Obserwuj nas

EURO 2020

Lata odliczaliśmy mundialami i igrzyskami, a nie Mistrzostwami Europy | #WatchEuro – odc. 2.

Historia Mistrzostw Europy nie jest dla Polski łatwa. Debiutowaliśmy w Austrii i Szwajcarii w 2008 roku, przeżyliśmy chwilę ekscytacji, gdy powierzona nam została organizacja EURO 2012. Smak sukcesu poczuliśmy jednak dopiero w 2016 za sprawą drużyny Adama Nawałki. 

Lata odliczaliśmy mundialami i igrzyskami, a nie Mistrzostwami Europy

Za reprezentacją Polski na mistrzostwach Europy nie stoi historia. W eliminacjach do tego turnieju potrafiliśmy w przeszłości pokonywać we wspaniałym stylu Holandię z Johanem Cruiyffem w składzie (bodaj najlepszy mecz w historii Biało-Czerwonych) i nie móc awansować do turnieju finałowego aż do 2008 roku. Wszystko również przez szalenie wysoki prestiż imprezy, w którym do 1976 roku rywalizowały tylko 4 drużyny, do 1992 – 8, a do 2012 – 16. Andrzej Rybiński w swojej piosence nie liczył godzin i lat, a my lata odliczaliśmy nie według Mistrzostw Europy, ale mundiali i igrzysk, które były idealnym miejscem do pokazania się dla reprezentacji funkcjonującej w komunistycznych realiach.

W 1959 roku wielkich piłkarzy nam nie brakowało. Pierwszego gola dla Polski w eliminacjach EURO strzelił Ernest Pohl, a obok niego na boisku biegał  także legendarny Lucjan Brychczy. Problemem było jednak to, że naprzeciwko grali Hiszpanie z Helenio Herrerą na ławce trenerskiej i Alfredo di Stefano, Francisco Gento czy Luisem Suarezem. Polska przegrała 2:4, a w rewanżu w Madrycie – 0:3, choć wcale nie był to jednostronny mecz. Hiszpanie jednak przepadli już w kolejnej fazie eliminacji. Generał Franco – zacięty wróg komunizmu – uniemożliwiając wyjazd Hiszpanom do Moskwy, otworzył ZSRR drogę do największego sukcesu w historii ich piłki.

Przed erą Kazimierza Górskiego w polskiej piłce reprezentacyjnej panował kryzys. Po burzy według słów piosenki Budki Suflera przyszedł dzień, ale wcześniej musieliśmy się pogodzić z kompromitacjami przeciwko Irlandii Północnej (0:2 i 0:2 w eliminacjach PNE 1964) oraz Luksemburgowi 4 lata później (0:0).

Najlepszy mecz w historii Biało-Czerwonych

W 1971 roku w meczu przeciwko RFN w polskiej bramce debiutował niejaki Jan Tomaszewski. Przegraliśmy jednak wówczas z Niemcami 1:3, eliminacje EURO 1972 zakończyliśmy kompromitacją przeciw Turcji, ale to wówczas powstawały fundamenty pod sukcesy na igrzyskach w Monachium czy mundialu w RFN.

Świadomi swojej wartości medaliści Mistrzostw Świata w 1975 roku w Chorzowie przeciwko Holendrom zagrali mecz lepszy niż mogli sobie wymarzyć. Pokonali ekipę dowodzoną przez Johana Cruiyffa 4:1. Dwie bramki zdobył Andrzej Szarmach, a po jednej: Grzegorz Lato i Robert Gadocha. Szkoda tylko, że ta wygrana nie dała nam finalnie awansu na EURO. W Amsterdamie przegraliśmy 0:3, a gdy tliła się ostatnia nadzieja, nie udało nam się pokonać Włochów u siebie. Grupę wygrała Holandia mając od Polski tylko lepszy bilans goli. W dwumeczu decydującym o awansie „Oranje” pokonali Belgię aż 7:1 w dwumeczu. Potem zajęli 3. miejsce na turnieju. Cóż by się działo, gdyby Polska zagrała lepiej w Amsterdamie lub w Chorzowie przeciw Italii…

