
Lech Poznań podejmował u siebie aktualnego wicemistrza Polski – Piasta Gliwice. Oba zespoły w obecnych rozgrywkach człapią w dolnej strefie tabeli walcząc o życie. Z dzisiejszego starcia z podniesioną głową wychodzą podopieczni Jana Urbana, którzy wygrali 2:0 po bramkach Dariusza Formelli oraz Macieja Gajosa.
Słonko świeci, kibice nawet dopisali, Kocioł postanowił trzymać się kupy i szeregi zewrzeć na dolnym piętrze. Wraz z pierwszym gwizdkiem piłkarze ruszyli, a z nimi Szymon „Zbawiciel” Pawłowski. Piłkarz, od którego w grze Lecha obecnie zależy najwięcej. W pierwszych minutach „Kolejorz” starał się zdecydowanie przejąć inicjatywę, a w akcjach ofensywnych brał udział nawet Łukasz Trałka. Świat był bliski końca. Jednak Jakubowi Szmatule bardziej zagrażało bijące po oczach słońce, niż akcje gospodarzy.
Czym jednak byłby Lech Poznań bez swoich jaskółek, które miałyby świadczyć o rozpoczęciu zdecydowanej dominacji? Taka miała miejsce w 13. minucie spotkania, kiedy to po szybkiej kontrze na bramkę Piasta ruszył z futbolówką Szymon Pawłowski. Kiedy znalazł się już w polu karnym nie dostrzegł, bądź zrobił to za późno, Darko Jevticia i sam postanowił zakończyć akcję. Golkiper gości pewnie sparował piłkę przed siebie.
Dosłownie kilka chwil później lechici wyprowadzili kolejną akcję, a swoich sił spróbował Darko Jevtić. Piłka po jego strzale odbiła się jeszcze od obrońcy zespołu z Gliwic i minęła bramkę Szmatuły. Po tej akcji gospodarze otrzymali rzut rożny, a po jego wykonaniu piłka trafiła do Radosława Majewskiego, który z narożnika pola karnego chciał zaskoczyć bramkarza Piasta. Ten spokojnie złapał futbolówkę w „koszyczek”.
W 25. minucie swoją szansę – kolejną zresztą – miał Radosław Majewski, który był wykonawcą rzutu wolnego z okolic dwudziestego metra. Do gola brakowało niewiele, piłka przefrunęła ponad poprzeczką gliwickiej bramki. Chwilę później arbiter spotkania zarządził przerwę na uzupełnienie płynów.
Darko Jevtić, początkowo wyglądający nieźle w grze ofensywnej Lecha, zaczynał z czasem przypominać jeźdźca bez głowy. I co ciekawe, był bliski pokonania Jakuba Szmatuły, którego największym przeciwnikiem w pierwszej części spotkania było słońce. Szwajcar był wykonawcą rzutu wolnego z około 40. metra i swoim dośrodkowaniem na tyle zaskoczył bramkarza Piasta, iż piłka omal nie wpadła do siatki.
Piast miał swoje najlepsze okazje głównie dzięki Martinowi Bukacie, który najpierw w 38. minucie, a następnie w 42. zdecydował się na strzał na bramkę Matusa Putnockiego. Za pierwszym razem minimalnie przestrzelił nad poprzeczką, a za drugim poznański golkiper sparował futbolówkę przed siebie. Wynik pierwszej części spotkania nie uległ zmianie.
Początek drugiej części spotkania to powrót do korzeni piłki nożnej, czyli aby tylko celnie podać i zabrać się z piłką na połowę przeciwnika. W zasadzie to by było tyle, a gra Lecha znów zaczęła irytować. Przebłyskiem w irytacji było podanie, jakie otrzymał Marcin Robak i ruszył w pole karne Piasta. Wobec braku obecności żadnego z kolegów na dogodnej pozycji napastnik „Kolejorza” postanowił zakończyć rajd strzałem, a futbolówkę za długi słupek sparował Szmatuła.
Kojarzycie może te wszystkie memy z wybuchającymi, płonącymi, etc. oczami? Idealnie obrazują dzisiejszy mecz, a szczególnie drugą jego część. Coraz więcej frustracji ze strony kibiców, gwizdów i niezrozumiałych decyzji. Najpierw z boiska schodzi najlepszy Majewski, później piłkarze nie wiedzą co robić, bo może ktoś za nich wykona robotę.
Aż pojawił się on, jeździec apokalipsy, niszczyciel światów, terminator Dariusz Formella, który w 73. minucie spotkania płaskim strzałem zza pola karnego zaskoczył kibiców, Szmatułę, ludzkość i wyprowadził Lecha Poznań na prowadzenie. Prawdopodobnie w całym Poznaniu strzelały korki od szampana, przecież kto potrzebuje napastnika?! To nie koniec szarży „Kolejorza”. W 75. minucie po najlepszej akcji w tym spotkaniu kapitalne dośrodkowanie otrzymał Formella, a po jego strzale świetnie interweniował golkiper Piasta. W efekcie czego gospodarze otrzymali rzut rożny i bliski zdobycia gola był Paulus Arajuuri, jednak ponownie górą był bramkarz gości.
„Gramy do końca, Kolejorz gramy do końca!”. Przekaz z „Kotła” prosty i wyraźny. Panowie gramy, a nie śpimy. Piłkarze Lecha atakowali w końcówce spotkania tylko wtedy, kiedy to było oczywiste dla widza, że po prostu trzeba. Ktoś chciał emocji? Reanimacja. W doliczonym czasie gry Piast strzela gola, ale sędzia Raczkowski go nie uznaje! Spalony? Być może, panie arbitrze zapraszamy do okulisty. To, co stało się chwilę później, zaskoczyło jednak wszystkich. Podopieczni Jana Urbana, jakby nie oni, ruszyli z zabójczą kontrą i Maciej Gajos w 2. minucie doliczonego czasu gry podwyższa prowadzenie na 2:0!
