
Baraże o awans na EURO 2024 i walka o bilet na Mistrzostwa Europy będą póki co najważniejszym wydarzeniem tego roku. Od tego jak pójdą one naszej reprezentacji będzie zależało jak będzie wyglądała Polska. Wybory samorządowe, prezenty na święta, a także 30 stopni w wakacje i śnieg w zimę. To wszystko w rękach wojowników Michała Probierza! To od końcowego wyniku zależy to, czy tegoroczne lato Polacy spędzą oglądając Mistrzostwa Europy, czy „Znachora” i „Karmazynowy przypływ”. Przekonamy się czy baraże będą ostatnią deską ratunku, czy raczej gwoździem do trumny dla naszej reprezentacji.
Wstyd. Żenada. Kompromitacja…
Takie słowa widnieją na słynnej okładce „Faktu”, z którą każdy polski kibic jest aż zbyt dobrze zaznajomiony. Okładka aż do dzisiaj krąży wśród polskich kibiców od porażki z Ekwadorem w 2006 roku. Wszystko za sprawą bolesnych wpadek i innych niepowodzeń: Występ na Euro 2012, postawa na Mundialu w Rosji, a ostatnio, wisienką na torcie i podsumowaniem sytuacji w polskiej piłce była porażka z Mołdawią 2:3.
Takimi słowami można trafnie podsumować całe zmagania naszej reprezentacji podczas eliminacji do turnieju w Niemczech. Falstart z Czechami, 1 punkt ugrany w dwumeczu z Mołdawią czy wymęczone zwycięstwo z potężnymi Wyspami Owczymi. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wyniki te są po prostu fatalne. Patrząc jednak na szerszą perspektywę mogą być one satysfakcjonujące. Pamiętajmy o tym, że drużyna z Mołdawii pokonała Real Madryt w 2019 roku, a postęp piłki nożnej na Wyspach Owczych w ostatnich latach jest naprawdę ogromny. Trzeba jednocześnie pamiętać o najważniejszej kwestii – w Europie nie ma już słabych drużyn!
Wymówka goni wymówkę
Można wymieniać jeszcze i milion tak pustych sformułowań. Działacze w polskiej piłce nas do tego zbyt dobrze przyzwyczaili. Wszyscy słyszeliśmy tak puste frazesy z ich ust za dużo razy, a połowa Polaków potrafiłaby je zarecytować przez sen. Bo niby dlaczego choć raz w życiu wziąć odpowiedzialność na siebie, za coś co ewidentnie jest naszą winą? Lepiej zrzucić winę na coś innego i wymyślać coraz to bardziej absurdalne wymówki.
Gdyby reprezentacja Polski zagrała mecz z drużyną U-10 Nibylandii lub z reprezentacją powiatu ropczycko-sędziszkowskiego w niepełnym składzie, przegrywając go, wina z pewnością leżałaby po stronie kosmitów i Kapitana Haka. Przyznajmy się choć raz, że to nie „szyny i tory” były złe, a jednak to my zawaliliśmy awans na turniej, który w momencie losowania grup eliminacyjnych miał być tylko formalnością.
