Długo się zastanawiałem nad formułą podsumowania sezonu, aby jak najlepiej oddać to, co jako kibic Miedziowych przeżywałem przez ten rok. Im dłużej jednak myślałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że teraz — gdy kurz bitewny już opadł —szukanie nowych słów, by oddawać tamte emocje będzie pozbawione sensu. Co zatem? Ano doszedłem do wniosku, że lepiej będzie cofnąć się po własnych śladach i pokazać ten czas tak, jak widziałem go na co dzień. Zapraszam na bardzo subiektywne: Ot, jedno wielkie Zagłębie…
Zagłębie wygrywa, znaczy to z Lubina (tutaj)
… A potem przyszedł sezon… Przyszedł i w zasadzie wszystko, o czym słuchaliśmy od jakiegoś czasu, zostaje brutalnie weryfikowane rzeczywistością. Stawianie na młodzież jeszcze nie wróciło z urlopu, etos pracy jest na chorobowym i tylko polityka transferowa broni się, jak i czym może. Wszystko za sprawą asysty z Warszawy Sirotova i całkiem udanego wczorajszego występu Bohara.
Młodzież, o której tak dumnie rozprawiano, poza występem Filipa Jagiełły w Warszawie, na razie murawę ogląda z trybun lub ławki rezerwowych. I nie zrozumcie mnie źle. Ja mam świadomość, że w piłce nożnej najważniejsza jest tabela końcowa, cytując Czerczesowa. Tylko dla mnie, oglądanie Jagiełły, Slisza czy Żyry jest warte więcej niż wymęczone w mękach zwycięstwo.
Zagłębie nijakości (tutaj)
… Mecz był słaby, nudny, a trener na koniec wziął winę na siebie. I to tyle o tym spotkaniu, bo i tak zbyt dużo miejsca mu tu poświęciłem.
Na pół gwizdka (tutaj)
… Mam wrażenie, że „chcieć” to słowo klucz do zrozumienia, co się obecnie dzieje w Zagłębiu. Klub chce stawiać na młodzież, ale starszyzna drużyny chyba tego nie kupuje. Mariusz Lewandowski chce odcisnąć swoje piętno na zespole, ale póki co dominuje chaos (bardzo niezrozumiała rotacja składem). Wreszcie zespół chce zrobić z własnego boiska twierdzę, ale jego gra defensywna to pasmo nieustających pomyłek.
Młyn na wodę (tutaj)
… Cały obraz tego spotkania przypominał mi mocno okres, kiedy Lubinian prowadził Stokowiec. Choć jeśli dobrze się przyjrzeć, to przypominał mi 3/4 ligi. Oddaj piłkę, postaw autobus, a wcześniej skombinuj sobie dwóch szybkich zawodników pod konterkę. Tak gra większość ligi, tak grało Zagłębie trenera, który pasował do nas jedynie kolorem zarostu. I to nawet na własnym stadionie.
Kiedy nie masz w zespole jakości, można to jeszcze zrozumieć, bo wtedy jedyne co masz, to kolektyw i na tym musisz bazować. Tylko że Mariusz Lewandowski nie może tak o swoim zespole powiedzieć.
Zagłębie amnezji (tutaj)
… Zdajecie się bowiem zapominać, że nasza stabilność finansowa, to w dużej mierze bańka mydlana. Zdajecie się zapominać, że obecny sternik doświadczenia w prowadzeniu spółki (że nie wspomnę o klubie sportowym) nie ma w żadnego. Druga osoba w klubie jest tu zupełnie nowa i jej działania będzie można ocenić dopiero za kilka miesięcy. Nie inaczej jest z trenerem, którego warsztat jest, nawet jeśli bardzo bogaty, to przede wszystkim jeszcze w dużej mierze teoretyczny, a doświadczenie zdobywa z każdym dniem i jego zapasem jeszcze nie dysponuje.
Ale przede wszystkim zapominacie, że jeden mecz nie ma prawa niczego zmieniać. Nawet jeśli są to derby! Jeśli jest w tym klubie jakaś dłuższa wizja, to nie ma prawa być podatna na zmienne nastroje i humorki szanownych Waszmościów.
Co innego pytanie: To po co nam była cała ta rewolucja?
Jak uciec spod topora? (tutaj)
… Kiepskie nastroje przed meczem, to jedno. Grobowa atmosfera, która może zapanować po przegranych derbach to już jednak wyższy poziom frustracji. Obawiam się, że jedynym następstwem czarnego scenariusza (porażki) będzie zwolnienie trenera Lewandowskiego. Nie będzie bronił go bowiem ani styl (dotychczas Zagłębie nie porywa), ani wyniki. Już po opublikowaniu terminarza rozgrywek wskazywano właśnie ten moment, kiedy może dojść do zmiany szkoleniowca lubinian. Jeśli zaś dodać do tego brak doświadczenia nowego prezesa w zarządzaniu klubem w kryzysowych sytuacjach, jak również plotki dobiegające z różnych źródeł, będzie to raczej już tylko kwestią czasu.
