Ten tekst miał w ogóle nie powstać. Miałem ograniczyć się tylko do krótkiego zdania na Twitterze. Uznałem jednak, że powinienem coś napisać. Ciężko wyrazić to co stało się wczoraj na wrocławskim stadionie bez używania wulgaryzmów. Uznałem, że tym razem powstrzymam się od ocen zarządu, właścicieli, wirtualnych właścicieli, gwinejskich gwarancji bankowych, sztabu szkoleniowego, marketingu i wszystkiego co przyczynia się do tego, że mój ukochany klub jest pośmiewiskiem.
Teraz chciałbym się skupić na piłkarzach.
Od jakiegoś czasu szukam odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie. Co według piłkarzy oznacza określenie „wyciągnąć wnioski”? Powtarzają to jak mantrę. Kończy się mecz, po którym kibicom ciśnie się na usta tylko jedno zdanie „ja pitole, co za frajerzy”, a oni już stoją przed kamerami i zapowiadają wyciąganie wniosków. Zastanawiam się czy oni w ogóle rozumieją co to znaczy wyciągnąć wnioski? Początek tego sezonu wyraźnie wskazuje, że nie mają o tym zielonego pojęcia.
Jak inaczej wytłumaczyć to co się dzieje? Przecież to jest jakiś ewenement na skalę światową. Nie wierzę, że jest na świecie drużyna grająca w przyzwoitej lidze, która częściej daje dupy w ostatnich minutach meczu. Jeśli ktoś mi taką wskaże to postawię mu piwo. W tamtym sezonie myślałem, że to efekt złotoustego prezesa Hołuba, który chciał żeby Śląsk był sexy, a piłkarze zrozumieli to dosłownie i zaczęli się wypinać każdemu po kolei.
Hołuba już jednak dawno nie ma. Tak samo jak piłkarzy z tamtego sezonu. Jest nowe otwarcie, jest nowa kadra, która na papierze wygląda bardzo mocno. Jest nawet sponsor na koszulkach. Można zatem stwierdzić, że w klubie pojawił się element profesjonalizmu. Tylko co z tego, skoro na boisku Śląsk nadal robi za instytucję charytatywną do rozdawania punktów na prawo i lewo. Inaczej nie da się wyjaśnić tego co się dzieje na boisku, gdy gra Śląsk.
Wystarczy przeanalizować stracone przez wrocławian gole i nie trzeba sięgać głęboko w przeszłość. Początek tego sezonu doskonale to zobrazuje.
Arka Gdynia 2:0 Śląsk Wrocław
Pierwszy gol. 69. minuta Patryk Kun mierzący 165 cm wzrostu wskakuje pomiędzy Celebana (181 cm) i Tarasovsa (190 cm) i pakuje piłkę do siatki GŁOWĄ! Jak bardzo źle ustawieni musieli być stoperzy Śląska, że pozwolili zapakować gola głową chłopakowi, który doskonale sprawdziłby się w roli Hobbita. Jak widać wbrew niektórym opiniom, wzrost nie jest najważniejszy.
Drugi gol. 78. minuta Śląsk ma stały fragment gry na połowie Arki. Idzie podanie do Łyszczarza. Ten widząc biegnącego na niego Nalepę, panikuje. Zamiast spokojnie wycofać piłkę to wali nią prosto w zawodnika Arki. Umożliwia mu tym wyjście na czystą pozycję i strzelenie gola. Łyszczarz mógł w tej sytuacji zrobić wszystko. Dokonał niestety najgorszego z możliwych wyborów.
Zachowanie młodego zawodnika Śląska jestem jednak w stanie wytłumaczyć brakiem doświadczenia. To jeszcze bardzo młody chłopak, który za wejście w dorosły futbol musi swoje zapłacić.