Jak nie teraz to nigdy
Jeżeli nawet po barażach nie awansujemy na ten turniej, w Polsce powinno odbyć się referendum. Ba! Powinniśmy wyjść na ulice i rozwiązać całą reprezentacje – raz, a porządnie. W innych dyscyplinach przecież wymiatamy. Siatkówka, lekkoatletyka, a niegdyś walczyliśmy jak równy z równym w szczypiorniaku. Naprawdę, my sobie poradzimy, a z pewnością bez Polaków „kopiących” piłkę będzie żyło się lepiej. Podziękują nam nasze paznokcie zjedzone przy oglądaniu gry w obronie Polaków lub przy powołaniu dla Grzegorza Krychowiaka. Nasze oczy będą wdzięczne, jeśli nie będą musiały więcej patrzeć na naszą niemoc w ofensywie i tablicę z wynikiem. Nie wypadną, ani nie osiwieją nam już żadne włosy. Można wymieniać tak wiele przykładów, jak wiele wymówek mają już przygotowanych trenerzy, zawodnicy i działacze Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Tutaj NIE ma miejsca na wymówki
Tu nie powinno być nawet opcji w której my tego awansu nie wywalczamy! W przypadku braku awansu jedynym rozwiązaniem będzie podziękowanie za EURO 2016, za wszystkie medale i wspomnienia, zaoranie, zrównanie z ziemią i zapomnienie o wszystkim, co związane z polską piłką reprezentacyjną. Nie do wiary jest to, że prawdopodobniejsza jest nasza absencja na europejskim czempionacie niż awans po barażach z Finlandią lub Walią. Obawiamy się nawet Estończyków…
Potrzebny mecz życia
Obie strony potrzebują wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, aby awansować do finału barażów. W przypadku awansu Polski wiele osób będzie mogło odetchnąć z ulgą. Wszyscy zejdą na ziemię i będą mogli powiedzieć, że od zawsze była to formalność. Zetkniemy się wtedy z takimi opiniami, że strachu nigdy nie było, a nasza reprezentacja nigdy się lepiej nie miała. Każdy zapomni, że przed barażami strach dotyczący porażki krążył w każdym polskim domu. Natomiast jeżeli Estonia chciałaby spróbować awansować na tegoroczny turniej, lepszej okazji nie będzie. Paradoksalnie na naszą reprezentacje wystarczyłoby jedynie nie popełniać większych błędów, a najlepiej byłoby przekazać piłkę i pozwolić prowadzić grę Polakom.
Schodząc na Ziemię, aby Estonia realnie awansowała do następnej fazy rozgrywek musiałaby zagrać mecz życia. Ludzie, to jest reprezentacja Estonii! Jedyną wytłumaczalną przyczyną ich awansu byłby cud. Bez obywatelstwa dla Leo Messiego, Cristiano Ronaldo i Kaya Tejana nie ma szans, że oni będą w stanie kopnąć prosto piłkę. Gdyby Yaya Toure rzucił klątwę na naszą reprezentację, nadal mielibyśmy wątpliwości czy Estończycy dadzą sobie radę. Reprezentacja Estonii jest tak słaba, że w teorii pół Roberta Lewandowskiego powinno przejechać się do zera po Estończykach. Mówimy tutaj o reprezentacji która zajmuje 123. miejsce w rankingu FIFA. Przed nimi znajdziemy takie futbolowe mocarstwa jak Indie, Malawi, Komory czy nawet Korea Północna. Tak, Korea Północna. Gdy twoja reprezentacja jest na gorszym miejscu od reprezentacji Korei Północnej, wiesz że nie jest z nią najlepiej.
Jak oni się tam znaleźli?
Sytuacja wygląda tak, że na bank sami Estończycy nie wiedzą o tym, że ich reprezentacja bierze udział w jakiś barażach. Jakim prawem drużyna, która w swojej grupie eliminacyjnej zajmuje ostatnie miejsce kwalifikuje się do baraży. Zamiast Szwecji która zajęła 3. pozycję w swojej grupie, do baraży kwalifikują się oni… Nasi przeciwnicy zdobyli pokaźny dorobek w postaci jednego punktu podczas eliminacji. Nawet najstarsi górale nie wiedzą jaki jest to ma sens, aby oni grali w barażach. Jakim cudem Estończycy mają wiedzieć, że ich reprezentacja ma nadal szansę awansować na Euro. To dopiero się zdziwią jak drużyna Thomasa Häberliego pokona Polaków…
Z pomocą przychodzi jednak UEFA i ustalone przez nią przepisy. O udziale w barażach decyduje pozycja i wynik osiągnięty przez drużynę narodową w Lidze Narodów. Estończycy w tych rozgrywkach swoją postawą zapisali się na kartach historii koło Chicago Bulls z sezonu 95/96 i Arsenalu w sezonie 03/04. Rywale Polaków za swój wyczyn w postaci jednego punktu w eliminacjach, z automatu powinni dostać bilet na Euro, choć z drugiej strony trafienie na Polaków w barażach jest tego synonimem.
