Obserwuj nas

Minął weekend

Raków – nowy lider #MinąłWeekend – 25. kolejka

Raków wskoczył na fotel lidera, Pogoń i Lech zremisowali swoje mecze, a Legia zwyciężyła w trzecim spotkaniu z rzędu – to wszystko wydarzyło się w 25. kolejce Ekstraklasy.

Mecz kolejki

Lider w Częstochowie

Raków Częstochowa 2:1 Stal Mielec

Mecz, który mógł dać Rakowowi fotel lidera. Stałoby się tak gdyby Raków pokonał Stal. Stal, która wiosną wygrała tylko jedno spotkanie. Za to częstochowianie w tym roku jeszcze nie przegrali.

Od samego początku spotkania Raków bardzo często gościł pod bramką Stali. W 9. minucie Vladislavs Gutkovskis uderzył z ostrego konta, lecz trafił tylko w słupek. Piętnaście minut później Gutkovskis miał kolejną dobrą sytuację. Łotysz był w sytuacji sam na sam z bramkarzem Stali, ale nie trafił nawet w bramkę. Warto zaznaczyć, że w tym spotkaniu kontuzjowanego Rafała Strączka zastąpił Damian Primel. W 32. minucie ponownie uderzał Gutkovskis. Tym razem piłka, po jego strzale, przeleciała nad poprzeczką. Trzy minuty później dobrą pozycję wypracował sobie Ivi Lopez, ale strzał Hiszpana obronił Primel. Po chwili, po raz kolejny interweniować musiał bramkarz Stali. Giannis Papanikolaou podał do Mateusza Wdowiaka, który stanął oko w oko z Primelem. Ponownie górą był Primel. W pierwszej połowie dominował Raków, ale dzięki dobrym interwencjom golkipera Stali, obie drużyny schodziły do szatni bez zdobyczy bramkowej.

Raków po przerwie nie spuścił z tonu. Choć pierwszy gol w tym meczu padł po fatalnym błędzie obrońców gości. Mateusz Matras chcąc wybić piłkę nabił Marcina Flisa. Piłka trafiła pod nogi Deana Sorescu, który skorzystał z prezentu od obrony Stali i otworzył wynik spotkania. Po chwili kolejny błąd popełnił Matras. Obrońca zbyt lekko podał do bramkarza. Bardzo blisko przejęcia piłki był Lopez, ale Primel zdołał, w ostatniej chwili, wybić piłkę na aut. Kilka minut później pierwszą groźną akcję miała Stal. Grzegorz Tomasiewicz był zupełnie niekryty w polu karnym. Jednak strzał pomocnika Stali zdołał wybronić Vladan Kovacević.

Lopez dał zwycięstwo

W 66. minucie Ben Lederman znakomicie podał do Gutkovskisa. To na prawdę nie był dzień Łotysza, ponieważ w tej sytuacji ponownie górą był Primel. Ta niewykorzystana akcja Gutkovskisa zemściła się w 69. minucie. Krystian Getinger uderzył z dystansu bez przyjęcia. Piłka leciała wprost w Kovacevicia, lecz bramkarz nie zdołał jej złapać i było już 1:1.

Remis utrzymał się tylko przez trzy minuty. W 72. minucie Lopez dośrodkował w pole karne, ale piłkę wybił Matras. Obrońca wybił ją wprost pod nogi Frana Tudora, który uderzył przepięknie z woleja. Piłka zatrzepotała w siatce, lecz gol nie został uznany. Po analizie VAR sędzia Paweł Malec uznał, że jeden z zawodników Rakowa był na spalonym. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 79. minucie gospodarze mieli rzut karny, po tym jak wpadającego w pole karne Wdowiaka sfaulował Arkadiusz Kasperkiewicz. „Jedenastkę” pewnie wykorzystał Ivi Lopez. Pięć minut później ponownie mógł być remis. Zupełnie niepilnowany Getinger uderzył tuż obok słupka. Goście do końca wierzyli w to, że uda im się ponownie wyrównać i w końcówce zepchnęli częstochowian na ich połowę. Lecz Raków zdołał dotrzymać jednobramkowe prowadzenie do końca spotkania.

