Jak spojrzymy okiem, na to co działo się we wrocławskim klubie rok temu, w tym samym okresie rozgrywek, dojdziemy do wniosku, że we Wrocławiu nie zmienili nic, poza… działaczami, prezesem, trenerem, sponsorem, połową kadry. Śląsk jest dalej w dolnej ósemce, dalej z ogromnymi problemami i wciąż niepewny pozostania w Ekstraklasie. W dodatku gra Wrocławian wygląda zabójczo podobnie do końcówki poprzedniego sezonu. Można odnieść wrażenie, że we Wrocławiu „gra w piłkę” zaczyna się w momencie, kiedy widmo spadku zagląda głęboko w oczy!
Śląsk Wrocław w obecnym sezonie ponownie zawodzi w rozgrywkach Ekstraklasy. Drużyna miewała momenty fenomenalne, potrafiła ograć u siebie Lecha, Legię czy też Jagiellonię, po czym przychodzi załamanie formy, kompletny brak skuteczności, zgrania, kondycji, czegokolwiek… Jakby nagle we Wrocławiu zapomnieli jak się gra w piłkę. Piłkarze momentami sprawiali wrażenie, jakby rano kazano im przerzucić 10 ton węgla, a wieczorem biegać po boisku. Śląsk w tym sezonie jest bardziej nieprzewidywalny niż jazda rollercoasterem – oglądając ich spotkanie nigdy nie wiesz, czy to będzie najlepszy przejazd
w Twoim życiu, czy też ponownie w połowie urwie Ci się film i zemdli Cię na widok gry piłkarzy Śląska.
Wyjazdowa niemoc zawodników WKS-u, to jedna z głównych przyczyn, dla których ci piłkarze są w takim a nie innym miejscu w tym momencie. Uzbierać 40 punktów po 33 kolejkach – średni wynik. Można powiedzieć: OK! I tak więcej niż Bruk-Bet (niczego nie ujmując sympatycznym „słonikom”) – powinno wystarczyć do utrzymania. Można też powiedzieć: Jakby dołożyć 10 oczek z wyjazdów, Śląsk byłby gdzieś na 5 lub 6 miejscu. No i trudno polemizować z tym założeniem, bo skoro drużyna Tadeusza Pawłowskiego do meczu ze wspomnianym już Bruk-Betem nie miała żadnego zwycięstwa wyjazdowego (4 oczka uzbierane na boiskach rywali) i przyszło im walczyć na trudnym terenie z rywalem, który w tym sezonie jednak bardzo mocno zawodzi, to już chyba lepszego momentu na przełamanie zawodnicy WKS-u w tym sezonie by nie otrzymali.
…
Zostały jeszcze dwa mecze wyjazdowe: z Cracovią oraz Arką. Cracovia już pewna pozostania w lidze, z pewnością nie będzie bardzo prężyć muskułów przeciwko Śląskowi. Z kolei mecz z Arką to będzie „bitwa” (bo na wojnę to już chyba za późno). Zawodnicy Arki po pierwsze są niepewni utrzymania, a po drugie kolejny raz zostali upokorzeni przez Lechię w derbach Trójmiasta, nie odpuszczą więc meczu z największym przyjacielem swojego największego wroga, w myśl zasadzie: „Przyjaciel mojego wroga jest też moim wrogiem”.
Przypominając sobie końcówkę poprzedniego sezonu, rundę finałową Śląsk zaczął od remisu. Żadnego spotkania również nie przegrał. Nagle po fatalnej wiośnie, począwszy od dwóch remisów na ostatniej prostej, później już tylko wbijał minimum dwie bramki każdemu rywalowi – nieważne czy we Wrocławiu na drugim końcu Polski, wygrywając pięć kolejnych spotkań. Plama po złym, nieudanym sezonie została i nawet wbicie sześciu bramek Ruchowi na niewiele się zdało.
…
Były szumne zapowiedzi, że w nowym sezonie, z nowym składem będzie „nowy” WKS. Przyszedł nowy sezon i … stare problemy. Śląsk znów jest w dolnej ósemce i znów pokazuje, że potrafi grać w piłkę i że można grać ładnie, widowiskowo, z polotem, ambicją i zaangażowaniem … dopiero na cztery kolejki przed końcem sezonu, kiedy wszelkie ważne rozstrzygnięcia już dawno zapadły. Pozostała już tylko walka o to, aby jeszcze bardziej się nie upokorzyć i pozostać w lidze. Należy sobie zatem zadać pytanie: Czy jest sens, aby „grać” w Ekstraklasie tylko przez 7 kolejek? Może warto „rozegrać” wszystkie 36 (lub więcej), tylko że szczebel niżej?
