Kiedy za naszą wschodnią granicą ginął ludzie trudno myśleć o piłce nożnej. Ta kolejka Ekstraklasy została rozegrana pod hasłem #SolidarnizUkrainą.
Nigdy więcej wojny! #GKŁSTM pic.twitter.com/MmLA2DU4DF
— Górnik Łęczna (@zielono_czarni) February 26, 2022
Lech powrócił na fotel lidera, Bruk-Bet wygrał po raz pierwszy na wyjeździe, a Radomiak wrócił na zwycięską ścieżkę – to wszystko wydarzyło się w 23. kolejce Ekstraklasy.
Mecz kolejki
Dwa celne strzały wystarczyły
Cracovia 1:2 Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Bruk-Bet jest ostatni w tabeli i musi szukać punktów w meczach z każdym rywalem. Nawet z Cracovią, która w tym roku jeszcze nie przegrała. Nie przegrała, a nawet zremisowała z Lechem i wygrała z Lechią.
Na pierwszy niebezpieczny strzał w tym meczu trzeba było czekać pół godziny. W 30. minucie Jakub Myszor uderzył z szesnastego metra, ale piłka przeleciała obok słupka. Siedem minut później stuprocentową okazję miał Cornel Rapa. Jednak nie trafił on nawet w bramkę. Niewidoczni w pierwszej połowie goście obudzili się pod koniec pierwszej połowy. W 39. minucie Adam Radwański dośrodkował wprost na głowę Urosa Mesanovicia, a Bośniak umieścił piłkę w bramce. Trzy minuty później Piotr Wlazło ruszył z kontratakiem. Już w polu karnym podał do Dawida Kocyły, a on oddał ją kapitanowi Bruk-Betu. Wlazło wystawił ją Mesanoviciowi, który zdobył swoją drugą bramkę w tym spotkaniu. W pierwszej połowie Termalica była bardzo skuteczna. Drużyna z Niecieczy oddała zaledwie dwa strzały i po obu tych strzałach padły gole.
https://twitter.com/janekx89/status/1498360437645139969?s=20&t=tO98gfxkWgS19AQsctp-Sg
Pasy mogły zdobyć bramkę kontaktową. W świetnej sytuacji znalazł się Otar Kakabadze, ale Pawieł Pawluczenko wybił piłkę na rzut rożny. Właśnie po tym kornerze padł gol. Dośrodkowanie z rzutu rożnego Jewhena Konoplanki, przedłużył Matej Rodin, a piłkę do bramki Bruk-Betu wpadkował Florian Loshaj. Cracovia poczuła krew i zaczęła non stop atakować. W 57. minucie Michał Rakoczy wpadł w pole karne gości, zabawił się z Artemem Putiwcewem i oddał strzał. Uderzenie to leciało wprost w bramkarza Bruk-Betu, który zdołał odbić piłkę. W 83. minucie znakomicie wyskoczył w powietrze Pelle van Amersfoort, ale uderzył obok bramki. Dwie minuty później „zamknąć” mecz mogli goście. Fantastyczną okazję miał Mateusz Grzybek. Lecz Grzybek zamiast od razu uderzyć, postanowił przekładać sobie piłkę z nogi na nogę, aż w końcu wygarną mu ją jeden z obrońców Cracovii. Ta niewykorzystana sytuacja nie zemściła się w końcówce i trzy punkty pojechały do Niecieczy.
Zabójcza końcówka pierwszej połowy dała Bruk-Betowi pierwsze zwycięstwo na wyjeździe. Drużyna z Niecieczy pokazała, że nadal nie wolno jej skreślać. Przed Termalicą trzy bardzo ważne mecze. Dwa domowe spotkania z Wartą i Zagłębiem oraz wyjazdowy zaległy mecz z Legią.
Trzy ciosy i po zabawie
Pogoń Szczecin 0:3 Lech Poznań
Mecz, który może mieć ogromny wpływ na to kto zdobędzie mistrzostwo Polski. Pogoń przed tygodniem wskoczyła na fotel lidera i na pewno nie będzie chciała go oddać. Bilety na to spotkanie rozeszły się bardzo szybko. Wszyscy w Szczecinie liczyli, że ich ulubieńcy umocnią się na pozycji lidera.
