Obserwuj nas

Niższe ligi

Franciszek Smuda w Widzewie. Co sądzą kibice?

W ubiegły wtorek Franciszek Smuda zaczął pracę w Widzewie. Powrócił do łódzkiego klubu po raz czwarty. Od tamtego czasu kibiców nurtuje jakże słuszne pytanie: Czy legendarny „Franz” poprowadzi ponownie RTS ku ścieżce zwaną „sukces”? Sobotni mecz ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki przy pełnych trybunach powinien potwierdzić lub rozwiać jakiekolwiek wątpliwości. W oczekiwaniu na to spotkanie prezentuję historię trenera Smudy w Widzewie.

 Historia „Franciszka Smudy w Widzewie”

Opowiada: Pan Igor Sałek

Rozdział 1

Pod koniec sezonu 1994/95 na stanowisku trenera Widzewa Ryszarda Polaka zastąpił Franciszek Smuda, znany wcześniej z prowadzenia ówczesnego ligowego średniaka – Stali Mielec.

Za pierwszym przyjściem Smudy do Widzewa stał Andrzej Grajewski (były współwłaściciel klubu – przy. red.). Pamiętam, że od pewnego czasu mówiło się o zmianie trenera, ale nikt nie spodziewał się, że będzie to mało znany Smuda. Grajewski jednak był bardzo pozytywnie nastawiony do nowego trenera i nie interesowała go inna kandydatura. Patrząc z perspektywy czasu, decyzja o zatrudnieniu Smudy była strzałem w „dziesiątkę”. W tamtym momencie nikt nie zastanawiał się i nie dociekał dlaczego Polak odchodzi. Wszystko kręciło się wokół nowego trenera i decyzji Andrzeja Grajewskiego. Przyjście Smudy do Widzewa po raz pierwszy to jedna wielka niewiadoma. Nikt tak naprawdę nie znał za bardzo tego szkoleniowca. Internet wtedy nie był tak dostępny jak dziś, także pozostało zaufać działaczom i czekać na wyniki pod jego wodzą. Jak się potem okazało, kibice szybko pokochali Smudę, który zbudował kapitalny zespół z polskich piłkarzy i zdobył mistrzostwo Polski. Tak grającej drużyny nie było w Polsce od lat. W sezonie 1995/96 nie przegrali żadnego meczu, a rozegrali 34 spotkania. Rekord do tej pory należy do ekipy Franka Smudy: 37 nieprzegranych spotkań z rzędu. Oglądanie tamtego zespołu to była czysta przyjemność i cieszę się, że mogłem przeżyć te wszystkie cudowne chwile.

***

Do tych „cudownych chwil” można zaliczyć dwie wygrane z Legią na Łazienkowskiej w 1996 i 1997 r., które po latach są wspominane przez Widzewiaków z sentymentem. Wywalczenie trzeciego mistrzostwa w historii klubu umożliwiło drużynie udział w eliminacjach Ligi Mistrzów. Dopóki Legia w poprzednim roku nie zakwalifikowała się do najlepszych europejskich rozgrywek, to właśnie wielki Widzew Franciszka Smudy przez 20 lat piastował tytuł ostatniej polskiej drużyny grającej w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

– Gra w Lidze Mistrzów to były piękne czasy. Awans po dramatycznych okolicznościach w Danii, w ostatnich minutach… (W pierwszym meczu z Brondby IF Widzew wygrał u siebie 2:1. W rewanżu przez pewien moment zespół Smudy przegrywał aż 0:3. Chwilę przed zakończeniem spotkania Paweł Wojtala/Sławomir Majak (niepotrzebne skreślić) zdobył bramkę na 2:3 – przyp. red.) Osobiście uważam, że Widzew w fazie grupowej pokazał się z bardzo dobrej strony. Tak naprawdę tylko w Łodzi z Atletico przegrał wysoko (1:4 – przyp. red.), ale i tak wszyscy pamiętają bramkę Marka Citki, który przelobował Jose Molinę z połowy boiska.

[vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=VOWZ1L1CxU8″ align=”center”]

