O Podbeskidziu naprawdę głośno zrobiło się w sezonie 2010/2011. 16 marca 2011 roku… Chwila chwały – ¼ Pucharu Polski, Podbeskidzie po zwycięskim remisie 2:2 z Wisłą Kraków eliminuje ją z rozgrywek i wchodzi do półfinału, gdzie odpada po bramce Rudnevsa w doliczonym czasie gry, a chwilę później cieszy się z awansu do elity. Jesienią zostaje sensacyjnym pogromcą Legii Warszawa, a każdemu w głowie po tym meczu kołacze się bramka Patejuka…
Rok 2015, Podbeskidzie rzutem na taśmę broni ligowy byt. Rok później sytuacja się powtarza i Podbeskidzie znowu walczy o życie. Tym razem historia nie ma jednak happy endu. Przygoda się kończy, agonia potrwa jeszcze 4 dni i Podbeskidzie wyda ostatnie tchnienie w ekstraklasie…
Z czego zapamiętam Podbeskidzie? Z kłopotów jakie sprawiało możnym naszej ligi, z brawurowego awansu w dwumeczu z Wisłą, z Roberta Demjana…To te dobre wspomnienia. Zapamiętam też jednak rzucanie się od ściany do ściany przy wyborze trenerów, zwalnianie Dariusza Kubickiego choć obronił ligowy byt, siermiężnego prezesa Boreckiego, Richarda Zajaca… Właśnie Wojciechowi Boreckiemu słów kilka wypadałoby poświęcić z osobna, podobnie jak sympatycznemu bramkarzowi.
Patrząc z boku, na chłodno, nie sposób pozbyć się wrażenia, że problemy zaczęły się w dniu awansu. Prezes – słońce, ucieleśnienie hasła „Państwo to ja” Ludwika XIV w odpowiedniej skali Borecki w Bielsku nie mył chyba tylko podłóg w szatni i nie sprzedawał biletów na mecz. Był trenerem, prezesem. Mam wrażenie, że nigdy nie umiał wyjść z tego dualizmu. Co raz słyszeliśmy nowe tezy prezesa typu:
„Były trener miał 29 klasowych zawodników. To on budował zespół i to nie jest wcale słaba drużyna. Słabą kadrę to ma Wisła Kraków, a nie Podbeskidzie”.
Te słowa Boreckiego z wywiadu dla onet.sport.pl na temat Leszka Ojrzyńskiego to wyraz utraty kontaktu z rzeczywistością. W tle pozostaje konflikt ze sponsorem – firmą Murapol, bajki o kolejnych sponsorach zainteresowanych zakupem akcji klubu.
Druga postać, z jaką kibice w Polsce będą kojarzyć z Podbeskidziem jest z pewnością Richard Zajac. Nie umiem znaleźć słów, którymi opisał bym tego zawodnika. Jako kibic Legii zawsze upatrywałem w nim naszego 12 zawodnika, pewnie większość klubów w Ekstraklasie miało podobnie. Zajac notował wpadki mniejsze i większe, babole na miarę Mariusza Pawełka. Na koniec kariery zawodniczej w nagrodę (?) został trenerem bramkarzy w Podbeskidziu. Międzynarodowy Festiwal Cyrkowy w Monte Carlo to przy tym nic. Nie umiem zbyć tego milczeniem, nie rozumiem, ale przyjmuję z wesołością.
Piękny sen skończył się po pięciu sezonach, patrząc obiektywnie, bardziej aż pięciu niż zaledwie pięciu. Pierwsza liga wzbogaci się o kolejny piękny stadion. A Ekstraklasa? Pójdzie dalej, kto za rok będzie pamiętał jeszcze o Podbeskidziu…
Kibic Legii Warszawa oraz Realu Madryt. Przeciwnik wszelkich ekstremistów, wróg agresji w życiu publicznym. Prywatnie ojciec dzieciom i mąż żonie. Wielbiciel gitarowej muzyki i kolei.
2 Comments