
Pewnego dnia dostałem wiadomość na mój redakcyjny e-mail od UEFA, żebym składał aplikację o akredytację na Superpuchar Europy. Spojrzałem, gdzie miał się odbyć dany mecz. Zobaczyłem… Trondheim. Cóż Norwegia jest bardzo droga, ale marzenia chyba trzeba spełniać. Zwróciłem uwagę na terminarz Legii Warszawa, „Wojskowi” mieli nie grać wtedy żadnego spotkania. W końcu pytam się swojej dziewczyny, czy mam starać o ten wyjazd, ona odpowiedziała mi krótko i treściwie: „Tak!”
Złożyłem tę aplikację, chociaż nie do końca wierzyłem, że ją otrzymam. W końcu otrzymałem e-maila z akceptacją. Tego wszystkiego nie byłoby, gdyby nie pomoc serwisu Legia.Net w uzyskaniu akredytacji, to z ich ramienia tam się znalazłem. Patrzyłem w monitor od kilku minut i wciąż do mnie to nie docierało. Zadzwoniłem, pochwaliłem się swojej dziewczynie, a następnie poszedłem świętować swój sukces z przyjaciółką. Wspomniana przyjaciółka pomogła mi w znalezieniu dogodnych lotów i już zacząłem odliczać dni do Superpucharu Europy. W międzyczasie Legia Warszawa wylosowała Górnik Zabrze w Pucharze Polski. Termin meczu? 10 sierpnia, czyli dzień po rywalizacji Realu Madryt CF z Sevillą FC. Trudno, będzie musiał mnie ktoś zastąpić na tym starciu – pomyślałem sobie.
Wtorek 9 sierpnia. Z samego rana pojechałem do Modlina. Zanim dotarłem do Trondheim miałem międzylądowanie w Gdańsku. Nad polskim morzem dopilnowałem, żeby wszystkie moje obowiązki zostały wykonane i poleciałem do Norwegii. Chwilę mi zajęło zanim znalazłem stadion Rosenborga. W końcu znalazłem się pod Lerkendal Stadion. Zostałem pokierowany do Accreditation Centre. Tam wolontariusze UEFA zrobili mi zdjęcie i wręczyli moją akredytację.
Gdy poszedłem do pokoju prasowego, przywitał mnie mężczyzna z kobietą. Wspomniany mężczyzna gdy mnie zobaczył, spytał się po polsku: „Jak się masz?”. Przyznam, że zupełnie nie zrozumiałem o co mu chodzi, więc ponowił pytanie. Dopiero wtedy odpowiedziałem, że czuję się bardzo dobrze. Ku mojemu zdziwieniu, on dalej prowadził ze mną dialog w moim ojczystym języku. W pewnym momencie miał problemy, więc zaproponowałem, żebyśmy dalej kontynuowali rozmowę po angielsku. Okazało się, iż dany człowiek jest Włochem i przed Euro 2012 został wysłany przez UEFA na piętnaście miesięcy do Polski. Pochwaliłem go, ponieważ rzadko który mieszkaniec Półwyspu Apenińskiego umie coś więcej powiedzieć niż kilka zdań po włosku. Od sympatycznego pana dostałem voucher, który uprawniał mnie do skorzystania z bufetu.
Rzadko kiedy korzystam z serwisu gastronomicznego na stadionach, ale tym razem byłem nieziemsko głodny. Postanowiłem przejść się do tego bufetu. Kiedy wychodziłem z pokoju prasowego, natchnąłem się na swojego idola z młodzieńczych lat. Nie, nie był to Ronaldo. Gdybym spotkał brazylijskiego napastnika, na pewno zwariowałbym. Napotkałem jego druha z reprezentacji – Roberto Carlosa. Bez zastanowienia poprosiłem legendę Realu Madryt o fotkę. Brazylijczyk zgodził się bez wahania. Chciałem z nim chwilę porozmawiać, ale niestety nie posługuję się portugalskim ani hiszpańskim, on natomiast nie mówi po angielsku. Szkoda, ale fotkę sobie z nim zrobiłem. Szczerze, ten moment wynagrodził mi wszystkie wydatki związane z tym wyjazdem.
