Dziś będzie krótko. Krótki tekst o tym, jak wyczekiwany od 20 lat sukces został przyjęty na chłodno.
Po komfortowej zaliczce z Dublina, Legia była już jedną nogą w Lidze Mistrzów. Wystarczyło dokończyć dzieła w Warszawie. I to się udało, choć po zaskakująco ciężkim boju. Kiedy drużyna z Dundalk strzeliła bramkę na stadionie Legii – swoją drogą taki strzał zawodnikowi irlandzkiemu już raczej nie wyjdzie – zapanowała konsternacja. Jakby w tym konkretnym momencie nastąpiła kumulacja wszystkich negatywnych emocji związanych z grą i wynikami Legii Warszawa – zarówno w rozgrywkach pucharowych, jak i ligowych.
Początek sezonu Mistrza Polski, tworzy idealne wręcz pole do kolejnej dyskusji typu wynik vs styl. Wciąż słychać, że patrząc na grę Legii, krwawią oczy. Że w tryby machiny Hasiego wdarł się piasek, jak dotąd nie dający się przemielić. Wreszcie – o czym sam poprzednio pisałem – piłkarze grają tak, jakby byli zbieraniną ludzi, którzy dosłownie przed chwilą postanowili zagrać mecz. Dlatego przedstawiając swoje stanowisko w tej kwestii, siłą rzeczy dołączyłem do tej dyskusji, w którą zaangażowane zostały niemal wszystkie media zajmujące się piłką nożną, czy w ogóle sportem w naszym kraju.
I sam złapałem się na tym, jak emocje są w stanie przesłonić zdrowy rozsądek – co przecież jest oczywistością, jednak w praktyce, łatwo można tym emocjom ulec.
Jako zwolennikowi chłodnego podejścia do życia, przede wszystkim liczą się dla mnie skutki jakichś działań. Analogicznie stosuję tę regułę w kontekście sportu – czy to piłki nożnej, czy siatkówki, piłki ręcznej etc. Wiele już widziałem pięknych porażek naszych sportowców. Rywalizacje toczone w niezwykłym tempie, uderzające finezją i polotem. Rezultat jednak przemawiał na naszą niekorzyść, pomimo wspaniałego stylu.
Dlatego warto się wreszcie zastanowić i zadać fundamentalne dla całej tej dyskusji pytanie: jaki jest cel drużyny rozgrywającej mecz – w tym wypadku mecz piłki nożnej?
Odpowiedź nasuwa się sama: wygrana. Jest tutaj gdzieś dopisek: posiadanie piłki powyżej 60%? Akcje bramkowe mają być poprzedzone wymianą dwudziestu podań wzdłuż i wszerz boiska? Czy cokolwiek innego?
Nie. W piłce liczy się rezultat, to nie są skoki narciarskie, czy inna jazda figurowa, w których to otrzymuje się noty za styl. Polskie kluby – jak na razie oczywiście – nie są w stanie połączyć pięknego stylu ze zwycięstwami. Oczywiście, miażdżenie przeciwnika przez Legię, jak chociażby Bayern w niedawnym meczu z Werderem, wyglądałoby świetnie, ale – póki co – obraz gry jest, jaki jest.
Dlatego – samemu przyznając się do poniesienia przez emocje – chcę zaapelować: zaakceptujmy to co mamy! A co takiego mamy? Ligę Mistrzów nie widzianą nad Wisłą od 20 lat.
W pojedynku styl vs wynik, weźmy zatem wynik, bo to końcowy rezultat przechodzi do historii, to końcowy rezultat decyduje o trofeach, które po latach, z dumą można eksponować w klubowych gablotach.
Postarajmy się więc nieco ostudzić emocje i spojrzeć na rzeczywistość w sposób jak najbardziej obiektywny: w końcu nie jest tak źle 🙂
Głównie piłka nożna, ale też siatkówka i piłka ręczna. Lubię death metal i inne podgatunki muzyki metalowej