Obserwuj nas

Felietony

Legia – Lech pojedynek trenerów | Liga po mojemu odc. 22

Mecz Legii z Lechem miał być widowiskiem, oczywiście wbrew logice, bo kiedy ostatnio pojedynek tych dwóch drużyn był ciekawy dla zwykłego kibica? Ja nie pamiętam. Sobotni mecz okazał się walką trenerów, a jak wiemy, wtedy mecz staje się widowiskiem dla koneserów.

Przed meczem życzyłem kibicom fajnego widowiska, nie wypaczonego przez błąd sędziego. Jakbym przeczuwał, co będzie się działo w tym meczu. Czułem podświadomie, że Nenad Bjelica obejrzał poprzednie mecze Legii i stchórzy. Tak, nie boję się użyć tego słowa, bo dla mnie ustawienie bez nominalnego napastnika i z dwoma defensywnymi pomocnikami to tchórzostwo. To wyczekiwanie na błąd przeciwnika i liczenie, że coś się wkula ze stałego fragmentu gry. To skazywanie meczu na jeden scenariusz. Myślałem, że Chorwat będzie odważniejszy od swoich poprzedników i że wykorzysta zmęczenie Legii po Realu i ubytki w szeregach defensywnych Wojskowych. Niestety, plan był prosty – przede wszystkim nie stracić bramki.

Jacek Magiera niestety też nie wzbił się na wyżyny odwagi. Braki w defensywie zacerował środkowymi obrońcami. Pierwszy raz w swojej karierze Jakub Rzeźniczak zagrał na lewej obronie. Trener zrezygnował z naturalnego wyboru, jakim był Guilherme, na rzecz zabezpieczenia tyłów. Jak sam przyznał, plan był taki, by w pierwszej połowie nie stracić bramki.

Niestety obaj szkoleniowcy się zaszachowali, co poskutkowało bardzo nudną pierwszą połową. Jeśli były jakieś akcje, to po błędach lub przebitkach – no nie było powodów do zachwytu. Pierwszy z tego błędnego koła wyszedł Magiera, który w przerwie zarządził ofensywną zmianę, za dobrze grającego Dąbrowskiego wprowadził Kucharczyka. Od początku drugiej połowy Gui grał na lewej obronie, a Kuchy miał nękać słabszą stronę Lecha Poznań. Plan wypalił perfekcyjnie, bo widać było zmianę już od pierwszych minut drugiej połowy. Legia była konkretniejsza w atakach i, jak to się mówi, miała więcej z gry. Słuszność zmiany potwierdziła bramka dla Legii i asysta wprowadzonego na boisko Kucharczyka.

Dopiero po stracie bramki trener Lecha Poznań uznał, że jego pomysł na grę nie wypalił i posłał w bój Marcina Robaka. Sam biję się z myślami, czy to ta zmiana miała wpływ na nowy obraz gry, czy to po prostu podświadome cofnięcie się Legii Warszawa. Nie wierzę w to, że Jacek Magiera nakazał pilnowanie wyniku, więc, moim zdaniem, to napastnik Lecha przyczynił się do zmiany obrazu gry. Legia już tak swobodnie nie rozgrywała piłki, nie stwarzała też klarownych sytuacji. To właśnie wtedy, według mnie, największy błąd popełnił Jacek Magiera – oczywiście przez zaniechanie zmiany, gdyż aż się prosiło o zmianę Radovica i postawienie na Vako. Moim zdaniem poskutkowałoby to przywróceniem przewagi Legii i być może strzeleniem bramki na 2:0.

Nenad Bjelica, zauważywszy poprawę gry swojego zespołu, postawił wszystko na jedną kartę i w 81. minucie dokonał podwójnej zmiany. Lech zaczął grać dwoma napastnikami – Kownackim i Robakiem, a także typowym rozgrywającym – Radkiem Majewskim. Dopiero po tej zmianie zareagował Jacek Magiera, wprowadzając defensywnego pomocnika – Michała Kopczyńskiego. Uważam jednak, że to był już za późny ruch, to była jakby odpowiedź na zmiany trenera Lecha. Magiera dał się zepchnąć do narożnika i kosztowało to utratę bramki po rzucie karnym. Faul popełnił, co ciekawe, nowo wprowadzony Kopczyński, tak więc Magiera mógł sie pochwalić jedną super zmianą Kucharczyka (asysta) i jedną zmianą nietrafioną Kopczyńskiego (sprokurowany rzut karny).

Na szczęście dla Legii, trener Magiera zachował chłodny umysł i na końcowe minuty, po zamieszaniu po rzucie karnym, wprowadził Hamalainena. To był strzał w dziesiątkę. Fin zdobył decydującą bramkę, dobijając piłkę wybitą przez bramkarza gości po strzale Łukasza Brozia. Oczywiście bramka padła z pozycji spalonej, ale nie zmienia to faktu dobrej decyzji trenera Magiery.

Mecz, choć w końcówce bardzo emocjonujący, zawiódł i tak, jak wspomniałem, była to wina obu trenerów. Szybciej w sobotnim klasyku reagował Jacek Magiera i to on wygrał pojedynek z Nenadem Bjelicą.

Ze sportowym pozdrowieniem,

 

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony