
Coś niedobrego dzieje się z Lechem Poznań. Wcześniej rozpędzona lokomotywa i lider po rundzie jesiennej, który miał cztery punkty przewagi nad Pogonią Szczecin. Teraz drużyna z Poznania notorycznie gubi punkty i sama utrudnia sobie drogę w powrocie na szczyt i w dalszej walce o mistrzostwo. Wydaje się, że było to niedawno, ale z tych rzeczy zostały tylko wspomnienia. Maciej Skorża musi jak najszybciej zareagować na kryzys i „obudzić” zawodników, bo w oczy zagląda widmo braku mistrzostwa. Byłoby to ogromnym ciosem dla kibiców.
Poszukiwanie skrzydłowych
Trener Lecha na konferencji przedmeczowej zapowiedział pewne zmiany w składzie: – W stosunku do meczu z Rakowem Częstochowa planuje dokonać kilku zmian w zespole, jeśli chodzi o pierwszą jedenastkę – powiedział. Kibice domagali się zmiany w bramce i liczyli, że tym razem wyjdzie Mickey van der Hart, bo Bednarek nie rozgrywa ostatnio dobrych spotkań, a przy okazji, nie jest ulubieńcem wśród fanów.
Zmiany były jednak na skrzydłach. Za Velde i Kamińskiego wyszli Skóraś i Kownacki. Co do pierwszego była to decyzja taktyczna, bo Kristoffer grał bardzo przeciętnie, co do drugiego – powodem absencji miały być problemy zdrowotne. Poszukiwania skrzydłowych dalej trwają, bo nie dość, że nie dają żadnych liczb, to jeszcze często są po prostu nieobecni z w meczu. Nawet ci, którzy wchodzą z ławki. Kamiński, który był jedynym skrzydłowym z liczbami, ostatnio jest pod formą. Maciej Skorża miał nadzieję, że Kownacki będzie się wymieniał pozycjami z Amaralem i będzie to zaskoczeniem dla zawodników Wisły. Okazało się, że bardziej zaskoczyło to samych zawodników Lecha i w ogóle nie umieli tego wykorzystać.
Kolejna słaba pierwsza połowa
Pierwsza połowa w wykonaniu Lecha Poznań była fatalna. Miała być sportowa złość i chęć zmazania plamy po meczu z Rakowem Częstochowa. Był chaos, brak jakości i pomysłu na grę. Zawodnicy wdali się w walkę, z której lepiej wychodzili piłkarze Wisły Kraków grający z wielką determinacją. Poznaniacy powinni być na to przygotowani, zważywszy na to, że wszyscy rywale drużyny z Krakowa w walce o pozostanie w ekstraklasie, zdobyli w tej kolejce punkty.
Lech źle wszedł w to spotkanie. Rywale w bardzo prosty sposób zatrzymywali piłkarzy „Kolejorza”. „Poznańska Lokomotywa”, która wyraźnie wyhamowała w ostatnich tygodniach, w tym meczu również nie mogła się rozpędzić. Winą za to obarczyć można wszystkich zawodników, ale szczególnie tych ze środka pola i skrzydłowych. Ci piłkarze nie kreowali żadnych sytuacji, nawet nie przyspieszali gry. Za mało było odwagi, a nawet jeśli coś się ruszyło do przodu, to chwilę później szło podanie do tyłu i akcja kolejny raz spełzła na niczym.
Wisła przeanalizowała wcześniejsze spotkania i wiedziała, że Lech słabo broni przy stałych fragmentach gry. Starała się szukać na wszelkie sposoby rzutów wolnych lub rożnych. Miało to swoje przełożenie, bo w 26. min. meczu, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Marko Poletanovicia, do piłki dopadł Joseph Colley i tylko udana interwencja Filipa Bednarka uchroniła drużynę przed stratą gola.
Lech odpowiedział w postaci dośrodkowania Amarala na głowę Dawida Kownackiego, ale jego strzał obronił Mikołaj Biegański. W kolejnych minutach zawodnicy „Kolejorza” rozgrywali piłkę między sobą, nie mając pomysłu na rozmontowanie obrony przeciwnika.
