Koszykarz, ikona Śląska Wrocław. Na Twitterze ma chyba więcej obserwujących go kibiców Legii Warszawa niż Śląska Wrocław. O koszykówce, diecie sportowca, nawykach, motywacji i o tym, że kibic może krytykować swoją drużynę, ale bez przesady w rozmowie z najsłynniejszą „9” w koszykówce Maciejem Zielińskim.
[vc_video link=”https://www.youtube.com/watch?v=ZfDA4pADaWo” align=”center”]
Sir Alex Ferguson po zwycięskim finale Ligii Mistrzów w 1999 roku przeciwko Bayernowi Monachium powiedział słynne słowa „Football, bloody hell”. Gdyby Maciej Zieliński grał kiedyś w zaciętym finale NBA to pewnie na antenie ESPN usłyszelibyśmy podobną frazę z ust legendy Śląska.
Patrząc na to, jaki zdrowy tryb odżywiania promuje na przykład Robert Lewandowski, czy w trakcie Twojej kariery miało coś takiego miejsce?
Na początku na pewno nie, były to prehistoryczne czasy, że tak powiem. Nikt się tym nie zajmował w Polskiej koszykówce i podejrzewam, że w innych sportach też nie i na to się w ogóle nie zwracało uwagi. Jak byłem juniorem to filozofią trenerów było, że „słaba kość pęka”, jak ktoś nie dawał rady, albo miało kontuzję to znaczyło, że się nie nadawał. Nie było takiej opieki nad organizmem sportowca. Później pod koniec mojej kariery w koszykówce i ogólnie w sporcie powoli zaczynało się to wszystko rozwijać, pojawili się trenerzy od przygotowania motorycznego, opieka psychologów i dietetycy. Za moich czasów były to „pierwsze kroki”, nie było to ustalanie całej diety, tylko wytyczne czego nie jeść, a szczególnie przed meczem. Nie była to dieta całościowo rozpisana od rana do wieczora, co zawodnik ma jeść. Tylko np. przed meczem nie jeść ciężko strawnych, smażonych rzeczy, tylko makaron albo kurczaka.
Bezglutenowe?
Nie wtedy nikt jeszcze nie słyszał o bezglutenowych posiłkach (śmiech).
Do czego dążę, kiedyś na Twitterze pojawiło się zdjęcie piłkarzy Śląska Wrocław jedzących po meczu kebaba, czy na przykład zawodnik Legii, obrońca reprezentacji Polski Artur Jędrzejczyk też jest amatorem baraniny.
Ja uważam, że mięso jeszcze nikomu nie zaszkodziło (śmiech). Wszyscy są ludźmi i czasami trzeba sobie też trochę pofolgować. Nawet w dzisiejszych czasach, kiedy jest to wszystko dokładnie kontrolowane muszą być też takie momenty, kiedy zawodnik może sobie pozwolić na coś co lubi.
Ale uważasz, że zdrowe odżywianie 'ala’ Robert Lewandowski pomaga w odniesieniu sukcesu, czy jednak indywidualne przygotowanie do treningów recepta na sukces?
Na pewno zdrowe odżywianie jest jednak pomocne. Organizm zawodników, sportowców grających na najwyższym poziomie jest poddawany olbrzymiemu wysiłkowi i jest to bardzo wyniszczające dla organizmu. I to powiedzenie – „sport to zdrowie” – na pewno nie odnosi się do zawodowych sportowców. Tutaj taka dieta i kontrola odżywiania się sportowca na pewno pomaga. Tym bardziej, że taka zbilansowana dieta to też są dostarczanie witamin i mikroelementów dla organizmu. Organizm tego potrzebuje i jest to na pewno bardzo duża pomoc.
Ok, a alkohol?
Alkohol podobno szkodzi.
Ja osobiście pamiętam, że 10 lat wstecz jeszcze w Turowie Zgorzelec „maser” po każdym treningu zalecał jedno, dwa piwka na uzupełnienie mikroelementów.
No oczywiście, ja też zawsze trzymałem się takiej wersji, że piwo uzupełnia mikroelementy i jest napojem izotonicznym. Jednak z punktu widzenia trenera i dietetyków to nie jest to tak do końca.
Z tego, co ja pamiętam to za Twoich czasów w Śląsku Wrocław to po wygranych ważniejszych meczach to najpierw było w rozkładzie TGI Fridays, a później Klub Trzynastka.
Z reguły po meczach mieliśmy dzień wolny, albo odnowę biologiczną. Jednak to prawda. W Śląsku mieliśmy taką tradycję, że większością drużyny chodziliśmy do Fridays, które było super miejscem spotkań. Kibice przecież też dobrze wiedzieli, że głównie nas tam można znaleźć, więc to było bardzo fajne.
