Sobotnie popołudnie, godzina osiemnasta, żar lejący się z nieba, jakby na przekór Piotrowi Ćwielągowi. Pod lubelskim stadionem kibiców przywitał z wolna dobiegający końca sportowy piknik, mający z założenia zachęcić do przyjścia na mecz całe rodziny. Pobliskie drogi dojazdowe nie były szczelnie zakorkowane jadącymi pod Arenę Lublin samochodami, przed kasami tworzyły się niewielkie ogonki, z pewnością nie tak długie by zadowolić klubowych buchalterów. Przed meczem na trybunach od niechcenia odzywał się bęben wniesiony przez jednego z kibiców.
Do tradycji meczów Górnika weszła już rozbrzmiewająca z głośników melodia piosenki Krzysztofa Cugowskiego sławiąca łęczyńską drużynę. Nie pamiętającym jej genealogii przypomnę tylko, że powstała podczas pierwszego awansu Górnika do Ekstraklasy, kiedy na równi z piosenką popularna była idea zbudowania pomnika Pawłowi Bugale, który dał zielono-czarnym pierwszy historyczny awans.
Kiedy wydawało się, że pogoda nie będzie skłaniała do walki, że obie drużyny będą się uważnie badać, Górnik dał wyraźny sygnał, że jest zdeterminowany w walce o 3 punkty. W trzeciej minucie piłka po strzale Grzegorza Piesio uderzyła w słupek bramki Jagiellonii. Jagiellonia nie pozostała dłużna i wkrótce zaatakowała bramkę Sergiusza Prusaka.
Rzeczą, która na pewno zaskoczyła widzów to doping z trybun. Doping może nie najwyższych lotów, ale po „cichych” meczach na Arenie Lublin jednak nowość. Czułem się nieco jak na rozgrywkach LZS lub rozgrywek międzyszkolnych, niemniej zwolennicy kulturalnego dopingu bez rac i bluzgów powinni być ukontentowani, ja jednak nie byłem, aż chce się zadać pytanie będące tytułem płyty Dezertera „Ile procent duszy…”
W 23. minucie bramkę dla Jagiellonii zdobył Fiodor Cernych, którego poprzednim klubem była właśnie Górnik. Radość strzelca była mocno stonowana, by nie powiedzieć wprost, że jej nie było. Fiodor okazał dla klubu, który pozwolił mu pokazać się w polskiej Ekstraklasie wiele szacunku i empatii. Po bramce podniósł jedynie ręce w takim geście, jakby chciał przeprosić za to co właśnie się stało.
Kilka minut później Jagiellonia podwyższyła prowadzenie po pięknej akcji. W tym momencie stało się jasne, że jakość piłkarska jest po stronie Jagi, a piłkarze Górnika mogą przeciwstawić jedynie waleczność i charakter.
W 33. minucie meczu trener Rybarski zdecydował się dać Danielewiczowi klasyczną wędkę i zastąpił go Tymińskim, zawodnikiem przed laty związanym z Jagiellonią.
Do przerwy wynik nie uległ zmianie. Po przerwie do ataku ruszył Górnik Łęczna, a na trybuny wraz z gwizdkiem sędziego Frankowskiego wrócił optymizm i wiara w odwrócenie losów meczu, choć kolejne minuty nie pozwalały stwierdzić skąd ten optymizm. Górnik przestał atakować tak szybko jak zaczął.
Tradycyjnie już około 60. minuty zza bram stadionu odezwali się kibice Górnika bojkotujący mecze swojej drużyny. Wiązanką epitetów adresowanych do prezesa Górnika Artura Kapelko próbowali zaakcentować swoją obecność, jednak byli tym razem niemal niesłyszalni w tumulcie. Chwilę później w asyście policji opuścili okolice Areny.
Sześćdziesiąta szósta minuta pokazała, że największym brutalem i równocześnie idiotą tej ligi jest Łukasz Tymiński. Mając na koncie żółtą kartkę sfaulował zawodnika Jagi i w konsekwencji otrzymał czerwoną kartkę. Dodajmy, że pierwszy faul mógł zakończyć się już bezpośrednią czerwoną po wejściu w nogi Vasiljewa. Siedem kolejek i dwie czerwone kartki to naprawdę wynik, który będzie trudno poprawić. Biorąc pod uwagę czerwoną kartkę Pawła Sasina Górnik wyrasta na zespół grający w Lotto Ekstraklasie najostrzej.
Wiele dobrego o meczu w drugiej połowie nie sposób powiedzieć. Po raz kolejny Górnik mocno chciał, ale niewiele z tego wynikało, raził w oczy brak środków ku temu, raziła niedokładność, brak pomysłu. Jagiellonia zdecydowanie wycofała się i oczekiwała na kontrę, co w 80. minucie meczu nieomal dało rezultat, kiedy to urwał się Cernych i w sytuacji sam na sam strzelił w Prusaka. Ostatnie dziesięć minut to tzw. klasyka Ekstraklasy, czyli granie na dogranie meczu, bez woli zmiany boiskowej sytuacji. W całokształt obrazu świetnie wpisał się sędzia Frankowski, który swoimi decyzjami wzbudzał emocje na obu ławkach. Zaznaczyć należy, że choć same rozstrzygnięcia nie były błędne, to sam sposób prowadzenia zawodów, strategia obrana na mecz pozostawia wiele do życzenia.
Ostatecznie Jagiellonia zwyciężyła 2:0 i zamknęła usta wszystkim mówiącym o kryzysie białostoczan. Górnik po dwóch dobrych meczach zagrał słabo, momentami bez pomysłu i serca.
Po meczu powiedzieli:
Michał Probierz, trener Jagiellonii Białystok:
Gratuluję drużynie, cieszą trzy punkty, cieszy rywalizacja w zespole. Wiedzieliśmy, że to będzie trudny mecz, bo czterech punktów z Zagłębiem i Legią nie zdobywa się łatwo. Górnik nam nie zagroził, wiedzieliśmy, że dobrze grają w środku i uruchamiają Bonina. Został przez nas zneutralizowany i wyłączony z gry. Fajnie wygląda Fiodor Cernych, Chomczenowski. Przyjechaliśmy w szesnastu do Lublina ponieważ ostatnio rezerwy przegrały z Huraganem Morąg, a kiedy jest rywalizacja takie wyniki nie mogą się zdarzać. Dziś pokazaliśmy, że możemy wygrać i tu, i w meczach rezerw. Teraz przed nami długa przerwa, dużo zawodników od nas wyjeżdża. Życzę udanego weekendu.
Andrzej Rybarski, trener Górnika Łęczna:
Gratuluję Jagiellonii, wygrał zespół lepszy. Co do kwestii personalnych. Danielewicz zagrał słabe spotkanie, to tyle w tej kwestii, stąd ta zmiana. Co do Vojo trudno w tym momencie mówić o kwestiach zdrowotnych. Tymiński – nie wiem, czy to kwestia jego motywów, chęci, przemotywowania. Sędziowie są mocno na niego uczuleni, ostatnio była na niego duża nagonka, nie powinien tego zrobić jako zawodowiec. Czy do drużyny może dołączyć Brazylijczyk Hernani? Powiem tak: może do nas dołączyć w najbliższych dniach jeszcze dwóch, trzech zawodników.
Kibic Legii Warszawa oraz Realu Madryt. Przeciwnik wszelkich ekstremistów, wróg agresji w życiu publicznym. Prywatnie ojciec dzieciom i mąż żonie. Wielbiciel gitarowej muzyki i kolei.