Derbowa egzekucja (tutaj)
… Coś, o co apelowałem przed meczem, stało się faktem. Na boisku mieliśmy bowiem aż 3 ludzi prosto z akademii. Najpierw na placu zameldował się debiutant Łukasz Poręba i powiem tylko, że jeśli tak wyglądają nasi młodzieżowcy, to kilku starszych kolegów może zrobić się lekko nerwowych o miejsce w składzie. Absolutnie bez kompleksów, bez miękkich nóg i to od razu na głębokiej derbowej wodzie. Chapeau bas!
Cena spokoju (tutaj)
… Jak więc chciałbym, abyśmy zagrali? ODWAŻNIE. Niech się dzieje wola nieba, ale grajmy odważnie. Nawet jeśli tego meczu przyjdzie nam nie wygrać (pisałem o tym tutaj). Wszystko, co musimy zrobić to zagrać dla kibiców, z polotem i bez tego cholernego minimalizmu, który w tej lidze wylewa się co weekend.
Dajmy walczyć młodym, a od starszych wymagajmy, aby im w tym pomagali. Dajmy też młodym popełniać błędy, bo to część nauki. Kibice zrozumieją, jeśli im się zdarzą. Swoim wybacza się łatwiej i szybciej. To cena spokoju na najbliższe tygodnie a może nawet miesiące. O to zagramy z Lechią.
Umiarkowane zadowolenie (tutaj)
… Kiedy przy stanie 3:0 zaczepił mnie na Twitterze człowiek, który opowiada sporo kawałów, a w wolnych chwilach jest też dziennikarzem i radiowcem, byłem zupełnie szczery. Mimo srogiego lania, które w pierwszej połowie urządzał nam Sobiech byłem zadowolony, umiarkowanie, ale zadowolony.
Jeśli bowiem ktoś ma skorzystać na takiej lekcji, to niech to będą młodzi wychowankowie Akademii. Kiedy ma się narodzić nowy lider w zespole, człowiek, który będzie umiał wziąć na barki odpowiedzialność, wtedy kiedy nie idzie, jeśli nie właśnie w takim meczu? Jeśli zaś trener miał wątpliwości co do niektórych zawodników, to ten mecz z pewnością pomógł mu je rozwiać.
Papierowy potencjał Zagłębia (tutaj)
… Środowy mecz Pucharu Polski był bolesny. Choć nie, bolesna może być wizyta u dentysty. Ten mecz, a w zasadzie jego wynik był druzgocący i upokarzający. Kolejna czarna plama na piłkarskiej mapie Polski, rysowanej przez Zagłębie Lubin. Coś, co nie miało prawa się wydarzyć, po raz kolejny stało się faktem. Ja niestety czułem pismo nosem już wcześniej…
Za każdym razem jak dziś słyszę nazwę Huragan Morąg, to przed oczami mam uroczą miejscowość Kobylin…
Zły omen czy… ??
— Michał Szczygieł (@_szczygielm) September 26, 2018
… Zarząd odpowiadając najwyraźniej na chwilowe zapotrzebowanie ze strony kibiców, urządza pokazowy lincz, zupełnie jednak jakby bez refleksji. Jeśli szatnia miała problem z trenerem (a o tym się przecież wróbelki ćwierkają), a wyrazem tego był ten wątpliwej jakości spektakl w Morągu, to kary finansowe spowodują tylko powiększenie problemu, a nie jego zażegnanie. I choćbym chciał powiedzieć, że dotyczy to tylko piłkarzy (jako grupy zawodowej), to jest to czynnik bardzo ludzki. Nikt karany być nie lubi, a już na pewno nie za to, że nawalił ktoś inny. Jak do gry wkroczą agenci niezadowolonych z sytuacji piłkarzy, mały płomyk może stać się całkiem poważnym pożarem.
Zagłębie Lubin = rozczarowanie (tutaj)
Znany brytyjski dziennikarz i publicysta Jeremy Clarkson napisał w jednej ze swoich książek, że rozczarowanie to najgorsze możliwe uczucie. Sugeruje ono bowiem, że w coś lub kogoś pokładaliśmy nadzieję, wierzyliśmy w powodzenie jego działań, a efekt był niestety dokładnie odwrotny. Rozczarowanie zatem to nic innego jak pozbawienie wiary i nadziei, a bez tego wszystko traci sens. Zatem z czystym sumieniem mogę dziś napisać — czuje rozczarowanie.
W zasadzie na tym wstępie zakończę ten tekst. Zawiera w sobie bowiem wszystko, czym mógłbym i chciałbym się z Wami podzielić. Nie będę starał się Was przekonać, że wcale nie ma pożaru, ale nie dołączę też do grona tych, którzy ów pożar chcą gasić benzyną. A możecie mi wierzyć na słowo, że nie jest łatwo utrzymać emocje na wodzy.