Estończycy awansowali do barażów „przejeżdżając” się w swojej grupie po reprezentacjach Malty i San Marino, zdobywając maksymalną liczbę punktów. Estończycy do dziś nawiedzają reprezentantów tych państw w najgorszych koszmarach. Dwukrotnie zwyciężyć z Maltą i San Marino, to jest coś!
Estonia wygodnym rywalem dla Polski
Na podstawie bilansu w meczach w XXI wieku naszej reprezentacji z drużyną narodową Estonii, powinniśmy sobie poradzić wzorowo. W tej statystyce jesteśmy dla nich swego rodzaju oprawcą. Jesteśmy niczym Ojciec Mateusz dla sandomierskich przestępców lub sędzia Damian Kos dla Waldemara Fornalika. Rozegraliśmy 6 pojedynków bezpośrednich, z czego 5 wygraliśmy. Połowę spotkań między nami Polska kończyła bez straty bramki, a w tych gdzie traciliśmy bramki, Estonia na swoje konto mogła zapisać zaledwie jedną bramkę.
W ostatnim pojedynku między nami, a Niebieskimi Koszulami, to Estończycy – zachowując czyste konto, pokonali reprezentację Polski. Był to pierwszy mecz po fatalnych Mistrzostwach Europy oraz debiut nowego szkoleniowca, którym został Waldemar Fornalik. Zakładano, że mecz ten będzie szansą na nowe otwarcie. Miał pokazać wszystkim niedowiarkom, że mimo fatalnego EURO, Polska w piłkę umie kopać i to jest ten moment w którym rozwiniemy skrzydła na dobre. Oczywiście wyszło tak jak zwykle w przypadku polskiej piłki bywa – fatalnie.
To spotkanie zabiło nadzieje polskich kibiców na to, że uda nam się awansować, bądź chociaż powalczyć o bilet na Mistrzostwa Świata w 2014 roku. Co prawda takich osób było może z 3 lub 4, lecz nadal była to bolesna i stosunkowo głośna porażka jak na mecz towarzyski. Tym razem będzie to jednak mecz o stawkę, a osoby wierzące w awans trzeba już liczyć w milionach. Jedno jest pewne – ten mecz również może być nowym otwarciem dla naszej piłki. W przypadku ponownej porażki z Estończykami, „nowe” przyjdzie szybciej niż się spodziewamy. Cezary Kulesza, baroni PZPN-u – mimo bycia wiecznie żywymi, Michał Probierz – w skrócie wszystko związane i wszystko co jest PZPN-em w takiej postaci, jaką znamy, teraz wyparuje. Wracając do samego pojedynku w półfinale barażów – przekonamy się czy jesteśmy „dziadami”, czy może jednak jesteśmy „dziadami”, ale z potencjałem na bycie europejskim średniakiem.
Przybywam z przyszłości, przed chwilą zakończył się mecz Polska – Estonia. Wynik to 1:0 dla Estończyków, a tak padł zwycięski gol. pic.twitter.com/jbvs9GHd96
— zdzichu_ (@Asmerinhooo) January 19, 2024
Jeżeli dojdzie do cudu…
Wielu z nas lubi przeczytać sobie od czasu do czasu książkę fantastyczną lub obejrzeć dobry film science fiction. Większość z nas czasem spędza czas teoretyzując i zastanawiając się nad tym „co by było gdyby”. Trzeba zatem czysto teoretycznie rozważyć, co w przypadku gdy „pykniemy” Estonię i wylądujemy w finale baraży. Jest to scenariusz mniej prawdopodobny niż pojawienie się kosmitów z filmów Sci-Fi w innej części świata niż USA, ale w teorii nadal możliwy. W finale czekałaby na nas reprezentacja Walii lub Finlandii. Walia, z którą mierząc się w Lidze Narodów w 2022 roku wygraliśmy dwukrotnie lub Finlandia, która w zeszłym roku potrafiła przegrać 0:1 z Estonią.