Ważna jest atmosfera w zespole?
Atmosfera jest takim ciężko mierzalnym parametrem. Wiadomo, że jeżeli zawodnicy, którzy razem tworzą drużynę dobrze się ze sobą rozumieją, czują i funkcjonują to na pewno ta drużyna dużo lepiej ze sobą współpracuje. Jednak należy pamiętać, że drużynę tworzą ludzie o innych charakterach, usposobieniu i czasami są potrzebne jakieś kompromisy, przecież nie zawsze będą się „kochać”. Kiedy przychodzi do treningów, meczów to ta drużyna musi funkcjonować, jak jeden organizm. Jeżeli będą jakieś jednostki, które mają inne cele, inny pomysł na swoją karierę to jest to gotowy przepis na katastrofę.
Pytam, ponieważ chcę przejść do drugiej części naszego wywiadu, czyli motywacji u sportowców. Patrząc na to, co wydarzyło się na Łazienkowskiej po powrocie piłkarzy Legii po przegranym meczu w Poznaniu.
To o taką motywację chodzi?
No właśnie, tam doszło do tego, że niektórzy zawodnicy i trener zostali oszczędzeni, gdzie media po tym rozpisywały się, że trener „stracił szatnię”. Później w Lechii Gdańsk na treningu przed derbami Trójmiasta kibice odbyli rozmowę motywacyjną, gdzie zdjęcie z tego „latało” po Twitterze.
Z punktu widzenia sportowca sytuacja, która miała miejsce na Legii jest dla mnie niezrozumiała. Tym bardziej, że tam doszło do jakiś przepychanek i rękoczynów. Jako sportowiec po prostu nie rozumiem tego. Wiadomo, że jakieś mecze mogą być słabsze, ale była to sprawa nasza! Drużyny! Wiem, że kibice też kochają swoje drużyny, chcą żeby grały jak najlepiej, ale swój klub należy wspierać nawet jak nie idzie, a nie doprowadzać do takich rzeczy.
Ostatnio na WATCH Ekstraklasie przeczytałem wywiad z kibicem Legii, muzykiem Pawłem Sołtysem, który powiedział, że kibic płaci duże pieniądze i ma prawo do skrytykowania drużyny, czy też zawodnika. Uważasz, że są tego pewne granice?
Każdy kibic ma prawo krytykować, przecież kupuje bilet, gadżety, czy jeździ na wyjazdy ma prawo do wyrażania swojej opinii. Z jednej strony rozumiem kibiców, którzy są zdenerwowani, czy zawiedzeni tym, że drużynie „nie idzie”, że poszczególni zawodnicy nie za bardzo się starają. Wiadomo można przegrać mecz, ale po walce. Jednak jak zawodnikom się nie chce, albo coś im nie gra to kibic ma prawo do krytyki, ale jestem przeciwny rękoczynom w stosunku do zawodników.
Pamiętam, jak jeździłem ze Zgorzelca na mecze koszykarskiego Śląska na Halę Ludową to was wtedy wspierali kibice piłkarscy, ba wtedy nie było podziału pomiędzy kibiców koszykarskich i piłkarskich we Wrocławiu. Do PLK powróciła koszykarska Legia i tam dzieje się podobnie, myślisz że ma to rację bytu?
Oczywiście, że pamiętam tamte czasy i nigdy nie wprowadzałem podziału pomiędzy kibiców koszykarskich, a piłkarskich. Dla mnie Śląsk był zawsze jedną wielką rodziną. Jednak jeżeli chodzi o koszykówkę i piłkę nożna to oczywiście są to dwie różne dyscypliny i inaczej prowadzi się doping. Koszykówka jest bardziej dynamicznym sportem i kibice na trybunach reagują całkiem inaczej na to, co się dzieje na parkiecie. Jednak są grupy kibiców, które potrafią to pogodzić, także ja osobiście nie widzę ku temu żadnych przeszkód.
Powoli zmierzamy do tej części wywiadu, gdzie pogadamy sobie o zarządzaniu w sporcie. Ostatnio cieszyliśmy się z awansu Polaków na mundial w Rosji. Jaką ocenę z zarządzania PZPN’em wystawiłbyś Prezesowi Bońkowi w skali szkolnej?
Prezesowi no oczywiście szóstkę! Można mieć rożne zdanie na temat Prezesa Bońka, jednak wyniki i progres jaki zrobiła reprezentacja odbiera wszystkim jakiekolwiek argumenty do krytyki. Nasze miejsce w rankingu FIFA, awans na Mistrzostwa Świata i dzięki temu losowanie z pierwszego koszyka to są same plusy. Dla mnie Prezes Boniek jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.
Myślisz, że koszykówka w Polsce ma szanse kiedyś „powstać z kolan”?