Jeśli jednak chodzi o pierwszego gola to wytłumaczenia już nie ma. Dwóch wysokich i bardzo doświadczonych piłkarzy zostaje załatwionych na perłowo, bez zbędnego pieprzenia przez o wiele niższego młokosa. Tak to właśnie widziałem. 22-letni mikrus idzie między dwa wieżowce jak dzik w żołędzie i bez żadnego strachu głową pakuje piłkę do siatki.
Śląsk mecz przegrywa i robi to na własne życzenie prezentując rywalowi dwa gole.
Zagłębie Lubin 1:0 Śląsk Wrocław
Śląsk gra 45 minut z przewagą jednego zawodnika. Chwilę przed czerwienią dla Tosika Riera dostaje patelnię od Robaka, praktycznie na pustaka. Wali prosto w Polacka. Jeszcze raz muszę podkreślić, że Śląsk przez 45 minut gra z przewagą jednego zawodnika. 90. minuta meczu. Starzyński wrzuca z wolnego. Celeban zostaje w blokach. Wrąbel leci na Psie Pole. Problem w tym, że piłka ma inne plany i leci prosto na głowę Świerczoka, który posyła ją do bramki.
Przypominam, że to były DERBY!
Śląsk Wrocław 3:2 Lechia Gdańsk
Jest i jedyne zwycięstwo. Nawet mimo tego, że Śląsk zgarnął w tym meczu trzy punkty to i tak musieli narobić sobie bigosu. Do przerwy pewne 2:0. Wydaje się, że wszystko pod kontrolą, ale nie. Nie można normalnie wygrać meczu. Trzeba przecież odstawić jakąś szopkę. 48., 52. minuta i jest 2:2. W CZTERY MINUTY Śląsk traci przewagę, na którą ciężko pracował całą pierwszą połowę. Zwycięstwo wrocławianie zawdzięczają tylko i wyłącznie temu, że tego dnia Kuciak miał wyjątkowo parszywy dzień.
Piast Gliwice 1:1 Śląsk Wrocław
29. minuta, dziewiętnastoletni Patryk Dziczek pakuje swojego debiutanckiego gola strzałem z pierwszej piłki z dystansu. Nie wystraszył się jak Łyszczarz w Gdyni. Zrobił to co do niego należało. To że Śląsk tego meczu nie przegrał, to zasługa tylko i wyłącznie Vassiljeva, który nie strzelił karnego.
Co do gola Dziczka. No cóż. Wystarczy spojrzeć na poniższy screen i odpowiedzieć na pytanie co robi lub kogo kryje Michał Chrapek?
Czy wie, że za plecami ma Dziczka, ale myśli sobie, że „gówniarzem” nie trzeba się przejmować? Czy nie wie, że ma faceta za plecami i nie chce mu się rozglądać dookoła siebie? Piłka po piąstkowaniu Wrąbla dosyć długo leciała stronę młodego gracza Piasta, a mimo to Chrapek nie zdążył go zablokować. Po co on w ogóle idzie w to pole karne skoro tam i tak jest czterech obrońców z bramkarzem po stronie Śląska i tylko 3 graczy Piasta?
Puchar Polski. Arka Gdynia 4:2 po dogrywce Śląsk Wrocław
42. i 43. minuta bach, bach. Śląsk prowadzi 0:2 i ma praktycznie ustawiony mecz. To Arka musi atakować, to Arka musi się spieszyć. Wystarczyło się SKONCENTROWAĆ. Koncentracja to jednak słowo nieznane piłkarzom z Wrocławia.
Pierwszy gol dla Arki – 63. minuta. Rzut rożny, do piłki wychodzi Zbozień i głową pakuje ją do siatki. Nikt mu w zasadzie nie przeszkadza mimo, że w momencie uderzenia… uwaga, słowo klucz… stoi przy nim Pawelec, Łyszczarz i Augusto. Gdzieś tam jeszcze niedaleko, w swoim świecie jest Tarasovs, który bezsensownie wyskakuje do piłki, która leci jakieś 5 metrów nad jego głową.