Częstochowianie po raz pierwszy w tym sezonie zostali liderami Ekstraklasy.  Ciężko przewidzieć kto będzie liderem za tydzień. Walka o mistrzostwo będzie toczyła się do samego końca.

Legia odskakuje od strefy spadkowej

Górnik Łęczna 0:1 Legia Warszawa

W tym sezonie oba zespoły spotkały się już dwukrotnie, w lidze i w Pucharze. W obu przypadkach wygrała Legia. Tylko, że te mecze były rozgrywane w Warszawie. Teraz Górnik grał u siebie i chciał wygrać. Przez nadmiar kartek w tym spotkaniu nie wystąpił Janusz Gol. Jego miejsce zajął Alex Serrano. Ponadto debiut w pierwszym składzie zaliczył Jonathan De Amo, który zastąpił Bartosza Rymaniaka.

Górnik zaczął pewnie i od samego początku rzucił się do ataku. Na lewej stronie bardzo aktywny był Sergiej Krykun, który napędzał akcje Dumy Lubelszczyzny. Legia próbowała grać atakiem pozycyjnym, ale nie wychodziło im to zbyt dobrze. W 9. minucie Szymon Drewniak zbyt lekko podał do Macieja Gostomskiego. Piłkę przejął Tomas Pekhart, lecz nie zdołał on nawet uderzyć na bramkę. Legia zaczęła przeważać i w 20. minucie miała znakomitą okazję. Filip Mladenović dośrodkował wprost na głowę Rafael Lopesa. Strzał snajpera obronił Gostomski. Legioniści dłużej utrzymywali się przy piłce, ale nie przekładało się to na dogodne sytuacje bramkowe. Górnik próbował atakować z kontry. Jednak piłkarze Legii najczęściej przerywali te kontry faulami w okolicach czterdziestego metra. Pierwsza połowa zakończył się więc bezbramkowym remisem.

Bez szału po przerwie

Po przerwie obraz gry z bardzo się nie zmienił. Legia dłużej utrzymywała się przy piłce , a Górnik czekał na kontry. W 52. minucie Bartosz Slisz odebrał piłkę przed polem karnym, wpadł w „szesnastkę” i umieścił piłkę w bramce. Lecz gol nie został uznany, ponieważ podczas przyjmowania piłki, Slisz dotknął futbolówkę ręką. Po nieuznanej bramce mecz się wyrównał i Górnicy coraz częściej byli pod bramką Legii. W 66. minucie na bramkę gości uderzał Bartosz Śpiączka, ale Cezary Miszta obronił jego strzał. Po chwili z prowadzenia cieszyli się goście z Warszawy. De Amo źle pokrył Macieja Rosołka. Młodzieżowiec ładnie przyjął, obrócił się z piłką i z bliskiej odległości pokonał Gostomskiego.

https://twitter.com/_Ekstraklasa_/status/1502396969242836994?s=20&t=fWBvrrnWQXRWtRRt-UWfPQ

Zielono-Czarni po stracie gola byli niczym w letargu. Górnik nie potrafił nawet przedostać się w okolice pola karnego Legii. Dobrą akcję Górnicy przeprowadzili dopiero w doliczonym czasie gry. Michał Mak dośrodkował wprost na głowę Bartosza Śpiączki. Lecz snajper Zielono-Czarnych uderzył wprost w bramkarza. Do ostatniego gwizdka wynik nie uległ już zmianie.

Górnik po drugiej porażce z rzędu spadła na 17. miejsce. Podopieczni Kamila Kieresia w tym meczu nie mieli pomysłu na grę. Legia, co prawda, też nie pokazała nic wielkiego, ale potrafiła zdobyć bramkę. Zielono-Czarni są teraz jednym z głównych kandydatów do spadku, zwłaszcza, że terminarz jest ciężki (m.in. wyjazdy do Poznania i Częstochowy oraz domowy mecz z Pogonią). Choć ta liga jest tak nieprzewidywalna, że wydarzyć może się wszystko.

