Ostatnimi czasy cierpiałem na brak czasu. Nie miałem chwili przescrollować Twittera, nie miałem tym bardziej wolnej chwili na napisanie czegokolwiek. Cudem udało mi się zagospodarować czas na obejrzenie dwóch meczów – potyczek Pogoni z Lechem i Wisłą Płock. Dzisiaj trochę o tych spotkaniach i o problemie, który od jakiegoś czasu mi dokucza i sprawia ogromną przykrość. Zapraszam.
Minęły trzy kolejki Ekstraklasy od mojego ostatniego wpisu. Spotkania z Cracovią nie udało mi się obejrzeć nawet z odtworzenia, więc temat tego meczu pominę. Na rodzinnym obiedzie udało mi się kątem oka zerknąć na potyczkę Pogoni z Lechem. W tym temacie jestem całkowicie zgodny z trenerem Moskalem – to nie Lech wygrał, a Pogoń przegrała. Jeszcze większą porażkę od Pogoni w tym spotkaniu poniósł Łukasz Zwoliński. Podobno strzelił w tym spotkaniu bramkę, ale przez stado baranów, którzy zadymili cały stadion nawet jej nie widziałem, więc przez dwa kolejne dni żyłem w przekonaniu, że strzelcem bramki był Gyursco. Nie mniej jednak dokonało się wtedy to, na co tak bardzo liczyłem – przełamanie Zwolaka. To była bardzo ważna dla niego bramka i zapowiadało się, że to będzie świetne popołudnie w jego wykonaniu. Tak się jednak nie stało, bowiem los postanowił kolejny raz zaśmiać mu się w twarz. Zmarnowany rzut karny w KURIOZALNY sposób przelał czarę goryczy. Kibice Portowców byli na niego wściekli, cała piłkarska Polska kolejny raz uświadomiła sobie, że hasło „Ekstraklasa – where amazing happens” jest prawdziwe do bólu, a ja bardzo szybko musiałem zweryfikować swoje zdanie o Zwolińskim. Takiego pudła to ja w życiu nie widziałem. Pal licho, że strzelił w środek bramki i nie pokonał Putnockiego. Nie każda jedenastka jest przecież zamieniana na gola. Jedna ta dobitka… Przecież to jest niepojęte i całkowicie niemożliwe do odtworzenia. Piłkarz ze mnie marny, być może sam nie trafiłbym do pustej bramki w tej sytuacji, ale ta piłka odbiła się od niego jak od kawałka drewna. Takie rzeczy są niedopuszczalne na poziomie wojewódzkim, a co dopiero ekstraklasowym. Ja byłem w ogromnym szoku jak to zobaczyłem.
Sama gra Portowców nie wyglądała w tym meczu tragicznie, spokojnie można było wywieźć chociaż punkt z Bułgarskiej, ale niestety nie udało się. Co najgorsze, podobny scenariusz miał miejsce w Płocku. Tam znowu Pogoń dostała w papsko, chociaż wcale nie musiała. Pierwsza połowa w wykonaniu drużyny Moskala była całkiem przyzwoita, początek drugiej też. Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka może udałoby się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Ale to jest właśnie największa bolączka obecnej Pogoni i te dwa mecze dobitnie pokazały skalę problemu. Pogoń jest najzwyczajniej w świecie nieskuteczna. Diabelnie nieskuteczna. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie mecze będą wyglądać jak spotkanie z Niecieczą, nie zawsze uda się wpakować niemal pół tuzina bramek. Portowcy nie wykorzystują jednak nawet ułamka procenta ze swoich sytuacji. Nad tym trzeba zdecydowanie popracować, bo widać w tym aspekcie wiele do poprawy.
Oprócz tego udało mi się wyciągnąć dwa pozytywy z tego spotkania:
Pierwszy – w końcu Lewandowski się ogolił i nie ma już tej przebrzydłej samurajskiej kity.
Drugi – debiut Adriana Hengera, który pokazał, że każdy bramkarz w tym klubie, na czele z Borisem Peskoviciem jest lepszy od Jakuba Słowika.
***
Teraz coś co mnie strasznie wkurwia. Ostatnio bardzo często słyszę jak to w Gdyni, Gdańsku czy Poznaniu wszyscy żyją piłką, wszyscy kochają swoje lokalne drużyny, utożsamiają się z nimi, a nad całym miastem w dniu meczu unosi się piłkarski klimat. W Szczecinie tego próżno szukać i jest mi z tego powodu bardzo przykro. W tym mieście, które naprawdę bardzo kocham, brakuje mi tej piłkarskiej atmosfery. Częściej jestem świadkiem szydery z Pogoni niż oddania tym barwom. Może obracam się w złym środowisku, ale ja nie czuję, żeby klimat sprzyjał tutaj kibicowaniu. Może wszyscy mają dość bylejakości, która bije od klubu? Stadion rodem z antyku, brak promocji klubu na terenie miasta i niesatysfakcjonujące wyniki – to wszystko może zniechęcać. Nad Twardowskiego unoszą się ciężkie, mgliste chmury i nie wydaje mi się, żeby uległo to w najbliższym czasie zmianie, a na pewno nie wcześniej niż w momencie otworzenia wyremontowanego stadionu. Pogoń wyraźnie została przykryta przez wielu warstwą kurzu, a nikomu nie śpieszy się, żeby coś z tym zrobić.
PS1948