Legia Warszawa
Legii wojna na górze
Miałem nie pisać o tej dziwnej wojnie wśród właścicieli Legii Warszawa, jednak sprawa jest zbyt poważna, by przejść obok niej bez jakiegokolwiek komentarza.
Autor
PabLo
Miałem nie pisać o tej dziwnej wojnie wśród właścicieli Legii Warszawa, jednak sprawa jest zbyt poważna, by przejść obok niej bez jakiegokolwiek komentarza.
Zacznijmy jednak od początku, bo dla wielu kibiców to czarna magia. Kto jest właściwie właścicielem mistrza Polski?
Legia Warszawa jest spółką akcyjną i 100% akcji posiada inna spółka Legia Holding Sp. z o.o., więc musimy prześledzić losy tej drugiej spółki, bo to o nią praktycznie jest gra.
Legia Holding założył Bogusław Leśnodorski (100 udziałów o łącznej wartości 5 tysięcy złotych). Zrobił to przez zakup w maju 2014 (w momencie, gdy Legia walczyła o mistrzostwo Polski) innej spółki – LSW TWENTY ONE i zmianie danych w KRS. Tak się w Polsce robi, bo jest szybciej i co za tym idzie taniej. W grudniu tego samego roku formalnie do współpracy w spółce namówił Dariusza Mioduskiego. Zwiększono kapitał spółki z 5 tysięcy do 8 milionów złotych. 32100 udziałów o łącznej wartości 1,6 mln złotych objął Bogusław Leśnodorski, a 128000 o łącznej wartości 6,4 miliona złotych objął Dariusz Mioduski. Do KRS spółki wpisano także nazwisko Macieja Wandzla, ale nie był on właścicielem udziałów w tej spółce, po prostu zasiadał w zarządzie spółki. Trzy miesiące później Dariusz Mioduski sprzedał 32 tysiące udziałów w spółce Maciejowi Wandzlowi. Na dziś mamy taką sytuację, że Dariusz Mioduski ma 60% udziałów, a Bogusław Leśnodorski i Maciej Wandzel po 20%. Wydaje się, że sprawa wygląda klarownie, ale taką nie jest, bo nie znamy najważniejszego – zapisów umowy spółki. To ta umowa reguluje sposób zbywania udziałów i możliwości poszczególnych udziałowców. Umowy tej nie widziałem, ale nie chce mi się wierzyć, że reguluje ona pracę w spółce akcyjnej Legia Warszawa, tak jak było napisane w tekście Przemysława Zycha. Na zdrowy rozum Dariusz Mioduski ma więcej asów w rękawie niż pozostała dwójka udziałowców. Posiada też więcej pieniędzy, a wiemy że na końcu tylko one się liczą.
O co poszło?
Całe zamieszanie wynikło z innego podejścia do kibolstwa. Bogusław Leśnodorski jest zwolennikiem dialogu. Głęboko wierzy, że jak odda kawałeczek tortu to będzie miał zagwarantowany spokój na trybunach. Liczy na to, że zaspokoi wzrastający głód kibolstwa. Dariusz Mioduski żąda radykalnych działań, chce odciąć czyraka (osoby szkodzące klubowi) licząc na to, że dobrym zarządzaniem i wynikami przeciągnie na swoją stronę kibiców. Nauczony doświadczeniem z konfliktu ITI nie jest tak radykalny, jak poprzedni właściciele. Różni ich także podejście do biznesu. Bogusław Leśnodorski wierzy w siłę pieniądza, dobrego scoutingu i szybkich wyników przez kupowanie coraz lepszych zawodników. Dariusz Mioduski jest zwolennikiem wychowywania młodych zawodników, pracy u podstaw i tak zwanego organicznego wzrostu klubu.
Co się zadziało?
Najprawdopodobniej Dariusz Mioduski zażądał podania się Bogusława Leśnodorskiego do dymisji po zdarzeniach, które miały miejsce w meczu z Borussią Dortmund. Aktualny prezes Legii nie mając nic do stracenia i nie widząc szans na kompromis zaatakował swojego wspólnika za pomocą dziennikarzy i Macieja Wandzla. Jak to na wojnie, zmobilizował kibiców do poparcia i tak naprawdę pokazania wspólnikowi, że bez niego sobie z Legią nie poradzi. Mówi się także, że Bogusław Leśnodorski chciał obrzydzić klub swojemu wspólnikowi, by ten zrezygnował i odsprzedał swoje udziały tajemniczemu inwestorowi. Jeśli tak było, w co wątpię, to i tak ten plan legł w gruzach, bo Dariusz Mioduski podtrzymał miłość do klubu i chęć działania.
Co wiemy dzięki tej kłótni?
Jest wyraźny podział wśród udziałowców, co do fundamentów na jakich ma działać klub Legia Warszawa. To oczywiście zła informacja. Dzięki tej awanturze dowiedzieliśmy się, że Legia Holding spłaciła w całości poprzedniego właściciela, więc nie powinna mieć długów wobec ITI i innych wierzycieli. Wiemy także, że Bogusław Leśnodorski posiada duże poparcie wśród kibiców, a także ma przychylność dziennikarzy. Wiemy też, że jest zdesperowany, by być prezesem klubu. Powiedzmy sobie szczerze, to projekt jego życia, bez Legii byłby jednym z wielu prawników.
Jakie jest rozwiązanie tej sytuacji?
Moim zdaniem czasowa separacja i rozmowa. Obaj są potrzebni Legii jak marchewka do groszku. Każdy z nich ma wady i zalety. W pewnym sensie uzupełniają się. Ich wizje różnią się, ale razem dają efekt, jaki mamy teraz w Legii – dynamiczny wzrost i zostawienie konkurencji w tyle. Każdy musi jednak z czegoś zrezygnować. Legia musi podostrzyć kary dla kibolstwa, musi działać na rzecz zmian w przepisach, które uchronią dobro klubu przed patologią na trybunach. Pan Mioduski musi pogodzić się z tym, że to Leśnodorski jest głównym rozgrywającym i dzięki niemu będzie miał kibiców Legii za sobą.
Drodzy Właściciele! Najważniejsze w waszych poczynaniach powinno być dobro Legii Warszawa, a nie własny czubek nosa i tego sobie jak i wszystkim kibicom życzę przy najbliższych decyzjach.
Zdjęcie: Monika Wantoła