Ta murawa nie nadaje się do gry

Piast Gliwice 1:0 Lechia Gdańsk

Nie od dziś wiadomo, że w obecnych rozgrywkach murawa w Gliwicach jest fatalna. Ciężko nazwać to coś, na czym grają piłkarze w Gliwicach, boiskiem piłkarskim. Jest tam więcej piachu i ziemi niż trawy. Nie ma co się oszukiwać, ta murawa nie nadaje się do niczego, a już na pewno nie do gry w piłkę.

Gdy murawa jest fatalna często gra się górne piłki. W tym meczu było to aż za częste. Przed przerwą działo się bardzo mało. Jeśli można odnotować jakiś sensowny strzał, to jedynie uderzenie Kamila Wilczka z samej końcówki spotkania. Snajper głową próbował skierować piłkę do bramki. Do szczęścia zabrakło mu niewiele.

Po przerwie również działo się mało, ale chociaż Piast wyrażał jakiekolwiek chęci na gola. Tuż po rozpoczęciu drugiej części gry niezłą okazję miał Damian Kądzior. Były reprezentant Polski obrócił się z piłką i uderzył na bramkę. Kuciak wybił piłkę przed siebie, a potem poza pole karne wybili ją obrońcy. Jedyny gol w tym meczu padł w 68. minucie. Dośrodkowanie Toma Hateley na dalszym słupku dobrze zamknął Ariel Mosór. Akcje Piasta napędzał, czy to z jednej czy z drugiej strony, Damian Kądzior. Jednak nie zdobył on w tym meczu gola, bo wszystkie jego strzały zdołał obronić Dusan Kuciak. Na akcję Lechii, po której mogła paść bramka, trzeba było czekać do końcówki spotkania. W 89. minucie piłkę w pole karne wgrał Flavio Paixao. Podanie Portugalczyka było adresowane do Łukasza Zwolińskiego. „Zwolak” nie zdołał opanować piłki i wyszła ona za linię końcową.

Kolejny mecz w którym brał udział Piast i który był nudny jak flaki z olejem. Lecz tym razem da się zauważyć postęp, gliwiczanie nie zremisowali bezbramkowo, a wygrali 1:0. Co się tyczy Lechii, to jest ona w wyraźnym kryzysie. W trzech ostatnich meczach zdobyła zaledwie punkt. W delegacji gdańszczanie zwyciężyli ostatni raz w październiku tamtego roku.

Zadyma na trybunach i szalona końcówka

Cracovia 1:1 Pogoń Szczecin

Pogoń do tego meczu podchodziła jako lider tabeli. Wydawać by się mogło, że wygrana z Cracovią (1 punkt w trzech ostatnich meczach), nie będzie wielkim wyzwaniem. No to kibice Portowców trochę się zdziwili.

Pogoń znakomitą okazję na gola miała już w 4. minucie. Kamil Grosicki pięknie podał do Rafała Kurzawy. Były zawodnik Górnika Zabrze uderzył bez przyjęcia, ale piłka przeleciała nad poprzeczką. Na odpowiedź Cracovii nie trzeba było długo czekać. W 8. minucie bardzo dobre podanie od Jakuba Myszora dostał Jewhen Konoplanka. Strzał Ukraińca obronił Dante Stipica. W sumie, to w pierwszej połowie lepiej prezentowali się gospodarze. Co prawda, nie stwarzali akcji stuprocentowych, ale kilka razy zmusili do obrony bramkarza Pogoni. W 22. minucie z dystansu uderzył Hebo Rasmussen. Piłka nabrała dziwnej rotacji i Stipica musiał wybić piłkę na rzut rożny. Nie ma co się czarować, więcej ciekawych akcji kibice zgromadzeni na stadionie przy ulicy Kałuży w Krakowie nie widzieli.