Kadry tych zespołów również nie powalają. Aktualnie reprezentacja Walii jest zupełnie inną drużyną niż ta, już legendarna z 2016 roku. Gareth Bale od dłuższego czasu przerzucił się na granie w golfa, a większość zawodników nie gra w topowych klubach w Europie. W kadrze Finlandii natomiast znajdziemy paru zawodników grających w naszej rodzimej lidze. Są nimi np. przedstawiciele Cracovii – Artuu Hoskonen oraz Benjamin Källman oraz Niilo Mäenpää reprezentujący barwy Warty Poznań. Nie są to gwiazdy naszej ligi, a jednak łapią się do kadry narodowej, co pokazuje jakimi nazwiskami dysponują Finowie. Cała ta trójka – razem z Estonią, to w teorii naprawdę nie są wymagający przeciwnicy.
Nasi rywale mają jednak coś, czego u nas nie widzieliśmy od dłuższego czasu – drużynę. To jest coś, czego nam aktualnie brakuje. Możemy mieć kadrę złożoną z samych piłkarzy z topowego poziomu, lecz póki nie będą oni ze sobą zgrani i nie stworzą prawdziwej drużyny, nie mamy co myśleć o żadnych mistrzostwach. Aktualnie – co smutne, patrząc na nasz skład i poziom gry, bliżej nam do bycia zlepkiem „gwiazd i gwiazdeczek”, niż do bycia kadrą narodową z prawdziwego zdarzenia.
Historia Polski i barażów
Baraże do Mistrzostw Europy w Niemczech są dla nas wydarzeniem epokowym. Reprezentacja Polski jeszcze nigdy w historii nie brała udziału w barażach o udział w EURO. Zazwyczaj nasza przygoda kończyła się na mniejszych lub większych rozczarowaniach w eliminacjach, albo kwalifikowaliśmy się na europejską imprezę bezpośrednio. Łącząc baraże do EURO z tymi na Mistrzostwa Świata, nasza barażowa historia jest bardzo uboga. Pierwszy raz w barażach reprezentacja Polski znalazła się w 2022 roku, po zajęciu 2. miejsca w grupie eliminacji do mundialu w Katarze. W półfinale trafiliśmy na Rosję, z którą ostatecznie meczu nie rozegraliśmy, więc teraz, po raz pierwszy, rozegramy obydwa mecze barażowe. W finale pokonaliśmy Szwecję 2:0 w zaskakująco dobrym stylu i mimo równie słabej sytuacji wokół kadry, pozwoliło nam to zbudować pozytywną aurę wokół niej.
Oni na pewno nic nie zepsują
Jest duża szansa, że zawodnikami którzy w trakcie tych barażów mogą zyskać najwięcej, będą ci, którzy powołania nie dostali. Jeżeli nie grasz, nie popełnisz błędu – proste jak budowa cepa. Michał Probierz na pewno nie skorzysta z usług Arka Milika, Pawła Wszołka, Karola Linettego lub Bartka Wdowika. Ostatecznie nie zdecydował się również na powołanie piłkarzy, których wcześniej pod tym kątem obserwował. Powołania nie otrzymali Wojciech Hajda, Miłosz Trojak lub Aleks Ławniczak. Sporym echem odbiło się również nie postawienie na walczącego o tytuł króla strzelców w Ekstraklasie napastnika – Daniela Szczepana.
Między ostatnim zgrupowaniem, a najnowszymi powołaniami przewinęło się naprawdę sporo nazwisk które miały zasilić naszą reprezentację. Jedne z nich były mniej absurdalne i do końca walczyły o miejsce w kadrze. Były też drugie – wyżej przedstawione lub ze względu na głupotę – pominięte. Selekcjoner z pewnością miał spory ból głowy wybierając ostateczny skład. Ostateczne zrezygnowanie z usług Patryka Dziczka musiało być dla niego bolesne. Każdy zna ból, gdy będąc na zakupach z rodzicami po kryjomu weźmiesz paczkę chipsów lub oranżadę, którą musisz ostatecznie odłożyć na półkę – tak z pewnością czuł się Michał Probierz, nie powołując Patryka Pedy.
