„Stało się, stało, to co miało się stać” jak śpiewał Kazik Staszewski. Zaczynam od piosenki, bo dziś muzycznych nawiązań będzie co najmniej kilka. Pojawi się Liroy, REM, jak również bardzo popularny swego czasu H-Blockx. Kiedy pisałem Zagłębie czarnych scenariuszy na celu miałem przede wszystkim pokazanie Wam mnogości różnych plag, które mogą na nas paść. Nie przypuszczałem jednak, że życie powie nam „Potrzymajcie mi piwo!” i wrzuci do shakera te najgorsze z możliwych. Dostaliśmy więc drinka wstrząśniętego, niemieszanego, po którym kaca to będziemy mieć jeszcze pewnie ze dwa sezony. Jedno wielkie Zagłębie wyczekiwania na lepsze czasy.
Zagłębie problemów
Zacznę jednak od przeprosin. Bo chciałem Was moi drodzy przeprosić, że tekst, który był gotowy na rano, jednak nie został opublikowany. Sęk w tym, że straciłby swoją aktualność po dwóch godzinach i jego wartość merytoryczna byłaby żadna. Na dowód, poniżej zamieszczam screen z tego jak wyglądało to rano.
Jak widzicie byłem daleki od radykalnych rozwiązań. Dlaczego uważałem, że „tylko spokój nas uratuje”? Powodów jest kilka:
- Trzeba mieć jaja i potrafić wytrzymać ciśnienie kibiców
- Trzeba wysłać też wyraźny sygnał, że wcześniejsze decyzje nie były przypadkowe
- Pokazać, że nie ma zgody, aby ogon machał psem
ale przede wszystkim
- Udowodnić, że ma się jakiś plan
Stało się jednak inaczej…
Everybody hurts
To, co dzieje się ostatnio wokół Zagłębia boli dokładnie wszystkich. Cierpią piłkarze, nieustannie krytykowani i linczowani gdzie i za co popadnie. Swoją porcję hejtu, wściekłości i frustracji zbierał Mariusz Lewandowski, na którym suchej nitki nie zostawiali kibice, a swoje dokładali też włodarze klubu, gasząc pożar wokół niego bezołowiową PB98. Bolało w końcu samych włodarzy, bo nikt przy zdrowych zmysłach raczej nie czerpie przyjemności z pracy w warunkach permanentnego zagrożenia wybuchem. Mobilny syndrom oblężonej twierdzy dotarł więc do Lubina, trochę się tu urządził i zaczął wysyłać nawet pierwsze zaproszenia na parapetówkę.
W życiu jednak, jak w piosence REM, czasami po prostu wszystko idzie źle. Właśnie w takich momentach wykuwają się najsilniejsze charaktery. Właśnie w takich momentach rodzą się liderzy, którzy biorą cały ciężar na swoje braki i z podniesioną przyłbicą stają przed wyzwaniem gotowi do walki. Pod warunkiem jednak, że mają ku temu okazję.
Jak tu się nie wkurwić
Słowa piosenki Liroya oddają doskonale miejsce, do którego zaprowadzili nas rządzący klubem Dróżdż i Żewłakow. Sypie się w zasadzie każda ściana budynku, który próbowali wybudować. Miały być fundamenty z młodzieży (nie ma), miał być salon zbudowany z atrakcyjnej dla kibiców gry (runął), miał być ogród z tarasem w postaci długofalowej wizji rozwoju, ale ponieważ trzeba było ciąć koszty, postawiono tylko rozlatującą się ławeczkę na boku, przewróconą przez pierwszy lekki wiatr.
Kompletna bezradność kibiców objawia się więc w najprostszy i najczytelniejszy sposób. Na trybunach pojawia się już tylko garstka najwytrwalszych, a i ona w meczu z Koroną pewnie zmniejszy się jeszcze bardziej. I tylko szkoda, że dzieje się to wszystko pod rządami osoby, której zarzucić można zarzucić wiele, ale nie to, że nie chce dla Zagłębia jak najlepiej. Ot, kolejny raz sprawdza się powiedzenie „dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło”.
Zagłębie czarnych scenariuszy
Przegrana po fatalnej grze z ostatnim w tabeli Górnikiem może wywołać lawinę. Efekt kuli śniegowej, którego rezultatu nie sposób teraz określić. Bo to, że w emocjach polecieć może trener i tak już praktycznie zwolniony, jest niemal oczywiste.
Nie trzeba było być jasnowidzem, aby to przewidzieć. Wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazywały, a i wróbelki ćwierkały o tym już w zasadzie na każdym lubińskim drzewie. Trenera więc odstrzelono zaledwie kilka godzin po zakończeniu meczu w Zabrzu. Wyrok musiał jednak zapaść już wcześniej, gdyż sam prezes Miedziowych zapewniał wcześniej w wywiadach, że nigdy nie podejmuje decyzji w emocjach. Pozostaje mi w tym temacie już tylko wzruszyć ramionami. Spełnił się więc pierwszy scenariusz.