Po przerwie kolejny raz bardzo dobrą okazję miał Konoplanka. Tym razem Ukrainiec miał na prawdę sporo miejsca i gdyby tylko dobrze przymierzył, to pewnie cieszyłby się z gola. Nie przymierzył dobrze. Uderzył fatalnie i na tablicy wyników nadal widniał bezbramkowy remis. W 57. minucie strzał Bartkowskiego obronił Karol Niemczycki, a chwilę później ta sama sztuka udała mu się po uderzeniu Mateusza Łęgowskiego. Potem więcej działo się na trybunach niż na boisku. Fanatycy albo po prostu kibole Cracovii postanowili „pobawić się” racami. Gdy ta „zabawa” im się znudziła postanowili przedrzeć się do kibiców gości. Raczej nie chcieli z nimi kulturalnie porozmawiać o grze obu drużyn. Sędzia Jarosław Przybył postanowił przerwać spotkanie. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął trener Jacek Zieliński. Szkoleniowiec Pasów podszedł do zadymiarzy, powiedział żeby się uspokoili, no i uspokoili się. Mało tego, po chwili zaczęli skandować nazwisko trenera.

Dwa gole w końcówce

Na boisku ciekawie zrobiło się w doliczonym czasie gry. Sędzia, z powodu zadymy na trybunach, doliczył aż osiem minut. W drugiej minucie doliczonego czasu ciekawą akcję przeprowadzili Portowcy. Bartkowski dośrodkował w pole karne. Tam piłkę zgrał Piotr Parzyszek. Futbolówka trafiła do Jeana Carlosa, który nie uderzył, tylko przytomnie podał do Sebastiana Kowalczyka. Kowalczyk, uderzeniem bez przyjęcia, umieścił piłkę w bramce. Wtedy wydawało się, że Pogoń znowu wyrwie zwycięstwo w końcówce. Otóż nie tym razem. Trzy minuty po golu Kowalczyk Cracovia miała rzut rożny. Sergiu Hanca dośrodkował piłkę w pole karne, a Rivaldinho strzałem głową zdobył swoją pierwszą bramkę w tym sezonie. Co ciekawe Brazylijczyk pojawił się na boisku minutę wcześniej.

Trochę szaleństwa było w tym spotkaniu. Choć na boisku głównie w końcówce. Pogoń po tym remisie może stracić pozycję lidera. Na sytuację Pasów ten wynik nie wpłynie jakoś znacząco.

Karne za trzy punkty

Bruk Bet Termalica Nieciecza 0:2 Zagłębie Lubin

Ostatnie dwa zwycięstwa dały nadzieję niecieczanom na utrzymanie. Dogonienie szerokiej stawki walczącej przed spadkiem, powoduje, że Termalica jeszcze nie składa broni i będzie zagrożeniem dla zespołów z dolnych rejonów ligowej tabeli. Na gospodarzy czekało kluczowe spotkanie. Ewentualna wygrana doprowadziłaby ich do zrównania się punktami z Miedziowymi. Przyjezdni wiedzieli, o co walczą. Przegrana mogła ich zepchnąć do strefy spadkowej.

Już od początku było niezwykle ciekawie. Bramkę zdobył Bartosz Kopacza, ale sędzia liniowy dopatrzył się spalonego Patryka Szysza, który uczestniczył w akcji bramkowej. Następnie to gospodarze byli aktywniejsi, a Miedziowi czekali na rozwój sytuacji. Brakowało konkretów. Akcje zatrzymywały się w okolicach pola karnego. Termalica zdołała oddać trzy celne strzały przy jednym Zagłębia.

Nie można było odmówić obu ekipom zaangażowania i determinacji. Jednak na bramkę trzeba było czekać do 65. minuty.  Patryk Szysz znalazł się w świetnej sytuacji do zdobycia bramki, ale został sfaulowany w polu karnym gości. Sam poszkodowany pewnie pokonał Pawła Pawluczenkę. Chwilę później Radoslav Latal przeprowadził poczwórną zmianę. Jednak to nie przyniosło oczekiwanych efektów. Dwie minuty po tej roszadzie Patryk Szysz strzelił gola, ponownie po wykonaniu rzutu karnego. Tym razem niemal w środek bramki. Termalica ofiarnie walczyła o poprawę wyników, ale bezskutecznie. Na niechlubne wyróżnienie zasłużył Matej Hybs. To po faulach Czechach przyjezdni mieli podyktowane „jedenastki”.