Poszedłem do bufetu z „bananem” na twarzy. Muszę przyznać, jedzenie w tym punkcie było bardzo dobre. Jednak nie przyjechałem tutaj żeby jeść. Wróciłem do pokoju medialnego. Znalazłem swoje miejsce na stadionie. Zainstalowałem się i zacząłem powoli pracować (teksty z tego meczu znajdziecie na portalu pilkarskaprawda.pl). Podczas meczu poznałem izraelskiego dziennikarza, z którym porozmawiałem trochę o futbolu w Polsce i w Izraelu. Mój nowy kolega Roy znał nie tylko obecnych dobrych polskich piłkarzy, ale również i wcześniejszych, nie tylko tych najlepszych. Wymienił mi chociażby Grzegorza Wędzyńskiego, Krzysztofa Warzychę. Dyskutowaliśmy również o Maorze Meliksonie, Hapoelu Beer Szewa i Legii Warszawa.
Po spotkaniu poszedłem na konferencję prasową. Przyzwyczajony do zwyczajów w Polsce, myślałem, że przy wypowiedziach trenerów obecni będą tłumacze. A tu psikus. Przed wejściem rozdawano słuchawki. Przez nie tłumaczono zdania hiszpańskie na angielskie. Gdy na sali pojawił się Jorge Sampaoli nic nie spisałem. Po dane słuchawki poszedłem przed przyjściem „Zizou” i Sergio Ramosa. W końcu wchodzi on… Zinedine Zidane razem z kapitanem Realu. Osoby, które mnie znają, wiedzą jakie mam nastawienie do Francuza. Hiszpański obrońca odebrał nagrodę za najlepszego gracza Superpucharu Europy, powiedział co miał powiedzieć i poszedł. Do głosu został dopuszczony francuski trener, ale za chwilę Ramos wrócił wraz z kilkoma kolegami z drużyny. Piłkarze otoczyli szkoleniowca, zaczęli wylewać na niego wodę i śpiewali chóralnie: „Campione, campione! Ole, ole ole!”. Po chwili opiekun „Królewskich” kontynuował spotkanie z żurnalistami. Ja niestety nie zostałem wybrany żeby przepytać mojego „prześladowcę”.
Po konferencji prasowej zszedłem do mixed-zony. Wiedziałem, że tak naprawdę mogę liczyć tylko na Lukę Modricia. Przypuszczałem, iż żaden inny zawodnik nie porozmawia ze mną po angielsku. Wykorzystałem więc okres oczekiwania na robienie zdjęć. Tak, też strzeliłem sobie fotkę z… Zidanem. Uchwyciłem też Rafaela Varane’a, gdy ten rozmawiał z dziennikarzami. Wspomniany Chorwat nie miał ochoty odpowiadać na pytania, więc moja obecność w strefie mieszanej dalej była bezsensowna. Nagrałem jeszcze Florentino Pereza, gdy ten dumnie kroczył do autokaru „Królewskich”. W pewnym momencie przyszła pracowniczka UEFA i zwróciła uwagę jednemu chłopakowi, żeby nie robił sobie „selfie” z piłkarzami, ponieważ nie jest fanem. Po chwili stwierdziła, iż powinien wykonywać swoją pracę. Ja natomiast tego dnia byłem po części w pracy, a po części jako fan.
Selfie z „prześladowcą”[vc_single_image image=”12133″ img_size=”full” onclick=”link_image”]
Czułem się jakbym pochodził z małej miejscowości, a przyjechał do dużego miasta. Taki kibic na salonach. Oczywiście, wszystko jest kwestią obycia. Gdybym częściej mógł uczestniczyć w takich wydarzeniach, nie latałbym z aparatem żeby robić zdjęcia przykładowemu Varanowi. Przecież Francuz niczym tak naprawdę się ode mnie nie różni, oprócz tego, że ma więcej pieniędzy w portfelu i jest popularniejszy. Następnym razem pewnie przejdę już do takiego wydarzenia z chłodniejszą głową, chyba że znów pojawi się jakiś idol z moich młodzieńczych lat. Dzień zakończyłem piwkiem, które UEFA rozdawała dziennikarzom po zakończonej pracy. Tak naprawdę, można było złocistego napoju pić ile wlezie, ale mi wystarczyło już emocji na tę dobę.
Relacja zdjęciowa:
[vc_gallery type=”image_grid” columns=”3″ images=”12133,12132,12131,12130,12129,12127,12126,12124,12123″ img_size=”full”]
Polska piłka oczami kibiców. Chcesz dołączyć? DM do @nopawel

3 Comments