Obserwuj nas

Minął weekend

Derby Mazowsza dla Nafciarzy #MinąłWeekend – 13. kolejka

Legia nie była w stanie wywieźć punktów z Płocka. Serce Łodzi okazało się ponownie szczęśliwe dla Widzewa. Raków odjeżdża reszcie stawki, a Miedź próbuje gonić- to wszystko wydarzyło się w 13. kolejce Ekstraklasy.

W Kielcach bez niespodzianki

Korona Kielce 0:2 Stal

Korona Kielce i Stal Mielec podchodziły do tego meczu z dwóch osobnych biegunów. Beniaminek zajmował miejsce w strefie spadkowej, natomiast Mielczanie plasowali się na 3 miejscu.

Początek meczu rozpoczął się tak jak większość kibiców przewidywała czyli od prowadzenia Stali. Takowe dał im Mateusz Matras, ale tak naprawdę lwia część tej akcji należała do Lebedyńskiego i Getingera, ponieważ stoper tylko dobił piłkę w kierunku bramki. Trzy minuty później mogło być już 2:0, ale sędzia po konsultacji z VAR-em nie uznał tego trafienia.

Korona po straconej bramce była oszołomiona. Dopiero z czasem wrócili do spotkania. i mogli to zrobić w stylu, a mianowicie z bramką. Otóż strzał Łukowskiego sparował Mrozek i do futbolówki dobiegł Takac, oddał strzał, ale został on zablokowany przez Kruka. Ogólnie Korona grała nieźle, ale niestety dla ich kibiców ta dobra postawa zakończyła się golem dla…Stali. Mianowicie Flis zagrał długie, progresywne podanie do Hamulica, a ten huknął z dwudziestu metrów i trafił „po widłach”.

Drugie 45 minut było, jednak znacznie nudniejsze.

Głównymi wydarzeniami w drugiej połowie były dwa fatalne pudła Gerbowskiego. Gospodarze częściej mieli piłkę, ale nie mieli pomysłu co z nią zrobić.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1580965832439599104?s=20&t=zei6sfGszva7MzYdysJ9gw

Wisła zwycięska w derbach Mazowsza 

Wisła Płock 2:1 Legia Warszawa

W meczu kończącym piątkową serię gier Wisła Płock podejmowała na własnym stadionie Legię Warszawa. Można rzec, że było to spotkanie na szczycie, ponieważ obie drużyny przed pierwszym gwizdkiem znajdowały się na podium. Wygrała je dosyć pewnie drużyna z Płocka po bramkach Lewandowksiego

https://watch-esa.pl/2022/10/15/derby-mazowsza-czesc-1-dwie-twarze/

Pojedynek gołej dupy z batem

Lechia Gdańsk 0:3 Raków Częstochowa

Marcin Kaczmarek zaliczył udany debiut w swoim powrocie do Gdańska. Otóż wygrał on na wyjeździe z Cracovią. Może nie był to efektowny mecz, ale w sytuacji Gdańszczan każdy punkt jest na wagę złota. To spotkanie, jednak rysowało się dla nich o wiele trudniej. Otóż Raków podchodził do tego spotkania jako lider Ekstraklasy i mimo, że nasza liga jest przewrotna to trudno byłoby sobie wyobrazić ich ewentualne zwycięstwo nawet pomimo absencji Iviego Lopeza.

Początek potwierdził obawy kibiców gospodarzy. Bardzo ładne podanie Sorescu wykorzystał Kun, który nie pozostawił szans do obrony Dusanowi Kuciakowi. Raków bardzo dobrze kontrolował to spotkanie. Dał chwilę Lechii się wyszumieć, a później wznowił walkę o drugiego gola. I poszło im to bardzo szybko. Bowiem w 21. minucie było już 2:0. Nowak z najbliższej odległości dobił uderzenie Wdowiaka i Lechia była w bardzo poważnych tarapatach. Ten pojedynek można porównać do meczu szkolnego, kiedy to młodsza klasa gra z o wiele starszą. Gospodarze starali się odpowiedzieć, ale byli bezsilni. Raków się bawił i mógł skończyć ten już w pierwszej połowie, ale fantastyczną interwencją popisał się Kuciak.

Jednakże co się odwlecze to nie uciecze i trzecia bramka padła tuż na początku drugich 45 minut. Po ładnie rozegranym rucie wolnym Wdowiak podwyższył prowadzenia Medalików na trzybramkowe. Po tym golu z Lechii zeszło jakiekolwiek ciśnienie i już nawet nie walczyli.

