
Nieraz mówi się, że statystyki nie grają. Postanowiłem jednak sprawdzić jak mistrz Polski, Legia Warszawa prezentowała się na tle innych zespołów PKO BP Ekstraklasy. Czy podopieczni Aleksandara Vukovicia tak samo górowali w statystykach, jak na boisku?
Jak jest, każdy widzi
W 37 kolejkach Ekstraklasy Mistrz Polski zdobył 69 punktów, jednak był tylko o 3 oczka lepszy od zajmującego drugie miejsce Lecha Poznań. Gdyby na tabelę spojrzał obcokrajowiec, który nie śledził na bieżąco naszej ligi, pomyślałby że walka o trofeum toczyła się do ostatniego meczu. Jednak w praktyce było nieco inaczej. Legia na dwie kolejki przed końcem w meczu z Cracovią zapewniła sobie mistrzowski tytuł. Z tego faktu skorzystał trener Vuković, który dał odpocząć kluczowym zawodnikom, a na plac wystawił młodą gwardię. Stąd tak mała przewaga nad Lechem, ponieważ Kolejorz do ostatniej kolejki walczył o wicemistrzostwo.
Ciekawostką jest to, że zarówno mistrz, jak i wicemistrz Polski sezon 2019/2020 zakończyli z identycznym bilansem bramkowym.
Przepis o młodzieżowcu. Karbownik, Majecki, ale co dalej?
Kiedy prezes Boniek ogłosił przepis o młodzieżowcu, zebrał on dwa obozy: swoich zwolenników, jak i przeciwników. Miał on wyeliminować sprowadzanie starych Słowaków, a promować stawianie na utalentowaną polską młodzież. Jak wyglądało to w kontekście warszawskiego zespołu? 18,84 % – tyle wyniósł procent rozegranych minut przez zawodników urodzonych 01.01.1998 r. i później w zespole mistrza Polski. Jednak w tej klasyfikacji reszcie ligi zdecydowanie odjeżdża Lech Poznań (31,44%), który nie bał się stawiać na takich zawodników jak Puchacz, Moder czy Kamiński. W Legii wyglądało to nieco inaczej.
Przez większość sezonu Vuković miał do dyspozycji Majeckiego, który z automatu „zapychał” jedno miejsce młodzieżowca. Na samym początku Serb postawił na Mateusza Praszelika, jednak nie przekonał on do siebie trenera. Po meczu z ŁKS-em w Łodzi stałe miejsce na lewej obronie zajął Michał Karbownik. Jak się później okazało, został on odkryciem sezonu PKO BP Ekstraklasy i trener Mistrzów Polski problem młodzieżowca miał z głowy. Dodatkowo doszedł również Bartosz Slisz, który w końcówce sezonu pokazał, że śmiało może walczyć o pierwszy skład stołecznego zespołu. Zresztą ostatnie kolejki pokazały, że tacy zawodnicy jak Mosór, Cielemęcki czy Włodarczyk mają ogromny potencjał i już za sezon/dwa to oni mogą wypełnić „luki” po Majeckim i „Karbo”. Poza tym dwóch z nich jest namaszczonych talentem od swoich ojców.
Warto także odnotować, że Mistrz Polski wygrał klasyfikację Pro Junior System. Zdobył w niej 12.596 punktów. Tuż za nim uplasował się zespół Dariusza Żurawia z 12.306 punktami. Indywidualnie najwięcej punktował nieobecny już w Legii Radosław Majecki, który zdobył 5.940 punktów.
Ale jak to, Niezgoda wyjechał pół roku temu?
Gdyby ktoś powiedział mi przed sezonem, że Jarosław Niezgoda przez pół roku strzeli najwięcej bramek z Polaków w Ekstraklasie, wyśmiałbym go niemiłosiernie. Jednak prawda jest bardzo brutalna. W zaledwie pół sezonu Niezgoda zdobył 14 bramek w ligowych starciach. Przez długi czas był liderem klasyfikacji strzelców. W związku z wyjazdem za ocean nie mógł do końca rywalizować o koronę z Christianem Gytkjaerem, który na dniach zamieni Poznań na drużynę Berlusconiego, beniaminka Serie B – AC Monza.