https://twitter.com/LaczyNasPilka/status/1768404341432414350?s=20
Szefy lub parodyści – powołani
Innego określenia na naszych piłkarzy po barażach nie znajdziemy. Jeżeli odpadniemy, będzie to istna katastrofa. Nikt co prawda nie będzie jakoś specjalnie zaskoczony, lecz nadal to będzie potężny cios. Z drugiej strony będziemy wtedy świadkami rzeczy przełomowej w historii naszego kraju. W tym samym celu, bark w bark wyjdą na ulicę zwolennicy wszystkich ugrupowań politycznych. Od lewicy, przez środek pola i półprawych skrzydłowych, aż po skrajną prawicę. Całe rodziny – młodzi, jak i zarówno ci starsi. Emeryci, osoby które jeszcze nie zdążyły się urodzić, a i osoby zmarłe z pewnością również wstaną z grobów, widząc co myśmy najlepszego zrobili w tych barażach.
Jest jeszcze jedna opcja, w której udaje nam się awansować na EURO, na dodatek w przyzwoitym stylu. W takim przypadku nazwiska naszych piłkarzy będą skandowane, lecz tym razem w pozytywny sposób. Każdy z osobna będzie przysłowiowym szefem, lub popularnym w żargonie młodzieżowym „sigmą”. Jeżeli to się wydarzy, powołani powinni zacząć rozważać zakończenie swoich karier. Większej rzeczy już z pewnością nie dokonają, a jak wiadomo, trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Szansę na EURO mogliby wtedy dostać wyżej wymienieni piłkarze, których teraz zabraknie. To byłby tak wielki sukces, że Pogoń Szczecin powinna rozważyć włożenie go do gablotki. Warto zatem wziąć w rękę kartkę, długopis i zacząć się uczyć, czyje nazwiska będziemy wykrzykiwać od 21 marca, aż do następnego tygodnia włoskiego w Lidlu.
Baraże na zero z tyłu?
Taki cel z pewnością będą mieli gracze naszej formacji defensywnej. Czy jest on realny? Patrząc na naszych przeciwników – jak najbardziej. Patrząc jednak na to, że gra reprezentacja Polski – nie do końca. Mimo wszystko możemy być spokojni, gdyż nasi bramkarze z pewnością dadzą z siebie wszystko. Każdy z naszych bramkarzy jest aktualnie w „sztosie” i prezentuje bardzo wysoki poziom. Wojciech Szczęsny – nasz golkiper numer jeden to jest klasa sama w sobie. Choć Juventus nie zawsze prezentuje najwyższy poziom i jego forma pozostawia wiele do życzenia, to Szczęsny prezentuje naprawdę topowy poziom i jest bardzo stabilnym bramkarzem. Powołani również są Łukasz Skorupski oraz Marcin Bułka. Pierwszy z nich broni barw rewelacji tego sezonu – Bologni, a drugi z nich jest rewelacją tego sezonu w Nicei – rewelacją na skalę całej Europy. Trójka naszych bramkarzy jest naprawdę mocna, więc jeśli chodzi o tę pozycję, żadnego „ręcznika” na niej nie znajdziemy.
Pierwszy raz od bardzo dawna możemy mieć z czego wybierać, jeżeli chodzi o obrońców. Przywykliśmy do tego, że selekcjonerzy musieli kombinować z ustawieniem obrońców, których gra nie powalała. Tym razem możemy mieć naprawdę solidną, grającą na wysokim poziomie trójkę obrońców. Jan Bednarek, będący przed sezonem na wylocie z ekipy „Świętych” po spadku z angielskiej elity, mimo wszystko pozostał w jej szeregach i wyrósł w tegorocznych rozgrywkach na lidera defensywy tej drużyny. To pozwala nam myśleć o Janie Bednarku w kontekście wyjściowej jedenastki i daje nadzieje, że tym razem Jan Bednarek nie zagra jak Jan Bednarek w kadrze. Kolejnym powołanym wokół którego zapewne będzie budowany skład w barażach jest Jakub Kiwior. 24-latek w ostatnich tygodniach wykorzystał liczne kontuzje w zespole Kanonierów i stał się zawodnikiem wyjściowego składu. Zawodnik Arsenalu zbiera bardzo dobre noty na Wyspach i każdy z nas liczy, że w pojedynku z Estonią zaprezentuje się jeszcze lepiej.
