Twierdza na Łazienkowskiej nadal niezdobyta. W niedzielny wieczór nie lada wyzwania próbowali dokonać piłkarze Jacka Zielińskiego. Jednak do Krakowa wracają z cennym punktem. Goście dwukrotnie wychodzili na prowadzenie, i gdy wydawało się że komplet oczek uda się do stolicy Małopolski, w polu karnym pojawił się dobrze znany Pekhart. Czech zapewnił remis i po rollercoasterze emocji przy Łazienkowskiej oba zespoły musiały obejść się smakiem.
Legia gra, Cracovia strzela
Po fatalnym spotkaniu w Kielcach Cracovia bardzo chciała wymazać porażkę z pamięci i pokazać się jak najlepiej przy Łazienkowskiej. Przy Łazienkowskiej, przy której nikt jeszcze w tym sezonie nie wyjechał z kompletem punktów. O dziwo „Pasy” nie rzuciły się od razu do wysokiego pressingu, który uniemożliwiłby rozgrywanie piłki gospodarzom. Legia klasycznie oczywiście stosowała swoją taktykę, która de facto oczywiście działała. Jednak do momentu, w którym zawodnicy Kosty Runjaicia docierali do 30-40 metra od bramki Cracovii. Wtedy napotykali dwie dosyć szczelne linie.
Najweselszy mecz tej kolejki. Troszkę defensywnego festynu, cztery gole, emocje do końca. Nie ma co narzekać.
Cracovia po raz kolejny udowodniła, że jest ekstraklasowym Robin Hoodem czy tam Janosikiem. Kradnie punkty najlepszym, rozdaje słabszym. #EkstraSpam #LEGCRA
— Wojciech Bąkowicz (@WBakowicz) February 12, 2023
W defensywie Cracovia dość mądrze się ustawiała, ponieważ swoją uwagę skoncentrowała na bocznych sektorach oraz półprzestrzeniach. To właśnie z tych sektorów Legia chciała dostarczać piłkę w pole karne, gdzie Muci wraz z Rosołkiem mieli kierować piłkę do siatki. Właściwie gospodarze mieli dość duży problem z zagrożeniem bramce Niemczyckiego. Brakowało gry na jeden kontakt na połowie przeciwnika oraz skorzystania ze środka pola. Moim zdaniem środkowi pomocnicy Legii zbyt często schodzili w boczne sektory boiska, aby na siłę rozgrywać piłkę. Wahadłowy nie miał żadnych korzyści schodząc w strefę Rosołka oraz Muciego.
Nie ma pożytku z nisko grającego Josue, musi grać wyżej, inaczej z przodu nic się nie dzieje…#LEGCRA
— Kuba (@Kubaa1916) February 12, 2023
***
Legia rozgrywała, rozgrywała, a Cracovia strzeliła bramkę. Goście wykorzystali fatalny błąd Filipa Mladenovicia, który nie atakowany przez nikogo dograł Michałowi Rakoczemu sam na sam z Kacprem Tobiaszem. Skrzydłowy Cracovii płaskim strzałem pokonał golkipera i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Trzeba powiedzieć, że to był kolejny fatalny mecz Serba. Lewa strona Legii Warszawa była, ale tylko na papierze. Mladenović wyglądał, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej. Nie było widać u niego dużego zaangażowania, ani dokładności w dograniach w pole karne. Plusem był fakt, iż w dobrej formie pozostaje na nowej pozycji Yuri Ribeiro, który raz po raz asekurował wahadłowego Legii. Na miejscu Kosty Runjaicia poważnie zastanowiłbym się nad alternatywą w kolejnym meczu na lewe wahadło.
