Równo o 20:30 wystartował hit piłkarskich rozgrywek w Polsce. Legia Warszawa przy Łazienkowskiej podejmowała Lecha Poznań. Dla wielu dzisiejszy mecz był wisienką na torcie futbolowej soboty. Mecz o tlen, którego potrzebują obie ekipy okazał się…
Wyraźnie lepiej dzisiejszy mecz rozpoczęli piłkarze Nenada Bjelicy, którzy przez pierwszych kilka minut z animuszem próbowali atakować na połowie gospodarzy. Po wstępnej fazie spotkania legioniści starali się mocniej nacisnąć lechitów. Na ich nieszczęście niewiele z tego wychodziło. Pierwszy kwadrans był swoistą przebitką z obu stron, w której więcej było walki fizycznej, niż przemyślanych ataków pozycyjnych.
Piłkarze Jacka Magiery wydawało się, że nastawieni byli głównie na grę z kontry, postanowili czekać na to, co stworzy Lech. Po właśnie jednym z szybkich wyjść „Wojskowi” ruszyli z przewagą liczebną na bramkę Putnockiego w 21. minucie. Na szczęście dla „Kolejorza” Nemanja Nikolić wybrał najgorsze możliwe rozwiązanie i zdecydował się na strzał zza pola karnego, po którym futbolówka minęła słupek bramki poznańskiego bramkarza. Cztery minuty później świetną interwencją popisał się Dąbrowski, który bardzo przytomnie zablokował piłkę zagraną w stronę Gajosa. Gdyby defensor gospodarzy nie zdołał tego zrobić, to grający dziś na szpicy pomocnik lechitów wyszedłby sam na sam z Arkadiuszem Malarzem.
Znaczna część pierwszej części spotkania to zdecydowanie widowisko dla ludzi o mocnych nerwach. Emocji było tyle, ile wody na pustyni. Siłowa walka, szybkie tempo i całkowity brak złożonych i przemyślanych akcji. Dopiero w 41. minucie, jak się okazało finalnie porządnej salwy śmiechu dostarczył Nikolić, który po minięciu Putnockiego miał przed sobą pustą bramkę. Niestety dla gospodarzy – i jak słusznie zauważył Radosław Nawrot – z dobermana zrobił się chow-chow. Węgier trafił zaledwie w boczną siatkę. Piłkarze „Kolejorza” mogą podziękować wyższym siłom i celownikowi napastnika Legii.
[vc_single_image image=”14343″ img_size=”blog-medium” alignment=”center” style=”vc_box_shadow”]
W 42. minucie żółtą kartkę obejrzał Jakub Rzeźniczak za wślizg wyprostowaną nogą w kostkę Macieja Gajosa. Defensor Legii może się tylko cieszyć, że na boisku zatrzymała go dobra wola Szymona Marciniaka i ten nie pokazał mu czerwieni. Arbiter już wcześniej mógł pokazać piłkarzowi żółtą kartkę za wcześniejszy atak na piłkarza Lecha. Do końca pierwszej części meczu spokojnie można było kończyć kurs szydełkowania. Miał być hit, a wyszedł po połowie wysuszony herbatnik. Zarówno Legia, jak i Lech poziom dostosowują do pozycji w tabeli.
Piłkarze Legii z wysokiego „C” postanowili rozpocząć drugą część spotkania. Już w 47. minucie po rzucie rożnym wykonywanym przez Guilherme, świetne w polu karny odnalazł futbolówkę Jodłowiec, lecz świetnym refleksem popisał się Matus Putnocky, czym uchronił poznański zespół od straty bramki.
Zawodnicy Nenada Bjelicy postanowili nie być dłużni rywalom i już sto dwadzieścia sekund później Maciej Makuszewski uderzył na bramkę Arkadiusza Malarza, który po strzale sparował piłkę przed siebie. Po raz kolejny bardzo czujnie zachował się Czerwiński i wybił ją poza pole gry. Zawodnicy Bjelicy mieli jeszcze okazję na zmianę wyniku po rzucie rożnym, który rozegrano do czyhającego przed polem karnym Szymona Pawłowskiego, jednak pomocnik gości uderzył ponad bramką.
Trzeba przyznać, że znacznie w drugiej połowie ożywiło się spotkanie przy Łazienkowskiej. W 59. minucie kolejną dobrą szansę stworzyli sobie piłkarze Lecha. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego bardzo przytomnie piłkę przedłużył Łukasz Trałka, a centymetrów zabrakło Lasse Nielsenowi, aby ten z mniej więcej dwóch metrów wbił na wślizgu piłkę do bramki. „Wojskowi” postanowili natychmiastowo odpowiedzieć. Najpierw w 60. minucie bardzo dobre podanie otrzymał Radović, którzy przełożył sobie obrońcę Lecha i oddał strzał na bramkę. Matus Putnocky nie miał najmniejszych problemów z interwencją. Chwilę później świetne w pole karne dośrodkował Łukasz Broź do Nemanji Nikolicia. Węgier po raz kolejny w doskonałej sytuacji nie trafił do siatki Lecha. Oczywiście nie ujmując nic bardzo dobrej interwencji Putnockiego, napastnik gospodarzy wręcz powinien tę sytuację wykorzystać.