Termalica po dwóch zwycięstwach z rzędu musi uznać wyższość rywala. Jednak walka o utrzymanie nie jest zakończona. Miedziowi uciekli od strefy spadkowej na 4 punkty. Natomiast już dzisiaj niecieczenie rozegrają zaległe spotkanie z Legią Warszawa.

„Okienka” warte trzy punkty

Warta Poznań 2:1 Górnik Zabrze

Wydawało się, że Zieloni złapali swój rytm i będą pewnie kroczyć w kierunku utrzymania. Tym czasem w dwóch ostatnich spotkaniach Warta zdobyła tylko punkt, choć w Białymstoku grali w przewadze, a w Niecieczy byli zespołem wyraźnie lepszym. Po tych dwóch wyjazdach podopieczni Dawida Szulczka wrócili na swój stadion. To znaczy stadion na którym rozgrywają swoje domowe spotkania, czyli stadion w Grodzisku Wielkopolskim. W Grodzisku, w tym roku, Warta jeszcze nie przegrała.

Przed przerwą, ciekawymi akcjami były tylko akcje bramkowe. W 15. minucie Łukasz Trałka fantastycznie przymierzył z rzutu wolnego w samo „okienko”. Tę bramkę można oglądać godzinami, a nie było to jedyne tak urodziwe trafienie w tym spotkaniu. W 31. minucie również nie brzydko uderzył Krzysztof Kubica i było już 1:1. Więcej ciekawego, przed przerwą, już się nie wydarzyło.

https://twitter.com/FFutbolu/status/1503328141955244037?s=20&t=fWBvrrnWQXRWtRRt-UWfPQ

W drugiej połowie atakowała tylko Warta. Już dwie minuty po wznowieniu gry blisko gola był Miguel Luis, jednak w ostatniej chwili, piłkę spod jego nóg wybił Mateusz Cholewiak. Na kolejną groźną sytuację Zielonych nie trzeba było długo czekać. W 53. minucie zza pola karnego uderzył Miguel Luis, lecz Daniel Bielica wybił piłkę na rzut rożny. Gospodarze atakowali i w końcu dopięli swego. W 63. minucie Frank Castaneda przepięknie uderzył z około piętnastu metrów. Kolumbijczyk, podobnie jak Trałka, trafił w samo „okienko”. Sam nie wiem, który z tych goli był ładniejszy. Jak się potem okazało trafienie Castenady było golem na wagę trzech punktów.

Warta zagrała solidnie i zasłużenie wygrała. Dzięki temu zwycięstwu Warta odskoczyła od strefy spadkowej na trzy punkty. Na pomeczowej konferencji Jan Urban narzekał, że boisku w Grodzisku Wielkopolskim było w bardzo złym stanie. To prawda, ale nie zmienia to faktu, że Górnik zagrał po prostu słabo.

Udany debiut Pavla Stano

Jagiellonia Białystok 0:1 Wisła Płock

Nie takich wyników oczekiwała cała społeczność Jagielloni po tym, jak posadę trenera objął Piotr Nowak. W pięciu spotkaniach odniósł tylko jedno zwycięstwo. W Białymstoku zniecierpliwienie z każdą kolejną stratą punktów będzie narastać. Natomiast Nafciarze po zmianie trenera wygrali spotkanie pod wodzą tymczasowego szkoleniowca Łukasza Nadolskiego. W niedzielnym meczu chcieli uświetnić debiut trenera Pavla Stano. Jeszcze jako piłkarz Słowak rozegrał w barwach Jagielloni 44 spotkania.