A mecz? Może po prostu udawajmy, że się nie odbył?
Zagłębie beznamiętności (tutaj)
… Nie jest żadną tajemnicą, że Zagłębie klubem medialnym nie jest, nigdy nie był i z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że nigdy nie będzie. Taka już uroda klubu z małego miasta, które dzięki temu, co skrywa ziemia, ma trochę więcej miedzi niż inne przybliżonej wielkości miasta w Polsce (dosłownie i w przenośni). Mimo tego mecze pierwszej drużyny przyciągały na trybuny około 5-7 tysięcy kibiców, a gdy szło lepiej i graliśmy z zespołem z topu, bywało i 12 tysięcy.
Sytuacja uległa jednak zmianie. Frekwencja zaklinowała się chyba w stadionowych kołowrotkach, bo o ile na derbach nie było jeszcze tragedii, tak ostatnie spotkanie, z liczbą 3 tysięcy kibiców na trybunach jest już powodem do wstydu. Tylu widzów na mecze przychodziło w Niecieczy, a to wioska mająca 700 mieszkańców!
Zagłębie pecha (tutaj)
… Filip Jagiełło: Może po prostu powinniśmy zaczynać wszystkie mecze od 0:1 i po prostu grać dobrze w piłkę od początku?
Zagłębie czarnych scenariuszy (tutaj)
… Mamy drużynę, o której mówi się, że ma potencjał (dlaczego nie jest to dobra wiadomość, przeczytacie tutaj).
Mamy trenera, który stara się kombinować na wiele sposobów. Z różnym skutkiem. Nie rozumieją tego kibice (najczęściej), nie ogarniają piłkarze (najwidoczniej), a już na pewno nie kuma prezes, który poszukuje następcy (na cito).
Mamy dyrektora, który przeszedł metamorfozę medialną (sam nie wiem, czy to dobrze). Był chłop, nie ma chłopa.
Mamy kierownika tego zamieszania, działającego z precyzja dynamitu w kamieniołomie.
Ostatnio ktoś nawet zażartował, że gdyby dorzucić jeszcze słonie i małpy „CIRQUE DU SOLEIL” miałby godnego konkurenta.
Zagłębie wyczekiwania (tutaj)
… Słowa piosenki Liroya oddają doskonale miejsce, do którego zaprowadzili nas rządzący klubem Dróżdż i Żewłakow. Sypie się w zasadzie każda ściana budynku, który próbowali wybudować. Miały być fundamenty z młodzieży (nie ma), miał być salon zbudowany z atrakcyjnej dla kibiców gry (runął), miał być ogród z tarasem w postaci długofalowej wizji rozwoju, ale ponieważ trzeba było ciąć koszty, postawiono tylko rozlatującą się ławeczkę na boku, przewróconą przez pierwszy lekki wiatr.
Kompletna bezradność kibiców objawia się więc w najprostszy i najczytelniejszy sposób. Na trybunach pojawia się już tylko garstka najwytrwalszych, a i ona w meczu z Koroną pewnie zmniejszy się jeszcze bardziej. I tylko szkoda, że dzieje się to wszystko pod rządami osoby, której zarzucić można zarzucić wiele, ale nie to, że nie chce dla Zagłębia jak najlepiej. Ot, kolejny raz sprawdza się powiedzenie „dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło”.
Zagłębie tymczasowości (tutaj)
… Ciekawiej było już na konferencji prasowej, na której trener opowiadał dość ciekawe rzeczy (pełny zapis tutaj). Otóż okazuje się, że mimo ciężkiej pracy nad strefa mentalną, trenera zaskoczył brak odwagi w zespole (cokolwiek to znaczy?). Zaskoczyło go też to, że całe przygotowanie do meczu było na marne, gdyż zmiana systemu przez Koronę zupełnie ich zaskoczyła, a z założeń przed meczowych zupełnie się nie wywiązywali. Kiedy dodamy do tego, że według van Daela część zespołu myślała o ofensywie, a część o defensywie mamy kompletną receptę na porażkę. „Porozmawialiśmy o tym w szatni i w drugiej części wyglądało to już nieznacznie lepiej” doda szkoleniowiec.
Zagłębie jednomyślności (tutaj)
… Piszę o tym wszystkim, bo w ostatnich dniach mam coraz większe przekonanie, że zmierzamy wszyscy w bardzo złym kierunku. Takim, w którym zamiast czerpać pełnymi garściami z mnogości opinii i pomysłów, staramy się wszystko sprowadzić do jednej „słusznej” filozofii, która oczywiście wypływa z gabinetów Zagłębia Lubin. To nic, że kibice po prostu tego nie kupują, przecież cel uświęca środki”. Swoisty monopol na posiadanie racji, swoiste „Zagłębie jednomyślności” to projekt z góry skazany na porażkę. Mówię o tym już teraz, kiedy to wszystko nie poszło jeszcze za daleko, a mosty jeszcze nie zostały spalone.
