zapraszamy do TV4, Polsatu Sport 1, Polsatu Sport Premium 1 oraz na @Polsat_Box 📺📲#LEGBIF pic.twitter.com/FoiakXm2Qh
— Polsat Sport (@polsatsport) August 15, 2024
Przepchnięte kolanem, ale czas się obudzić
Wiadomo, że w takich meczach nie ocenia się stricte stylu i nie będę tego robił, ale czas nieco uderzyć w dzwonek i zabić na alarm. Gra Legii Warszawa od kilku spotkań naprawdę nie powala. Opiera się ona na pojedynczych zrywach, które ratują wyniki, jak chociażby mecz w Kopenhadze. W czwartkowym spotkaniu Broendby do bólu pokazało wszystkie słabości taktyczne jakie posiada polska drużyna. Naprawdę, gdyby nie fantastyczna dyspozycja Kacpra Tobiasza, który był zdecydowanym MVP czwartkowego spotkania, byłoby ogromnie ciężko odrobić jakiekolwiek straty bramkowe. Ofensywna Legii niemalże nie istniała. Dopiero po wejściu Blaza Kramera zaczęło się „COŚ” dziać. Jednak nadal 4 strzały w kierunku bramki przez 90 minut? No nie, tak nie może wyglądać zespół aspirujący do gry w fazie ligowej Ligi Konferencji UEFA.
Kurtuazyjną wymianę podań do obrońców do napastnika drużyny przeciwnej mamy za sobą.#LEGBIFpic.twitter.com/xclX7AHLC6
— Polski Ligowiec (@polski_ligowiec) August 15, 2024
Wiadomo, że awans cieszy, lecz moim zdaniem trzeba patrzeć w przyszłość. Uciekło w lidze 5 punktów, a spotkania z Broendby też nie należały do najlepszych. Co jest nie tak w grze Legii Warszawa? Uważam, że kluczowym obszarem, który wymaga natychmiastowej poprawy jest środek pola. Duńczycy pokazali, że mają inteligentnie grającą „szóstkę” w postaci Daniela Wassa, mogą oni spokojnie rozgrywać piłkę, a nawet uciekać sprawnie spod pressingu rywala. W Legii ponownie Goncalves nie zagrał najlepszego spotkania. Nieobecny, elektryczny z mnóstwem strat, które mogły kosztować warszawski zespół stratę bramki. Każdy normalny trener pomyślałby o zmianie i wprowadzeniu kogoś nowego. Jednak no właśnie… Przy absencji Celhaki, Goncalo Feio nie ma żadnego piłkarza na to miejsce.
***
Jeśli chodzi o ustawienie Portugalczyka na boisku, uważam że gra on zdecydowanie za blisko trójki stoperów. Nie daje on opcji rozciągnięcia gry i ominięcia linii ofensywnej rywala przy wysokim pressingu. Goncalvesa dzieli niemal 5 metrów od środkowego obrońcy. Natomiast ustawienie dwóch pozostałych zawodników będących na grafice jako środkowi pomocnicy również nie pomaga, zarówno w rozegraniu piłki do tyłu, jak i w obronie własnej bramki w wysokim pressingu. Uważam, że Bartosz Kapustka powinien grać nieco niżej niż chce tego Feio.
Czemu? Kilka razy zdarzyła się sytuacja, gdy środkowy obrońca miał piłkę, a zespół z Danii umiejętnie odciął boczne sektory tak, aby specjalnie pozostawić środek pola wolny. Po to, żeby wymusić zagranie piłki w środek. Dlaczego tak? Otóż to właśnie w środkowej części boiska Broendby miało całkowitą kontrolę. Raz po raz do piłki próbował schodzić Marc Gual, lecz jego próby na nic się nie zdały. Identycznie robił po wejściu na boisko Blaz Kramer, lecz Słoweniec dość szybko również został „spacyfikowany”.