W pierwszej połowie nie działo się praktycznie nic. Pogoń przed przerwą oddała jeden celny strzał, Lech zero. Nie będę więc się rozpisywał o pierwszej części tego spotkania, tylko od razu przejdę do tego co działo się po przerwie. W drugiej połowie działo się dużo, ale tylko pod bramką Pogoni.
Już trzy minuty po wznowieniu gry blisko gola był Lech. Pedro Rebocho podał do Joao Amarala, który źle przyjął piłkę, ale zdołał zagrać ją do Kristoffera Velde. Norweg oddał strzał z ostrego konta, ale czujny Dante Stipica odbił piłkę na rzut rożny. W 69. minucie Kolejorz przeprowadził fantastyczną akcję, po której padła bramka. Radosław Murawski podał górą do Jakuba Kamińskiego. Młodzieżowiec zgrał piłkę do Mikaela Ishaka, który uderzył bez przyjęcia i umieścił piłkę w bramce.
Portowcy jeszcze nie otrząsnęli się po stracie pierwszego gola, a już przegrywali 0:2. Joel Pereira dośrodkował w pole karne, a Dawid Kownacki wyprzedził obrońców i zdobył bramkę. W 74. minucie sytuacja Pogoni pogorszyła się jeszcze bardziej. Mateusz Łęgowski kopnął w twarz Kownackiego. Sytuacja ta miała miejsce w polu karnym, a więc sędzia Paweł Raczkowski bez wahania wskazał na „wapno”. Rzut karny na gola zamienił Ishak. Pogoń była na łopatkach i nie zdołała się z nich podnieść.
Nie był to jakiś wybitny mecz. Szczerze, to nawet trochę mnie zawiódł. Liczyłem na lepsze widowisko. Lech pokazał, że to on jest głównym kandydatem do mistrzostwa. Nie da się ukryć, że to zwycięstwo mocno przybliżyło Kolejorza do celu.
Może nie byli lepsi, ale byli skuteczniejsi
Górnik Łęczna 2:0 Stal Mielec
Trener Adam Majewski wreszcie doczekał się napastnika. Kilka dni temu Stal wypożyczyła z Piasta Gliwice Dominika Steczyka. Snajper od razu wskoczył do pierwszego składu.
Już w pierwszej minucie groźnie z rzutu wolnego uderzył Krystian Getinger. Jego strzał wybronił Maciej Gostomski. Gorąco pod bramką Górnika zrobiło się w 8. minucie. Ostatecznie Górnicy zdołali zażegnać zagrożenie. Jednakże nie na długo. Już minutę później w bardzo dobrej sytuacji znalazł się Maciej Urbańczyk. Na szczęście – dla kibiców Górnika – uderzył on obok bramki. W 13. minucie goście mieli rzut rożny. Piłka trafiła do niepilnowanego Grzegorza Tomasiewicza, ale jego strzał zablokował Bartosz Śpiączka. Zielono-Czarni obudzili się dopiero w 23. minucie. Rozgrywający swój 200. mecz w Ekstraklasie Janusz Gol popisał się pięknym uderzeniem z przewrotki. Zaskoczony Rafał Stroczek nie zdołał obronić tego strzału i w Łęcznej było 1:0. W 32. minucie było już 2:0. Jason Lokilo dośrodkował wprost na głowę Damiana Gąski, który umieścił piłkę w bramce. W pierwszej połowie lepsze wrażenie stwarzała Stal, ale to Górnik był konkretniejszy. W efekcie to gospodarze schodzili do szatni przy dwubramkowym prowadzeniu.