Zagłębie niemocy (tutaj)
Mimo wszystko daleki jestem od twierdzenia, że teraz to już „trzeba zaorać”, czy mówiąc bardziej dyplomatycznie, że przydałby się „format c:”. Niemoc piłkarską da się pokonać, co pokazuje choćby przykład Legii, w której twarda ręka Sa Pinto w końcu odcisnęła piętno na zespole. Sam zwolennikiem zwolnienia Lewandowskiego nie byłem, ale skoro stało się, to liczę, iż plan na nowego szkoleniowca wykroczy choć trochę poza ograne nazwiska typu Leszek Ojrzyński. Zresztą znamienne jest to, iż nawet tutaj Zagłębie pokazało pewną niemoc (Papszun, Nawałka?).
Oby do zimy, oby do zimy, oby…
Zagłębie poszukiwań (tutaj)
… Druga część rundy jesiennej i początek tej rewanżowej przypomina mi trochę faceta, który po bardzo ostrym i długim bankiecie w końcu stanął przed drzwiami własnego mieszkania. Co prawda robi co w jego mocy, by dostać się do środka, ale nawet mimo tego, że ma tylko 2 kieszenie, wciąż nie jest w stanie zlokalizować w nich kluczy. Dobrych chęci ani braku determinacji zarzucić mu nie można, ale… chyba wiecie, do czego zmierzam.
Z uporem godnym lepszej sprawy powtarzam „Oby do zimy”, bo dopiero wtedy będziemy mogli na poważnie zmierzyć się z kacem, który nas dopadł. I naprawdę nie ma tu znaczenia, czy to piwo nawarzyliśmy sobie sami, czy może wystąpiła jakaś niekorzystna koniunkcja planet, gwiazd czy innych ciał niebieskich.
Zagłębie ulgi (tutaj)
… Kultowy tekst Franka Dolasa (czy jak kto woli Grzegorza Brzęczyszczykiewicza) pasuje tu jak ulał. Ben van Dael w końcu odważniej postawił na młodzież i idę o zakład, że teraz sam ma wielki dylemat, co z tym fantem zrobić. Postawienie od pierwszej minuty na Bartka Slisza przyniosło bowiem NATYCHMIASTOWY efekt. Choć bardzo się o jego występ obawiałem:
Błędy młodych są wkalkulowane, błędy młodych są wkalkulowane,
błędy młodych….Trzymajcie kciuki za Slisza, bo to bardzo ważny mecz i dla niego i dla całego Zagłębia. https://t.co/iyeH8UodEF
— Michał Szczygieł (@_szczygielm) December 2, 2018
Zagłębie dylematów (tutaj)
… Następni w kolejce są oczywiście kibice. Wszystko przez natłok docierających do nich informacji o bieżącej sytuacji oraz planowanych przez klub działaniach. Ilość jest tak wielka, że łatwo się w tym wszystkim pogubić i móc określić czy teraz to już „ratuj się kto może” czy jednak bardziej „tylko spokój nas uratuje”.
A to nie wszystko. Ostatni mecz pokazał, że stawianie na młodych może przynosić — no kto by się spodziewał? – wymierne efekty, także te punktowe. To zaś z pewnością skłoni kilka dodatkowych Miedzianych duszy do wizyty na stadionie. Pytanie brzmi, czy znów nie zostaną postawieni w sytuacji, w której przyszli oglądać naszą młodzież, a zostaną uraczeni popisami nieszczególnie popularnych graczy pokroju Matrasa czy Janoszki?
Zagłębie młodzieży (tutaj)
… Bardzo żałuje, że wywiad, który z myślą o Was robiłem z prezesem Zagłębia, się nie ukazał. Jednym z powodów jest to, że właśnie w takim momencie mógłbym jego część zacytować i się do niej odnieść. Ponieważ jednak stało się inaczej, powiem tylko, że nie ma ani jednego (słownie: ŻADNEGO) argumentu, który zmieniłby moje zdanie na temat tego, że liczba 2148 jest absolutną kompromitacją Zagłębia Lubin.
Jezu… jeśli założymy, że średni uścisk dłoni trwa jakieś 3 sekundy, to będąc gospodarzem, będziemy potrzebować trochę ponad 1,5 godziny, aby powitać każdego przybyłego na mecz widza… osobiście. Przynajmniej hasło „W Zagłębiu nie ma miejsca na przeciętność” w 100% będzie się zgadzać. Przecież żaden inny klub na świecie, na tym poziomie rozgrywkowym takiej formy nie praktykuje.
