
Derby Polski, ligowy klasyk, starcie o prestiż – po prostu Legia Warszawa kontra Lech Poznań. Mecze obu drużyn zawsze budzą ogromne emocje wśród nie tylko kibiców dwóch klubów, ale u całego polskiego piłkarskiego społeczeństwa. Legia goni rozpędzony Raków, a Lech walczy o jak najlepszy ligowy wynik po świetnej przygodzie w Lidze Konferencji. Tym razem na Łazienkowskiej obie ekipy musiały podzielić się punktami, a końcowy wynik na tablicy wskazywał 2:2. Wiele się działo na boisku oraz poza nim. Czy ligowy klasyk obył się bez kontrowersji? Czy Legia wypisała się z wyścigu o mistrzostwo Polski? Zapraszam na tradycyjny „Komentarz ze stadionu”, gdzie znajdziecie odpowiedzi na powyższe pytania i nie tylko…
Kibic nasz Pan
W polskim uniwersum piłkarskim nie może być jednego spokojnego dnia bez żadnych awantur. Każdego dnia kibic musi być zaspokajany nowymi dramami oraz wszelkimi nieszczęściami, jakie spadają na polską piłkę. Tym razem za sprawę odpowiedzialni są organizatorzy oraz osoby dbające o bezpieczeństwo na Stadionie Narodowym podczas finału FORTUNA Pucharu Polski. Otóż organizator wydarzenia postanowił na wniosek Straży Pożarnej zakazać wnoszenia flag i banerów większych niż te o wymiarach 2×1,5m.
Przekaz z Łazienkowskiej jasny.
„FINAŁ PP BEZ OPRAWY = FINAŁ BEZ KIBICÓW LEGII”@watch_esa #LEGLPO pic.twitter.com/n2NbHVR223— Krzysztof Dąbrowski (@KDabrowski_99) April 16, 2023
Bartosz Kapustka po meczu #LEGLPO:
"Nie wyobrażam sobie grać finału bez kibiców Legii Warszawa"@watch_esa pic.twitter.com/Gf9NibBQCa
— Krzysztof Dąbrowski (@KDabrowski_99) April 16, 2023
Rozumiecie to? W święto flagi nie móc wnieść większych flag, które złożone w całość będą tworzyć sektorówkę i będą częścią całej oprawy. Finał FORTUNA Pucharu Polski zawsze w przeszłości słynął z przepięknych opraw oraz niepowtarzalnej atmosfery. Było to iście piłkarskie święto, które… zostało zniszczone rok temu przez właśnie takie nierozsądne decyzje, które nie są podparte w żaden sposób logicznymi argumentami. To kibice na trybunach nadają kolorytu wszystkim spotkaniom. Nieznani Sprawcy zapowiedzieli, że nawet jeśli dany zakaz będzie obowiązywał, to i tak pojawią się pod stadionem, aby wspierać stołeczny klub. Jeśli Cezary Kulesza sprawi, że finał FORTUNA Pucharu Polski straci na prestiżu i przyniesie nieoczekiwane straty z powodu flag, to będzie to kolejny kamyczek do ogródka za kadencji byłego prezesa Jagiellonii Białystok.
W trakcie meczu Legia – Lech nie było ani jednej przyśpiewki obrażającej drugą ekipę. Nawet, gdy piłkarze skakali sobie do gardeł. Tuż po gwizdku wspólne "piłka nożna dla kibiców" i "dzięki za wejście, hej Legia dzięki za wejście" od kibiców Lecha. Coś się zmienia #LEGLPO pic.twitter.com/71lXGQ5eA4
— Dominik Wardzichowski (@dwardzich22) April 16, 2023
***
Kończąc wątek kibicowski, warto pochwalić postawę obu najzagorzalszych grup kibicowskich podczas niedzielnego spotkania. Lech Poznań został ukarany zakazem wyjazdowym po incydencie związanym z zachowaniem swoich kibiców po meczu z Widzewem Łódź. Jednak dzięki uprzejmości Legii Warszawa 400 kibiców Lecha Poznań znalazło się na trybunie zachodniej stadionu przy ul. Łazienkowskiej 3. Przez 90 minut kibice okazywali sobie szacunek poprzez nie stosowanie obraźliwych przyśpiewek w kierunku drużyny przeciwnej. Za to wiele razy poleciało „Piłka nożna dla kibiców” oraz na koniec fani Kolejorza podziękowali gospodarzom za wpuszczenie ich na stadion, pomimo zakazu – „Dzięki za wejście, hej Legio, dzięki za wejście”.