Na EURO 1980 jechało po raz pierwszy 8 drużyn. Szansa na awans była więc realna. Drużyna Ryszarda Kuleszy pokonała nawet Holendrów 2:0, zremisowała z NRD. W przypadku tej ekipy nie mogliśmy narzekać na jakość. Zabrakło natomiast… jednego punktu. Ponownie zajęliśmy drugie miejsce w grupie, za „Oranje”. W Amsterdamie prowadziliśmy od 4. minuty po golu Wojciecha Rudego. Potrzebowaliśmy zwycięstwa, ale w 65. minucie rezultat meczu wyrównał Huub Stevens. Nie pojechaliśmy na drugie EURO z rzędu, mając czołową generację piłkarzy i absolutnie zasługując na sukces także w czempionacie Starego Kontynentu.

Potem było już tylko gorzej…

W eliminacjach EURO 1984 wygraliśmy jedynie w Helsinkach z Finlandią, jednocześnie remisując z nimi w kompromitujący sposób w Warszawie. 4 lata później zremisowaliśmy z… Cyprem. To właśnie wtedy jedne z ostatnich meczów w kadrze zagrali Zbigniew Boniek czy Włodzimierz Smolarek.

W kolejnych eliminacjach przygodę z kadrą kończyli Dariusz Dziekanowski czy Jan Urban, ale Polska choć przez chwilę mogła poczuć się finalistą turnieju. Awans dawało nam zwycięstwo z Anglikami i korzystny wynik w meczu Turcji z Irlandią. Przez chwilę nawet sensacyjnie prowadziliśmy, a Turcja remisowała. Ten stan nie utrzymał się jednak długo. Pogrążył nas Gary Lineker i… dwa gole Irlandczyków.

Eliminacje EURO w Anglii wykreowały „Króla Paryża” – Andrzeja Woźniaka, który obronił karnego Bixente Lizarazou. Nie dały nam jednak awansu na turniej. Cztery lata później drużyna Janusza Wójcika nie miała nawet tego swojego magicznego wieczoru (no chyba, że za taki uznamy zwycięstwo z Bułgarią), a w eliminacjach do EURO 2004 w Portugalii swoimi umiejętnościami trenerskimi wsławił się Boniek. Problematyczna jest jego prezesura, ale kariera piłkarska i trenerska nie podlegają dyskusji – pierwsza była błyskotliwa i wzorowa, druga – dramatyczna. To właśnie wskutek porażki z Łotyszami, pomimo końcowego zwycięstwa nad Węgrami, nie udało nam się awansować nawet do baraży.

Dopiero przy Beenhakkerze „wyszliśmy z drewnianych chatek” ku Europie

O drewnianych chatkach i potrzebie wychodzenia z nich mówił w nieco wyniosłym tonie Leo Beenhakker. Czego by jednak o Holendrze nie mówić, to właśnie on jako pierwszy awansował z reprezentacją Polski na Mistrzostwa Europy, przełamując tym samym złą passę. I od tamtego awansu do dziś, nie przegapiliśmy żadnej edycji tego turnieju.

Eliminacje zaczęliśmy kiepsko – od porażki z Finlandią, ale z meczu na mecz się rozkręcaliśmy. Mówi się, że każda drużyna powinna mieć swój „mit założycielski” – mecz, który napełni ich wiarą we własne możliwości. Legenda wielkości tamtej kadry i Beenhakkera została zbudowana 11 października 2006 roku, gdy sensacyjnie pokonaliśmy 4. drużynę świata, Portugalię. Na bohatera wyrósł Euzebiusz Smolarek, a Grzegorz Bronowicki zatrzymał Cristiano Ronaldo.

W rewanżu na Estadio Luz błyszczał Jacek Krzynówek, a Biało-Czerwoni zagrali z europejską potęgą jak równy z równym. Remis w Lizbonie był nieoceniony. To mecze z Portugalią zdefiniowały tamte eliminacje. Bardzo ważne były też zwycięstwa z Belgią. Pomimo kilku wpadek, takich jak porażka z  Armenią czy z Finlandią na starcie eliminacji, wygraliśmy tamtą grupę po raz pierwszy, awansując na turniej finałowy Mistrzostw Europy. Trzeci w klasyfikacji strzelców całych eliminacji, a najlepszy w klasyfikacji strzelców naszej grupy, był Euzebiusz Smolarek. Zdobył 9 bramek, więcej niż Cristiano Ronaldo.

Katastrofa po holendersku

Na turnieju finałowym Smolarek był jednak cieniem samego siebie. Polacy mieszkali w austriackim, nieco odseparowanym, Bad Waltersdorf. Miało to zapewnić jak najwięcej prywatności, ale niewiele ona dała. Już przed finałami piętrzyły się problemy. Urazu na jednym z treningów doznał Kuba Błaszczykowski. I choć sam przyznawał, że mógłby pomóc drużynie na turnieju, holenderski selekcjoner to wsparcie odrzucił. Po rozmowie z Jerzym Brzęczkiem, który jeszcze nie obrażał się za nazywanie go wujkiem Kuby, Błaszczykowski opuścił zgrupowanie. Nie pomógł nawet Roger Guerreiro, któremu tuż przed imprezą prezydent Lech Kaczyński nadał polskie obywatelstwo.

O Macieju Żurawskim, jednym z liderów tamtej kadry, Leo wypowiadał się w bardzo pozytywnym tonie. Podkreślał pracę jaką wykonuje on na treningach i to, że przeżywa drugą młodość. Niestety jednak, „Żuraw” już w pierwszym meczu złapał kontuzję, która wyeliminowała go z pozostałych spotkań turnieju.

***

Katastrofa nigdy nie wynika z jednej przyczyny. Jest ich wiele. Kontuzje w zespole, złe przygotowanie do turnieju, zbyt mało zajęć taktycznych i nawet… brak koncentracji na informacjach od UEFA. Tuż przed turniejem piłkarze mieli obejrzeć film instruktażowy pokazujący na co sędziowie będą zwracać uwagę. Podkreślone tam było karanie za ciąganie rywala za koszulkę. W 93. minucie Mariusz Lewandowski sfaulował w ten sposób Sebastiana Proedla. Austriacy wyrównali. Wszyscy widzieli spisek. W karnego w ostatniej minucie nie wierzył Lech Kaczyński, sędziego tuż po meczu „chciał zabić” – choćby prześmiewczo i w przenośni Donald Tusk, a polska była pełna nienawiści do angielskiego arbitra. Nikt jednak nie chciał zauważyć, że gdy w 30. minucie Roger Guerreiro pakował piłkę do siatki, był na spalonym. Taka to wybiórcza krytyka…

Beenhakker mówił, że w meczu z Chorwacją nie ma na co liczyć, bo ciężko o korzystny układ w tabeli. Tak też było. Znów z pozytywnej strony pokazał się tylko Artur Boruc – bezsprzecznie bohater tamtych mistrzostw.

Zmarnowana szansa

Zamienił stryjek… kijek na kijek. Beenhakker nie opuścił reprezentacji po EURO, ale nieudane eliminacje mundialu wzburzyły krew w Grzegorzu Lacie. Na tyle, że Holender dowiedział się o zwolnieniu z… mediów. Eliminacje dokończył Majewski, a za projekt „EURO 2012” miał odpowiadać Franciszek Smuda, który „czyni cuda”. Cudem był już sam fakt, że tamto EURO 18 kwietnia 2007 roku oficjalnie dostaliśmy. W Polsce panował wówczas entuzjazm piłkarski. Trwał do 16 czerwca 2012 roku.

I nie przemijał, nawet pomimo kiepskich występów w meczach towarzyskich. Ale być może to właśnie brak meczów o stawkę był problemem tamtej kadry. Grzechów należy się jednak doszukiwać także w osobie samego selekcjonera, który na stos kartek z analizą reprezentacji Grecji, miał w swoim stylu odbrzdęknąć: „Eeee, Ghecja? Słabi są, ojebiemy ich!”. Jak by odpowiedział Tadeusz Sznuk: „Otóż nie.”

***

A przecież zaczęło się tak wspaniale. Po akcji Kuby Błaszczykowskiego Robert Lewandowski trafił na 1:0, a my poczuliśmy się przez chwilę jak mocarze. Tuż przed przerwą drugą żółtą, w konsekwencji czerwoną kartkę, zobaczył Sokratis Papastathopoulos. Mieliśmy wszystko, by wygrać tamten mecz, by zdusić greckiego potwora już na początku. Ale wyrównał Dimitris Salpingidis, a Wojciech Szczęsny zobaczył czerwoną kartkę i sprokurował rzut karny. Przemysław Tytoń uratował honor i obronił „ścianę naszych pragnień”. Dalej żyliśmy  nadzieją.

Remis z mocną, jak się wydawało, Rosją tylko upewnił nas w przekonaniu, że nie jest tak źle. Przecież podopieczni Dicka Advocaata zmiażdżyli na początku rywalizacji Czechów. Jednak 16 czerwca było już po herbacie. Czesi wybili nam piłkę z głów. Petr Jiracek stał się grabarzem naszych nadziei na wyjście z grupy. Najmniej do zarzucenia miał sobie pomysłodawca zaciągania z zagranicy „farbowanych lisów”, Franciszek Smuda. Wspominał o tym, że gdyby EURO rozpoczął po raz kolejny, zrobiłby to samo. Na pytanie dlaczego po obronie rzutu karnego przez Tytonia nie wprowadził z ławki ofensywnego zawodnika, odpowiedział: „Przy grze 10 na 10, zanim zawodnik wejdzie z ławki, przeciwnik może nas ukarać”. Z roku na rok dostrzegaliśmy coraz większe znaczenie rezerwowych, którzy nawet chwilę po wejściu odmieniali losy meczów. U Smudy było jednak „bez zmian”. Może gdyby do pewnych rzeczy podchodził inaczej, wedle słów piosenki „Koko Euro spoko”, naprawdę „by się ucieszył”…

Dzień, w którym oszukaliśmy przeznaczenie

Gdy Adam Nawałka zostawał selekcjonerem reprezentacji Polski, niewielu wierzyło w powodzenie tamtego projektu. Gdy zabierał do Gibraltaru Arkadiusza Milika, krytycy wspominali, że zawodnik Ajaxu nie da nic pierwszej kadrze i lepiej byłoby wystawić go w meczach młodzieżówki. Młody napastnik w Faro wprawdzie do siatki nie trafił, ale wyszedł na boisko od 1. minuty. Współpraca z Lewandowskim dopiero się rodziła. A pierwsze efekty ustawienia 4-4-2 przyszły w legendarnym już meczu z Niemcami.

Bohaterem naszych wielkich meczów zazwyczaj musi być bramkarz. Wojciech Szczęsny stanął na wysokości zadania. Pomogło szczęście i świetna organizacja gry. Pomógł Milik i system 4-4-2. Wreszcie – pomógł wyciągnięty przez Nawałkę jak królik z kapelusza – Sebastian Mila.

W kolejnych meczach Polska zremisowała ze Szkocją czy też rozbiła Gruzję zarówno w Tbilisi, jak i Warszawie. Najbardziej chwalona była jednak w przegranym meczu we Frankfurcie. Z Niemcami zagraliśmy wtedy jak równy z równym. Zabrakło szczęścia, którego aż nadmiar mieliśmy w meczu na Narodowym. Na EURO awansowaliśmy po wygranym meczu z Irlandią w Warszawie. Wcześniej marzenia Szkotów o awansie zatrzymał wepchnięciem piłki do siatki w ostatniej minucie meczu w Glasgow Robert Lewandowski, który został królem strzelców tamtych eliminacji.

Na turnieju zadziałało wszystko – od atmosfery wewnątrz kadry po przygotowania do turnieju. Kluczowa była jednak zwyżkowa forma reprezentantów Polski. Arkadiusz Milik był z 21 golami trzecim najlepszym strzelcem Eredivisie i choć tytułu z Ajaxem zdobyć się nie udało, meczami w tamtym sezonie zapracował na transfer do Napoli, które zapłaciło za niego 32 mln €. Klub jeszcze w czasie EURO zmienił Grzegorz Krychowiak. Przejście do PSG okazało się błędem, ale rokowania były bardzo dobre. Dość powiedzieć, że „Krycha” został wybrany przez tygodnik „France Football” jako jedyny Polak do jedenastki EURO 2016.

