Pojutrze rozegramy swój przedostatni mecz w drodze do piłkarskiego raju, a ja się zastanawiam kiedy minęło te ponad dwadzieścia lat od podobnego wydarzenia. I cóż, można zaśpiewać, zmieniając tylko cyfrę w piosence ze znanego serialu „dwadzieścia lat minęło jak jeden dzień”. Dziesiątki meczów, zwycięskich i przegranych, rozegranych na wielu stadionach, zdobyte tytuły i puchary, ale wrota do „zaczarowanego ogrodu” ciągle nie chciały się otworzyć.
Teraz jesteśmy blisko, bardzo blisko i siłą rzeczy odżywają we mnie wspomnienia, kiedy jako pracownik klubu przygotowywałem się do pierwszego meczu o taką samą stawkę. Jakie to uczucie? No cóż, cała gama kłębiących się w głowie myśli. Duma i wiara, ale też niepokój i obawa czy damy radę, czy spełnią się sny, czy na Łazienkowską zawita coś, czego nigdy wcześniej nie było. Pamiętam z jakim pietyzmem układałem wszystkie dokumenty i materiały opatrzone gwiaździstą piłką Ligi Mistrzów. Cały klub żył tylko tym wydarzeniem, tylko to się liczyło i wszystko było temu podporządkowane. Wynik pamiętają wszyscy. Do tej pory jedno z największych osiągnięć Legii, ale i do tej pory żyjemy tą historią. Ktoś kiedyś nazwał mnie fartownym kierownikiem, kierownikiem od największych sukcesów klubu, a ja teraz marzę, by to miano wreszcie się zdezaktualizowało. Teraz jako kibic pragnę powtórki z historii. Ona jest ważna, ale nie można ciągle oglądać się za siebie i rozpamiętywać tamtych sukcesów. Chcę by i inni mogli zobaczyć jak to jest, gdy bierzesz udział w czymś, co nie każdemu jest dane. Jakie to uczucie, kiedy wchodzisz na stadion i gdzie nie spojrzysz, widzisz gwiaździste piłki. I wszystko jest inne, lepsze, piękniejsze.
Po ostatnich meczach nie straciłem wiary w awans, co najwyżej głowa bolała od oglądania naszych popisów. Jakie są tego przyczyny? Teraz dla mnie – jako kibica – więcej tu niewiadomych niż pewników. Jestem za daleko od jądra, by kusić się o autorytatywne opinie. Mogę tylko dywagować, posiłkując się swoim doświadczeniem i oceną zjawisk i procesów znanych z autopsji. W jednej części obwiniam, czy nawet oskarżam, w części usprawiedliwiam i szukam wytłumaczenia. Naczytałem się teraz o słabym trenerze, o rozdźwiękach w zespole, o słabych transferach i zawodnikach z nadwagą. Niektórzy ujmują to kompleksowo i mówią po prostu, że słaba jest ta nasza Legia. Myślę, że problem, jak to zwykle bywa, jest złożony i nie jest prosto wyrokować. Na pewno wiem i czuję, że Legii pewne rzeczy nie przystoją. Zawodnicy od zawsze coś tam sobie odpuszczali, ale na tyle znali swoje możliwości, że w krytycznej chwili potrafili je wykorzystać, by nie dać szansy rywalowi. Tamten zespól nie tracił punktów w lidze i wygrywał co swoje. Byliśmy bardzo głodni wyników, sławy, bardzo mocno chcieliśmy udowodnić, że potrafimy poradzić sobie z najlepszymi, że nie mamy kompleksów. Chcieliśmy pokazać, że historia kopciuszka nie jest tylko bajką. Jest jeszcze coś. Rok 1993, każdy kibic wie o co chodzi. Mieliśmy coś do udowodnienia.
A co teraz? Z całą pewnością to inny zespół, inna drużyna. Mają do dyspozycji to wszystko, o czym tamta drużyna mogła tylko pomarzyć. Sęk w tym jak to wykorzystują, czy w działaniu nie za dużo jest kalkulacji, rozmieniania priorytetów „na drobne”. Wszak to inne pokolenie, wychowane na innych bajkach, mające trochę inne priorytety i dochodzące dość szybko do tego, o co ich starsi koledzy walczyli nieporównywalnie dłużej. To być może rozleniwia i niedostatecznie determinuje. Długo można by rozwijać ten wątek, a jednoznaczną odpowiedź trudno byłoby uzyskać. Więc czego brakuje do osiągnięcia sukcesu, do powtórki z historii? Zgadzam się z twierdzeniem, że wszystko zaczyna się w głowie. Mamy punkt styczny – znowu jest coś do udowodnienia.
Łatwo jest ganić zza ekranu komputera, ale gdyby każdy z Was zamienił się miejscami z bohaterami mojego pisania, już by tak łatwo i przyjemnie nie było… Pamiętajmy więc, że Cała Legia Zawsze Razem, a najbliższa przyszłość może mieć tylko pozytywny wymiar. Oceniać będziemy po sumie wyników, a nie po paru meczach, po jednym z najbardziej wariackich okresów przygotowawczych do sezonu i poprzednim niełatwym sezonie. Pozostańmy więc przy poniższej opcji. Każdy, kto wyjdzie na boisko w Dublinie czy Warszawie zrobi wszystko, by udowodnić, że… miałem rację. Wynik udowodni też, że mamy dobrego Prezesa, wzorowy dział skautingu oraz dobrego trenera. I najważniejsze, że mamy dobrych i walecznych zawodników. A w wywiadzie pomeczowym po rewanżu w Warszawie też padnie słowo na „k”. Mamy to k…!!! Tego sobie i wszystkim legionistom życzę.
W środę zasiądę przed TV , położę koło siebie jakiś talizman z „mojej” Ligi Mistrzów i będę zdzierał gardło. Fartowny kierownik będzie zaciskał kciuki, by fart przeszedł na młodszego kolegę po fachu. Inaczej nie da rady…
1 Comment