https://twitter.com/PawelBalcerek/status/1497622142401363969?s=20&t=FmulXbmxbjcDiP_MnvdfJQ
Stal po przerwie chciała jak najszybciej zdobyć bramkę. W 53. minucie Tomasiewicz dobrze podał do Konrada Wrzesińskiego. Wrzesiński wpadł w pole karne, ale fatalnie spudłował. Na niezłą akcję Górnika trzeba było czekać do 63. minuty. Po błędzie obrony gości, uderzał Gąska. Jednakże nie trafił nawet w bramkę. Po chwili strzał z dystansu oddał Lokilo. On trafił w bramkę, ale wprost w bramkarza, który bez problemów złapał piłkę. W 78. minucie Lokilo bardzo dobrze podał do Śpiączki. Napastnik znalazł się w akcji sam na sam ze Strączkiem, lecz trafił tylko w słupek. Gol i tak nie zostałby uznany, ponieważ okazało się, że był spalony. Zielono-Czarni zdołali dowieźć wynik do końca i zwyciężyli po raz piąty w sezonie.
To już siódmy mecz Górnika bez porażki. Zielono-Czarni teraz dwa razy w ciągu kilku dni zagrają na Mazowszu. W środę w Pucharze Polski z Legią, a w niedzielę w Ekstraklasie z Wisłą Płock.
Nudne derby
Piast Gliwice 0:0 Górnik Zabrze
Górnik Zabrze przystąpił do tego meczu z zaledwie sześcioma zawodnikami na ławce rezerwowych. Mimo tego zabrzanie chcieli wygrać derby i powrócić na zwycięską ścieżkę. Na zwycięskiej ścieżce był za to Piast, który wygrał dwa poprzednie spotkania. Podopieczni Waldemara Fornalika chcieli wygrać po raz trzeci z rzędu i zrównać się punktami z Górnikiem.
Na boisku nie działo się zbyt wiele. W 17. minucie z rzutu wolnego wprost w bramkarza uderzył Michał Chrapek. Pięć minut później okazję mieli przyjezdni. Do sytuacji strzeleckiej doszedł Dariusz Pawłowski, ale nie trafił nawet w bramkę. W pierwszej połowie to by było na tyle. Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Nadal gra obu drużyn była fatalna. Prawie tak fatalna jak stan murawy w Gliwicach. W sumie to w drugiej połowie obie drużyny miały po jednej dobrej akcji. Obie były w końcówce. W 86. minucie Piotr Krawczyk ładnie rozegrał piłkę z Robertem Dadokiem. Ostatecznie uderzył Krawczyk. Jego strzał lepiej przemilczeć. Uderzył źle, bardzo źle. Minutę później mocno uderzył Jakub Czerwiński, ale jego strzał świetnie obronił Daniel Bielica.
O tym meczu najlepiej jest zapomnieć. Niech zapomnął o nim kibice, piłkarze, trenerzy, wszyscy. Ja na przykład już o tym spotkaniu zapomniałem.
Radomiak wraca na zwycięską ścieżkę
Radomiak Radom 2:0 Lechia Gdańsk
Lechia i Radomiak to takie drużyny, które już raczej nie doskoczą do pierwszej trójki, a mają też dość dużą przewagę nad drużynami, które są za nimi. Najpewniej to pomiędzy tymi drużynami rozegra się walka o czwarte miejsce na koniec sezonu, a jak wiadomo to miejsce może dać europejskie puchary.
Niebezpiecznie pod bramką Lechii zrobiło się w 7. minucie. Luis Machado zdecydował się na strzał zza pola karnego. Dusan Kuciak odbił piłkę do boku. Na niezły strzał Lechii trzeba było czekać do 25. minuty. Po ziemi uderzył Maciej Gajos, ale Filip Majchrowicz bez większych problemów złapał piłkę. W 29. minucie wbiegającego w pole karne Machado podciął Filip Koperski. Sędzia Sebastian Jarzębak po analizie VAR podyktował rzut karny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Karol Angielski. Strzał napastnika odbił Kuciak, ale z dobitką nie miał już szans. Lechia mogła odpowiedzieć w 40. minucie. Marco Terrazzino uderzył mocno z dystansu, jednak znakomitą interwencją popisał się Majchrowicz.