Dwie strony medalu
Takie mecze jak Legia – Lech mają to do siebie, że zawodnicy w tych spotkaniach dają z siebie 120-130% swoich możliwości. Jednak nieprzesadzonym stwierdzeniem będzie zdanie, że Lech pierwsze 45 minut walczył ze swoimi myślami i po prostu zasnął przy Łazienkowskiej. Lech Poznań był drużyną, która nie walczyła z rywalem, a z własnymi słabościami. Zawodnicy trenera van den Broma po każdej akcji mieli spuszczone głowy w dół, jakby za karę wykonywali najpiękniejszy zawód świata. Owszem mieli sytuację za sprawą Mikaela Ishaka, który… no właśnie, kto podmienił napastnika Lecha w Warszawie? Szwed nie potrafił skorzystać z juniorskich błędów w rozgrywaniu piłki oraz przyjęciu gospodarzy i nie wykorzystał doskonałej sytuacji na zdobycie bramki. Co prawda Dominik Hładun popisał się niesamowitym refleksem, ale potwierdziły się informacje, że kapitan Lecha Poznań zmaga się z dużym kryzysem formy. Szwed w optymalnej formie, takie długie piłki wykończyłby ze skutecznością 9/10 trafień.
Aż tu nagle 100% sytuacja!#LEGLPO https://t.co/Rg1Kjfv49L pic.twitter.com/mG6tiYaczK
— Ekstraklasowiec (@ekstraklasowiec) April 16, 2023
Natomiast Legia Warszawa nie bawiła się w żadne szachowanie i po raz kolejny konsekwentnie realizowała swój cel. Gospodarze starali się jak zwykle nie oddawać piłki długimi podaniami u rywali, a zgrabnie wyjść spod pressingu na połowę przeciwnika z piłką przy nodze. Lech popełniał jeden kardynalny błąd w ustawianiu się w obronie. Gdy środkowy pomocnik Legii schodził w boczny sektor do rozegrania, to nie wiadomo było dokładnie, czy za niego odpowiedzialny był środkowy pomocnik, czy jednak skrzydłowy, który w takich sytuacjach szedł wysoko do stoperów. W szeregach Legii świetnie ze sobą współpracowali Slisz z Kapustką, ponieważ obaj pokazywali się jako dodatkowa „opcja” do zagrania futbolówki. Można było się spodziewać, że trener Kosta Runjaić nieco zmieni swój styl rozgrywania piłki na mecz z Lechem. Jednak nic z tych rzeczy. Przez pierwsze trzy kwadranse widzieliśmy solidny zespół z czołówki tabeli PKO Ekstraklasy, a w drugiej połowie…
Bardzo podoba mi się to, jak Legia rozstawia się w ataku pozycyjnym. Zawsze jest opcja podania, do tego zawodnicy ustawiają się nie przy rywalu, a w wolnych przestrzeniach. Ich gra wygląda wtedy na taką prostą, a jak jest przyspieszenie, ruch bez piłki, to efektem takie gole.
— Michał Zachodny (@mzachodny) April 16, 2023
***
No właśnie, w drugiej połowie Legia to już zupełnie inny zespół. Drużyna, która wdała się w „gierkę” Lecha i na własne życzenie traciła bramki. Lech nieco żywszy, starał się wywierać coraz większą presję na rozgrywaniu piłki przez gospodarzy. Kolejorz wykorzystał bierność Filipa Mladenovicia we własnym polu karnym i za sprawą Afonso Sousy doprowadził do wyrównania. Nie wiem, kto był w większym szoku przy Łazienkowskiej – kibice Legii Warszawa, czy sami zawodnicy gości. Oni również nie dowierzali, że ta piłka wpadła do bramki Hładuna.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1647645051240194048
Był okres gry Legii Warszawa, że po zejściu Ernesta Muciego, który swoją drogą bardzo dobrze pracował tego dnia w defensywie, gospodarze grali praktycznie bez napastnika. Kompletnie nie było nici porozumienia pomiędzy pomocnikami a Tomasem Pekhartem. Wiele razy, czy to Josue, czy to Kapustka chcieli zagrać z Czechem „na ścianę”, a ten szukał podań na wolne pole. Dlaczego? Dobre pytanie, ponieważ każdy wie, że to nie jest odpowiednia forma rozgrywania futbolówki dla Czecha.
Wraz z upływem czasu coraz więcej przestrzeni pojawiało się w środkowej części boiska. Idealnie, aby wyprowadzić kontratak. I to właśnie fazie przejściowej Sousa miał mnóstwo miejsca, aby wyprowadzić akcje gości, która finalnie zakończyła się cudowną bramką Portugalczyka. Pomocnik Lecha nieco podobną bramkę zdobył niedawno w reprezentacji do lat 21 i niedzielnym strzałem udowodnił, że tamta bramka to nie był przypadek. Kluczowym momentem moim zdaniem był doskok Augustyniaka do prowadzącego piłkę Kwekweskiriego. Uważam, że to Yuri Ribeiro powinien wyskoczyć do Gruzina, a Rafał w tym momencie przejmuje krycie Ishaka. Jednak w końcowym rozrachunku środkowy obrońca został minięty podaniem, a wracając, nie zdołał zablokować strzału Portugalczyka.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1647650652548640771
Znak rozpoznawczy? Walka do samego końca
Sytuacja Legii była beznadziejna. Z jednobramkowego prowadzenia spotkanie zamieniło się w koszmar. Słabo wyglądający tego dnia Lech w drugiej połowie dopiął swego, a Legia zaczęła dostosowywać się do poziomu rywala. Błysk Afonso Sousy sprawił, że Wielkopolska oszalała. Jednak trzeba pamiętać, że Legia w klasykach z Lechem Poznań zawsze walczy do ostatniej minuty. Każdy pamięta bramki Hamalainena, a „niedzielnym Hamalainenem” został Paweł Wszołek. Uważam, że skrzydłowy Legii Warszawa jest mocno niedocenianym zawodnikiem przez warszawskich kibiców. Zanotował on już 7 bramek i 7 asyst w 28 rozegranych spotkaniach w PKO Ekstraklasie. To naprawdę godny wynik, jak na wahadłowego.
Całą bramkową akcję rozpoczęli absolwenci Akademii Legii Warszawa. Maciej Rosołek wraz z Igorem Strzałkiem świetnie rozegrali akcję na jeden kontakt, mijając przy tym obrońców Lecha. Pierwszy z nich świetnie dograł piłkę pomiędzy obrońców a bramkarza. Był to niesamowity impuls dla gospodarzy, którzy nabrali wiatru w żagle i dostali potężnego kopa pozytywnej energii. Niestety na więcej zabrakło już czasu. Odwieczni rywale podzielili się punktami, a na Łazienkowskiej mogliśmy po raz kolejny zobaczyć świetne widowisko. Wreszcie hit był HITEM przez wielkie H.
https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1647657876847210498
***
– To był bardzo trudny mecz. Chcieliśmy w derbowym spotkaniu po prostu wygrać. Myślę, że w pierwszej połowie wyglądaliśmy bardzo dobrze. Szczególnie w pierwszych 30 minutach. Graliśmy dobrze piłką, wysokim pressingiem, mieliśmy dobre momenty i strzeliliśmy pierwszego gola. Bardzo szkoda, że nie udało się zdobyć drugiej bramki. Dobrą szansę miał Ernest Muci, który nie zdecydował się na podanie do Pawła Wszołka. Podjął inną decyzję, ja to akceptuję. Gdybyśmy strzelili drugiego gola, to wygralibyśmy to spotkanie. Straciliśmy bardzo łatwe bramki. Szczególnie ta druga miała duże znaczenie. Musimy to przeanalizować. Nie jestem zadowolony z tego wyniku. – powiedział po spotkaniu trener Legii Warszawa Kosta Runjaić.
Nadzieja umiera ostatnia
Legia Warszawa zdecydowanie zrehabilitowała się swoją grą po fatalnym meczu w Legnicy. Na Łazienkowskiej w niedzielę podopieczni Kosty Runjaića wyglądali zdecydowanie lepiej w rozegraniu piłki do własnej bramki. Cieszy fakt, że pomimo jakościowego rywala nie było nadmiernej paniki w linii obrony. Można pochwalić wejścia Augustyniaka ze środka obrony w linię pomocy. Świetnie wprowadzał piłkę, omijając przy okazji dwóch graczy Lecha. Na ogromny plus ponownie Paweł Wszołek, bez którego nie można sobie wyobrazić prawego wahadła. Jest on na ten moment człowiekiem niezastąpionym. Miał szansę Makana Baku w Legnicy, ale ponownie zawiódł. Oczywiście na plus występ Josue, który rządził i dzielił w środku pomocy. Ponownie Portugalczyk dał przepiękną asystę drugiego stopnia. Będzie to ogromna strata, jeśli wyjedzie ze stolicy Polski po sezonie i nie przedłuży wygasającego kontraktu.
https://twitter.com/Daniel_Heheszky/status/1647872526201286656
Trudno stwierdzić, czy ktoś z wyjściowego składu zagrał słabe spotkanie. Były momenty słabej gry, jak w przypadku Tomasa Pekharta. Jednak w całym rozrachunku nie było jednego słabego ogniwa. Natomiast uwidoczniły się braki, jakie Legia posiada w elemencie jakości na ławce rezerwowych. W zasadzie to Carlitos z Rose dosłownie nic nie wnieśli do niedzielnego spotkania. Hiszpan raz szarpnął akcję na boku boiska, z której wynikł rzut rożny. Środkowy obrońca Legii został zaproszony na karuzelę przez Ba Louę dwukrotnie. Na szczęście Iworyjczyk w jednej z sytuacji, gdzie umieścił piłkę w siatce był na pozycji spalonej. Zdecydowanie z dużo lepszej strony pokazał się Maciej Rosołek. Napastnik daje dużo więcej wchodząc z ławki niż Hiszpan. Nie ma co się oszukiwać, że dni Carlitosa w Warszawie wydają się policzone. Zwłaszcza, że na trybunach na Łazienkowskiej pojawił się zawodnik Jagiellonii Białystok – Marc Gual.
***
Żal, rozgoryczenie, smutek – tak w trzech słowach można opisać atmosferę po meczu z Lechem Poznań. Po remisie w Legnicy każdy kibic Legii liczył na to, że uda się pokonać klub z Wielkopolski i nadal liczyć się w walce o trofeum. Niestety strata wzrosła do ośmiu punktów. Do końca pozostało 18 oczek do zdobycia. Raków Częstochowa potrzebuje tylko 10, aby świętować mistrzostwo Polski. Ktoś może powiedzieć, że to tylko trzy spotkania. Jednak patrząc na terminarz zespołu Marka Papszuna i cytując klasyka – „tutaj nic złego się nie może stać”. Wiadomo, że futbol jest nieprzewidywalny. Jednak takie mecze jak w Legnicy czy z Lechem trzeba wygrywać, aby gonić lidera. Tego zabrakło, co w konsekwencji ma przełożenie na tabelę ligową.
Przed Legią arcytrudne zadanie, aby dogonić Raków Częstochowa. Czy zdołają oszukać przeznaczenie i uda im się wydrzeć na finiszu mistrzostwo? Moim zdaniem nie. Myślę, że bardziej piłkarze są nastawieni, aby popsuć dublet Rakowowi i zdobyć 2 maja Fortuna Puchar Polski na Stadionie Narodowym. Jednak czy ktoś zakładał, że w „sezonie przejściowym” Legia Warszawa będzie bić się do samego końca o najcenniejsze trofeum piłkarskie w Polsce i jednocześnie stanie przed szansą zdobycia pucharu? No właśnie…

Musisz zobaczyć