3 minuty później Jazvić na prawej stronie objeżdża jak chce najpierw Pawelca potem Srnicia, a na końcu Celebana. Następnie dogrywa do Siemaszki, a ustawienie obrony Śląska w momencie przyjęcia piłki przez Siemaszkę wygląda tak:
Siemaszko piłkę przyjmuje i już to, że pozwolono mu ją przyjąć w polu karnym ociera się o kryminał, a to nie koniec. Facet zanim oddał strzał jeszcze trzy razy sobie ją poprawił. Co w tym czasie robił Tarasovs, czyli zawodnik będący najbliżej napastnika Arki? Odprawiał nieznany nikomu taniec, którego celem na pewno nie był odbiór piłki.
Chciałbym też przy tej sytuacji zwrócić uwagę na zachowanie Łyszczarza. Kiedy Jazvić mijał Pawelca, Łyszczarz truchtał. Kiedy minął Srnicia on nadal truchtał.
Dopiero kiedy Jazvić zaczął mijać Celebana, Łyszczarz rozpoczął „sprint”. Ująłem to w cudzysłów ponieważ był to sprint na długości około 4,5 metra. Adrian w trakcie tego sprintu wyglądał jakby miał zaraz wypluć płuca, wypuścić serce na spacer i zejść na tamten świat. Włączcie sobie skrót tego meczu i zwróćcie uwagę na jego zachowanie od samego początku akcji. Odkąd Jazvić minął Pawelca. Zobaczycie, że gdyby nie zlekceważył tej sytuacji i gdyby nie brakło mu sił to miałby wielkie szanse na przecięcie podania Jazvicia do Siemaszki.
Gol Kakoko w dogrywce to maestria gracza Arki, który oddał piękny strzał. Otrzymał na niego szansę dlatego, że Tarasovs nie potrafił wyprowadzić piłki i ją stracił. Napastnicy, którzy piłkę przejęli trochę się jeszcze zabawili. Kakoko się zabawa znudziła, więc huknął jak z armaty. Druga sprawa to, że niespecjalnie mu przeszkadzano bo zmęczony Madej ze zwrotnością słonia to żadna przeszkoda.
Przy czwartym golu dla Arki nasz kapitan Piotr Celeban najpierw przegrał pojedynek główkowy z Siemaszką, potem biegł za nim z prędkością stonki ziemniaczanej. Na koniec źle obliczył tor lotu piłki, przeciął powietrze i pozwolił Siemaszce na zamknięcie meczu.
Śląsk Wrocław 1:1 Bruk – Bet Termalica Nieciecza
95. minuta meczu. Część ludzi już sprawdza jak wysoko w tabeli będzie Śląsk po tym zwycięstwie. Każdy trampkarz wie, że kiedy w takiej sytuacji dostaje się piłkę i ma się przed sobą trzech przeciwników to nie wchodzi się w drybling tylko wysyła się piłkę do Jordanii z pozdrowieniami dla Łukasza Gikiewicza. Daniel Łuczak miał jednak inny pomysł. Skończyło się wolnym dla „Słoni”. Oczywiście w polu karnym totalny chaos. Jedynym konkretnym okazał się Kamil Słaby. Dostał piłkę pod nogi, więc walnął z 11 metrów w stronę bramki i wywalczył punkt dla Niecieczy. Warto dodać, że nie byłoby problemu, gdyby Kosecki pamiętał, że nie gra już z Jankiem Muchą w jednej drużynie i ma mu strzelać bramki, a nie podawać. Nie byłoby też problemu, gdyby Piech był myślami na boisku, a nie w budce z kebabem.