… Piłka nożna bez względu na to, czy jest jeszcze sportem, czy już rozrywką to wciąż emocje, a dla nich zawsze łatwiej znaleźć odbiorców. Dużo większą frajdę sprawia mi więc oglądanie walki ludzi pokroju Bartka czy Łukasza niż starych ligowych wyjadaczy. I jestem pewien, że takich jak ja jest więcej niż 2148, którzy byli wczoraj na meczu. Skoro młodzież ma stanowić naszą przyszłość, a miejsce w łańcuchu pokarmowym zajmujemy takie, a nie inne, to dajcie nam się, chociaż im przyjrzeć, by kiedyś móc powiedzieć:
„Poręba, Slisz… Panie, jak byli młodzi, to ja ich na Zagłębiu oglądałem”
Zagłębie zwątpienia (tutaj)
… Tu sprawy też nie mają się dobrze. Cały ten maraton potknięć, pomyłek czy niefortunnych decyzji doprowadził do tego, że mało kto wierzy jeszcze w powodzenie tej ekipy. Widać to po frekwencji, widać to po mediach społecznościowych i dyskusjach, jakie się w nich odbywają. Możliwe, że i poza internetem się o tym rozmawia, ale ostatnio jest tego tak mało, że coraz ciężej zdobyć na to dowody.
Żyjemy w czasach, w których od dostępu do informacji z całego świata dzieli nas jedno kliknięcie komputerową myszą. Nie ma więc zupełnie żadnego problemu, aby weryfikować pewne fakty. Również, aby móc wyrobić sobie zdanie i odpowiednią perspektywę na to, co nas otacza. Znaczy to ni mniej, ni więcej, że wciskanie ludziom kitu jest dziś najnormalniej w świecie trudniejsze.
Można więc próbować przekonywać ludzi, że jest dobrze i wszystko jest pod kontrolą. Tylko jeśli po minucie spędzonej w internecie nawet przeciętny zjadacz kibicowskiego chleba może się przekonać, że robi się go w konia, najnormalniej w świecie traci się jego — często bezpowrotnie — jako potencjalnego klienta.
Zagłębie niespodzianek (tutaj)
… Debiutujący od pierwszych minut Oko miał prawo być stremowany i zapłacić frycowe, które płaci każdy wchodzący do ligi piłkarz. Tym razem inaczej nie było, choć przyznać trzeba, że było to całkiem dobre spotkanie Damiana. Dobre na tyle, by móc myśleć odważnie o kolejnych występach, niekoniecznie tylko wtedy gdy trzeba będzie zapełniać luki po innych. Wystrzegać się jednak musi momentów, jak ten, kiedy w zupełnie niegroźnej sytuacji został upomniany żółtą kartką.
… Nie do przecenienia jest to, co udało się wczoraj osiągnąć. Trzy zdobyte punkty oczywiście celem numer jeden były, bo sytuacja w tabeli naprawdę robiła się nieciekawa. Tylko że sposób, w jaki je zdobyto, zaskoczył zupełnie wszystkich. Sam trener Mamrot po meczu przyznał, że nawet do głowy by mu nie wpadło, że coś takiego miało prawo się wydarzyć.
A jednak stało się. Niespodzianka, którą sprawili piłkarze tak sobie, jak i kibicom, na pewno wlała sporo otuchy w ich serca. Otuchy na to, że jeszcze w tym sezonie da się coś uratować, nawet pomimo fatalnej serii, która za nami. Przed meczem pisałem, że wiara wśród kibiców została bardzo mocno nadszarpnięta. Muszę też przyznać, że sposób, w jaki zespół na to odpowiedział, jest imponujący.
Zagłębie zaskoczeń (tutaj)
… Nie tak to sobie wszystko wyobrażałem. Kiedy ostatni z pożarów udało się ugasić, sądziłem, że ich limit na ten rok został już wyczerpany. W dodatku pierwszy raz od dłuższego czasu zespół miał za sobą świetne spotkanie, a zarząd zaskoczył wszystkich nowym projektem hali, który Zagłębie będzie realizować. Byłem zaskoczony faktem, że w tak krótkim czasie mogło się stać tyle dobrego w Miedzianej krainie. A przecież największa niespodzianka jeszcze czeka na ogłoszenie.
Naprawdę sądziłem, że teraz będzie już tylko lepiej. Dyrektor zapowiadał zmiany w drużynie tak potrzebne od jakiegoś czasu. Zespół nabrał wiatru w żagle i w dużej mierze zrobił to z udziałem ludzi z akademii, co dla kibiców jest dość istotne. Nowy trener miał spoić oba te końce i wyznaczyć kurs na kolejne 2-3 sezony mając przed sobą cały okres przygotowawczy.
Tymczasem dyrektor ma kontrakt do lata i nie brzmi, jak ktoś, kto wierzy, że przyjdzie pracować mu tutaj dłużej. Trener dostaje nowy kontrakt, ale tez tylko do lata, bo potem w zasadzie nie wiadomo co będzie. Prezes oczywiście mógłby uciąć wszystkie spekulacje, ale najwyraźniej nie dostał na to zgody od Rady Nadzorczej.