W innych meczach zespół walczył jak równy z równym z takimi zespołami jak: Borussia Dortmund (w tamtym sezonie zdobyli puchar), Steaua Bukareszt czy Atletico Madryt (w rewanżu w Madrycie porażka po walce 1:0). Najbardziej w pamięci utkwił mi mecz z Borussią w Łodzi. Pewnie dlatego, że byłem obecny razem z tatą i bratem na stadionie. Kapitalna atmosfera, pełny stadion, znakomity mecz w wykonaniu Widzewa, który postawił się niezwykle mocnej ekipie z Niemiec. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak Jacek Dembiński w ciągu 5 minut strzelił Borussii dwie bramki i wyprowadził zespół na prowadzenie 2:1. Radość była nie do opisania, wszyscy się ściskali, cieszyli. Widzew postawił się niemieckiej ekipie, będąc w wielu momentach zespołem po prostu lepszym. Spotkanie zakończyło się remisem 2:2. Emocje jakie w tamtym meczu przeżyłem i duma z zespołu zostaną w pamięci do końca życia. Występ Widzewa w Lidze Mistrzów był znakomity. Bramki jakie piłkarze tej drużyny zdobywali były pokazywane nie tylko w polskiej telewizji. Citko w meczu z Atletico czy „Rysiu” Czerwiec i jego kapitalne uderzenie zza pola karnego w okienko w meczu z mistrzem Rumunii… Bramki Dembińskiego z Borussią to też klasa światowa. Fajnie, że mogłem poczuć te wszystkie emocje związane z Ligą Mistrzów. Liczę, że jeszcze kiedyś na stadion Widzewa przyjadą zespoły, które będą rywalizowały z nim w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

***

W sezonie 1996/97 Widzew zapewnił sobie drugi tytuł z rzędu. Stało się to za sprawą wygranego meczu z Legią, po dramatycznej końcówce. Warszawianie musieli zwyciężyć w tamtym spotkaniu, jeśli chcieli wziąć sprawę zdobycia mistrzostwa Polski w swoje ręce. Na stadionie przy Łazienkowskiej wygrywali już 2:0, aby ostatecznie przegrać 2:3.

[vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=OEHpEZfeFm8″ align=”center”]

***

W następnym sezonie Widzewiakom nie udało się ponownie awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Swoją przygodę z europejskim pucharem skończyli na eliminacyjnych meczach z włoską Parmą. Zakończenie rozgrywek I ligi 1997/98 wyznaczyło koniec pewnej epoki w łódzkim klubie, z którego odszedł Franciszka Smuda.

– Gra w Lidze Mistrzów przyniosła spore środki finansowe. Wydawało się, że Widzew nie będzie miał problemów z pieniędzmi, walczył o najwyższe cele. Niestety środki jakie wpłynęły z gry w pucharach gdzieś się rozeszły, właściciele zaczęli się między sobą kłócić. Zaczęły się problemy z finansami, zaczęto wyprzedawać najlepszych piłkarzy, żeby można było łatać dziurę w budżecie. Po zakończeniu sezonu 1997/1998 Smuda otrzymał bardzo dobrą ofertę z Wisły Kraków, która finansowo i sportowo zaczynała być poza zasięgiem Widzewa i innych klubów, więc zdecydował się odejść. W Krakowie miał dobry zespół, spokojną sytuację organizacyjną. W Widzewie zaczęło się sypać praktycznie wszystko, dlatego uważam, że odejście w tamtym czasie było jedyną słuszną decyzją jaką mógł podjąć Smuda.

Rozdział 2

Latem 2002 r., po czterech sezonach od swojego pierwszego odejścia z Widzewa, Franciszek Smuda ponownie został szkoleniowcem łódzkiej drużyny.

– Powiem szczerze, że każdy powrót Smudy do Widzewa był dla mnie wyjątkowy. Spowodowane jest to tym, że w poprzednich latach osiągnął z drużyną niesamowity wynik: dwa mistrzostwa, Liga Mistrzów. Kapitalna sprawa! Wygrane z Legią czy te w eliminacjach do Ligi Mistrzów, to były takie momenty, że miałem łzy w oczach. Dlatego kiedy tylko była opcja powrotu Smudy do Widzewa, zawsze przyjmowałem ją z wielką radością. W roku 2002 roku przychodził po Wdowczyku. Jak to miało miejsce, w zespole zachodziły ogromne zmiany. Pamiętam choćby takich piłkarzy jak Batata, Włodarczyk, Dymkowski, Grzelak. Zaraz po ogłoszeniu, że Smuda zostanie trenerem, razem z kolegą pojechaliśmy po bilety na jego pierwszy mecz z Odrą Wodzisław. Siedzieliśmy za ławką rezerwowych. Wszyscy skupili się bardziej na trenerze niż samym meczu, dostał owację na stojąco i pozdrowienia. W tamtym sezonie zmiany kadrowe były ogromne, gra wyglądała przeciętnie.

Po zakończeniu rundy jesiennej sezonu 2002/2003 tabela rozgrywek prezentowała się tak:

źródło: wikipedia.org

Podczas trwania przerwy zimowej trener Smuda opuścił Widzew i wkrótce potem objął drugoligową (drugi poziom rozgrywkowy) Piotrcovię Piotrków Trybunalski.