W 68. minucie kibice zgromadzeni na stadionie przy ulicy Piłsudskiego byli świadkami drugiego w tym meczu rzutu karnego. Kuciak sfaulował Rondona, a sędzia po analizie VAR skazał na „wapno”. Do karnego ponownie podszedł najlepszy snajper Radomiaka. Angielski zmylił Kuciaka i umieścił piłkę w bramce. Więcej ciekawych sytuacji po przerwie już nie było.
Nie było to porywające spotkanie. Jednakże Radomiak wygrał zasłużenie. Lechia nie potrafiła zagrozić bramce strzeżonej przez Majchrowicza. Za to radomianie potrafili wykorzystać błędy Lechii. Dzięki temu zwycięstwu Radomiak zrównał się punktami z Lechią i wskoczył na czwarte miejsce w tabeli.
Pewne zwycięstwo
Raków Częstochowa 2:0 Wisła Płock
Nafciarze po dwóch porażkach z rzędu udali się na mecz wyjazdowy do Częstochowy. Podopiecznych Macieja Bartoszka czekała trudna przeprawa. Raków ostatnie kolejki zalicza do bardzo udanych i wciąż liczy się w walce o mistrzostwo Polski. Ostatnie dwa spotkania pomiędzy tymi zespołami to remisy, co pozwalało piłkarzom Płocka mieć cień nadziei, że i tym razem urwą punkty faworytowi.
Raków od początku trwania spotkania chciał pokazać Wiśle, że o zdobyczy punktowej mogą tylko pomarzyć. W pierwszym kwadransie Nafciarze uchronili się przed stratą punktów, dzięki dobrym interwencjom Krzysztofa Kamińskiego. Wisła nie pokazała nic szczególnego, co mogłoby zagrozić bramce Vladana Kovacevicia. Raków konsekwentnie rozgrywał piłkę. Efekty przyszły w 32. minucie, kiedy to Vladislavs Gutkovskis po podaniu Giannisa Papanikolaou dostał futbolówkę przed linię bramkową i skutecznie wykończył akcję. Mecz przedwcześnie zakończył Damian Michalski, który musiał opuścić boisko po doznanym urazie.
Przewaga Rakowa nie podlegała żadnej dyskusji. Po przerwie mogli podwyższyć prowadzenie, ale Ivi Lopez nie wykorzystał rzutu karnego. Kilka minut później radość miejscowym kibicom zapewnił gol Mateusza Wdowiaka. Raków prowadząc dwiema bramkami, miał spotkanie pod pełną kontrolą. Wiślanie do końca meczu nie znaleźli sposobu na pokonanie defensywy gospodarzy.
Nafciarze zaliczają trzecią porażkę z rzędu, ale wciąż jeszcze utrzymują bezpieczny dystans od strefy spadkowej. Raków umocnił się na 3. pozycji, i już w następnej kolejce zagra kluczowe spotkanie z Lechem Poznań, które odpowie na pytanie, czy Raków stać na walkę o mistrzostwo Polski.
Maciej Bartoszek zwolniony
W poniedziałek klub wydał następujący komunikat:
Maciej Bartoszek przestał pełnić obowiązki pierwszego trenera Wisły Płock. Nazwisko nowego szkoleniowca zostanie podane w ciągu kilku najbliższych dni, a do tego czasu drużynę tymczasowo poprowadzi trener Łukasz Nadolski.
44-letni szkoleniowiec rozpoczął współpracę z Nafciarzami niespełna rok temu 13 kwietnia. W tym sezonie bilans Wisły Płock w lidze wynosi: 9 zwycięstw, 3 remisy, 11 porażek. Co prawda płocczanie przegrali trzeci mecz z rzędu, ale wciąż pozostawali na bezpiecznej pozycji. Decyzja podjęta przez władze klubu wydaje się pochopna.
Gdzie ten dawny blask?