Zagłębie cierpliwości (tutaj)
… Na zimową przerwę w rozgrywkach czekaliśmy już od połowy września. Działo się wiele, ale i wiele było zmian, które w krótkiej perspektywie nie miały szansy być bardzo widoczne. Jak mantrę powtarzano więc, że zmiana sposobu pracy i nowe pomysły na zespół nowego szkoleniowca będą widoczne dopiero na wiosnę.
Czekaliśmy też na okno transferowe. Tajemnicą żadną nie jest, że co najmniej kilku graczy z kadry naszego zespołu notowań u kibiców – mówiąc delikatnie – najlepszych nie miało. Zresztą i prezes Dróżdż i dyrektor Żewłakow dawali jasne sygnały, że w zimie zamierzają dokonać oczekiwanych przez kibiców korekt.
Zagłębie emocji (tutaj)
… Najważniejsze jednak, że Zagłębie w końcu dobrze się oglądało. Można się spierać, czy wczorajszy mecz był lepszy od tego z Białegostoku, ale wszystkimi rękoma podpisuje się pod tym, co powiedział Izaak Stachowicz: „Oj, żebyśmy mieli co tydzień taki ból głowy”. Mówi się, że wiara może czynić cuda, a nic tak nie przywraca wiary w zespół, jak tak emocjonujące mecze. Tym razem udało się w dodatku zdobyć trzy punkty, ale paradoksalnie nie to było w tym meczu najważniejsze.
Zagłębie sprawdzianów (tutaj)
… Ważniejszy moim zdaniem jest fakt, że pierwszy raz zagramy przed swoją publicznością. Na jesień mecze w Lubinie do najciekawszych nie należały (z wyjątkami) i jeśli klub liczy na wzrost frekwencji, drużyna musi zacząć grać efektowniej. Nawet wygrane mecze mogą okazać się niewystarczające, jeśli styl gry będzie przyprawiał kibiców o ból zębów.
Zagłębie derbów (tutaj)
… Niezmiernie mnie cieszy też to, że nie widać jeszcze oznak rozprzężenia. Rozmawiając z piłkarzami, czy z kibicami, można odczuć pewien dystans do osiągniętych wyników. Wszyscy apetyty mamy na więcej, szczególnie jeśli chodzi o styl, ale nikt nie popada jeszcze w huraoptymizm, a to dobry znak. Stawianie teraz przed zespołem celów realnych do osiągnięcia może tylko procentować. A rozwój chłopaków takich jak Slisz, czy Oko może nam tylko wyjść na dobre.
Zagłębie kalkulacji (tutaj)
… Hasło „górna ósemka” to w przed sezonowych wypowiedziach jedno z najczęściej używanych sformułowań. Są oczywiście miejsca jak Warszawa, Poznań czy w ostatnich latach Białystok, w których cele postawione są zdecydowanie wyżej, ale dla pozostałych kilkunastu drużyn jest to cel sam w sobie, choć oczywiście tego na głos nie powie nikt. Aby zadowolić kibiców, klubowi działacze często posiłkują sie więc tym stwierdzeniem, aby podkreślić, iż to właśnie ich klub będzie chciał nawiązać walkę z najlepszymi, a miejsce nad „kreską” jest tylko pewnym wyznacznikiem dobrze obranego kursu.
W Lubinie przed sezonem było zresztą podobnie. Sam prezes Mateusz Dróżdż opowiadał o walce o najwyższe ligowe lokaty, by po jesiennej katastrofie mówić otwarcie o tym, iż plany trzeba było modyfikować. Cel minimum, którym była górna ósemka, nie tylko stanął pod wielkim znakiem zapytania, ale nawet został w hierarchii przesunięty na sam szczyt, jako element, który pozwoli uratować z sezonu, ile się da.
Zagłębie goryczy (tutaj)
… Czy Dawid Pakulski zagrał dobry mecz? Nie, nie zagrał. Był przestraszony, grał asekuracyjnie, często myślał za wolno, a strat zaliczył tyle, że mógłby z nich zbudować pokaźny domek. I jeszcze się w nim urządzić. Tylko czy Dawid Pakulski zagrał na miarę swoich możliwości? Nie. Dostał piekielnie bolesną lekcje ligowego grania i takich doświadczeń zebrać nie da się inaczej. Do tego meczu on sam będzie wracał jeszcze nie raz i nie pięć. To będzie dla niego nowy punkt odniesienia. Jeśli sobie z tym poradzi, jeszcze wszyscy będziemy się z tego śmiali. Jeśli nie… cóż, proza życia.
Zagłębie niepowodzeń (tutaj)
… Tyle że piłka nożna to nie tylko sport. Ba, sa tacy, którzy twierdzą, że w zasadzie sport to już tylko do piłki nożnej dodatek, ważny, ale jednak dodatek. I sądzę, że mają wiele racji. Przywiązanie do barw, poczucie przynależności do pewnej grupy — czy jak kto woli plemienia — odgrywa ważną rolę. To właśnie na tym odcinku tak ważne jest budowanie marki, dobrze zarządzanej, solidnej i będącej częścią życia plemienia.