Kto jako ten „trzeci”?
Od momentu, gdy selekcjonerem reprezentacji został Paulo Sousa, nasza kadra zaczęła występować w formacji z trójką obrońców i wahadłowymi. Wszystko w kontrze do dobrze znanego nam 1-4-4-2. Michał Probierz dotychczas również preferował takie ustawienie. Ze względu na to, nasz trener będzie musiał wybrać jeszcze „tego trzeciego”. Jednym z kandydatów będzie Paweł Dawidowicz. Gdy tylko zawodnik Hellasu Verona nie jest kontuzjowany, momentalnie bywa rozpatrywany do wyjściowego składu naszej reprezentacji. W ostatnich latach wyrósł na bardzo solidnego stopera, który dostając szansę, da z siebie wszystko. O miejsce w trójce zawalczy również Sebastian Walukiewicz. Występujący w Serie A stoper, złapał w ostatnim czasie coś, czego mu brakowało. Widać jak pewny siebie jest na boisku i z każdym meczem jest coraz solidniejszy.
Bartosz Salamon również chciałby wystąpić od pierwszej minuty w meczu z Estonią. Jego gra, jak i postawa w obronie całego Lecha Poznań, często pozostawiają wiele do życzenia. Statystyki Salamona nie przedstawiają go w najlepszym świetle, lecz mimo to, jesteśmy świadomi warunków fizycznych i jego waleczności na boisku. Polacy pamiętają również to, jak Salamon zabłysnął w meczach reprezentacji przed jego dyskwalifikacją, dzięki czemu wystawienie obrońcy Lecha Poznań w wyjściowym składzie nie będzie nikogo szokowało.
Największym zaskoczeniem byłoby natomiast postawienie w wyjściowej jedenastce na Pawła Bochniewicza. Do plusów kapitana Heerenveen można zaliczyć atrybuty fizyczne, grę w powietrzu, umiejętne rozgrywanie piłki od obrony, a także jego determinację. Minusami obrońcy będą jednak szybkość oraz, co ważne, nazwisko. Paweł nie ma aż tak mocnej marki i grając w Holandii najmniej kibiców jest zaznajomionych z jego grą. Dotychczas występując w kadrze narodowej również nie porwał kibiców, lecz może tym razem porwie selekcjonera na treningach i za pomocą tego, porwie nas w meczach barażowych.
„Praworęczna kadra” – wahadła
Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby ktoś wysunął tezę, jakoby zawodnicy z prawej strony byli mocniejsi od tych z lewej tercji boiska. Aktualnie każdy z naszych prawych wahadłowych jest o kilka półek wyżej od kolegów z lewej strony. Przemysław Frankowski i Matty Cash to bardzo silne nazwiska, między którymi będzie toczyła się walka o pierwszy skład. Dominik Marczuk, czyli przedstawiciel Jagielonii jest „w gazie” i błyszczy na boiskach Ekstraklasy. Wykręca również bardzo dobre liczby, a jego powołanie nie jest żadnym zaskoczeniem. Jest jeszcze Bartosz Bereszyński, który aktualnie jest najsłabszym ogniwem spośród powołanych obrońców. Fakt, zawsze warto mieć doświadczonego zawodnika który odnajdzie się na wielu pozycjach, lecz „Bereś” od mundialu w Katarze albo nie grał, albo jest mocno pod formą.
Krótko mówiąc, lewe wahadło w naszej reprezentacji nie powala. Na szczęście nie ma również takiej tragedii jak w czasach, gdy musieliśmy grać na tej stronie najbardziej nijakim piłkarzem, czyli Maciejem Rybusem lub bezużytecznym Arkiem Recą. Nie licząc Kiwiora, na tej stronie możemy znaleźć Tymoteusza Puchacza lub Nicole Zalewskiego. Ten pierwszy po niezbyt udanych przygodach w Unionie Berlin i Trabzonsporze zdaje się, że znalazł w końcu swoje miejsce. Polak błyszczy w Kaiserslautern, złapał swoje „flow” i zbiera przyzwoite recenzje. Nicola Zalewski z kolei nie może zaliczyć tego sezonu do udanych. Od odejścia Jose Mourinho Polak gra niewiele i jego gra prezentuje się dość przeciętnie. Sporym argumentem za wystawieniem zawodnika AS Romy bez wątpienia jest jego dotychczasowa przygoda w reprezentacji Polski. Jak na swój wiek zebrał już spore doświadczenie w biało-czerwonym trykocie, a ostatni mecz z Łotwą w jego wykonaniu napawał optymizmem.
Loteria w środku pola
W życiu wiadome są jedynie trzy rzeczy – śmierć, podatki i bezbarwne lub wybitne spotkanie w wykonaniu naszego środka pola. Nieważne jakimi nazwiskami w nim operujemy. Grając samymi gwiazdami lub mniej oczywistymi nazwiskami, nie ważne co by się działo – idziemy w jedną lub w drugą stronę. Nie ma w tym żadnej powtarzalności, stabilności czy sensu. To jest zupełna loteria. Przed każdym meczem Polski „futbolowi bogowie” rozsiadają się i wrzucają do maszyny losującej poszczególne nazwiska. Szymański wymiatający w klubie? PYK, kompletnie nijaki występ. Chęć skreślenia konkretnego nazwiska z kadry? PYK, występ życia, a po nim 40 bezbarwnych meczów. Wisienką na torcie i najlepszą zabawą z pewnością jest losowanie czy to będzie TEN mecz, w którym Piotr Zieliński w końcu na dobre odpali w kadrze.
Trzeba powiedzieć – co zaskakujące, że powołania Michała Probierza raczej nie są wynikiem losowania. Każde nazwisko ma sens i aktualnie się broni. Co o nich powiemy po barażach? Tego nie wie nikt. Na ten moment wiadomo jedynie, jacy piłkarze zostali powołani do kadry. Pierwszym z nich jest Bartosz Slisz – dotychczas rozgrywający dobre spotkania w kadrze, z pewnością kandydat do pierwszego składu i świeży nabytek Atlanty United, występującej w MLS. Jakub Piotrowski – odkrycie tego sezonu, błyszczący w Łudogorcu i europejskich pucharach, a w kadrze spisujący się przyzwoicie. Jakub Moder – powoli wracający do gry na najwyższym poziomie, wszechstronny, utalentowany i jego powrót z pewnością da bardzo dużo naszej kadrze. Powołaniem może również się pochwalić Damian Szymański – solidny defensywny pomocnik AEK-u Ateny, który w koszulce reprezentacji walczy jak mało kto.
Teraz to już na pewno odpali…
Z bardziej ofensywnych pomocników powołanie dostał Sebastian Szymański – wszechstronny zawodnik, o którego w letnim okienku może powalczyć pół Europy. 24-latek robi furorę w Fenerbahce i oczekuje się od niego, że przełoży to wreszcie na liczby w kadrze. Powołanie otrzymał wyżej wspominany Piotr Zieliński, który jak całe Napoli bardzo przygasł w stosunku do zeszłego sezonu. Jego gra pozostawia wiele do życzenia, często bywa niewidoczny na boisku i zdarza mu się zbierać katastrofalne recenzje. Jaki z tego wniosek? Idąc logiką „futbolowych bogów”, wszystko składa się na to, aby baraże były TYM długo wyczekiwanym momentem, gdy „Zielu” odpala w kadrze.
Wśród powołanych pomocników znajdziemy również dwa nazwiska z krajowego podwórka. Mowa tu o Kamilu Grosickim oraz Tarasie Romanczuku. „Turbogrosik” w tym sezonie wykręca liczby, do których zdążył nas przyzwyczaić w Ekstraklasie, zatem jego powołanie nikogo nie dziwi. Natomiast możliwość występu w barażach Tarasa Romanczuka wywołała zupełnie odwrotną reakcję. Jego powołanie odbiło się największym echem. Wiele osób było zaskoczonych lub czuło rozczarowanie widząc jego nazwisko na liście powołanych. Niektórzy zarzucali nawet Michałowi Probierzowi kolesiostwo. 32-letni pomocnik będzie miał szansę zagrania w trykocie Biało-Czerwonych po raz pierwszy od 2018 roku. Romanczuk jest od wielu lat związany z Jagielonią Białystok, która w trakcie przerwy reprezentacyjnej jest najbliżej zdobycia mistrzostwa Polski. Jego powołanie zatem jak najbardziej się broni, a najlepiej pokaże nam to boisko.
