
Lech Poznań w meczu 21. kolejki PKO BP Ekstraklasy przegrał na stadionie przy ul. Bułgarskiej 1:2 z Zagłębiem Lubin. Wszystkie bramki padły już w pierwszej połowie, a jedynego gola dla Kolejorza strzelił… Artur Sobiech. 32-letni napastnik w tym spotkaniu zaliczył dopiero pierwszy celny strzał w Ekstraklasie od transferu do niebiesko-białych w czerwcu 2021 roku.
Tydzień o być albo nie być w Europie
Niedzielny mecz z Zagłębiem Lubin oddzielał dwa bardzo ważne spotkania – Lech walczy o awans do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy. Pierwszy mecz z Bodø/Glimt zakończył się bezbramkowym remisem. Stawia to Kolejorza w nieco lepszej sytuacji przed czwartkowym rewanżem. Drugi mecz z Norwegami odbędzie się w stolicy Wielkopolski.
Lech, zajmujący przed tym meczem 3. miejsce w tabeli PKO BP Ekstraklasy, czuł za plecami oddech Widzewa Łódź, który po wygranej 1:0 nad Śląskiem Wrocław tracił do podopiecznych Johna van den Broma tylko jeden punkt, a także chciał gonić Rakowa Częstochowa i Legię Warszawa, do których tracił przed tym spotkaniem odpowiednio 13 i 3 oczka.
Holenderski trener Kolejorza mocno namieszał w składzie przed niedzielnym pojedynkiem. Szansę otrzymali tacy zawodnicy, jak Pedro Rebocho, Afonso Sousa, Nika Kvekveskiri czy Artur Sobiech. W bramce stanął Filip Bednarek, duet stoperów stworzyli Milić oraz Dagerstal. Alan Czerwiński wystąpił na prawej obronie, na skrzydłach akcje lechitów napędzać mieli Kristoffer Velde i Adriel Ba Loua. Na pozycji „10” wystąpił krytykowany w środowisku kibiców Lecha Filip Marchwiński.
Zagłębie natomiast, wraz z trenerem Fornalikiem, który ostatnie zwycięstwo w Poznaniu odniósł w 2006 roku będąc jeszcze trenerem Odry Wodzisław, przystępowało do tego meczu ze strefy spadkowej i po 7 porażkach w 10 ostatnich rozegranych meczach. Nie było więc zaskoczeniem, że zdecydowanym faworytem tego pojedynku okrzyknięto Kolejorza.
Dwie kontry, dwie bramki
John van den Brom po spotkaniu bardzo niepochlebnie wypowiedział się o tym, co zobaczył w pierwszej części rywalizacji.
– Byłem bardzo rozczarowany sposobem, w jaki graliśmy w pierwszej połowie tego spotkania. Zastosowaliśmy dużo rotacji w składzie, bo wiemy, że jesteśmy pomiędzy dwoma ważnymi meczami w europejskich pucharach. To był pierwszy taki przypadek, kiedy byłem zły w przerwie na postawę zespołu i mam nadzieję, że to był ostatni raz – stwierdził holenderski szkoleniowiec Kolejorza na konferencji pomeczowej.
I miał sporo racji – lechici mieli spore posiadanie piłki w pierwszej części meczu, bo wynosiło ono aż 73% do 27% na korzyść niebiesko-białych. Jednak podopieczni van den Broma kilkukrotnie byli łapani na spalonych i nie kleili wielu dobrych akcji.
Gdy w 23. minucie nastąpił wyjątek i poznaniacy stworzyli sobie bardzo dobrą okazję, świetną szansę na gola miał Kristoffer Velde. Golkiper Zagłębia, Sokratis Dioudis, spisał się jednak bez zarzutu i świetnie wybronił uderzenie Norwega. Zaledwie 20 sekund później Zagłębie… objęło prowadzenie. Podanie Damjana Bohara wykończył były piłkarz Kolejorza Dawid Kurminowski. 23-latek w latach 2013-2019 (z przerwami na wypożyczenia do Słowacji) reprezentował barwy niebiesko-białych, choć w pierwszym zespole nigdy nie zadebiutował.