***
Po analizie tego wszystkiego stwierdziłem, że Śląsk nie traci goli dlatego, że przeciwnicy grają piękne akcje z których zatrzymaniem problemy mieliby najlepsi. Śląsk traci gole tylko i wyłącznie po własnych błędach. Śląsk traci gole bo:
- lekceważy przeciwników (Dziczek, Kun),
- gra dobrze do momentu zdobycia prowadzenia, później przestaje (Lechia, Arka, Termalica, Piast),
- kiedy rywal jest na łopatkach, zamiast go dobić, podaje mu rękę (Lechia, Zagłębie, Arka, Piast, Termalica)
- nie potrafi utrzymać koncentracji do końca meczu (Termalica, Zagłębie i jakiś milion meczów z poprzednich sezonów, kiedy tracili frajerskie bramki w ostatnich akcjach),
- kiedy traci gola prowadząc 2:0, wybucha panika, która kończy się kolejnymi straconymi golami (Lechia, Arka).
Dlaczego tak się dzieje? Nie mam zielonego pojęcia. Mogę tylko przypuszczać, że trener Urban jest beznadziejnym motywatorem i taktykiem. Mogę też przypuszczać, że w klubie natychmiast należy zatrudnić psychologa, jeśli go nie ma. Wiem, że był za trenera Pawłowskiego, ale potem wszedł Żelem ze swoimi „reformami” i nie było już niczego.
Rozpatrując wszystkie powody tak idiotycznie traconych bramek i przepieprzania wygranych meczów doszedłem nawet do wniosku, że może piłkarze robią to specjalnie, bo chcą wymusić na urzędnikach sprzedaż klubu. Ten ostatni wniosek jest jednak mocno naciągany. Wynika tylko i wyłącznie z braku pomysłu na to, dlaczego piłkarze Śląska są mocni na papierze, a w rzeczywistości to banda frajerów, która trzęsie się jak galareta jeśli tylko przeciwnik mocniej przyciśnie.
***
Na początku wspomniałem o tym sławnym „wyciąganiu wniosków”. Panowie Piłkarze, do was prośba. Przestańcie kurtuazyjnie pieprzyć o wyciąganiu wniosków, bo w czwartek bredzicie o wyciąganiu wniosków, a we wtorek na boisku przeczycie samym sobie. Żadnych wniosków nie wyciągacie. Roztrwoniliście 2:0 z Lechią, a wasze wielkie wyciąganie wniosków kończy się na tym, że rozwalacie prowadzenia jak leci. Mieliście 1:0 z Piastem, 2:0 z Arką, i 1:0 Termaliką. Z tego wyciągnęliście dwa punkty w lidze i odpadliście z Pucharu Polski. Po prostu przestańcie wyciągać wnioski i przestańcie myśleć o pierdołach na boisku. Skupcie się chociaż raz na 100% od pierwszego do OSTATNIEGO gwizdka sędziego!
Jeśli ktoś z was zna przyczynę tego, że oni tak straszliwie frajersko przegrywają mecze (celowo użyłem tego słowa, bo wczorajszy remis traktuję jak porażkę) to zapraszam do komentowania. Chętnie zapoznam się z waszymi opiniami.
Póki co pozostaje nam cierpliwie czekać na ruchy magistratu, bo teraz w zasadzie wszystko jest w ich rękach. Krążą już plotki o tym, że trener Urban na wylocie, a Fornalik z Bartoszkiem już spakowani, czekają tylko na sygnał który z nich ma kupić bilet do Wrocławia. Najbardziej w tym wszystkim zabawne jest to, że prezes Bobowiec, wiedząc jak gorącym okresem jest sierpień, wiedząc, że w zasadzie ważą się teraz losy klubu… wybył sobie na urlop. Broniłem swego czasu urlopu rzecznika prasowego i nadal go bronię. Jednak prezes klubu sportowego idący na urlop w samym środku transferowej i właścicielskiej zawieruchy świadczy o tym, że pan prezes nie traktuje poważnie swoich obowiązków. No chyba, że jest prezesem już tylko na papierze.
Piotr Potępa
Piszę dla Watch-Esa i 2x45info. IT QA. Zakochany we Wrocławiu i Warszawie sprzed wojny.
1 Comment