W czwartek gruchnęła informacja, iż kibice Polonii Warszawa nie mają już zgody z fanami Cracovii. Przyjąłem tę informację z uśmiechem politowania. Po raz kolejny mocne słowa o przyjaźni, lojalności, wierności, szacunku można wrzucić do kosza.
Na swoim pierwszym meczu na żywo byłem na stadionie Legii Warszawa z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Poszedłem na popularną Krytą. Chciałem być na „Żylecie”, ale tata bał się mnie zabrać na tę trybunę. Pamiętam, że spotkanie nie należało do najciekawszych, ale mimo to z wypiekami na twarzy obserwowałem, co się dzieje na murawie. Dodatkowo, słuchałem głośnego dopingu, który dobiegał z przeciwległego sektora. Pamiętam jeszcze trzech śmieszków siedzących za mną i zwycięstwo ekipy gości, ale to akurat jest nie istotne…
Co to za przyjaźń?
Do czego więc zmierzam? Otóż od początku mojej kibicowskiej przygody, słuchałem, jak ważna jest dla Legii przyjaźń z Pogonią Szczecin, Zagłębiem Sosnowiec, Olimpią Elbląg, ADO Den Haag oraz Juventusem Turyn. Jako małolat szybko to złapałem i pozdrawiałem wszystkie wspomniane ekipy, chociaż na co dzień nie jestem zupełnie z nimi związany. Przez tę „przyjaźń” poznałem się z kumplem z Szczecina i utrzymuję z nim kontakt do dziś. Ba! Nawet wymieniliśmy się kiedyś szalikami. Nagle po wyjazdowym spotkaniu „Wojskowych” z Lazio Rzym wspomniana „przyjaźń” między klubami przestała istnieć. Później albo i wcześniej – nie pamiętam dokładnie – legioniści zerwali kontakt z turyńczykami.
Od zgody do nienawiści
Gdy Legia przestała mieć zgodę z Pogonią, byłem jeszcze czynnym kibicem. Zastanawiałem się, jak to będzie wyglądać. Nie zamierzałem przecież wyklinać „Portowców” na meczu z legionistami. Na szczęście, fani nie obrzucają mięsem szczecinian ani oni nie bluzgają na nas. Są oczywiście odosobnione przypadki, ale nie robią tego zorganizowane grupy. Pytanie, jak długo taki stan będzie się utrzymywał. Warszawscy fani bliskie relacje w przeszłości mieli chociażby ze Śląskiem Wrocław i Lechią Gdańsk, teraz natomiast jakby sympatycy tych drużyn (nie wyłączając z tego Legii) na siebie nie „pokurwili”, to wyszliby ze stadionu niespełnieni, z uczuciem jakby czegoś im brakowało w tym piłkarskim spektaklu.
Jak tu się zachować?
Nie zagłębiam się w przyczynach i powodach tego typu sytuacji. Oczywiście, w życiu codziennym też zdarza się, że pozornie bliscy ludzie, stają się nagle całkowicie obcy. Ja czepiam się bardziej takich osób, jaką ja byłem wcześniej. Nie wiedziałem, czemu się z nimi przyjaźnimy, ale ich pozdrawiałem, a na innych bluzgałem. Na szczęście wyrosłem z tego. Dlatego śmieszą mnie takie sceny, jak przykładowo ostatni mecz Legii z Lechią. W mediach pojawiły się opinie, iż „przyjaźń” legionistów z sosnowiczanami wisi na włosku. Podczas niedzielnego starcia wywieszono specjalny transparent podkreślającą silną więź między klubami oraz kilka razy pozdrawiano sosnowiecką ekipę. Teraz wyobraźmy sobie, iż w poniedziałek – następnego dnia – wspomniana zgoda upada. Jest to możliwe? Jest! Wygląda to zabawnie? Nawet bardzo.
Braci się nie traci!
Zacząłem od kibiców Polonii i Cracovii. Jest – a raczej była – to jedna z najdłużej trwającej „przyjaźni” między kibicami. Fani, którzy zapoczątkowali tę tradycję, nagle mają nie nosić wspólnych szalików i barw, ponieważ kilku młodych „kumatych” pokłóciło się przy okazji wspólnych interesów. Nikt mi nie powie, że to poważna zabawa. Mówcie, co chcecie. Dyskutujcie, zjedzcie mnie, zlinczujcie, powieście, krytykujcie, ale pamiętajcie! „Braci się nie traci!”