Niestety w Lubinie znów robimy w tym zakresie kolejne kroki w tył. Trochę na zasadzie „im bardziej chcesz, tym bardziej nie wychodzi”. Dawno bowiem nie było władz, które na swoim koncie zapisywały w takim tempie kolejne porażki. „To tylko jeden transfer, takie rzeczy się zdarzają” powie ktoś. Pewnie, tylko dlaczego znów im?
Zagłębie walki (tutaj)
… Przykład Filipa Jagiełło pokazuje jednak, jak szybko sprawy mogą się potoczyć. Mam wrażenie, że to było jakoś tydzień temu, kiedy ten zaczynał na dobre wchodzić do drużyny. Dopiero wczoraj wywalczył sobie po raz pierwszy wyjściową jedenastkę, a dziś jest już we Włoszech, tylko chwilowo występując jeszcze w Zagłębiu. Mówcie, co chcecie, ale na moje, jeśli Bartek Slisz utrzyma formę i tempo rozwoju, to w lecie przyjdzie nam sie żegnać i z nim. Do ustalenia pozostanie już tylko kwota transferu.
Zagłębie konsekwencji (tutaj)
… Mecz w Szczecinie pokazał, że upór Holendra — tak niezrozumiały w przypadku Tuszyńskiego — może być wielką zaletą. W momencie, gdy Filip Jagiełło podpisał swój nowy kontrakt we Włoszech, w drużynie wystartował swoisty wyścig o schedę po nim. A nic nie cieszy kibica tak bardzo, jak świadomość, że miejsce odchodzącego wychowanka zajmie kolejny adept naszej akademii. O ile, na razie obaj raczej są jeszcze tylko zmiennikami Fifiego, tak miejsce w przyszłym sezonie będzie już tylko jedno.
Zagłębie beztroski (tutaj)
… Z faktami nie da się polemizować. Prawda stara jak świat. A fakty są takie, że nasze wiosenne zmagania przynoszą trochę niespodziewane efekty. Co prawda o potencjale Zagłębia mówiło się najczęściej w negatywnym świetle, ale za nami już pięć kolejnych meczów, z których aż cztery zostały wygrane. Może rywale nie byli w swojej najlepszej dyspozycji, ale to zupełnie nie umniejsza nam zasług.
Zagłębie senności (tutaj)
… Pojedynek z Arką pokazał, że ta rola po prostu nam nie służy. Walka z zespołami, które w piłkę grać chcą i potrafią, to mocna strona Miedziowych. Kiedy jednak rywal chowa się za podwójną gardą i czeka na swoje szanse – jak Arka wczoraj – zaczyna robić się ciężko. Szczególnie gdy gramy przed własną publicznością. Właśnie wtedy potrzebny jest nam bardzo kreatywny środek pola, a z tym obecnie mamy przejściowe — w co wierzę — kłopoty.
Cel uświęca środki (tutaj)
… Napisałem to wcześniej i tutaj to powtórzę. Jestem zdania, że efektowna gra nawet w przypadku porażki jest w stanie ściągnąć na stadion więcej nowych/byłych kibiców niż zwycięstwo takie jak to w Płocku. Ludzie pragną przede wszystkim emocji, to na nie chcą przychodzić i to ich szukają. Widać to po tym, jak szybko rośnie zainteresowanie sportami ekstremalnymi choćby. Wypranie meczu z jakiegokolwiek ładunku, który widza na stadionie przytrzyma, równa się słaba bądź malejąca frekwencja. Szczególnie kiedy w lidze nie walczy się już w zasadzie o nic.
Zaprosiłem Mirka Szymkowiaka do udziału w audycji #Ofensywni.
– Nie będę strzępić języka.Ta nasza liga jest śmieszna: przesuwania,sektory,oby gola nie stracić.Wszyscy mówią,że efektowna gra nie jest ważna,ważne punkty.Później 3 tysiące na trybunach…— Piotr Wołosik (@PiotrWolosik) March 1, 2019
Amen.
Zagłębie zmartwień (tutaj)
… Najbardziej chyba jednak martwi obojętność, z jaką coraz więcej kibiców podchodzi do Zagłębia. Wczoraj przed meczem została postawiona teza, że może najnormalniej piłka nożna kibicom w Lubinie już bardzo mocno spowszedniała i nie robi na nikim większego wrażenia. Nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na tak postawione zagadnienie, ale juz sam fakt, że postawiła ja osoba naprawdę dobrze Zagłębiu życząca, daje wiele do myślenia.
Przed startem wiosennego grania napisałem, że nam kibicom do końca tego sezonu potrzeba będzie naprawdę dużo cierpliwości i na razie tego będę sie trzymał. A potem? Potem się zobaczy.