Grad goli gwarantowany?
Taką tezę można wysnuć, patrząc na to, jakimi napastnikami dysponujemy i z jakimi przeciwnikami się mierzymy. Powołany do kadry został Robert Lewandowski. Wiele osób już go skreślało, a tymczasem kapitan się nie zatrzymuje. Napastnik wykręca imponujące liczby na topowym poziomie. Przewodzi w punktacji kanadyjskiej w lidze hiszpańskiej, a ostatnio złapał taką formę, że ciężko znaleźć mecz, w którym by nie wymiatał. Każdy liczy na „Lewy Show” w barażach, a co za tym idzie – „Lewy Show” na Mistrzostwach Europy.
Pozostałymi napastnikami, którzy dostali powołania są Karol Świderski, Adam Buksa i powracający do kadry – Krzysztof Piątek. „Świder”, zimą przeszedł do Hellasu Verony, w barwach którego strzelił już jedną bramkę. W jego przypadku każdy wie, że liczby nie są najważniejszą sprawą. Liczy się ustawianie na boisku, pomaganie w kreowaniu sytuacji Lewemu oraz poświęcenie i walka na boisku. Na Świderskiego w takich sprawach zawsze można liczyć. Napastnik potrafi również dołożyć bramkę z miejsca, z którego żaden inny piłkarz nie zrobiłby tego tak, jak on. Podobne zadania na boisku dostaje Adam Buksa, który ma większy ciąg na bramkę od Świderskiego. Napastnik Antalayasporu wykręca w tym sezonie przyzwoite liczby, zdobywając 13 bramek. Na tych samych boiskach co Buksa, występuje w tym sezonie Krzysztof Piątek. W tym sezonie „El Pistolero” zbliżył się najbardziej tej formy z włoskich boisk. W ostatnich latach Piątek bywał cieniem piłkarza, aż do transferu do Basaksehiru.
Najważniejszy egzamin przed polską piłką
Nasza reprezentacja naprawdę posiada zasoby, aby myśleć o czymś więcej niż to, co dzieje się teraz. A jednak seria porażek i niepowodzeń sprawia, że to baraże będą najważniejszym sprawdzianem od pokoleń. Po nieudanych eliminacjach, aferach wokół PZPN-u i reprezentacji, dostaliśmy szansę od losu – prawo do gry w barażach. Nasza drużyna narodowa nie zdawała z matematyki, a teraz czeka nas z niej poprawka. Poprawka, w której wylosowaliśmy niezbyt trudne pytania w postaci Estonii, Walii oraz Finlandii. Poprawka, na którą wzięliśmy stos długopisów i zgrzewkę wody – każdy z naszych kadrowiczów jest zdrowy i w pełnej gotowości do gry. Każdy z powołanych jest w dobrej formie i nie wziął się tu z przypadku. Wszystko może naprawdę napawać optymizmem. dopóki nie przypomnimy sobie, że nadal jesteśmy tą reprezentacją Polski, która potrafiła przegrywać z Mołdawią i doprowadzać nas do łez.
Nadchodzące wielkimi krokami baraże zakończą pewną erę w polskiej piłce. Teraz tylko od nas zależy, w którą stronę pójdziemy. Czy rozpoczną one erę posuchy, stagnacji i upadku polskiego futbolu, czy może pójdziemy w kompletnie innym kierunku. Kto wie, może te baraże rozpoczną wspaniały rozdział w historii polskiego futbolu, o jakim nawet nie śniliśmy.
Fanatyk uniwersum polskiej piłki. Od Reprezentacji, przez Ekstraklasę, aż po niższe ligi. Na bieżąco z wszystkim co się dzieje w świecie futbolu, a prywatnie kibic Lechii Gdańsk, Manchesteru United i wielki fan Jakuba Modera.

Musisz zobaczyć