Standardowo już we Wrocławiu wymienili połowę kadry, co miało wpłynąć na jakość gry zespołu. Postawiono na doświadczenie! Chrapek, Kosecki, Cotra, Tarasovs – ci zawodnicy mieli odmienić styl gry Śląska. Sprawić, że zespół ze stolicy Dolnego-Śląska ponownie będzie się liczył w walce o najwyższe cele. WKS Śląsk Wrocław na papierze prezentował się naprawdę przyzwoicie i można było snuć nadzieje, że z takim składem trudno będzie nie awansować do górnej ósemki. A jednak… Do pewnego momentu rzeczywiście cały plan działał bez zarzutu. Śląsk grał najlepszą piłkę od kilku sezonów, z przyjemnością patrzyło się na zawodników WKS-u, którzy zatrzymali Lecha, Legię, Jagę i Górnika. Był moment, że Śląsk zajmował 5. miejsce w tabeli i wyglądało to bardzo optymistycznie. Do pewnego momentu. To co przyszło potem, to już jedna wielka powtórka z historii…
…
Po pierwsze plaga kontuzji i szpital jaki WKS miał i do tej pory ma w swoich szeregach. Z zawodników, którzy z różnych przyczyn nie grali od początku sezonu lub też wypadli w jej trakcie, można by utworzyć alternatywną jedenastkę. Po drugie skończył się tlen i zapas energii z poprzedniego sezonu. Nie oszukujmy się, ale trener Urban to jednak z tych „chłopców” mężczyzn nie uczynił. Tak samo jak nie sprawił, że zawodnicy byli dobrze przygotowani do kolejnego sezonu. Brakło przygotowania kondycyjnego, motorycznego, piłkarze po prostu nie dawali rady biegać po murawie przez 90 minut. Jakby ktoś w trakcie przyszedł i nagle odłączył tlen, wyłączył światło i kazał rozejść się do domów, mimo że przedstawienie jeszcze trwa. Na dodatek luksusowe „wakacje” na Cyprze. I jak tu zepsuć coś, co miało pięknie i dobrze funkcjonować!? Wystarczy zapytać były zarząd WKS-u i trenera Urbana.
Zmienił się trener, zmienił się zarząd, za to piłkarze jeszcze pozostali, choć już teraz mówi się o zmianach. Dłużej w Śląsku ponoć nie zagra już Mak, Lewandowski, Riera, Jovic (tak, ten gość jeszcze istnieje). Prawdopodobnie odejdą również Rieder oraz Madej. Znów mamy sześciu zawodników, którzy z klubem na 90% się pożegnają. Nie żeby jakoś szczególnie mnie to martwiło, płakać po nich nie będę. Bardziej mnie martwi dziura jaka powstanie gdy tych ludzi zabraknie. Dyrektor Sztylka albo ostro weźmie się do roboty i znajdzie kogoś lepszego niż „Taras” czy Riera, albo znów sprowadzimy „piłkarzy” i będziemy czekać „aż odpalą”. A już wiemy kiedy zawodnicy WKS-u odpalają – jak muszą bronić się przed spadkiem.
…
Do końca sezonu pozostały cztery mecze. Matematycznie Śląsk może jeszcze spaść, bowiem nad Bruk-Betem ma 11 punktów przewagi, a nikt nie powiedział, że piłkarze z Niecieczy czy też Nowego Sącza są skazani na spadek. Walka będzie trwać do samego końca, do ostatniego przebiegniętego metra, ostatniej piłki i wreszcie ostatniego gwizdka meczu Arka – Śląsk.
Wrocławianie są na fali wznoszącej i znów pokazują, że końcówki sezonów należą do nich, że w piłkę grać potrafią, ale tylko wtedy gdy nie ma już innego wyjścia i po prostu trzeba. W trakcie sezonu zasadniczego spadek formy i niepowodzenia skutkują co najwyżej lekkim smutkiem, zdenerwowaniem lub też marudzeniem kibiców, którzy jednak mimo wszystko nie tracą wiary w swój ukochany klub. Runda finałowa to jednak zupełnie inna bajka. Trzeba dać z siebie maksa, bo jak nie, to będzie kompromitacja, wstyd, upokorzenie i zostanie już tylko wspomnienie o Ekstraklasie. A tego przecież nikt we Wrocławiu nie chce.
Była piłkarka i zawodniczka AZS-Wrocław, w tym mieście też urodzona i zamieszkała od prawie 6 lat. Aktualnie studentka, w wolnych chwilach pracująca. Od 22 lat ślepo i platonicznie kochająca futbol - ten z naszego podwórka, ale również ten zagraniczny. Posiadam wiedzę i potrafię fachowo wyjaśnić termin "pozycja spalona", "wolej" czy też "aut bramkowy". | Zwolenniczka VAR-u w UEFA Champions League | WKS Śląsk Wrocław & Ślęza Wrocław & FC Barcelona