Zagłębie tradycji (tutaj)
… „Witajcie w piekle” napisał ostatnio mój redakcyjny kolega, opisując wygraną Wisły Kraków nad Legią Warszawa. Miało być piekło i było, tyle że w kolejce do kotła stoi teraz wraz z kolegami z naszego cyklu #PoKrakosku. Jak ich znam pewnie do teraz zachodzą w głowę jak do cholery znów mogło im się to przydarzyć? I dlaczego do jasnej …. znów z Zagłębiem? W Lubinie — pomimo wielu najróżniejszych sugestii z zewnątrz – „ustawki” nie było i Miedziowi pewnie odprawili Wiślaków tak bez punktów, jak i górnej ósemki.
Zagłębie straconych dusz (tutaj)
… Stracony głównie w walce o dusze kibiców. Pal licho już samą frekwencję, choć ta jest wręcz wymowna. Najgorsze jest to, że z każdym dniem, z każdym kolejnym tygodniem zainteresowanie Zagłębiem malało w oczach. Gdy dodamy do tego suche fakty (% kibiców na stadionie z Lubina), otrzymamy wyjątkowo ponury obraz. Ostatni raz podobne nastroje panowały, jak lecieliśmy z hukiem z ligi w sezonie 2013/2014.
Zagłębie wniosków (tutaj)
… Zanim na boisko wyszli piłkarze, by swoją walkę dopiero rozpocząć, klub swoją właśnie przegrywał. I nie przegrywał jej po zaciętej walce. To był najzwyczajniej brutalny knock-out. Ilość widzów zgromadzonych na trybunach (2911) to już nie jest powód do zmartwień. To już powód do bicia na alarm. Coś, o czym jeszcze wczoraj wczesnym popołudniem pisałem, że będzie smutne, przerosło nawet moje wyobrażenia. Staliśmy się… Płockiem! Niestety, jak pewnie wiecie, nie jest to komplement.
Ot, jedno wielkie Zagłębie…
Jakie więc było to Zagłębie Lubin w sezonie 2018/2019?
Sportowo pokazaliśmy, że można się po nas spodziewać wszystkiego. Zagłębie Lubin miało pod tym względem dwa zupełnie różne oblicza. Pierwsze to efektowna gra i pewne zwycięstwa choćby przy Łazienkowskiej, Słonecznej czy Twardowskiego. Druga to wręcz kompromitująca porażka w Morągu i całkiem spora liczba meczów zupełnie bezbarwnych, bez polotu przyprawiająca o ból zębów, jak mecz w Legnicy, remis na własnym boisku z Arką czy próba strzelenia bramki Piastowi grając 75 minut w przewadze.
Wiem, że w świadomości większości dziennikarzy i ekspertów Miedziowi to synonim bardzo zasobnego portfela i braku jakiejkolwiek presji, ale to już ich problem. Ostatecznie zajęte 6 miejsce uważam więc za przyzwoite i w okolicach naszego ogólnego potencjału, którym dysponujemy. W szczególności gdy weźmiemy pod uwagę jak cały sezon się układał.
***
Gorzej wypadamy na ligowym tle jeśli chodzi o młodzież. Siódme miejsce w klasyfikacji Pro Junior System tego sezonu to spory spadek w odniesieniu do poprzednich edycji. Spadek, ale też zaskoczenie, szczególnie że wyprzedziły nas Piast, Legia i Lechia, które do ostatnich meczów sezonu walczyły o tytuł mistrzowski. Do Lecha, na równi z którym chcemy stawiać naszą Akademię i wizję klubu straciliśmy, aż 7 tys. punktów – to wręcz przepaść (cała tabela tutaj). Takie są suche fakty, z którymi ja – nie chcąc się narażać na śmieszność – polemizować nie zamierzam.
Choć trzeba też oddać cesarzowi co cesarskie. Wejście do drużyny Slisza i Oko to naprawdę dwie świetne wiadomości, szczególnie, że obaj zasłużyli na całą masę pochwał. Zrobienie to w tak trudnym sezonie to z pewnością nie jest małe miki. To na pewno wielki plus. Odnotować też trzeba starania i Pakulskiego i Poręby, choć oni będą musieli się jeszcze nagimnastykować, by na stałe wywalczyć sobie pierwszy plac.
Najgorzej wypadamy natomiast jeśli chodzi o frekwencję. Średnia widzów na naszym stadionie (źródło: EkstraStats.pl) licząca 4864 widzów to wynik czwarty od końca, a trzeba mieć na uwadze, że w Gliwicach przez długi czas trwał protest kibiców, więc można zakładać, że bez niego bylibyśmy o jedno miejsce niżej. Najlepszym podsumowaniem niech będzie ostatni mecz sezonu z Cracovią, na którym pojawiło się AŻ 2911 kibiców, a to nie pierwszy przypadek gdzie liczba ta spadł poniżej 3 tys.
Chciałoby się zapytać: Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? A może po prostu jest co najwyżej…
Trzymajcie się.