– Tak naprawdę trudno mi to racjonalnie wytłumaczyć czemu wtedy Smuda poszedł trenować Piotrcovię. W tamtym okresie pewnie kilka klubów chętnie by go zatrudniło, ale wybrał drużynę z Piotrkowa Trybunalskiego. Pamiętam, że wyniki były słabe, mimo że miał w składzie kilku dobrych piłkarzy jak Batata, Grzelak. Uważam, że to był jeden z błędów Smudy – jeżeli chodzi o wybór klubu – w jego karierze trenerskiej.

***

Praca w Piotrcovii to bardzo krótki okres w karierze Franciszka Smudy, ponieważ po kilku miesiącach powrócił do łódzkiego klubu.

– Wyniki Smudy w Piotrkowie Trybunalskim nie były zadowalające i tym sobie nie zapracował na powrót do Łodzi. Jednak on chętnie wracał do Widzewa i nigdy działaczom nie odmawiał, natomiast działacze zawsze chętnie sięgali po tego trenera. Odszedł w przerwie do Piotrcovii, bo – z tego co pamiętam – w klubie były już spore zawirowania organizacyjne. Otrzymał propozycję od Antoniego Ptaka i zaczął trenować Piotrcovię. Jednak jak to się mówi: „ciągnie wilka do lasu” i jeszcze w tym samym sezonie wrócił do Widzewa. Zespół zaczął grać całkiem dobrze i zakończył sezon na 9. miejscu, co było dobrym wynikiem patrząc na zawirowania w klubie.

źródło: 90minut.pl

***

Trener Smuda zrobił swoje, czyli utrzymał zespół w ówczesnej I lidze. W następnej edycji rozgrywek drużynę prowadził nowy szkoleniowiec – Andrzej Kretek. W pierwszej połowie sezonu 2003/04 przez ławkę Widzewa przewinęło się jeszcze dwóch trenerów. Wiosną 2004, kiedy sytuacja nie napawała optymizmem, a do zakończenia ligowej rywalizacji było bliżej niż dalej, znowu postanowiono zatrudnić „Franza”, który miał uratować I ligę.

– To były czasy kiedy klub miał poważne problemy finansowe, trudności w uzyskaniu licencji. Działacze podpisywali umowy z piłkarzami, obiecywali spore kwoty w kontrakcie, niestety po 2-3 miesiącach zaczynały się problemy z płaceniem. Dlatego też dochodziło do dużych zmian w zespole, jedni piłkarze odchodzili, drudzy przychodzili. Smuda wiedział jak to wygląda od środka, jakie problemy są w zespole. Mimo to zawsze uważał, że do Widzewa może przyjść pracować za darmo. Jestem przekonany, że jednym z powodów kolejnego powrotu Smudy do Łodzi była wiedza na temat problemów Widzewa, oraz chęć pomocy swojemu ukochanemu klubowi (zawsze to mówił i nigdy tego nie ukrywał). Działacze i Smuda dobrze wiedzieli, że kolejna współpraca sprawi, że kibice będą zadowoleni i w większej ilości stawią się na meczach ligowych.

źródło: 90minut.pl

Niestety po raz drugi nie udało się legendarnemu trenerowi utrzymać drużyny Widzewa w I lidze. Po zakończeniu sezonu przestał trenować łódzką drużynę. Od tamtej pory do następnego powrotu szkoleniowca minie aż 13 lat. W dniu 12.08.2017 Franciszek Smuda po raz kolejny zasiądzie na ławce trenerskiej obecnie trzecioligowego Widzewa Łódź…

Jak „Franz” poradzi sobie w nadchodzącym sezonie? Czy jego drużyna wywalczy awans? Ciąg dalszy nastąpi…

Ocena kibiców

Pan Igor Sałek: „Kwestia trenera w Widzewie to bardzo gorący temat w ostatnim czasie. Patrząc na przedsezonowe sparingi można było się załamać. Drużyna nie zrobiła żadnego postępu, gra wyglądała tak słabo jak w poprzedniej rundzie, brak taktyki, wytrenowanych schematów. Efekty przygotowań widać było w meczu ligowym w Sulejówku. Nie będę tego komentował, bo szkoda słów na to co zagrała drużyna… (w pierwszej kolejce obecnego sezonu Widzew przegrał z Victorią Sulejówek 1:2 – przyp. red.) Zaskakujące, że zarząd z prezesem uważali, że drużyna gra dobrze. Osobiście chciałem, żeby doszło do zmiany trenera, ale nie bardzo w to wierzyłem. Całe szczęście, że doszło do podpisania umowy z Murapolem. Przedstawiciele inwestora na czele z panem Sapotą zauważyli, że drużyna gra bardzo słabo, nie widać żadnych zmian i trzeba poszukać nowego trenera. Nie myślałem, że spotka nas – kibiców taka niespodzianka i zostanie nim Franciszek Smuda. Decyzja o powierzeniu roli trenera ikonie Widzewa jest jak najbardziej trafna. Jestem przekonany, że Smuda sprawi, że drużyna będzie grała na miarę oczekiwań wszystkich kibiców. Jest związany z naszym klubem, będzie miał szacunek w szatni, nie pozwoli na rozluźnienie wśród piłkarzy. Na początku będzie trudno, ale „Franek” Smuda jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Osobiście czuję znowu ten dreszczyk emocji, jak trener wyjdzie na pierwszy mecz w Łodzi jako nasz trener. Tak sobie myślę, że jego osoba sprawi, że człowiek uwierzy w awanse rok po roku. Tego życzę nam wszystkim i trenerowi Smudzie.”