Piotr Nowak na boisku dokonał nieoczywistych roszad, m.in. Fedora Cernycha ustawił na wahadle, zaś Tarasa Romanczuka w obronie. Białostoczanie rozpoczęli odważnie, ale już w 5. minucie zostali skarceni zabójczym kontratakiem. Idealne podanie wykonał Kristian Vallo do Marko Kolara, który nie miał problemów z pokonaniem Zlatana Alomerovicia. Po stracie bramki entuzjazm gospodarzy został ugaszony. Jagiellonia miała problem z rozgrywaniem piłki. Wszystko przez dobrze pracującą defensywę Nafciarzy, która odcinała od podań napastników gospodarzy. Płocczanie jednak w pierwszej połowie nie wykorzystali słabości rywala i nie podwyższyli prowadzenia.

Po przerwie Piotr Nowak posłał na boisko trzech nowych zawodników. Najlepiej z nich na placu gry prezentował się Narek Grigoryan. Nafciarze nie zamierzali ograniczyć się tylko do obrony własnego pola karnego i już w kolejnych minutach po przerwie mogli zamknąć mecz. Wynik spotkania trzymał Jagielloni Zlatan Alomerovic oraz nieskuteczność gości m.in. Rafała Wolskiego. Były momenty, w których Jagiellonia chciała dominować, ale widać było po poczynaniach Nafciarzy, że w pełni kontrolują przebieg meczu. W końcówce w szeregach płocczan zrobiło się nerwowo. Arbiter Tomasz Musiał po analizie z wozem VAR nie zdecydował się na podyktowanie „jedenastki” dla gospodarzy po faulu na Michale Pazdanie. Decyzja mogła wydawać się kontrowersyjna. Wynik nie uległ zmianie.

Pavel Stano zalicza udany debiut jako trener na boiskach ekstraklasy. Można śmiało stwierdzić, że Nafciarze zawalczą o górną połowę tabeli. Natomiast kombinacje Piotr Nowaka z ustawieniem nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Za tydzień o poprawę nie będzie łatwo, gdyż Duma Podlasia jedzie na mecz do Poznania z miejscowym Lechem.

Bez przełamania

Śląsk Wrocław 0:0 Radomiak Radom

Po ponad 4 miesiącach na ławkę trenerską powrócił Piotr Tworek. We Wrocławiu liczą, że wraz z przyjściem nowego szkoleniowca poprawią się także wyniki Śląska. Wrocławianie czekają na zwycięstwo od końca listopada, kiedy to pokonali Stal Mielec. Sytuacja robi się trudna. Gospodarze jesienią walczący o pierwszą piątkę, zaraz będą bronić się przed spadkiem. Radomiak ma coś do udowodnienia. Ubiegłotygodniowa porażka 4:0 z Pogonią chluby nie przynosi. Dlatego podopieczni Dariusza Banasiaka nie musieli szukać motywacji do tego spotkania.

Radomiak jako pierwszy ruszył do ataku. Przed swoją szansą stanął Nigeryjczyk Abraham Marcus. Jednak jego strzał był niecelny. Do końca pierwszej połowy przyjezdni nie oddali już żadnego strzału. Wrocławianie próbowali także zagrozić rywalowi. Jednak nie były to piorunujące ataki. Tuż przed przerwą w walce w powietrzu został sfaulowany Erik Exposito. Przed doskonałą szansą na oddanie pierwszego celnego strzału w meczu stanął Petr Schwarz, który podszedł do wykonania „jedenastki”. Na nieszczęście gospodarzy trafił w słupek.

W drugiej połowie lepsi byli przyjezdni z Radomia. Częściej gościli pod bramką rywali, próbowali uderzać na bramkę gospodarzy. Raz lepiej, raz gorzej, ale próbowali. Śląsk bardziej wyczekiwał swoich szans po błędach Radomiaka. Ale tych się nie doczekali. W 90. minucie gola zdobyli goście. Jednak sędzia Daniel Stefański po rozmowie z wozem VAR anulował bramkę, gdyż Portugalczyk Goncalo Silva zagrał piłkę ręką.

Z przebiegu całego meczu to Radomiak bardziej zasłużył na wygraną. Natomiast przed Piotrem Tworkiem czeka spore wyzywanie. Musi dobrze przepracować z zespołem zbliżającą się przerwę reprezentacyjną, aby tuż po niej Śląsk zaczął punktować za trzy punkty, dzięki czemu skutecznie obroni się przed spadkiem.