https://twitter.com/DDawcioo/status/1624811731053694977
Energylandia w Warszawie
Pierwsza połowa nie obfitowała w niesamowite akcje bramkowe. W końcówce zrobiło się gorąco w polu karnym Niemczyckiego za sprawą strzałów Wszołka oraz Josue, lecz żaden nie znalazł drogi do bramki. Ogółem pierwsza połowa to walenie Legii Warszawa głową w mur mądrze zbudowany przez podopiecznych Jacka Zielińskiego. Podejrzewam, że żaden kibic na stadionie nie spodziewał się takiego obrotu spraw w drugich 45 minutach. Mocniej rozpoczęła Legia, która była bardzo zmotywowana, aby doprowadzić szybko do remisu i zacząć mecz od nowa. Prawie się to udało za sprawą Mladenovicia, który miał doskonałą okazję do wyrównania. Warto pochwalić tutaj cały zespół, ponieważ akcja rozpoczęła się od samego Tobiasza. Była ona nieco podobna do akcji bramkowej w meczu z Koroną Kielce. Tutaj również kluczową rolę odegrał Maciej Rosołek, który z obrońcą na plecach cofnął się na własną połowę i umiejętnie przyspieszył grę podając do Bartosza Kapustki.
Odkupienie Mladenovicia jednak się nie dokonało.#LEGCRA pic.twitter.com/u5AreRmu9t
— Ekstraklasowiec (@ekstraklasowiec) February 12, 2023
W 53. minucie spotkania mogliśmy ujrzeć jednego z murowanych faworytów do zgarnięcia nagrody dzbana kolejki. Kapitan Cracovii Michal Siplak zachował się jak junior we własnym polu karnym i sprokurował rzut karny. Paweł Wszołek umiejętnie nabrał „na zamach” Słowaka, który z impetem bezpardonowo wjechał w nogi skrzydłowego Legii. Bronisz się całe spotkanie, grasz konsekwentnie i robisz takie coś jako kapitan? Czysta głupota.
Aż pomyślałem, stój! Ale się nie zatrzymał… Karny dla @LegiaWarszawa #LEGCRA pic.twitter.com/r89HGLEg6C
— Ekstraklasowiec (@ekstraklasowiec) February 12, 2023
***
Jednak równie beznadziejne co zachowanie Siplaka, było wykonanie rzutu karnego przez Josue. Portugalczyk nie wytrzymał presji i strzałem w sam środek bramki próbował pokonać Karola Niemczyckiego. Golkiper Cracovii wyczuł kapitana Legii Warszawa i wynik na tablicy świetlnej nie uległ zmianie. Po raz kolejny Legia traci punkty za sprawą niestrzelonego karnego. To co później się stało na Łazienkowskiej, mógł zapowiedzieć tylko Andrzej Twarowski swoimi słowami „zapinamy pasy i startujemy”, ponieważ w ciągu kilku minut zarówno jeden, jak i drugi zespół był w niebie, jak i w piekle. Na początek Legia Warszawa wyrównała za sprawą Maika Nawrockiego, który jak rasowy napastnik wykorzystał miękkie dośrodkowanie Bartosza Slisza. Kibice na stadionie nie zdążyli usiąść po radości z bramki, a Cracovia zdołała ponownie wyjść na prowadzenie ze strony Jungasa. Bramka imienia Jacka Przypadka, ale jednak liczy się to, co w sieci, a tutaj widniała futbolówka Adidasa.
Jednocześnie to działanie na domysłach i hipotezach, ale trzy niewykorzystane rzuty karne dla Legii "wydarzyły się" w meczach ze stykowymi wynikami:
– Josue ze Śląskiem (0:0)
– Carlitos z Pogonią (1:1, przy 1:0)
– Josue z Cracovią (2:2, przy 0:1)— Piotr Kamieniecki (@PKamieniecki) February 12, 2023
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1624829789029949446
Na koniec istna słynna truskawka na torcie. Znów w akcję bramkową zamieszany był Maik Nawrocki, który uderzał głową na bramkę Niemczyckiego. Bramkarz Cracovii nie zdołał wybić piłki poza pole zagrożenia, a jak wiadomo lisem pola karnego jest Pekhart, który tylko czyhał na taką okazję. Czech sprawił, iż stadion przy Łazienkowskiej pozostał twierdzą nadal niezdobytą przez żaden klub w tym sezonie PKO Ekstraklasy. Emocje na stadionie przy Łazienkowskiej były niczym jazda kolejkami górskimi w słynnej Energylandii. Zwłaszcza końcówka drugiej połowy była jedną wielką sinusoidą.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1624838599522029568
Super Maik oraz bujający w obłokach Serb
Oceniając na chłodno, nie było to złe spotkanie w wykonaniu Legii Warszawa. Praktycznie przez 80% spotkania Wojskowi kontrolowali grę i wiedzieli jaki mają plan, co mają dokładnie robić i gdzie dokładnie zagrać. Jeden błąd Mladenovicia właściwie zadecydował, że Cracovia nie chciała się odkrywać. Zespół Pasów liczył tylko i wyłącznie na kontrataki oraz pojedyncze zrywy. Oglądając kilka razy powtórkę tego zagrania, ciężko stwierdzić „co autor miał na myśli?”. Jakakolwiek próba zagrania w tamtą strefę obrony przez Serba skończyłaby się katastrofą. 3 mecze i 3 razy absolutnie poniżej swoich możliwości zagrał Mladenović. Zdecydowanie w meczu z Piastem Gliwice powinien sprawdzić krzesełka na ławce rezerwowych.