W „8” meczu nie wygrasz

Radomiak Radom 2:0 Śląsk Wrocław

Radomianie byli zmobilizowani, aby wygrać przed własną publicznością. Na ostatnich 5 spotkań Radomiak przegrał aż 4 z nich. Można tłumaczyć to poziomem przeciwników, jakich mieli podopieczni Mariusza Lewandowskiego tj. Legia, Lech, Raków. To jednak nie może stanowić usprawiedliwienia. Tym razem do Radomia przyjechał podbudowany  Śląsk po wysokim zwycięstwie nad Górnikiem.

Po pierwszym kwadransie ciężko było którejś z drużyn zaznaczyć przewagę. Gospodarze próbowali górnych, prostopadłych podań, natomiast goście konstruowali ataki bocznymi sektorami boiska. Te wszystkie próby nie przekładały się na strzały. Piłkarze wystawili na ciężką próbę kibiców,  którzy zdecydowali się w to sobotnie popołudnie spędzić wolny czas na obejrzenie tego spotkania. W 41. minucie zobaczyliśmy pierwszy celny strzał. Oddał go zawodnik Śląska John Yeboah. Gabriel Kobylak bez problemu interweniował. Przed przerwą mocny strzał pod poprzeczkę oddał Luis Machado i trzeba uznać to za najpoważniejsze zagrożenie w ciągu pierwszej połowy stworzone przez obie ekipy. Świetnie interweniował Rafał Leszczyński. To zdecydowanie za mało, aby ten mecz uznać za atrakcyjne widowisko.

Po zmianie stron ponownie nie wiele się działo. Gra była szarpana, rozgrywana w wolnym tempie. Przełom nastąpił w 64. minucie. Złe zagranie Patricka Olsena sprokurowało Łukasza Bejgera do sfaulowania zawodnika gospodarzy wychodzącego na pozycję sam na sam. Arbiter Łukasz Kuźma nie zawahał się wyciągnąć czerwonego kartonika.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1581255022595407872?s=20&t=ZIvzm72uOqtm1VJ_9OGtqg

Cztery minuty później precyzyjny strzał Machado wylądował na słupku. Radomiak przejął kontrolę w grze pozycyjnej. Jednak z biegiem czasu zagrożenie pod bramką wrocławian było mniejsze. Początkowy huraoptymizm związany z grą w przewadze zaczął opadać.  W 90. minucie Konrad Poprawa ukarany został drugą żółtą kartką.

***

Przez 5 minut doliczonego czasu gry Śląsk miał grać w osłabieniu dwóch zawodników. W 92. minucie Radomiak w końcu zmęczył obronę wrocławian i objął prowadzenie. Gola dającego trzy punkty strzelił zmiennik Maurides po rzucie rożnym.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1581263086576873472?s=20&t=ZIvzm72uOqtm1VJ_9OGtqg

To była bardzo gorąca końcówka.  Jeszcze za drugi żółty kartonik z boiska wyleciał trzeci zawodnik Śląska Diogo Verdasca. Śląsk kończył mecz w „8”. W ostatniej akcji meczu Maurides ustali wynik na 2:0. Radomiak przerwał serię trzech porażek z rzędu, wykorzystując nieporadność obrońców Śląska, którzy sami osłabili swój zespół. Gospodarze zagrali słabo, a goście jeszcze gorzej. Po dobrym spotkaniu przeciwko Górnikowi, wojskowi z Wrocławia rozczarowali.

Pierwsza wygrana u siebie

Warta Poznań 2:0 Jagiellonia Białystok

Ostatnimi tygodniami Jagiellonia rozgrywa spotkania w kratkę, ale tę bardziej pozytywną: remisuje lub zwycięża. Wyliczanka pokazywała, że w spotkaniu z Wartą Duma Podlasia sięgnie po komplet punktów. Jednak Lechia Zielona Góra pokazała, że nie tacy białostoczanie straszni, eliminując ich z Pucharu Polski na etapie 1/16 rozgrywek. Warto zaznaczyć, że Jagiellonia nie wygrała w tym sezonie meczu na wyjeździe, a Warta meczu u siebie.