Nieco ponad 10 minut później było już 2:0 dla gości. Składny kontratak wykończył Łukasz Łakomy, a drugą asystę w meczu zaliczył Bohar. 45. minuta to moment złapania kontaktu przez Lecha. Świetnym podaniem do Afonso Sousy popisał się Adriel Ba Loua. Portugalczyk wystawił piłkę Arturowi Sobiechowi, który dołożył nogę i wpakował futbolówkę do siatki. Podsumowując, pierwszą połowę w wykonaniu niebiesko-białych, można przywołać niewiele – w zasadzie tylko bramkę Sobiecha i żółtą kartkę Velde. Norweg po otrzymaniu czwartego kartonika w tym sezonie będzie pauzował w meczu ze Śląskiem Wrocław.
Inny, ale wciąż nieskuteczny Lech
Drugiej połowy nie rozpoczęli kiepsko wyglądający w pierwszej części meczu Kvekveskiri i Velde, których zastąpili odpowiednio Salamon i Skóraś, w związku z czym drugie 45 minut Filip Dagerstal rozgrywał na pozycji defensywnego pomocnika. Lech wyglądał o wiele lepiej, kreował sobie sporo sytuacji do strzelenia gola, ale – jak to w przypadku Kolejorza dobrze wiemy – znów zawiodła skuteczność. Świetnej sytuacji do gola na remis nie wykorzystał Afonso Sousa.
Van den Brom dokonywał kolejnych zmian. Z boiska zeszli Czerwiński, Ba Loua oraz Marchwiński, a zastąpili ich odpowiednio Pereira, Szymczak i Ishak. Na tym ostatnim się chwilę zatrzymamy. W 87. minucie, po świetnej akcji tercetu Pereira-Dagerstal-Ishak, właśnie ten ostatni umieścił piłkę w siatce. Na trybunach rozniosła się ogromna radość, którą szybko przerwał sędzia Łukasz Kuźma, odgwizdując zagranie ręką kapitana Kolejorza przy przyjęciu futbolówki. Wiele perspektyw sugeruje, iż sędzia główny oraz znajdujący się na VARze Szymon Marciniak podjęli błędną decyzję o nieuznaniu bramki. Piłka trafiła bowiem w bark Mikaela Ishaka, nie w rękę. Zresztą, po meczu przywołany wyżej sędzia Marciniak tak mówił o tej sytuacji:
– Nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie piłka dotknęła ręki Ishaka. Sam jadę teraz wkurzony i nie wiem, jak było. Przy jednym ujęciu było mi bliżej do barku i bramki, przy drugim – do bicepsu i nieprzepisowego zagrania – powiedział arbiter w programie „Liga Minus” na antenie Weszło.
Do regulaminowych 90 minut sędzia doliczył osiem. Idealną szansę na gola miał Filip Szymczak, ale uderzył nieczysto nad poprzeczką. Lechowi nie udało się odwrócić wyniku spotkania. Kolejorz przegrał pierwszy raz od 30 października i rywalizacji z Rakowem Częstochowa u siebie. Powoduje to, że strata do drugiej Legii wynosi już 6 punktów. Czyhający za plecami Widzew ma tylko jedno oczko mniej. Warto dodać, że w meczu z Zagłębiem wykartkowali się Velde i Ishak, w związku z czym nie będą mogli wystąpić z rywalizacji ze Śląskiem.
Kolejny bezbarwny występ zaliczył Marchwiński, z dobrej strony pokazali się Ba Loua i Sousa. Nie da się ukryć, że najsłabiej zagrali Velde oraz Kvekveskiri, którzy zostali zmienieni już po pierwszej części rywalizacji.
Szanse na awans w Lidze Konferencji?
Nie da się ukryć, że nie tak mecz z zespołem ze strefy spadkowej wyobrażali sobie kibice Kolejorza. Na niedzielnym spotkaniu pojawiło się 13 tysięcy osób, a na czwartkowy rewanż z Bodø/Glimt sprzedanych jest już ponad 30 tysięcy biletów. Lecha można stawiać w uprzywilejowanej sytuacji, gdyż po bezbramkowym remisie na wyjeździe teraz zmierzy się z norweskim zespołem przed własną publicznością, która będzie motywowała podopiecznych Johna van den Broma do walki o awans do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy. Jakie są szanse na przejście Bodø? Stawiałbym na 55/45 dla niebiesko-białych. Kolejorz musi zagrać jednak inaczej, niż miało to miejsce z Zagłębiem. Na rewanż zobaczymy galowego Lecha, ale miejmy nadzieję, że też skutecznego. To właśnie ten finalny fragment budowania akcji jest największym nemezis poznańskiego zespołu w ostatnich tygodniach.
Fan polskiej piłki, od lat interesujący się głównie poczynaniami Lecha Poznań.

1 Comment