Tutaj to jest ciężka sprawa. Cały czas powtarzamy, że potrzebny jest sukces reprezentacji, który to wszystko napędza, a to w koszykówce nam ostatnio nie wychodzi. Przede wszystkim organizacyjnie dużo organizacyjnych rzeczy trzeba pozmieniać – szkolenie dzieci, młodzieży. Według mnie koszykówka jest popularna, w szczególności w tych większych ośrodkach miejskich. Są ligi amatorskie, czasami po kilka i ludzie w tą koszykówkę grają. Tylko Polska Liga Koszykówki nie jest popularna niestety i tutaj jest też dużo do zrobienia.
Mamy Marcina Gortata, mamy chłopaków w Hiszpanii, Przemek Karnowski był w finale NCAA. Patrząc przez pryzmat EURO 2012, gdzie piłkarska reprezentacja miała indywidualności, ale nie miała trenera to w koszykówce oprócz zmian administracyjnych przydałaby się zmiana na stanowisku szkoleniowca.
Zaraz zaczynamy eliminacje do Mistrzostw Świata w koszykówce (już rozpoczęliśmy, wywiad przeprowadzony w zeszłym tygodniu – przyp. red.), więc teraz trzeba trochę poczekać. Dziwne są takie posunięcia Polskiego Związku Koszykówki, gdzie na ostatnim Eurobaskecie nie wyszliśmy z grupy, a kontrakt z trenerem został podpisany tuż przed turniejem. Jest to dziwne, bo dla mnie zawsze to tak funkcjonowało, że trenera rozlicza się z osiągniętych wyników, a nie podpisuje kontrakty przed. Później trener Taylor podjął decyzję, że pojechaliśmy z teoretycznie dwoma rozgrywającymi, chociaż A.J. Slaughter nie jest rozgrywającym. Potem nam zaszkodziło, ponieważ tego dodatkowego rozgrywającego nam zabrakło. Trener powiedział, że tę decyzję bierze na siebie, pomysł nie wypalił i jakoś nie wziął tego na siebie.
Widzisz wśród Polskich trenerów w Polskiej Lidze Koszykówki takiego, który miałby posłuch u zawodników i byłby w stanie poprowadzić reprezentację?
Jest paru trenerów, jest trener Winnicki, trener Kamiński. Teoretycznie Igora Milicicia można prawie pod polskiego trenera podciągnąć – jest już od tylu lat w Polsce. Można spróbować dać szansę polskiemu trenerowi, żeby może coś zmienił. Jednak ja nie jestem Prezesem PZKosz, więc nie do mnie ta decyzja należy.
Pogdybać możemy, przecież my kibice to lubimy.
No tak, po tych nieudanych Mistrzostwach Europy był to dobry moment, żeby coś zmienić. Nie zostało to zrobione, więc teraz oglądamy i kibicujemy naszym w eliminacjach do Mistrzostw Świata.
Poruszając już ostatni temat związany z koszykówką i zarządzaniem. Czy w Polskiej Lidze Koszykówki są profesjonalnie zarządzane kluby? Przykład – Czarni Słupsk.
Niestety, tak jeszcze nie jest. Są kluby, które działają profesjonalnie, mają w miarę stabilne budżety, dobrze działają marketingowo. Natomiast to też jest temat rzeka, bo tutaj powiększanie ligi co chwila, robienie ligi zamkniętej, czyli tak zwanej zawodowej, kwestia weryfikacja klubów – to w sferze organizacyjnej jest bardzo dużo do zrobienia, żebyśmy mieli w pełni profesjonalną ligę. Kluby starają się działać profesjonalnie, wiele z nich jest świetnie zarządzanych, natomiast sama liga jako produkt nie ma dużej siły przebicia, problemy ze sponsorem tytularnym, którego nie było i nie ma – to dla mnie jest dziwne.
No właśnie, patrząc na Lotto Ekstraklasę no sponsor jest, bo jest. Jednak pieniądze, jakie kluby ESA otrzymują z tego tytułu to w żadnym z nich nie pokryłoby to pensji topowego zawodnika.
Dochodzą też pieniądze z transmisji CANAL+. Wiadomo, że w piłce nożnej te budżety są o wiele większe niż w koszykówce i budżety klubów nie tylko piłkarskich czy koszykarskich mają to do siebie, że to jest studnia bez dna – ile byś nie dał, tyle da się zagospodarować. W piłce nożnej do tych dochodów od sponsora tytularnego dochodzą też pieniądze z praw telewizyjnych, a tego w koszykówce nie ma. Jeszcze dużo czasu to zajmie, żeby takie pieniądze wpływały do polskiego basketu, patrząc na statystki oglądalności.