Po początkowym posiadaniu piłki przez Jagiellonię to gospodarze chcieli spokojnie rozgrywać, a nie czekać tylko na kontry. Taki stan utrzymywał się przez dłuższy czas. W ciągu 30 minut gry przyjezdni nie stworzyli żadnej sytuacji podbramkowej, nie mówiąc już o celnym strzale. Poznaniakom też był ciężko znaleźć miejsce na oddanie dobrego uderzenia, ale zdecydowanie częściej gościli w polu karnym białostoczan.  W 38. minucie Jagiellonia oddała pierwszy celny strzał po tym, kiedy Dawid Szymonowicz popełnił błąd w rozegraniu. Jeszcze przed przerwą sędzia Paweł Malec czekał na komunikat z wozu VAR czy zawodnik Warty był faulowany w polu karnym. Arbiter podtrzymał swoją decyzję o niedyktowaniu „11” i zaprosił zawodników na przerwę.

Po zmianie stron nie wiele się działo. W 55. minucie Adrian Lis był zmuszony opuścić boisko z powodu kontuzji. Bramkarz gospodarzy występował nieprzerwanie w pierwszym składzie od początku sezonu z wyjątkiem meczu w Pucharze Polski. Jego miejsce zajął Jędrzej Grobelny. To nie przeszkodziło gospodarzom. W 65. minucie po rzucie rożnym Dimitrios Stavropoulos zdobył bramkę. Było to całkowicie zasłużone prowadzenie gospodarzy. Jagiellonia w drugiej części gry nie była w stanie kreować dogodnych sytuacji bramkowych.

***

Warta nie zwalniała tempa. Chciała szybko zwiększyć przewagę. W 70. minucie Adam Zrelak wywalczył rzut karny, ale arbiter Malec po szybkim zobaczeniu powtórki odwołał go. Jagiellonia nie wyglądała na drużynę, która goni wynik. To Warta wciąż kontrolowała przebieg spotkania, a w doliczonym czasie gry wynik spotkania na 2:0 ustalił gol Macieja Żurawskiego. Jest to pierwsza porażka Dumy Podlasia w lidze od 6 sierpnia, a gospodarze odnoszą premierowe zwycięstwo na swoim terenie.

Piastowski mur

Pogoń Szczecin 1:1 Piast Gliwice

Przed gliwiczanami stało kolejne trudne wyzwanie. Po trzech z rzędu jednobramkowych porażkach Piast pojechał do Szczecina szukać jakichś punktów. Portowcy byli zmobilizowani, aby zmazać plamę daną w Mielcu, gdzie ulegli 2:4 miejscowej Stali. Szczecinianie mieli wsparcie „12” zawodnika w postaci kompletu kibiców, jaki zjawił się na stadionie im. Floriana Krygiera.

Gospodarze wykazywali się większą kulturą gry w pierwszym kwadransie. Piast nastawiony był na niepopełnianie błędów w defensywie. W 16. minucie wyprowadzili jedną z akcji, która niespodziewanie dała im prowadzenie. Na listę strzelców wpisał się Rauno Sappinen. Estończyk otrzymał podanie od kolegi po ziemi, po drodze piłkę trącił jeden z obrońców Pogoni.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1581351036174086144?s=20&t=ZIvzm72uOqtm1VJ_9OGtqg

Po stracie gola obraz spotkania nie zmienił się. Kolejne strzały Kamila Grosickiego czy Vahana Bichakchyana zagrażały bramce gości. Także często pomocnicy szukali w polu karnym podań do Pontusa Almqvista.

Jednak ustawiony nisko Piast potrafił skutecznie się bronić. Dlatego uderzenie w poprzeczkę z ponad 20 metrów Damiana Dąbrowskiego z 38. minuty mogło zaskoczyć defensywę gości. Intensywność w grze gospodarzy robiła wrażenie, ale najważniejsza statystyka wciąż była na korzyść Piasta. Przed przerwą Portowcy domagali się rzutu karnego po przypadkowym zagraniu piłki ręką Jakuba Czerwińskiego.

Trzeba przyznać, że gliwiczanie po przerwie nie byli nastawieni tylko na defensywę. W 53. minucie koszmarny błąd przy wyjściu z własnego pola karnego popełnił Dante Stipica. Na szczęście Chorwata Sappinen nie wykorzystał szansy podwyższenia rezultatu. Mimo to szczecinianie przed upływem godziny gry doprowadzili do wyrównania po szybkich kilku podaniach. Jens Gustafsson, świętujący tego dnia urodziny, miał nosa, wprowadzając na boisko asystującego Lukę Zahovicia oraz strzelającego Jeana Carlosa.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1581368075454013440?s=20&t=ZIvzm72uOqtm1VJ_9OGtqg

Przewaga Pogoni nie podlegała żadnym wątpliwościom. Naprawdę wiele ożywienia wnieśli zmiennicy. Gliwiczanie wynik remisowy mogli zawdzięczać świetnej formie Frantiska Placha. Napór gospodarzy był ogromny, ale nie zdołali sforsować już obrony gości. Dla Piasta jest to ważny punkt, natomiast Pogoń może być mocno zawiedziona.