***

Te wszystkie czynniki, a także pomysł na wykorzystanie w kadrze Roberta Lewandowskiego, przyniosły zaskakująco pozytywne efekty. Należy jednak wspomnieć, że choć przed EURO obawialiśmy się o naszą defensywę, to na ten jeden turniej stała się ona monolitem. W eliminacjach dużo strzelaliśmy, ale sporo też traciliśmy. 33 goli Polski (w tym 13 Lewandowskiego) prezentuje się okazale, ale 10 wpuszczonych bramek – już mniej. W grupowych meczach eliminacji pod tym względem gorsi byli tylko Czesi. Tymczasem na turnieju Łukasza Fabiańskiego pokonali jedynie Xherdan Shaqiri i Renato Sanches. I potrzebowali do tego bardzo wyrafinowanych środków – Szwajcar przewrotki, a pomocnik Portugalii piłki znakomicie wyłożonej przez kolegów, po znakomitej akcji.

Podczas EURO 2016 w Polsce panowało prawdziwe piłkarskie święto, zbudowane na wspaniałych występach Biało-Czerwonych, a nie micie cudotwórcy Smudy czy płonnych nadziejach. Nie ma więc potrzeby opisywania tamtych spotkań. Żaden kibic nie powinien ich zapomnieć. Można tylko żałować, że po golu Lewandowskiego z Portugalią nie poszliśmy za ciosem, że nie spróbowaliśmy zaatakować rywala w dogrywce, że Fabiańskiego nie zmienił na rzuty karne Artur Boruc. Pamiętam swoją rozmowę w nocy po tamtym meczu. Oszukiwałem się, że to fantastyczna ekipa, że prędko przyjdzie kolejna szansa na sukces. To nieprawda. W półfinale czekała na nas Walia. Finał EURO – jeden z największych sukcesów polskiego sportu w historii był na wyciągnięcie ręki. Lewandowski i Błaszczykowski mogli nawiązać do Laty i Deyny. Jak widać, na sukces w tak wymagającym turnieju musi złożyć się bardzo wiele rzeczy. Kto wie, czy w ciągu najbliższych lat zbliżymy się chociaż do takiej szansy jaką mieliśmy w 2016 roku.

Jerzy Brzęczek – skutek uboczny mundialu

Mundial w Rosji okazał się dla nas tak niepomyślny, że przyniósł kilka negatywnych skutków. Jednym była kompromitacja w pierwszych dwóch meczach, kolejnym – niski pressing z Japonią. Ostatnim – już pośrednim – angaż Jerzego Brzęczka na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski.

Skutek uboczny mundialu zrobił wiele niepotrzebnych rzeczy – atakował publicznie Michała Pola, wspominał o tym, że Piotrowi Zielińskiemu coś przestawi się w głowie, zbudował tzw. „syndrom oblężonej twierdzy”, napisał książkę. Z pożytecznych rzeczy – awansował na EURO wygrywając grupę i utrzymał Polskę w Dywizji A Ligi Narodów 2020-22. A tego wszystkiego dokonał w stylu kompletnie bezpłciowym, nie prezentując przy tym na przełomie kolejnych miesięcy i lat swojej kadencji żadnego rozwoju.

Jedyny pozytywny skutek pandemii – brak kompromitacji z Brzęczkiem

Skutków ubocznych pandemii nie brakuje, ale za bodaj jedyny pozytywny efekt można  uznać przełożenie EURO i oszczędzenie Polsce kompromitacji z Jerzym Brzęczkiem. Jeśli takowa nastąpi, to chociaż osłodzi nam ją urok osobisty Paulo Sousy i jego portugalski uśmiech. Unikniemy za to niedomówień, robienia z siebie ofiary i komentarzy w stylu „polskie błoto”. A przecież zawsze pozostaje nadzieja, że skoro w drugiej połowie meczu na Wembley udało się zaatakować bramkę Anglików, to po kilku tygodniach przygotowań na EURO wcale nie musi być tak źle.

W kolejnym odcinku w cyklu #WatchEuro prezentacja Szkotów, którzy na wielki turniej powrócą po 23-letniej przerwie. 

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej EURO 2020