Jeśli jednak spojrzymy na statystykę stworzonych okazji to aktualny mistrz Polski jest liderem. Po 36. kolejce podopieczni Vukovicia wypracowali sobie 105 sytuacji nie licząc rzutów karnych. Jednak niecałe 36 % wylądowało w bramce rywali. Dużo? Mało? W porównaniu z poprzednim sezonem jest mała poprawa. Zasada małych kroczków. Na prowadzeniu tej listy możemy ujrzeć krakowską Wisłę, która zamieniała na bramkę aż 45,78 % ciężko wypracowanych okazji.
W asystach nie wygląda to zbyt kolorowo, jednak nie ma powodów do obaw. Mianowicie świadczy to o tym, że w zespole Legii nie ma jednego kreatora, od którego zespół byłby uzależniony. Na najniższym stopniu podium znalazł się były zawodnik QPR Paweł Wszołek z 8 asystami na koncie. O dwa dogrania bramkowe mniej zaliczyli Luquinhas oraz Michał Karbownik. To pokazuje, że większość akcji Legia kreowała sobie w bocznych strefach rywala.
Strzelić i dowieźć do samego końca
Ciekawą statystyką, którą udało mi się odnaleźć jest fakt, że Legia rzadko przegrywała, gdy obejmowała prowadzenie. Legioniści obejmowali prowadzenie w meczu 25 razy. Natomiast aż 80% (!) z nich kończyło się dopisaniem trzech oczek do tabeli PKO BP Ekstraklasy. Legia, jeśli miała prowadzenie rzadko kiedy je oddawała. Jednak pod tym względem króluje Lech Poznań, ponieważ to zespół Dariusza Żurawia w 87,50% dowoził zwycięstwo do końca. Wszystkie dane są uwzględnione po 33. kolejce naszej rodzimej ligi.
Słynne na całe świat expected goals (xG)
O co w ogóle chodzi ze słynnymi na całym świecie expected goals (xG)? Jest statystyka uwzględniająca ilość spodziewanych goli. Pod uwagę bierze się w niej przede wszystkim miejsce oddania strzału. Brane pod uwagę są również takie rzeczy jak: kąt strzału, część ciała, którą strzał był oddany czy okoliczności akcji.
Jeśli chodzi o współczynnik xG dla Legii Warszawa wyniósł on 62,11. Dla porównania wynik Piasta Gliwice, czyli byłego mistrza Polski to tylko 49,23. To pokazuje, że pomiędzy poprzednim zespołem panującym w Polsce, a obecnym jest ogromna różnica. Mistrz Polski lepiej wypracowywał sobie sytuację do zdobycia bramki i lepiej z nich skorzystał. A co ze współczynnikiem xG straconych goli? Różnica jest tak duża niczym przepaść nad Wielkim Kanionem. I znów najlepszy mistrz Polski – ich współczynnik to 29,89. Natomiast druga w tym zestawieniu Cracovia, jest prawie dwukrotnie słabsza niż Legia z wynikiem 40,17 (!). To pokazuje jedynie, że mimo tego że drużyny strzelały bramki Legii Warszawa, to były to bramki z naprawdę ciężkich pozycji. Zresztą, nie przypadkiem statuetka najlepszego obrońcy sezonu powędrowała do Legionisty – Artura Jędrzejczyka.
***
Pomimo tego, że liczby nie grają, a sam futbol to przede wszystkim nieprzewidywalność i morze emocji, pamiętajmy że w statystykach możemy odnaleźć wiele informacji. Nie bez powodu przecież matematyka nosi miano królowej nauk.
Źródło statystyk: EkstraStats.pl, Łączy Nas Piłka
Fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com