Legia Warszawa 2:1 Wisła Kraków
Dekadę temu spotkanie pomiędzy Legią a Białą Gwiazdą byłoby określane mianem hitu ze względu na dobrą dyspozycję drużyn walczących o czołowe lokaty w lidze. Obecna rzeczywistość może wydawać się surrealistyczna, bardziej dla sympatyków wojskowych, którzy w poprzednim sezonie wywalczyli mistrzostwo Polski. Jednak stawką tego meczu nie było medalowe miejsce w tabeli, ale to, kto uniknie strefy spadkowej. Trzeba zaznaczyć, że zdobycie kompletu punktów przez Legię nie gwarantowało jej opuszczenie zagrożonej strefy. Potrzebne były korzystne wyniki w innych spotkaniach 23. kolejki.
Od początku spotkania było widoczne, że to gospodarze przejawiają większe zaangażowanie i chęci do gry. Biała Gwiazda jedynie czyhała na błędy rywali. Jako pierwsza defensywę rywali złamała Legia po typowej dla siebie akcji w tym sezonie. Maciej Rosołek dośrodkował w pole karne, gdzie na podanie czekał Tomas Pekhart, który pewnym uderzeniem pokonał Mikołaja Biegańskiego. Wisła za sprawą Zdenka Ondraska mogła wyrównać, ale Czechowi zabrakło precyzji w uderzeniu. Warszawianie w pierwszej połowie stworzyli 10 sytuacji bramkowych przy zaledwie 2 rywali.
Przez dłuższy czas nic nie wskazywało na to, że Wisła wywiezie z Krakowa jakikolwiek punkt. Jednak przyjezdni wykorzystali moment słabości Cezarego Miszty. Konrad Gruszkowski wybił piłkę spod dłoni golkipera Legii, po czym umieścił piłkę w bramce. Gol był analizowany przez wóz VAR, ale sędzia Piotr Lasyk nie zmienił decyzji i mimo kontrowersji bramka została uznana. Wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem, ale w doliczonym czasie gry gospodarze zdobyli bramkę po rzucie wolnym. Bohaterem Legii został Mateusz Wieteska, który z wyczuciem wyskoczył do piłki, zapewniając ważne 3 punkty.
Z przebiegu całego spotkania zwycięstwo Legii było zasłużone. Należy zaznaczyć, że gra aktualnych mistrzów Polski wciąż jest daleka od zadowolenia. Jak się później okazało, zwycięstwo nad Białą Gwiazdą nie pozwoliło warszawianom na wydostanie się ze strefy spadkowej. Po 23. kolejce w tej niechcianej strefie znajduje się także Biała Gwiazda, a Jerzy Brzęczek wciąż czeka na premierowe zwycięstwo po powrocie do ekstraklasy.
Zmarnowana szansa
Jagiellonia Białystok 1:1 Warta Poznań
Rozpędzeni Warciarze pojechali na Podlasie, aby przedłużyć serię meczów bez porażki. Drużyna typowana do spadku daje coraz więcej powodów swoim kibiców, aby ci uwierzyli, że ich ulubieńcy utrzymają się w ekstraklasie. Natomiast Jagiellonia pod wodzą Piotra Nowaka stara się zawalczyć o górną część tabeli. Do tej pory bilans nowego trenera białostoczan to jedno zwycięstwo, remis i porażka.
Przebieg pierwszej połowy był mało atrakcyjny dla widza, który w niedzielne południe zasiadł przed telewizorem bądź udał się na stadion przy ulicy Słonecznej. Piłkarze toczyli boje w środkowej części boiska, szarpana gra, częste faule nie pozwoliły na płynną grę. W 25. minucie czerwoną kartką ukarany został Bogdan Tiru, który podczas uderzenia z przewrotki trafił w twarz Michała Kopczyńskiego. Wydawało się, że od tego momentu Warta zdominuje rywala, ale tak się nie stało. Mimo przewagi w posiadaniu piłki, przyjezdni nie byli w stanie oddać do przerwy ani jednego celnego strzału.
