Obserwuj nas

Felietony

Rachunek sumienia [Komentarz ze stadionu]

„Zagraliśmy padakę” – tak dzisiejszy mecz skomentował trener Legii Warszawa Marek Gołębiewski. Powiedzieć, że jest źle, to nic nie powiedzieć. Sytuacja Legii Warszawa jest tragiczna. Ponownie mistrz Polski musiał uznać wyższość rywali. Stal Mielec odprawiła z kwitkiem gospodarzy i wywiozła z Łazienkowskiej trzy punkty. Jedyną drużyną gorszą w tabeli PKO Ekstraklasy od Legii jest Górnik Łęczna. Chyba czas najwyższy dokonać rachunku sumienia.

Bezlitośnie skuteczni

Po meczu z Napoli było jasne, że wszystkie siły i całą koncentrację kierujemy na mecz ze Stalą Mielec. Kto by pomyślał, że problemem mistrza Polski będzie spotkanie z jeszcze niedawnym beniaminkem PKO Ekstraklasy. W niedzielny wieczór goście byli skuteczni do bólu, praktycznie przez całe spotkanie było widać, że swoich szans będą szukać w kontrataku za sprawą Sitka i Piaseckiego. Były pomocnik Legii Warszawa bardzo dobrze wyglądał z piłką na Łazienkowskiej. Udowodnił, że nie przeszkadza mu piłka podczas dryblingu. Mimo tego, że to drużyna trenera Marka Gołębiewskiego rozpoczęła strzelanie, to nie mogli się oni zbyt długo cieszyć.

W niespełna pięć minut Stal Mielec ustawiła sobie całą drugą połowę. To było skandaliczne zachowanie ze strony piłkarzy Legii Warszawa. Brak koncentracji tuż po strzelonej bramce? Rozluźnienie? Trudno stwierdzić. Dodatkowo bramkę strzelił były junior Legii – Maksymilian Sitek. Goście przez całą pierwszą połowę byli schowani za podwójną gardą, a wyszły im dosłownie dwie akcje. Dwie akcje, które zakończyły się bramkami. Przecież to jest absurd. Zespół aspirujący do gry w europejskich pucharach nie ma prawa tak się zachowywać.

***

Był Sitek, był i Żyro, który dokończył dzieła w niedzielny wieczór. Stal Mielec ogrywająca mistrza Polski na jego własnym stadionie. Nawet Bareja by tego nie wyreżyserował. Oczywiście to nie było tak, że Legia nie miała swoich okazji. Miała i to jakie… Mahir Emreli biegnie od połowy sam na sam ze Strączkiem i wybija piłkę poza stadion. Jak to jest możliwe, że ten sam zawodnik gra pierwsze skrzypce w Lidze Europy, a w Ekstraklasie piach z nędzą… Dlaczego tak jest? Odpowiedzcie sobie Państwo sami.

W końcówce spotkania Legia rzuciła się do odrabiania strat, ale było to walenie głową w mur. Marek Gołębiewski zmienił ustawienie podczas gry na system 4-2-4, gdzie rolę „10” w środku pola pełnił Luquinhas. Brazylijczyk jednak popełniał mnóstwo błędów i podejmował złe decyzje. Zagrywał piłkę w te sektory, które były zagęszczone przez wielu zawodników Stali. W dodatku w Legii brakowało zdecydowania w ataku pozycyjnym. Brakowało osoby, która będzie odważna i odda kilka celnych strzałów zza pola karnego.

Podnieść się z kolan

W ostatnich meczach Legii Warszawa można zauważyć powtarzalność. Jednak nie jest to pozytywna powtarzalność, chociażby związana ze strzelaniem goli. Martwi fakt, że w niedzielny wieczór ponownie mogliśmy ujrzeć przykry obrazek, gdzie po stracie bramki zawodnicy Marka Gołębiewskiego wyglądali na tak przygnębionych, że nie zdołali nawet nawiązać kontaktu z rywalem. Taka reakcja jest zrozumiała, kiedy Napoli zaklepie cię na śmierć i wbija ci trzy bramki. Jednak bez przesady… To była tylko i wyłącznie Stal Mielec. Stal, która oprócz bramek nie zrobiła pół składnej akcji. Wnukom wieczór na Łazienkowskiej będą zapewne relacjonować Sitek i Piasecki, którzy do spółki z Makiem wprowadzili grobową ciszę na Łazienkowskiej.

– Atmosfera w zespole jest grobowa. Chłopaki siedzą, w ogóle nie odzywają się w szatni. Atmosfera po takim meczu może być tylko taka. Jest tragicznie. W szatni jest po prostu cisza. – powiedział na konferencji pomeczowej zdenerwowany Gołębiewski.