Do trzech razy sztuka? Dla Nemanji Nikolicia zdecydowanie tak. Po wybiciu Moulina piłki praktycznie spod linii końcowej fatalnie na własnej połowie głową zagrał Lasse Nielsen i piłkę przejął Kucharczyk. Pomocnik momentalnie odegrał do napastnika, który sprintem ruszył na bramkę Putnockiego. Defensor Lecha nie był w stanie go dogonić i tym razem Nikolić był bezbłędny. Od 65. minuty legioniści prowadzili w hicie 13. kolejki LOTTO Ekstraklasy.
Po stracie bramki mówiąc wprost nikt nie zareagował w sposób, który miałby zmienić oblicze spotkania. Dzisiejsze starcie to pierwszy poważny minus dla Nenada Bjelicy. Zrobił tak, jak zapowiadał na konferencji przed spotkaniem, gdzie głównym celem było skupienie na defensywie. Niestety poważnie się to odbiło na grze ofensywnej „Kolejorza”, która rozwinięta była tylko w sferze myśli. Bardzo słabo prezentował się między innymi Szymon Pawłowski, którego było jak na lekarstwo.
Końcówka spotkania to istne szaleństwo. Po faulu chwilę wcześniej wprowadzonego Kopczyńskiego na Makuszewskim sędzia Marciniak wskazał na „wapno”! Do wykonania jedenastki podszedł Marcin Robak. Napastnik na swoje i Lecha szczęście zdobył bramkę. Bardzo bliski skutecznej interwencji był Arkadiusz Malarz. To był dopiero początek negatywnych wydarzeń. Piłkę bardzo szybko chciał z bramki na środek boiska przenieść Dawid Kownacki, lecz uniemożliwiali mu to piłkarze Legii. Następnie w sobie tylko znany sposób w polu karnym Legii znalazł się Jasmin Burić, który wdał się w przepychankę z Malarzem. No i się zaczęło szarpanie piłkarzy obu zespołów. W efekcie tej sytuacji czerwoną kartkę obejrzał Jasmin Burić, a żółtą Malarz oraz Kownacki.
W całej sytuacji lepiej odnaleźli się gospodarze, którzy po wznowieniu gry momentalnie znaleźli się w pod polem karnym lechitów. Po strzale Brozia zza 16. metra futbolówkę przed siebie odbił Matus Putnocky, a dobijał ją będący na ewidentnym spalonym Kasper Hamalainen, który pewnie trafił do bramki Lecha. Kosmicznym błędem w tej sytuacji popisał się sędzia asystent, który czym prędzej powinien udać się do okulisty. Owszem, można nie dostrzec zawodnika będącego na minimalnym spalonym, jednak nie zobaczyć piłkarza znajdującego się całym ciałem za ostatnim obrońcą, trzeba być jednostką wybitną. Ważne 3 punkty zostają w Warszawie.
Bramki: 65’ Nemanja Nikolić (Michał Kucharczyk), 90+3 Kasper Hamalainen – 90’ Marcin Robak (P).
Widzów: 28 842
Arbiter: Szymon Marciniak
Żółte kartki: 42’ Jakub Rzeźniczak, 65’ Nemanja Nikolić, 90+3’ Arkadiusz Malarz – 74’ Maciej Makuszewski, 90+3 Dawid Kownacki
Czerwone kartki: 90+2 Jasmin Burić
Składy:
Lech Poznań: Matus Putnocky – Tamas Kadar, Jan Bednarek, Lasse Nielsen, Tomasz Kędziora – Abdul Aziz Tetteh, Łukasz Trałka (81’ Radosław Majewski) – Szymon Pawłowski, Darko Jevtić (65’ Marcin Robak), Maciej Makuszewski – Maciej Gajos (81’ Dawid Kownacki).
Rezerwowi: Jasmin Burić, Paulus Arajuuri, Maciej Wilusz, Dawid Kownacki, Radosław Majewski, Dariusz Formella, Marcin Robak.
Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz – Łukasz Broź, Jakub Czerwiński, Maciej Dąbrowski (46’ Michał Kucharczyk), Jakub Rzeźniczak – Thibault Moulin, Vadis Odjidja-Ofoe, Tomasz Jodłowiec (90+2) Kasper Hamalainen) – Miroslav Radović (84’ Michał Kopczyński), Nemanja Nikolić, Guilherme.
Rezerwowi: Radosław Cierzniak, Mateusz Wieteska, Michał Kopczyński, Michał Kucharczyk, Waleri Kazaiszwili, Kasper Hamalainen, Aleksandar Prijović.
fot. Monika Wantoła
Hobby pismak, miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz, pracoholik. Prywatnie kibic Manchesteru United i Lecha Poznań. Piszę dla: @retro_magazyn, @watch_esa i @ManUtd_PL. M: klama.mufc92@gmail.com.
1 Comment