Pechowa/szczęśliwa końcówka

Wisła Kraków 1:1 Lech Poznań

Jerzy Brzęczek wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo po powrocie na ławkę trenerską po tym, jak zakończył pracę jako selekcjoner reprezentacji Polski. Jednak niedzielne spotkanie nie zapowiadało poprawy w tej kwestii. Do Krakowa przyjechał podrażniony Lech po ubiegłotygodniowej porażce z Rakowem Częstochowa. Dodatkowo w tym sezonie Kolejorz po słabszych meczach umiał dobrze się podnieść i zrewanżować. Jedno było pewne, Biała Gwiazda musiała wznieść się na zdecydowanie wyższy poziom niż to, co prezentowała w poprzednich spotkaniach.

Niespodziewanie przebieg meczu mógł napawać optymizmem licznie zgromadzonych kibiców Wisły. Gospodarze grali odważnie, nie bali się wychodzić na połowę rywala i tam rozgrywać piłkę. Takiej Białej Gwiazdy pod wodzą Jerzego Brzęczka jeszcze nie widzieliśmy. Pierwszą sytuację do strzelenia bramki miał Michał Skóraś. Potem do głosu doszli gospodarze. Swoich szans nie wykorzystali Joseph Colley oraz Zdenek Ondrasek. Lech próbował przebywać na połowie rywali, ale nie mieli pomysłu na sforsowanie obrony przeciwnika. Być może poznaniacy nie spodziewali się takiego oporu gości. W 43. minucie Zdenek Ondrasek wprowadził w stan euforii kibiców Białej Gwiazdy. Czech szczęśliwym uderzeniem trafił piłką w okienko.

Druga połowa to intensywna gra od jednego pola karnego do drugiego. Wisła nie ograniczyła się tylko do obrony. Niezwykle groźne okazały się dośrodkowania z rzutów rożnych. W 55. minucie po takiej sytuacji padł gol dla gospodarzy strzelony przez Josepha Colleya. Tomasz Kwiatkowski po konsultacji z wozem VAR anulował bramkę, uznając, że Zdenek Ondrasek faulował bramkarza Lecha Filipa Bednarka. Decyzja wywołała spore kontrowersje i wciąż pozostawia wiele wątpliwości co do jej słuszności. Arbiter nie chciał komentować jej po meczu. To nie zmieniło jednak obrazu gry. Dopiero ostatni kwadrans spotkania to dominacja Lecha. Przyniosło to oczekiwany skutek w 7. minucie doliczonego czasu gry. Antonio Milić pokonał uderzeniem piętą Mikołaja Biegańskiego, który tylko mógł odprowadzić futbolówkę wzrokiem.

Przed  meczem Wisła brałaby punkt w ciemno. Jednak przebieg spotkania pozostawia spory niedosyt w szeregach gospodarzy. Jeśli Biała Gwiazda rozegra kolejne spotkania z takim zaangażowaniem, to może być spokojna o utrzymanie w lidze. Lech szczęśliwie ratując remis, wciąż jest tylko punkt za Pogonią Szczecin.

 

Następna kolejka

GospodarzeGoście
Lech PoznańZagłębie Lubin
Piast GliwiceRadomiak Radom
Legia WarszawaCracovia
Górnik ŁęcznaJagiellonia Białystok
Śląsk WrocławGórnik Zabrze
Wisła PłockStal Mielec
Wisła KrakówWarta Poznań
Pogoń SzczecinBruk-Bet Termalica Nieciecza
Raków CzęstochowaLechia Gdańsk

Mecz kolejki: Raków Częstochowa – Legia Warszawa

Lider podejmuje Mistrza Polski. Legia jest niepokonana od trzech spotkań. Raków w tym roku jeszcze nie zaznał goryczy porażki.

 

Autorzy:

Mateusz Bartoszek

Mateusz Adamczyk

Pasjonat polskiego sportu, zwłaszcza piłkarskiej Ekstraklasy.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Minął weekend