Czerwona słuszna? #JAGWAR #Ekstraklasa pic.twitter.com/eJwdhwK8mK
— leczy_nas_piłka (@obok_bramki) February 27, 2022
Po przerwie sytuacja nieco się zmieniła. Po początkowych atakach Jagielloni Warta zaczęła częściej gościć w polu karnym gospodarzy. W 63. minucie padła bramka w szczęśliwych okolicznościach. Uderzenie Miłosza Szczepańskiego trafiło w słupek. Następnie piłka wpadła wprost pod nogi Franka Castanedy, który wpakował piłkę do pustej bramki. Reakcja gospodarzy była natychmiastowa. Obrona Warty źle wybiła piłkę przed własnym polem karnym. Futbolówka po chwili trafiła do Tomasa Prikryla, który nie dał żadnych szans na obronę Adrianowi Lisowi. Podopieczni Dawida Szulczka próbowali osiągnąć przewagę, ale to im się nie udało.
Przyjezdni mogą czuć się rozczarowani ostatecznym rezultatem. Nie wykorzystali tego, że ¾ czasu grali w przewadze. Natomiast na Podlasiu z pewnością będą szanować zdobyty punkt.
Bezbramkowe derby
Śląsk Wrocław 0:0 Zagłębie Lubin
48. derby Dolnego Śląska miały bardzo ogromną wagę spotkania. Miedziowi potrzebowali kompletu punktów, aby złapać nieco oddechu nad strefą spadkową. Natomiast ewentualna przegrana Śląska włączyłaby wrocławian do walki o utrzymanie, co jeszcze w pierwszej części sezonu było nie do pomyślenia. Od sześciu meczów nie mogą wygrać meczu.
Początek spotkania toczony był w niemrawym tempie. Większość akcji przerywanych była w środkowym sektorze boiska. Śląsk próbował nadawać inicjatywę, a Miedziowi czyhali na błąd rywali. Po 20. minucie spotkanie nabrało tempa. Obie drużyny zaczynały odważniej atakować. Przyjezdni nie byli już tylko przyczajeni we własnym polu karnym, tylko próbowali zagrażać bramce rywali. Niestety brakowało konkretów. Do przerwy oba zespoły oddały tylko po jednym celnym strzale.
Druga część gry to nieustanna walka z obu stron. Spotkanie toczone w dobrym tempie, ale wciąż brakowało konkretów w postaci bramek. Gospodarze jako pierwsi zaczęli oddawać celne strzały na bramkę. Mimo braku celnego strzału w drugiej połowie to Miedziowi byli najbliżej strzelenia gola. Z około 5 metrów do bramki nie trafił Martin Dolezal. W końcowych minutach to przyjezdni wykazali większe zaangażowanie, aby strzelić decydującego gola.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1497997528868044803?s=20&t=r0NvbdB8ClpbGRKYWSLndQ
Mimo bezbramkowego remisu, w spotkaniu nie brakowało emocji. Natomiast 48.derby Dolnego Śląska nie zapadną na długo w pamięci kibiców. Miedziowi wciąż niezwłocznie potrzebują punktów, aby utrzymać się w lidze, zaś Śląsk tym remisem nie wypisał się ostatecznie z grona drużyn walczących o utrzymanie.
Następna kolejka
Gospodarze | Goście |
---|---|
Lech Poznań | Zagłębie Lubin |
Piast Gliwice | Radomiak Radom |
Legia Warszawa | Cracovia |
Górnik Łęczna | Jagiellonia Białystok |
Śląsk Wrocław | Górnik Zabrze |
Wisła Płock | Stal Mielec |
Wisła Kraków | Warta Poznań |
Pogoń Szczecin | Bruk-Bet Termalica Nieciecza |
Raków Częstochowa | Lechia Gdańsk |
Mecz kolejki: Lech Poznań – Raków Częstochowa
Jeżeli Raków marzy o mistrzostwie Polski to musi wygrać w Poznaniu. Będzie to bardzo trudne, bo Kolejorz u siebie jeszcze nie przegrał. Lech, w przypadku zwycięstwa, odskoczy od Rakowa już na sześć punktów.
Autorzy:
Mateusz Bartoszek
Mateusz Adamczyk
Pasjonat polskiego sportu, zwłaszcza piłkarskiej Ekstraklasy.