Happy Futbol po poznańsku. Na zero z tyłu i coś wbić z przodu. Wydaje się, że to proste, lecz w wykonaniu Lecha jest to sztuka nowoczesna. Niby pewna wygrana niby mecz pod kontrolą, ale w sposób mocno improwizowany.
Bramki: 73′ Dariusz Formella (Darko Jevtić), 90+2′ Maciej Gajos (Marcin Robak)
Widzów: 11 252.
Arbiter: Paweł Raczkowski.
Żółte kartki: 69′ Jan Bednarek, 88′ Robert Gumny – 83′ Bukata.
Składy:
Lech Poznań: Matus Putnocky – Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Paulus Arajuuri, Robert Gumny – Abdul Aziz Tetteh, Łukasz Trałka – Darko Jevtić (75′ Maciej Gajos), Radosław Majewski (58′ Dariusz Formella), Szymon Pawłowski (85′ Maciej Makuszewski) – Marcin Robak.
Rezerwowi: Miłosz Mleczko, Lasse Nielsen, Maciej Gajos, Dariusz Dudka, Maciej Makuszewski, Dariusz Formella, Maciej Wilusz.
Piast Gliwice: Jakub Szmatuła, Aleksander Sedlar, Uros Korun, Hebert Silva Santos, Patrik Mraz, Marcin Pietrowski, Radosław Murawski, Martin Bukata, Michał Masłowski (57′ Bartosz Szeliga), Gerard Badia (73′ Tomasz Moskwa) , Maciej Jankowski (81′ Josip Barisić).
Rezerwowi: Dobrivoj Rusov, Josip Barisić, Paweł Moskwik, Sasa Żivec, Tomasz Moskwa, Bartosz Szeliga, Edvinas Girdvainis.
[vc_row][vc_column][vc_single_image image=”12939″ img_size=”full” onclick=”link_image” title=”Statystyki EkstraStats.pl”][/vc_column][/vc_row]
Podopieczni Jana Urbana tym samym kontynuują serię spotkań bez porażki i pną się w górę tabeli. W konferencji pomeczowej udział wzięli szkoleniowcy obu zespołów, to jest Jiří Neček oraz Jan Urban.
Jiří Neček (Piast Gliwice):
– Pierwsze 45 minut zostało zdominowane przez Lecha, staraliśmy się dobrze bronić i wyprowadzić kontrę. Niestety to się nie udało. W drugiej części spotkania wiedzieliśmy, że musimy szybko robić zmiany. Mieliśmy za sobą mecz w Pucharze, który trwał ponad 120 minut. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie każdy będzie w stanie ten mecz zagrać do końca. W ostatnich minutach zdobyliśmy bramkę, jednak nie mam zamiaru jej komentować, sędzia techniczny powiedział mi tylko, że jeden z naszych piłkarzy był na spalonym. Po tym popełniliśmy błąd i Lech strzelił na 2:0. Byliśmy nieskuteczni i brakowało nam wykończenia. Dziś trzy punkty zasłużenie zostały w Poznaniu.
– Szukamy nadal napastnika, jednak nie ma na razie większych konkretów. Od momentu, kiedy objąłem ten zespół, obiecano mi sprowadzenie napastnika, na co nadal czekam. Dodatkowo kibice Lecha z trybun śpiewali odnośnie braku napastnika i mam wrażenie, że to było skierowane w naszym kierunku.
Jan Urban (Lech Poznań):
– W tych warunkach trzeba było oddać mnóstwo zdrowia, aby zdobyć trzy punkty. Musieliśmy dziś walczyć nie tylko z przeciwnikiem, ale i z samym sobą. Wydaje mi się, że odnieśliśmy dziś zasłużone zwycięstwo, choć muszę przyznać, że zadrżało mi serce, kiedy Piast zdobył bramkę.
– Cieszy również to, że kończymy kolejny mecz na zero z tyłu i jest to kolejne starcie bez porażki. Do kolejnego spotkania podejdziemy z jeszcze lepszej pozycji niż miało to przed dzisiejszym starciem.
– Po ostatnich spotkaniach cieszy to, że swoje szanse wykorzystują piłkarze, którzy wchodzą na zmiany, wracają po przerwie. Maciek Gajos – dobrze wiemy jaki jest. Dziś pokazał się z bardzo dobrej strony i chce walczyć o miejsce w składzie. Osobiście uważam, że dziś odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo.
– Łukasz Trałka zagrał dziś troszkę wyżej. Gra dwoma defensywnymi pomocnikami daje nam możliwość, że jeden z nich może podejść wyżej, włączyć się w akcje ofensywne zespołu. Oczywiście jestem zdania, że obaj defensywni pomocnicy mieli dziś spory udział w zwycięstwie. Nie wykluczam też w przyszłości gry na jednego defensywnego pomocnika. To jakie będą decyzje, jest podyktowana wieloma czynnikami. Można powiedzieć, że obaj dziś siebie równoważyli.
Hobby pismak, miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz, pracoholik. Prywatnie kibic Manchesteru United i Lecha Poznań. Piszę dla: @retro_magazyn, @watch_esa i @ManUtd_PL. M: klama.mufc92@gmail.com.