Bardzo słabo zaprezentował się również duet napastników. Współpraca Muciego z Rosołkiem zupełnie się nie układa. Również w Lubinie mogliśmy ujrzeć momenty, gdzie Albańczyk z Polakiem w ogóle nie rozumieli się na boisku. Moim zdaniem jeden z nich powinien grać w duecie z Tomasem Pekhartem, aby jeden z napastników był bardziej mobilny, a drugi silny fizycznie. Tutaj Rosołek starał się schodzić pod grę, ale udało mu się tylko raz.
***
Z meczu na mecz na zdecydowany filar obrony wyrasta Maik Nawrocki. Po porzednim spotkaniu pisałem, że coraz częściej możemy ujrzeć Maikiego w akcjach ofensywnych. Nie inaczej było tym razem. Od samego początku obrońca Legii po przejęciu piłki śmiało wchodził w półprzestrzenie w bocznych sektorach i dawał nowe opcje rozegrania piłki. Zresztą aspiracje ofensywne zdały test, ponieważ Nawrocki dał impuls, że da się przełamać mur Cracovii oraz oddał strzał, który de facto był warty remisu w niedzielnym spotkaniu.
Warto również pochwalić Bartosza Slisza oraz Yuriego Ribeiro. Slisz robił to co zwykle, jest gościem od czarnej roboty, który coraz częściej nie boi się brać odpowiedzialności za swoje czyny w środku pola. Świetnie dośrodkował do Nawrockiego i zaliczył bardzo ważną asystę. Ribeiro poczuł się jakoby Santos był selekcjonerem reprezentacji Portugalii. Były zawodnik Nottingham Forrest świetnie sprawdza się jako środkowy obrońca w trójce obrońców. Dodatkowo bardzo dobrze łata luki po stratach Mladenovicia.
Patrząc na całokształt spotkania znów brakowało zdecydowanej dominacji u napastników. Zarówno Muci, jak i Rosołek nie zagrali na swoim poziomie. O ile do 25-30 metra wyglądało to całkiem nieźle, o tyle dalej pojawiały się problemy, mimo tego, że środkowi obrońcy Cracovii nie stanowili jakiegoś wielkiego wyzwania. Owszem, Legia mogła to spotkanie wygrać, gdyby strzeliła karnego, ale to już „gdybanie”, które nigdy nie ma sensu. Mecz z Cracovią? Tak jak to mówił trener Kosta Runjaić na konferencji pomeczowej: -Trzeba traktować jak porażkę. Była szansa na zbliżenie się do Rakowa Częstochowa, ale te szanse na pewno jeszcze będą. Tylko kluczem do sukcesu jest nie rozdawać prezentów na lewo i prawo oraz utrzymywać koncentrację przez 90 minut. Te błędy się notorycznie powtarzają, choć „z prezentami” na wiosnę jest już lepiej, o tyle skupienie w kluczowych momentach pod własną bramką pozostawia wiele do życzenia.
Oceny w skali 1-10 (wyjściowa: 5)
Tobiasz – 6
Wszołek –6
Nawrocki – 8 (MVP)
Jędrzejczyk – 5
Ribeiro – 7
Mladenović – 3
Slisz – 6
Kapustka – 7
Josue –4
Muci – 3
Rosołek – 5
Pekhart – 6
Pich, Baku, Sokołowski – grali zbyt krótko
fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com