Pan Michał: „Bardzo długo czekaliśmy na powrót [trenera Smudy]. Najlepszy transfer od lat. 🙂 Myślę, że podobnie twierdzi znakomita większość naszych ludzi. Tutaj są ważne dwie rzeczy. Po pierwsze – to nasza legenda, po drugie – znakomity fachowiec.”

Pan Piotr Polak: „Widzew zatrudnia w roli trenera byłego selekcjonera, legendę tego klubu Franciszka Smudę. – taka informacja kilka dni temu obiegła środowisko łódzkie. Czy taki wybór ma sens? Czy Widzew, za którym stoi Murapol, dobrze robi? Ostatnie lata nie były dla Franciszka Smudy zbyt owocne. Od czasów selekcjonerskich notowania popularnego trenera nie stoją najlepiej. Kolejne porażki i niepowodzenia sprawiły, że Smuda potrzebuje sukcesu. Podobnie jest z Widzewem, który po bolesnym rozstaniu z Cackiem próbuje odbudować swoją legendę. Wyniki poniżej oczekiwań w poprzednim sezonie, brak awansu, coraz większe niezadowolenie z poziomu prezentowanego przez zespół trenera Cecherza sprawiły, że od dłuższego czasu zaczęło się coraz głośniej mówić o koniecznej zmianie trenera. Trudno jednak znaleźć dziś w Polsce dobrego trenera, który chciałby trenować drużynę na czwartym poziomie rozgrywkowym. Wybór Smudy w tym wypadku wydaje się idealny dla dwóch stron. Trener może odbudować swoją reputację, a tym samym przyczynić się do odbudowy wielkiego Widzewa i powrotu do ekstraklasy, tam gdzie jego miejsce. Wygrywają wszyscy.

Dlaczego więc jest tyle głosów krytycznych z całej Polski?

Fenomen Smudy może poczuć tylko Widzewiak, który poczuł smak przygody Ligi Mistrzów, smak zwycięstwa dwukrotnie w lidze, niezapomnianych zwycięskich meczów z Legią przy Łazienkowskiej. Wszystko co najlepsze dla tego klubu działo się za Smudy. Wielu kibiców już nie pamięta czasów Bońka i Smolarka, ale pamiętają Koniarka, Dębińskiego, Łapińskiego, Siadaczkę i wielu innych, którzy przyczynili się do sukcesów Smudy. Kibice pamiętają, że wielki Widzew Smudy nigdy się nie poddawał. Jak tracił gola to zaraz strzelał dwa, zawsze grał do przodu, zawsze to była gra ofensywna, miła dla oka. Tego właśnie dziś chce kibic Widzewa.

Nie bez znaczenia jest też aspekt marketingowy. Pełny stadion kibiców, rekord sprzedaży karnetów (obecnie 15.852 karnetów – przyp. red.), przejęcie klubu przez firmę Murapol, to wszystko sprawia, że o Widzewie się pisze i mówi w całej Polsce. Teraz zaangażowanie Franciszka Smudy jeszcze bardziej wzmocni ten przekaz, a przecież o to chodzi firmie Murapol.

Czy sportowo Widzew zyska?

Tego nie wiem, ale wierzę, że Zarząd klubu wie co robi. Jest od tego aby podejmować dobre decyzje. Ktoś powie, że sukcesy w Widzewie to Smuda miał, ale prawie 20 lat temu, że jest stary. I co z tego, zapytam? Czy wiek trenera może być przeszkodą w osiągnięciu dobrego wyniku? Znam starszych trenerów mających większe sukcesy. Osobiście nie czuję się kompetentny oceniać, czy to dobry wybór. Czas pokaże. Jeśli w czerwcu będziemy się cieszyć z awansu, a wierzę, że tak będzie, to znaczy, że wybór był dobry. Na razie cieszę się, że nie ma już z nami trenera Cecherza i za to wypiję lampkę wina, może dwie.”

Opracował: Patryk Kapa

Kibic. Piłka Nożna: od A-Klasy do Ekstraklasy.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Niższe ligi