Obserwuj nas

Legia Warszawa

Bez strachu z Aston Villa [KOMENTARZ ZE STADIONU]

Czwartkowe wieczory z Legią Warszawa to gwarancja emocji, pięknych bramek oraz zwrotów akcji. W skrócie? Piłkarskie kino akcji. Nie inaczej było podczas spotkania z Aston Villą. Angielski zespół jest w gronie faworytów do wygrania Ligi Konferencji UEFA. Jednak podczas pierwszej kolejki europejskich pucharów musiał obejść się smakiem. Legia Warszawa rozegrała niemal perfekcyjne spotkanie, a architektem zwycięstwa był albański napastnik – Ernest Muci. Jednak czas rozłożyć to starcie na czynniki pierwsze. Dzięki czemu Legia Warszawa odniosła ważne zwycięstwo? Kto zaimponował najbardziej na boisku? Czemu zespół z najlepszej ligi świata nie dał rady? Zapraszam na „Komentarz ze stadionu”.

Konsekwencja

Co byście zrobili, gdyby ktoś Wam powiedział, że polski zespół w europejskich pucharach nie będzie grał schowany za podwójną gardą we własnym polu karnym przeciwko drużynie z Premier League? Znam odpowiedź. Zapewne byście tę osobę wyśmiali i kazali jej się puknąć w czoło lub wziąć klasyczny „Najmanowy rozbieg w ścianę”. Legia Warszawa na mecz z Aston Villą wyszła bez strachu. Konsekwentnie realizowała swój plan przez całe 90 minut. Nie było żadnego chowania się we własnym polu karnym w oczekiwaniu na kontrę. Trener Kosta Runjaić dał jasny sygnał po meczu – będziemy tak samo grać skutecznie zarówno w Europie, jak i w PKO Ekstraklasie.

Legia zagrała w otwarte karty z trenerem Unaiem Emerym i nie zmieniała specjalnie taktyki pod to spotkanie. Gospodarze wyszli wysokim pressingiem, dzięki któremu mieli jak najbardziej utrudnić rozegranie piłki Aston Vilii od własnego połowy i zdobyć futbolówkę jak najbliżej bramki Emiliano Martineza. Drużyna gości nie radziła sobie bardzo często z wyjściem spod pressingu gospodarzy i była zmuszona do grania dłuższym piłek w kierunku Durana. W dodatku popełniała mnóstwo błędów w swojej środkowej strefie. Pomocnicy Aston Villi zupełnie się nie dogadywali, kto za jaką część boiska jest odpowiedzialny. W rozprowadzeniu piłki Legia Warszawa miała ogromną swobodę, czy to Slisz, czy to Elitim mieli przez pewien okres czasu mnóstwo wolnego, niewykorzystanego placu do gry.

Albański koncert

W letnim oknie transferowym mówiło się, że pojawiło się zainteresowanie ze strony Celty Vigo odnośnie do Ernesta Muciego. Albańczyk wraz z agentami postanowił pozostać w Warszawie i zaczekać na lepszy moment na wyprowadzkę. Po meczu z Aston Villą jego wartość diametralnie wzrosła, a Celta Vigo może sobie pluć w brodę, że nie skorzystała z okazji. Czemu? Albańczyk bardzo mocno przyczynił się do zwycięstwa Legii Warszawa zdobywając dwie bramki. W tym jedną decydującą na wagę trzech punktów.  Jak Muci tak łatwo dochodził do sytuacji strzeleckich?

Kosta Runjaić na Aston Villę miał bardzo prosty plan. Postawił na szybkich, zwrotnych napastników, którzy mieli uciekać lub dryblować wysokich i mało zwrotnych stoperów z Birmingham. I to się udawało. Prosty przykład w sytuacji, gdy Ernest Muci po prostu wypuścił sobie piłkę przed siebie na 40 metrze od bramki Martineza i z łatwością ominął Konsę. Gdyby nie siła fizyczna Anglika, Albańczyk mógł wbić gwóźdź do trumny zespołu z Premier League jeszcze w pierwszej połowie. Podobna sytuacja miała miejsce, przy trzeciej bramce dla gospodarzy. Muci wykorzystał niefrasobliwość obrońców Aston Villi, którzy spodziewali się kolejnych „wyścigów”, a tymczasem młody napastnik zaskoczył uderzeniem z pola karnego. Co ciekawe było to praktycznie to samo miejsce, z którego parę lat temu uderzał Emreli w zwycięskim meczu z Leicester City.

 

Francuski profesor i „Pan Paweł”

Jeszcze miesiąc temu Steve Kapuadi był odesłany do rezerw Wisły Płock w związku z różnymi zawirowaniami. Dziś? Wychodzi w pierwszym składzie na zespół z Premier League i chowa do kieszeni jednego z najlepszych angielskich napastników. Patrząc na wyjściowy skład miałem obawy o formę Kapuadiego oraz jak zniesie ciężar gatunkowy samego spotkania. Francuz jednak pokazał, że miesiąc w piłce nożnej potrafi odmienić wszystko o 180 stopni. Miał bardzo ciężkie zadanie, ponieważ najpierw stoczył mnóstwo „pojedynków MMA” z Duranem, a następnie musiał być przygotowany na ściganie się z Ollim Watkinsem. Jednak z oboma świetnie sobie poradził. Cieszy również fakt, że pomimo przewagi w jakości piłkarskiej zespołu z Anglii, Kapuadi „nie pękał” przy rozgrywaniu piłki od własnej bramki. Co prawda sprzyjało mu szczęście w niektórych sytuacjach, jednak widać, że gra z piłką przy nodze nie jest mu obca.

O czym świadczy fakt, że Fernando Santos nie znał się na swojej robocie? Zdecydowanie brak pierwotnego powołania na zgrupowanie wrześniowe dla Pawła Wszołka. Od dłuższego czasu wiadomo, że wahadłowy Legii Warszawa przeżywa jeden z najlepszych okresów w karierze piłkarskiej. Szczerze mówiąc powątpiewałem w pojedynki z byłym mistrzem świata Lucasem Digne. Jednak oglądając zmagania Francuza na boiskach Premier League wiedziałem, że jeśli źle wejdzie w mecz to jest szansa na pokonanie go. Paweł Wszołek wyglądał jak Profesor przy Francuzie. Wykonał niesamowitą pracę zarówno w ofensywie, jak i w defensywie – #AdamNawałka. Niepokoi trochę uraz, którego wahadłowy nabawił się w końcówce drugiej połowy. Jednak sam trener Runjaić stwierdził na konferencji pomeczowej, że Wszołek to twardy zawodnik i zrobią wszystko by postawić go jak najszybciej na nogi.

Oceny pomeczowe

WELCOME TO THE JUNGLE” zaprezentowali kibice Legii Warszawa na oprawie przedmeczowej na trybunie północnej. I rzeczywiście mieli rację. Zresztą sam Kosta Runjaić mówił na konferencji pomeczowej, że to właśnie dwunastym zawodnikiem byli miejscowi kibice. To był jeden z najlepszych meczów europejskich pucharów na Łazienkowskiej 3 w historii. Oczywiście błędy się zdarzały i zdarzać się będą. Jednak sztuką jest umiejętność ich rozpoznania i zniwelowania do minimum. Sama organizacja gry Legii Warszawa stała na bardzo wysokim poziomie. Co prawda nie było wyraźnej poprawy w kryciu podczas stałych fragmentów gry. Jednak to jak harmonijny i poukładany był środek pola, zasługuje na wielkie uznanie.

Oprócz tego warto pochwalić Patryka Kuna, który tym meczem udowodnił, że umiejętności piłkarskie to nie wszystko na boisku. Lewy wahadłowy był ostatnio krytykowany za swoją grę, a w szczególności za swoje ograniczenia. Kibice często porównywali go do Mladenovicia, który opuścił Legię latem. Jednak Kun ostatnio rządził i dzielił na swojej stronie. Zaliczył kilka naprawdę kluczowych odbiorów w drugiej części spotkania, po których goście mogli odrobić straty i doprowadzić do remisu. Dość łatwo radził sobie z Chambersem, który nie należy do najlepszych defensorów angielskich. I tutaj warto dodać, Legia Warszawa doskonale rozpracowała słabe punkty przeciwnika. Ataki były przeprowadzane głównie stroną Chambersa. Chyba, że po przeciwnej stronie Digne „zapędził się” w akcje ofensywną, wtedy od razu uruchamiano Pawła Wszołka.

***

Kluczowymi czynnikami, które zadecydowały o zwycięstwie Legii Warszawa była konsekwencja, mentalność oraz organizacja gry. Wszystkie trzy czynniki sprawiły, że wicemistrz Polski był spokojnie o klasę lepszy od angielskiego rywala. Przede wszystkim dzięki organizacji Legia mogła sobie pozwolić na „swoją grę”. Gdyby choć jeden klocek w układance Runjaicia był ustawiony w niewłaściwy sposób, mogłoby dojść do tragedii na Łazienkowskiej. Głównymi „pracusiami” byli środkowi pomocnicy – Slisz oraz Elitim. Kolumbijczyk świetnie nadawał tempo gry każdej akcji oraz mimo niepozornej postury walczył jak równy z równym z przeciwnikami przy odbiorze piłki. Jeden z cichych bohaterów spotkania.

Dodatkowo nie było strachu przed Anglikami. To również był ważny element psychiczny, aby „nie przestraszyć się” rywala ze względu na ligę, którą reprezentują. Zawodnicy od początku wyszli bez kompleksów i z wiarą we własne umiejętności. Liczę, że ta mentalność nie zawiedzie w meczach PKO Ekstraklasy, gdzie rywale będą po takim zwycięstwie dwa razy bardziej zmotywowani, aby pokonać klub ze stolicy. Warszawa może z dumą patrzeć w przyszłość i mieć nadzieję, na kolejne magiczne czwartkowe wieczory w Lidze Konferencji UEFA.

 

***

Po meczu w Gliwicach ciężko było kogokolwiek wyróżnić wśród plusów i minusów. Jednak na plusa w tamtym spotkaniu zasłużył Ernest Muci za zdobytą bramkę. Nie inaczej jest tym razem po meczu z Aston Villą. Albańczyk został zdecydowanie MVP czwartkowego spotkania i uzyskał nominację do nagrody na najlepszego zawodnika pierwszej kolejki Ligi Konferencji Europy. Napastnik Legii świetnie wykorzystywał słabości rywala. Bardzo dobrze ustawiał się przy akcjach ofensywnych i dzięki swojej dynamice uciekał obrońcom na pierwszych metrach. Również w plusach tego spotkania znajdziemy Pawła Wszołka. Nie bójmy się tego powiedzieć – pełnoprawnego reprezentanta Polski i aktualnie najlepszego prawego wahadłowego reprezentacji. Natomiast cichym bohaterem meczu określam Elitima. Niski Kolumbijczyk świetnie współpracował ze Sliszem. Całkowicie przejęli kontrolę w środku pola, a Tielemans miał flashbacki z poprzedniego spotkania na Łazienkowskiej w barwach Leicester City.

Minusy? Moim zdaniem nikt nie zasłużył na zdecydowanego minusa za czwartkowy mecz. Uważam, że niektórzy wypadli słabiej na tle kolegów. Do tego grona można zaliczyć dwójkę – Pankov, Ribeiro. Portugalczyk był bardzo naładowany energię i miałem obawy, że może dojść do niepotrzebnego faulu w polu karnym Kacpra Tobiasza. Jednak na szczęście do czegoś takiego nie doszło. Ribeiro mógł się zachować nieco lepiej przy drugiej straconej bramce, gdy w sposób niezdecydowany próbował wybijać piłkę z własnego pola karnego. Natomiast Pankov zbyt łatwo dał się ograć przez Zaniolo przy bramce Durana. Sam zresztą po meczu w mixzonie mówił, że muszą popracować nad komunikacją z Kapuadim. Jednak nie ma co winić ich za takie rzeczy. Po prostu pewne automatyzmy wyrabiają się poprzez wspólną grę i przychodzą z czasem.

 

Oceny w skali 1-10 (ocena wyjściowa: 5)

 

Ławka rezerwowych:

Pekhart – 5

Rosołek – 5

Celhaka, Baku – grali zbyt krótko

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Legia Warszawa