W końcówce pierwszej połowy do głosu doszła Wisła Kraków. w 41. min. meczu po źle wybitej piłce przez zawodników Lecha, futbolówka trafiła ona do Zdenka Ondraska, który minimalnie się pomylił.
Chwilę później doszło do nieporozumienia między Pereirą i Kownackim, piłka trafiła do Savicia, ten podał do Ondraska, który precyzyjnym uderzeniem umieścił piłkę w bramce gości. Wisła wyszła na prowadzenie, a stadion eksplodował z radości.
Lech musiał gonić
Wprowadzony w przerwie Pedro Tiba za Radosława Murawskiego miał rozkręcić grę. Pierwsze minuty po zmianie stron były obiecujące. Dwa razy interweniował bramkarz Wisły i kibice mieli nadzieję, że już teraz zawodnicy Lecha wskoczą na odpowiednie tory. Nic bardziej mylnego. Wiślacy wyprowadzali groźne kontry i dalej szukali stałych fragmentów gry, widząc, że przy nich mają dużą szansę na gola.
W 54. min. meczu doszło do olbrzymiej kontrowersji. Po kolejnym świetnym dośrodkowaniu z rzutu rożnego Poletanovicia, Ondrasek zgrał piłkę głową, a dobił ją Colley. VAR interweniował, sędzia Kwiatkowski podbiegł do monitora i uznał, że Bednarek był faulowany.
Według mnie jest to skandaliczna decyzja sędziów. Miałem wrażenie, że Ondrasek wyskoczył wyżej, sięgnął piłkę ponad rękoma Bednarka i strącił do Colleya, który wbił ją do siatki. Napastnik nie uderzył bramkarza. Nie rozumiem anulowania tego gola.
W tej sytuacji wszystkie mankamenty bramkarza Lecha wyszły na jaw. Kolejne słabe zachowanie. Uratowała go tylko decyzja sędziów. Decyzja, o której będzie głośno.
Mecz się rozkręcił i obie drużyny szukały gola. Bliżej była Wisła Kraków, która po kolejnym rzucie rożnym, mogła zdobyć bramkę, ale piłka zatrzymała się na poprzeczce. Co ciekawe, to Skóraś główkował tak, że był bliski samobója.
W ostatnim kwadransie Lech praktycznie nie schodził z połowy Wisły, ale niewiele było z tego efektów. Widać było, że gospodarze opadli z sił, a to pokazuje ile ten mecz ich kosztował. „Kolejorz” kończył mecz w dziesiątkę, bo z powodu kontuzji zszedł Bartosz Salamon. Ambicja wzięła górę i w ostatniej akcji meczu Lech wyrównał. Ba Loua podał w pole karne, a Antonio Milić piętą doprowadził do wyrównania.
Lech miał dogonić, a znowu musi gonić
„Kolejorz” mógł wskoczyć na pierwsze miejsce i patrzeć spokojnie na jutrzejszy mecz Rakowa. Skończyło się tak, że ogląda plecy Pogoni Szczecin, a jutro może wylądować na trzecim miejscu, jeśli drużyna z Częstochowy wygra.
Przygnębiające dla kibiców Lecha mogą być osiągane ostatnio wyniki, ale też styl w jakim to się dzieje. Na początku wiosny było do zdobycia osiemnaście punktów, a drużyna z Poznania zdobyła tylko osiem. Zawodzi środek pola, skrzydła i piłkarz, który kreował grę, czyli Amaral. Po chorobie nie jest już w takiej formie.
Po statystykach można było mieć wrażenie, że był to kolejny klasyk Lecha, czyli cisną, ale nic nie wpada. Tym razem tak nie było, bo Lechowi sprzyjało dzisiaj szczęście, a sama Wisła była po prostu lepsza. Wykazała większą determinację i z przebiegu meczu może czuć niedosyt, że to jest tylko jeden punkt.
Maciej Skorża musi ogarnąć zawodników, bo Ekstraklasa pokazuje, że taką grą trudno jest walczyć o mistrzostwo. Tym bardziej jeśli przeciwnikami w wyścigu są takie drużyny jak Pogoń i Raków.

Musisz zobaczyć