Obserwuj nas

Lech Poznań

Deklasacja przy Bułgarskiej. Poznańska lokomotywa przejechała się po Pogoni Szczecin

Ponad 29 000 kibiców, którzy zdecydowali się wybrać na niedzielny mecz pomiędzy Lechem Poznań a Pogonią Szczecin, z pewnością nie miało czego żałować. Podopieczni Nielsa Frederiksena dali tego dnia prawdziwy piłkarski koncert. Lechici byli stroną dominującą od pierwszej do ostatniej minuty spotkania, pokonując ostatecznie Pogoń wynikiem 2:0. „Kolejorz” wykorzystał potknięcia Jagiellonii oraz Legii, i dzięki temu zwycięstwu wskoczył na fotel lidera Ekstraklasy.

Bramka jak zaczarowana

Już od pierwszych minut spotkania podopieczni Nielsa Frederiksena ruszyli do ataku. W 70. sekundzie spotkania wynik otworzyć mógł Mikael Ishak, który przegrał jednak pojedynek „sam na sam” z Valentinem Cojocaru. Kilka minut później Pereira kapitalnym zagraniem obsłużył Afonso Sousę, lecz ze strzałem Portugalczyka bramkarz Pogoni także sobie poradził. Jeśli pod bramką „Portowców” robiło się gorąco, to właśnie za sprawą Joela Pereiry, który tego dnia zdawał się mieć cyrkiel w nodze – posyłał bowiem dośrodkowania dokładne co do centymetra. Był też bliski wpisania się na listę strzelców, lecz jego uderzenie zmierzające w światło bramki zablokował ręką Leo Borges. Pomimo protestów piłkarzy Lecha, sędzia Lasyk nie zdecydował się wskazać na „wapno”.

Lechici mieli niesamowitą łatwość w kreowaniu sobie sytuacji podbramkowych, lecz dogodne okazje marnowali: Hotić, Ishak czy Kozubal. Pogoń starała się odgryzać sporadycznymi atakami, z których nie za wiele jednak wynikało. Chwilę przed przerwą goście stracili jednego ze swoich zawodników – za faul na Afonso Sousie czerwoną kartką ukarany został Benedikt Zech. Początkowo sędzia wyjął jedynie żółty kartonik, ale po wideoweryfikacji zmienił swoją decyzję, uznając, że Portugalczyk wychodził w tej sytuacji „sam na sam” z bramkarzem.

Do przerwy kibice w Poznaniu nie zobaczyli zatem goli, lecz przy tak dobrej grze Lecha mieli pewność, że są one jedynie kwestią czasu.

Po zmianie stron obraz gry był dokładnie taki sam, jak przed przerwą. „Kolejorz” od razu ruszył do ataku, rozpoczynając trwające blisko 10 minut oblężenie pola karnego przyjezdnych. Świetnych okazji nie wykorzystali jednak Pereira i Hotić. Chwilę później fenomenalną interwencją przy strzale Sousy popisał się Cojocaru, a uderzenie Ishaka z linii bramkowej wybił Linus Wahlqvist. Dało się odnieść wrażenie, że piłka po prostu nie chciała tego dnia wpaść do siatki. Nawet kiedy w końcu Ishak cudownym strzałem w samo okienko pokonał wreszcie Valentina Cojocaru, wynik nie uległ zmianie. Kapitan Lecha znajdował się bowiem na wyraźnej pozycji spalonej.

Spowodowało to kolejny jęk zawodu na trybunach. Kibice nie wiedzieli jeszcze, że na prawidłowe trafienie będą musieli poczekać zaledwie… 2 minuty.

Najniższy wymiar kary

Upragniona bramka padła w 55. minucie. Rozgrywający doskonały mecz Joel Pereira odebrał w środku pola futbolówkę Grosickiemu, a następnie zagrał ją „zewniakiem” w kierunku Afonso Sousy. Portugalczyk ruszył w kierunku pola karnego, po czym podał do Daniela Hakansa. Fiński skrzydłowy natychmiast odegrał mu piłkę, a Afonso precyzyjnym strzałem otworzył wynik spotkania. Dało się wówczas wyczuć w Poznaniu wielką radość, ale i ulgę.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1827750932248920389

To, co mogło podobać się kibicom Lecha, to fakt, że piłkarze „Kolejorza” po zdobytej bramce ani myśleli się zatrzymywać. Już chwilę później bliski podwyższenia rezultatu był Antonio Milić, który świetnie odnalazł się w „szesnastce” gości. Uderzenie głową chorwackiego stopera było jednak minimalnie niecelne. W 71. minucie gry wynik podwyższył Afonso Sousa, lecz znajdował się on na minimalnym spalonym. Po kilkuminutowej analizie VAR gol nie został więc uznany.

Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. W 77. minucie meczu Lech wyprowadził zabójczą kontrę. Piłkę na środku boiska otrzymał Mikael Ishak, który po poradzeniu sobie z Gamboą kapitalnym podaniem prostopadłym wypuścił Alego Gholizadeha. Irański skrzydłowy popędził w kierunku bramki, ograł Leo Borgesa i precyzyjnym strzałem w dolny róg bramki pokonał bezradnego w tej sytuacji Valentina Cojocaru.

https://twitter.com/CANALPLUS_SPORT/status/1827756956926292436

Po tym trafieniu gra nieco się uspokoiła. Lech miał korzystny wynik, pewnie prowadził grając w przewadze. Nie musiał więc już tak często atakować. Pomimo tego i tak był bliski podwyższenia na 3:0 –  w ostatniej akcji meczu do pustej bramki nie trafił jednak Bryan Fiabema. Śmiało można stwierdzić, że wynik 2:0 był dla Pogoni najniższym wymiarem kary. Kolejorz spokojnie mógł tego dnia zdobyć zdecydowanie więcej bramek, czego dowodem jest niesamowicie wysoki wskaźnik xG, czyli goli przewidywanych. Według portalu Flashscore Lechici w starciu z drużyną ze Szczecina wyśrubowali wynik na poziomie aż 4.27 xG, co jest najlepszym rezultatem „Kolejorza” od dawna.

Mit założycielski drużyny?

Pomeczową konferencję prasową Niels Frederiksen zaczął od stwierdzenia, że jego zdaniem był to najlepszy, jak do tej pory, mecz Lecha w tym sezonie. Nie sposób się z Duńczykiem nie zgodzić – w starciu z Pogonią zagrało niemalże wszystko. Brakowało jedynie lepszej skuteczności. To, co mogło podobać się kibicom, to łatwość, jaką Lechici mieli w kreowaniu sytuacji podbramkowych. Wszyscy zawodnicy Lecha, nawet krytykowani za ostatnie występy Gurgul czy Hakans, prezentowali się po prostu dobrze. Ten drugi skończył przecież mecz z asystą na koncie. Kapitalnie wyglądał środek pola z Murawskim, który był zawsze tam, gdzie być powinien; niezwykle aktywnym z przodu Kozubalem oraz Sousą. Portugalczyk swoim poruszaniem się między liniami sprawiał niesamowicie dużo problemów defensorom Pogoni.

Dużo jakości pokazali skrzydłowi. Nawet Mikael Ishak, który zmarnował w pierwszej połowie dwie doskonałe sytuacje, zanotował śliczną asystę przy golu na 2:0. Jakość dali także zmiennicy, z Alim Gholizadehem na czele.

Rosnąca forma wielu piłkarzy, takich jak: Joel Pereira, Afonso Sousa, Dino Hotić czy Ali Gholizadeh, dobra defensywa, świetny styl oraz niezwykle przekonujące zwycięstwo z jakościowym rywalem dają kibicom Lecha spory powód do optymizmu. Ta ekipa pokazuje, że będzie w tym sezonie walczyć o najwyższe cele, co kilka miesięcy temu wydawało się jedynie mrzonką.

Niespodzianka na trybunach

Jakby kibicom Lecha mało było powodów do radości, po meczu czekała na nich jeszcze jedna pozytywna informacja. Oficjalny profil Lecha Poznań na Twitterze/X opublikował zdjęcia ze spotkania, dziękując kibicom za doping. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na jednym ze zdjęć znajdował się… Patrik Walemark. Chodzi o szwedzkiego skrzydłowego Feyenoordu, o którym mówiło się, że może trafić do klubu z Poznania.

https://twitter.com/LechPoznan/status/1827778418869420183

Spostrzegawczy kibice szybko to zauważyli, a już kilka minut później poznali więcej szczegółów na temat pobytu Szweda w Poznaniu. 22-letni skrzydłowy od poniedziałku rozpocznie testy medyczne, a po ich zaliczeniu zasili szeregi „Kolejorza” na zasadzie rocznego wypożyczenia z opcją wykupu. Więcej o nim pisaliśmy TUTAJ

Kibic poznańskich klubów, entuzjasta Ekstraklasy, początkujący dziennikarz.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Lech Poznań