Widać, że trener Legii bardzo mocno przeżywa to, co dzieje się zarówno w klubie, jak i na boisku. Pomimo ofensywnej gry Legii, nie miało to żadnego przełożenia na końcowy wynik. Taktyka z graniem dośrodkowań na głowę Pekharta okazała się nieskuteczna. Stal świetnie zagęszczała obszary, gdzie pojawiał się Czech. Dodatkowo, gdy już mogliśmy ujrzeć przyspieszenie akcji w grze z pierwszej piłki, brakowało odwagi na oddanie strzału. Legioniści za wszelką cenę chcieli wejść z piłką do bramki. Po co? Dlaczego nie oddawali oni częściej strzałów z daleka, żeby choć trochę wygonić obrońców Stali z własnego pola karnego?

„Potrzeba szeregu działań podjętych przez klub, zarząd”

Ciekawe słowa padły również na konferencji prasowej po meczu ze Stalą Mielec. Gdy na salę wszedł Marek Gołębiewski widać było po nim, że stara się opanować jak tylko może po spotkaniu. Jednak ciekawa była poniższa wypowiedź, dotycząca działań zarządu:

– Jaki jest mój pomysł na wyjście z tego kryzysu? Jaka jest, na szybko, pierwsza myśl? Na szybko się nie da, bo jak widzieliśmy nie zrobiliśmy nawet pół kroku do przodu. Potrzeba szeregu działań podjętych przez klub, zarząd, aby Legia wyszła z dołka. Od dwóch tygodni staraliśmy się pomóc drużynie i widać, że jest jak jest.

– Co znaczy szereg działań podjętych przez zarząd klubu? To już musi pan pytać zarządu klubu o to, jakie dokładnie działania podjął. Zrobiłem wszystko, co może zrobić trener. Wraz ze sztabem chcieliśmy podbudować chłopaków mentalnie, zmieniliśmy dziś ustawienie. Wpuściłem zawodników, których mogłem wpuścić, aby odmienili losy spotkania. Efektu nie było żadnego. – dodał Gołębiewski.

Co chciał przez to przekazać nowy szkoleniowiec Legii? To już każdy na swój sposób musi zinterpretować. Dla mnie przekaz jest jasny, jeśli Legia chce wyjść z obecnego kryzysu, ktoś musi walnąć pięścią w stół. Musi dojść do radykalnych zmian. Jednak co rozumiem poprzez radykalne zmiany? Tak samo odpowiem, jak trener Gołębiewski – zmiany muszą być odgórne. Inaczej możemy rozmawiać w kontekście Legii jako o klubie, który będzie starał się walczyć o górną ósemkę tabeli.

Przerwa na kadrę ratunkiem na całe zło?

Mentalnie, jak i piłkarsko Legia jest na dnie. W meczu ze Stalą nie widziałem zdecydowanego lidera na boisku. Człowieka, który zmotywowałby cały zespół, podniósł na duchu swoją dobrą grą – kolokwialnie złapał za ryja. Frustracja z minuty na minutę rosła, kibice długo wspierali zespół z całych sił, ale od straty dwóch bramek coś pękło. Czara goryczy przelała się i z trybun mogliśmy usłyszeć przyśpiewki obrażające zarówno obecną formę piłkarzy, jak i zarząd klubu. Po meczu do wywiadu dla stacji Canal+ podszedł Artur Jędrzejczyk, drżącym głosem podsumował to, co wydarzyło się na boisku. Jako jedyny podszedł po meczu porozmawiać z kibicami z Żylety.

– To co się dzieje to połączenie wielu czynników. Tak naprawdę nie potrafimy czegoś sobie wykreować, tracimy łatwe bramki, czego sezon temu nie robiliśmy. Właśnie, sezon temu. Strzelaliśmy sobie jak dla zabawy, a teraz problemem jest stworzenie jakiejkolwiek sytuacji. – powiedział po spotkaniu Tomas Pekhart.

***

Sytuacja robi się bardzo nerwowa. Przed nami przerwa na kadrę, w której mogą zostać podjęte różne decyzje odnośnie klubu czy zawodników. Chciałoby się rzec, że to idealna okazja na odbudowanie zawodników i porządne przepracowanie okresu wolnego od ligowego grania. Jednak znów będzie brakować kilku zawodników, którzy udadzą się na kadrę. Wielkie nadzieje pokładam w powrocie Artura Boruca, który powoli wchodzi na optymalne obciążenia treningowe. To właściwie jedyny zawodnik, który budzi respekt i jest w stanie uporządkować szatnię warszawskiego zespołu. Legia gra fatalnie, a jej forma jest na poziomie klubów pierwszoligowych. Co na pewno nie przystoi mistrzowi Polski.

Po niedzielnym spotkaniu każda osoba pracująca w klubie zamiast obarczać winą poszczególne osoby, powinna stanąć przed lustrem i zrobić tytułowy rachunek sumienia. Trzeba spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie przed samym sobą, czy aby na pewno wszystko robię dobrze? Czy ja się w ogóle nadaję na dane stanowisko? Czy robię wszystko, aby pomóc klubowi, jednocześnie mu nie szkodząc?

 

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

 

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony