Obserwuj nas

Pogoń Szczecin

Bramka Portowa #8

Mówi się, że szczęście sprzyja lepszym i dzisiejsze spotkanie tylko mnie w tym utwierdza. Dzisiaj może to Pogoń kreowała sobie większość sytuacji, być może to oni stwarzali większe zagrożenie i powinni mieć więcej z gry, ale nie zmienia to faktu, że w ogólnym rozrachunku drużyna Kazimierza Moskala była słabsza na boisku.

Śląsk zagrał na typowe zero z tyłu i trzeba otwarcie powiedzieć, że ta sztuka, jak dotąd, doskonale im wychodzi. Trzy mecze, dwa z nich wyjazdowe, a wszystkie z drużynami z zeszłorocznej grupy mistrzowskiej i trzy czyste konta. Szacunek i w pełni zasłużone brawa dla piłkarzy Śląska za ich dobrą postawę w defensywie. Żaden z wrocławskich obrońców nie jest uznawany za skałę nie do przejścia, a Mariusz Pawełek wyrobił sobie tak niechlubną renomę, że ślad o niej będzie żywy nawet w przypadku gdy do końca sezonu nie skapituluje.

Całkowicie inne nastroje panują w obozie Pogoni. Trzy mecze, jeden punkt, zero czystych kont, a wszystkie dotychczasowe mecze rozegrane z drużynami, które rok temu znalazły się pod kreską.Uznawany za jeden z najbardziej solidnych bloków defensywnych w lidze stracił już pięć bramek, a dzisiejsze gole padły tylko i wyłącznie z powodu kuriozalnych błędów w obronie. Przez niefrasobliwość w ustawieniu przy stałych fragmentach gry padły obie bramki dla Śląska i były to sytuacje, gdzie po prostu trzeba było wybić piłkę i zażegnać niebezpieczeństwo. Dwa razy zabrakło koncentracji i te dwie chwile słabości zadecydowały o tym, że to Wrocławianie zgarniają komplet punktów.

Różnice między tym, a poprzednim sezonem są widoczne gołym okiem. Słaba gra w obronie, brak kreatywności w środku pola to obecnie największe zmiany w grze Portowców. Jak tak dalej pójdzie, to będziemy musieli zacząć się do tego przyzwyczajać. Jedno się jednak nie zmienia i rządzi niepodzielnie, a mianowicie mizerna ilość zdobywanych bramek i rozregulowany celownik Łukasza Zwolińskiego. Błędy w obronie można wybaczyć jedynie w sytuacji, gdy zdobywa się więcej bramek od przeciwnika. Jestem pewien, że dziś przy lepszej skuteczności Portowców można było ten mecz przechylić na zwycięską szalę.

Jedno mnie cieszyło i przez większość meczu sprawiało, że tliła się we mnie naiwna nadzieja na ponowny powrót do gry, a mianowicie akcje oskrzydlające. Szczególnie dobrze spisywał się w dzisiejszym spotkaniu Adam Gyursco – był bardzo aktywny, przebojowy i przy odrobinie szczęścia mógł zapisać się na liście strzelców. No właśnie, znów to szczęście, a raczej jego brak. Ustaliliśmy już jednak, że sprzyja ono lepszym.

Pierwsza połowa? Pogoń dostała pierwszy cios zanim na dobre kibice zasiedli na krzesełkach. Podrażnieni rzucili się na bramkę Pawełka, skonstruowali kilka niezłych akcji na skrzydłach, ale nic z nich nie wynikło. W międzyczasie odgrażał się Śląsk i to z dobrym skutkiem – na początku blisko pokonania Kudły był Bence Mervo, a następnie w zamieszaniu piłkę do bramki wbił Filipe Goncalves. W konsekwencji gwizdy po zejściu do szatni.

W drugiej połowie bramka Mariusza Pawełka była niczym zaczarowana. Pogoń parła na bramkę, od czasu do czasu, jakby od niechcenia, próbował podwyższyć wynik Śląsk. Próbę zmiany wyniku podjął Spas Delev, próbował Kamil Drygas, a nawet Jakub Czerwiński. Najbliżej szczęścia był Rafał Murawski, ale po jego strzale znów górą był bramkarz gości.

Podobnie jak po meczu z Koroną, kibice nie mieli żadnej litości dla swoich piłkarzy. Tym razem frustracja dosięgnęła też najbardziej zagorzałych fanów z łuku. Prosili oni piłkarzy po meczu, aby Ci zjawili się pod trybuną. Na szczęście obyło się bez ściągania koszulek, doszło nawet do zbicia piątek. Nie mniej taka sytuacja pokazuje, że żarty się skończyły i następna wizyta może przebiegać w innej atmosferze.

 

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Pogoń Szczecin