Jego miejsce na razie obejmuje więc szef szkolenia Akademii (scenariusz czwarty), który jako „chwilowiec” (tak informuje komunikat klubu) ma doprowadzić okręt zwany Zagłębiem Lubin do suchego doku. Co prawda jeszcze nie wiemy, gdzie ten suchy dok jest — przerwa zimowa bądź zatrudnienie nowego trenera — ale nie zrażeni tym faktem odważnie mianujemy kapitanem szefa maszynowni. Pływał chłop kiedyś po morzu, więc sobie jakoś poradzi.
Po części więc dopełnia się również scenariusz trzeci. On co prawda zakładał, że status tymczasowego trenera dostanie Lewandowski, ale jeśli logicznie na całość popatrzyć, wydaje się, że wszystko zostało już przyklepane. Inaczej bowiem zwolnienie szkoleniowca, mające wysłać w stronę drużyny jakikolwiek pozytywny impuls zostanie znów niczym więcej niż farsą i zagrywka PR, która po raz kolejny okaże się wizerunkowym samobójem.
Zagłębie wyczekiwania
Zanim napisałem to zakończenie, poprosiłem Staszka Madeja by rzucił okiem na tekst. I nie ukrywam, że to on podsunął mi ostatni brakujący element puzzli, które tu dla Was porozrzucałem. Prowadzę Was bowiem do momentu, którego najbardziej logicznym następstwem jest odpowiedzenie na tytułowe pytanie „Na co tak właściwie czekamy? Oczywiście za nim podążą kolejne, jak:
- Czy nasze ambicje nie są przypadkiem zbyt wygórowane?
- Dlaczego w całej tej stabilności o której się mówi, wciąż dominuje chaos?
- Kim i jaki powinien być nowy szkoleniowiec?
I mógłbym to zrobić, bo odpowiedzi na te pytanie nie stanowią dla mnie większego problemu. Pisałem o tym nie raz, nie dwa i każdy z Was, kto czasem zagląda do moich tekstów z pewnością to wie. Ponieważ jednak żyjemy w chaosie, chaos również zdominuje zakończenie mojego tekstu. Będzie podsumowaniem tego, co dzieje się od jakiegoś czasu w Zagłębiu i wokół niego.
Z pomocą przychodzi H-Blockx i ich Revolution
It’s time to take a stand
I’ve got to find a solution
It’s time for me to plant
A plant of a revolution
A revolution
Bardzo jednak chciałbym abyście bardzo uważnie przeczytali to co teraz napiszę.
Rewolucja nie musi być krwawa!
Ba! liczę na to, aby nie była. Ostatnie bowiem czego nam trzeba to ponurego żniwiarza czyhającego za każdymi klubowymi drzwiami i zabierającego każdego, kto tylko, choćby przez przypadek, znalazł się w złym czasie i miejscu. Nie. My potrzebujemy rewolucji zupełnie innej i to na nią tak wszyscy wyczekiwać będziemy.
Rewolucji w myśleniu o klubie i jego roli. Pierwszym i jedynym pytaniem, na które każdego dnia powinni odpowiadać sobie włodarze to: Dla kogo to robimy? Bo jeśli punkt wyjścia do jakichkolwiek decyzji jest ustawiony w odpowiednim miejscu, to i podejmowanie ich nie będzie aż tak ciążyć. Proste i idę o zakład, że cholernie skuteczne.
Rewolucji w zarządzaniu. Musimy doprowadzić do sytuacji, w której pierwsza drużyna jest tylko jednym z ważnych składników, a nie celem samym w sobie. Inaczej wszystko prędzej czy później zawsze będzie wracać do punktu w którym, spacer, kino czy jeszcze coś innego będzie ważniejsze niż mecz Zagłębia.
Rewolucji w komunikacji. Dość już polityki nastawionej na konflikt i konfrontacje rodem z Samych Swoich, gdzie granat był ostatecznym argumentem walki o własną rację. Ostatnim czego chcemy, to być postrzegani przez wszystkich jak trędowaci, mający co prawda kilka miedziaków w portfelu, ale z którymi robienie interesów nikogo już za bardzo nie interesuje.
Wszystko to składa się na swego rodzaju nowe otwarcie. Nic nam nie oczyści atmosfery tak, jak cholernie gruba czarna krecha, za którą zostawimy wszystkie błędy, winy i wzajemne pretensje.
Tak. Zagłębie wyczekiwania na dzień oczyszczenia. Jeśli będziecie potrzebować pomocy, to zgłaszam się na ochotnika jako pierwszy!
Pingback: Ot, jedno wielkie Zagłębie... | Zagłębie Lubin | WATCH EKSTRAKLASA