Cenny punkt

Miedź Legnica 1:1 Cracovia

Mecz z Cracovią dla beniaminka z Legnicy był pierwszym spotkaniem bez trenera Wojciecha Łobodzińskiego. Jego obowiązki przejął dotychczasowy asystent Radosław Bella. Przełamania w meczu z Pasami ciężko było się spodziewać, choć zadanie było nie niemożliwe do wykonania. Cracovia gra bardzo chimerycznie. Po dobrym spotkaniu zalicza często gorsze. Niewiadomą więc było, jaką dyspozycję przywiozą podopieczni Jacka Zielińskiego do Legnicy.

Spotkanie nie zachwycało. Obie drużyny jakoś nie garnęły się do ataków. Gra wyglądała na taką, jakby obie ekipy siebie wyczekiwały. Pierwsze poważne zagrożenie miało miejsce w 18. minucie. Maxime Dominguez stanął przed szansą strzelenia gola, ale nieczyste uderzenie Szwajcara obiło tylko słupek. Gdyby Dominguez wykazał się większą czujnością, to beniaminek mógł prowadzić w tym spotkaniu.

W pierwszej części gry tylko Cracovia potrafiła zanotować dwa celne strzały. Jeden z nich zakończył się bramką. W 35. minucie po wrzucie piłki z autu jeden z obrońców wybił futbolówkę przed pole karne. W tym momencie najlepiej odnalazł się Jakub Myszor, który trafił do bramki Mateusza Abramowicza po długim słupku. Uderzenie nie było mocne, ale niezwykle precyzyjne. Ewidentnie można nazwać ten gol strzelonym z niczego.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1581603510075871232?s=20&t=ZIvzm72uOqtm1VJ_9OGtqg

Po przerwie można było zauważyć, że legniczanie chcą wyrównać. Po pierwszym stałym fragmencie nie udało się zdobyć bramki, ale po drugim już tak. Piłkę wrzuconą w pole karne Nemanja Mijuskovic zgrał w głąb pola karnego, a tam Angelo Henriquez wykazał się sprytem i czubkiem buta uprzedził wychodzącego z bramki Karola Niemczyckiego. Jak się później okazało był to ostatni celny strzał oddany w tym spotkaniu przez obie drużyny. Ten mecz można wrzucić do jednego worka z innymi spotkaniami z tej kolejki, które były dość bezbarwne, wystawiające widza na ciężką próbę.

Grzegorz Mokry na ratunek Miedzi

Pasy być może były odrobinę lepsze, jednak to nie zmienia faktu, że legniczanie zdobywają punkt. Beniaminek w swojej sytuacji musi być zadowolony z jakiejkolwiek zdobyczy. W kolejnej kolejce pojadą do Serca Łodzi, zaś Cracovia podejmie u siebie Lecha.

https://twitter.com/MiedzLegnica/status/1581987906259861506?s=20&t=ZIvzm72uOqtm1VJ_9OGtqg

W poniedziałek potwierdzono, że nowym szkoleniowcem Miedzi został Grzegorz Mokry, który w przeszłości pracował już w tym klubie w sztabie szkoleniowym. Trzeba przyznać, że trener podejmuje się niezwykle trudnego zadania, jakim jest wydostanie beniaminka ze strefy spadkowej.

Maszyna Niedźwiedzia

Widzew Łódź 3:0 Zagłębie Lubin

Widzew pewnie pokonał przyjezdnych z Lubina 3:0. Spotkanie do pewnego momentu było wyrównane, ale z czasem jakość łódzkiego kolektywu zrobiła przewagę. Pełna relacja z tego spotkania w artykule Maszyna Niedźwiedzia nabiera rozpędu [relacja ze stadionu].

Lech nadal bez porażki

Górnik Zabrze 1:2 Lech Poznań

Spotkaniem kończącym to kolejkę był pojedynek Górnika Zabrze z Lechem Poznań. Kolejorz po dość ciekawym meczu wygrał z Zabrzanami 2:1. Więcej o tym spotkaniu przeczytacie w artykule mojego autorstwa.

Terminarz 14. kolejki:

Autorzy:

Mateusz Adamczyk

Adam Kowalewicz

1 Comment

1 Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Minął weekend