Rok temu zajeżdżaliśmy AV i AZ, teraz biorą nas skurcze, ktos popełnił błędy w przygotowaniach, środek pola nie istnieje, chowamy się za gardą ze statycznym pressingiem co go nie ma. Awans cieszy ale jak chcemy wycisnąć puchary i mistrza, to w ten sposób nie da rady
— Michał Marszel (Marcello) (@MarszelMike) August 16, 2024
Jeśli chodzi o manewr obronny zakładam, że zadaniem Kapustki i Luquinhasa było odcinanie podań do bocznych sektorów, zastępując tym samym wahadłowych. Oni byli nieco niżej ustawieni względem długości boiska, aby wspomagać bocznych środkowych obrońców. Jednak znów w centralnej części boiska tworzył się krater przestrzeni, o który miał zadbać sam Goncalves. Jak doskonale wiemy, nie miał on swojego najlepszego dnia. Duńczycy to wykorzystywali i starannie przygotowywali swoje akcje z wykorzystaniem Wassa i konsekwentnie zmienili ciężar swojej gry. W drugiej części spotkania oczywiście zespół Legii zszedł bardzo nisko pod swoją bramkę i utrzymywał bardzo małe odległości pomiędzy formacjami oraz kompaktowo zachowywał swój szkielet obronny. To doprowadziło do kilku groźnych strzałów Wassa oraz do zmuszenia rywala do zagrywania w boczne sektory. Jednak tego dnia dośrodkowania gości nie były jakościowe.
***
To nie jest pierwsza taka sytuacja, która ma miejsce w Legii Warszawa. Przy okazji podsumowań poprzednich meczów również pisałem, iż taktyka z dwoma „dziesiątkami” (?) – chyba tak to można nazwać? Nie ma najmniejszego przełożenia na tworzenie sobie okazji strzeleckich. Prosty przykład mieliśmy z Puszczą Niepołomice, gdzie Legia zamiast stłamsić rywala pod polem karnym, doprowadzała do sytuacji, gdzie rywal przejmował inicjatywę. Również uważam, że Luquinhas powinien grać na pozycji drugiego środkowego pomocnika, który ma o wiele bardziej pomagać w zadaniach defensywnych. Brazylijczyk jest wolnym elektronem w taktyce Feio, który zdecydowanie nie czuje się dobrze w zadaniach defensywnych zespołu. Owszem, raz na jakiś czas wyjdzie mu jeden odbiór, lecz jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Wszyscy o Feio, niektórzy o słabej grze, a ja się zastanawiam czy Legia planuje wzmocnić (!) środek pola, który jest newralgiczny, a wygląda jakbyśmy byli zadowoleni z tego leja po bombie.
— Kamil D. (@KamilDum) August 16, 2024
Uważam, że trener Goncalo Feio naprawdę musi się zastanowić nad zmianą formy rozgrywania akcji ofensywnych oraz budowania akcji od własnej bramki. Jego dotychczasowa filozofia gry nie sprawdziła się. Ani na krajowym podwórku, ani w eliminacjach do europejskich pucharów. Owszem polski zespół gra dalej, ale – tak jak wspomniałem – trzeba patrzeć w przód. Takie ustawienie powoduje, iż nie możemy skorzystać z atutów w postaci dobrego wprowadzenia piłki czy to przez Augustyniaka, czy to przez Barcię. Obaj chcieli to robić w spotkaniu z Broendby. Jednak poprzez ustawienie kolegów, jedynym sensownym rozwiązaniem, oprócz straty piłki, było posłanie długiego podania w kierunku napastników. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że rywal odcina boczne sektory, wtedy naprawdę nie pozostaje nic innego jak klasyczna „laga”. Czy naprawdę tak ma wyglądać zespół aspirujący do gry w pucharach oraz kandydat do mistrzostwa Polski?
Panie Trenerze, ale tak to nie można…
„Football, bloody hell” – powiedział kiedyś Sir Alex Ferguson podczas prowadzenia Manchesteru United. Wiadomo, że futbol to emocje, a spotkanie z Broendby było nacechowane ogromnymi emocjami, ponieważ stawka była naprawdę ogromna. To nie tylko był mecz o awans do kolejnej rundy, ale też o wielkie pieniądze, które kluby mogą zdobyć po przejściu Drity. Jest to też największy sukces w dotychczasowej karierze Goncalo Feio. Portugalczyk po raz pierwszy wystąpi w fazie play-off jako pierwszy trener. Jednak jego zachowanie po meczu nie było godne zachowania trenera, który prowadzi taki zespół jak Legia Warszawa. Zespół, stara się co roku występować na europejskiej scenie.
Goncalo Feio w stronę kibiców Brøndby tuż po meczu! 😤 pic.twitter.com/5tHXkdsGTf
— Meczyki.pl (@Meczykipl) August 15, 2024
– Wiem, że najłatwiej jest mnie krytykować, bo mam już przypiętą łatkę. Ja już jestem do tego przyzwyczajony. Szkoda, że nikt nie widział zachowania przeciwnika wobec nas na meczu w Danii. Nikt nie widział, jak prowokowali. To jest problem – powinniśmy z tym walczyć. Nie jesteśmy gorsi od nikogo. Zachowujemy ogromną klasę, póki ktoś nas szanuje. Jeśli ktoś cię nie szanuje, to nie można tego akceptować. Mamy ogromny szacunek do tego, co rywal robi z piłką. Ale pierwsza drużyna, która zachowywała się prowokacyjnie, to Brondby na meczu w Danii. Ja uważam, że trzeba każdego szanować, ale jeśli ktoś cię atakuje, to masz się nie bronić? W piłce międzynarodowej, gdzie walczy się o ogromne pieniądze, dochodzi do zachowań bardzo brzydkich. Pomimo tego, że jesteśmy klubem z ogromną tradycją, i jesteśmy klubem, którego chcę lepiej reprezentować, nie słowami, ale pracą, to nie damy się poniżać nikomu. Jeżeli ktoś nas nie szanuje, to podejmujemy walkę. – powiedział na konferencji prasowej Goncalo Feio.
***
Oczywiście każdy wie, jakie akcje robił obecny trener Legii Warszawa w Motorze Lublin. Bywa wybuchowy, bywa kontrowersyjny, lecz uważam, że w czwartkowym spotkaniu po prostu odleciał. Można być kontrowersyjnym, ale jednocześnie zachowywać klasę w swoich ruchach. Uciszanie rywali? Wiadomo, delikatna szpilka w stronę przeciwnika bez nacechowania wulgarnego. To naprawdę jeszcze przeszłoby bez zbędnego echa w środowisku sportowym. Jednak pokazywanie środkowych palców w kierunku sympatyków Broendby? Tych samych, którzy wpuścili na zakazie kibiców Legii Warszawa? No kompletnie nie rozumiem. Zwłaszcza, że trener na konferencji prasowej wspominał, że to ławka rezerwowych wraz z zawodnikami prowokowała ich podczas spotkania w Kopenhadze. Jednak, czy to jest powód do pokazywanie gestu Kozakiewicza kibicom? No nie wydaje mi się…
Goncalo Feio złapany w 4K 📸
Fot. Pressfocus pic.twitter.com/uP7o8D8xpU
— Goal.pl (@goalpl) August 15, 2024
Mam nadzieję, że sprawą zajmie się sam Dariusz Mioduski. Przecież właściciel Legii Warszawa jest dość renomowanym człowiekiem na salonach europejskich. Prezes Mioduski trzecią kadencję z rzędu pełni funkcję wiceprezesa i członka zarządu European Club Association, które reprezentuje kluby na arenie międzynarodowej i ściśle współpracuje z UEFA. I jak po takiej akcji ma on negocjować ewentualne obniżenie kary lub inne kwestie związane z Legią na arenie europejskiej? No po prostu nie da się. Rozumiem wybuchowość, rozumiem emocje, rozumiem, że ten mecz naprawdę się nie układał pod Legię. Jednak pokazywanie „fuckersów” nie jest rozwiązaniem na upust emocji. Portugalski trener zdecydowanie musi nauczyć się wbijać „szpilki” uderzające w rywala z klasą. Przykład? Chociażby z jego ojczyzny – Jose Mourinho.