Czy PLK jest w stanie nauczyć się czegoś od Ekstraklasy? Patrząc z perspektywy takiej, że Prezesem Ekstraklasy został teraz bardzo dobrze Tobie znany sędzia koszykówki – Marcin Animucki.
Polska Liga Koszykówki powinna się uczyć od kogo się da, w sytuacji takiej jak jest teraz. Mamy Ekstraklasę, mamy ligę siatkówki, mamy piłkę ręczną, które poszły bardzo do przodu, a koszykówka nasza Polska została w dalekim tyle. Jeżeli byłaby taka możliwość to trzeba się uczyć od każdego.
Dlaczego wspominam o Marcinie Animuckim. Przecież z Grzegorzem Bachańskim Prezesem PZKosz znają się wieki, aż samo się prosi o nawiązanie współpracy dotyczącej wspólnych szkoleń, wymiany projektów. Bo nie sądzę, że Marcin Animucki, który był topowym sędzią koszykarskim zapomniał o koszykówce.
Nie ulega to najmniejszej wątpliwości, są możliwości, gdzie można wykorzystać jakieś tam, no nie powiem układy, ale znajomości. Trzeba zadzwonić, spotkać się, nawiązać współpracę, wymiana doświadczeń, czy nauka, natomiast tak jak na to patrzę to nie jest to robione. Może coś ruszy, ale nie wygląda to dobrze.
Będąc na miejscu Grzegorza Bachańskiego, zrobiłbyś taki ruch od razu?
W takiej sytuacji na pewno, dlaczego nie. Na pewno nie zaszkodzi, w sytuacji naszej koszykówki każda pomoc od każdego, w sensie wymiana doświadczeń i rozmowa powinniśmy korzystać z tego jak się da. Wszystko to powinno się zacząć od jakiegoś spójnego programu i planu szkolenia dzieci, młodzieży, bo to jest podstawa tej całej piramidy.
Przed wszystkim, bez następców Marcina Gortata, Adama Waczyńskiego, Przemka Karnowskiego. To tak, jak w piłce nożnej zabrakłoby nam następców Lewandowskiego, Glika, Szczęsnego. Jedni to dobrze wykonują.
No właśnie, tym bardziej że teraz czasy i tak są ciężkie, żeby dzieci zachęcić do sportu. Dlatego trzeba o to walczyć i pracować od najmłodszego wieku się da. Trzeba te dzieci do koszykówki zachęcić, organizować spójny system szkolenia.
Mnie najbardziej interesuje, jak to się stało, że oprócz wyjazdu do szkoły do Stanów, byłeś, jesteś i będziesz wyłącznie kojarzony przez wszystkich ze Śląskiem Wrocław, ba jesteś przecież legendą WKS-u. Nagle kilka dni temu, bomba – Maciej Zieliński wiceprezes Jamalex Polonii 1912 Leszno. Ja to sobie mogę tylko wytłumaczyć, że musiał Ci bardzo doskwierać brak basketu.
No to na pewno, koszykówka była i dalej jest całym moim życiem. Mimo, że już nie gram to koszykówkę mam we krwi i bez tego jest na prawdę ciężko (śmiech). Prawie 2 lata temu, kiedy rozmawiałem z zarządzającymi Śląskiem Wrocław to nie było dla mnie miejsca, więc odszedłem. Komunikat był dla mnie jasny, że nikt mnie w Śląsku już nie chce. Teraz z kolei rozmawiałem z Prezem Jamalexu Polonii 1912 Leszno, rozmawiałem z trenerem, spotkałem się również z Prezydentem Leszna, którego znam. Mają drużynę profesjonalnie prowadzoną, mają wizję tej drużyny, miasto jest przyjazne rozwojowi koszykówki. Wizja Polonii jest spójna z moją, jeżeli chodzi o rozwój i szkolenie dzieci. Polega na zachęcaniu dzieciaków do koszykówki, dlatego postanowiłem dołączyć do tego projektu.
Pytam też z tego powodu, że w sobotę…
W piątek.
W piątek, przepraszam. W piątek właśnie Jamlex Polonia 1912 Leszno gra mecz ligowy ze Śląskiem Wrocław (Polonia wygrała 96:86 po dogrywce – przyp. red.). To jeszcze Twój Śląsk Wrocław czy już nie?
Jestem wiceprezesem Polonii Leszno i niech to będzie moją odpowiedzią. Jednak Śląsk Wrocław był i jest całym moim życiem, grałem tam prawię całą moją karierę i nie ma, co się oszukiwać. Takie jest życie, nic z tym nie zrobię.
Ale to ten sam Śląsk Wrocław, czy to już nie ten sam?
To na pewno nie jest ten sam Śląsk Wrocław, co kiedyś. Ten Śląsk przestał istnieć na chwilę, robiliśmy próbę odbudowy, powrotu do ekstraklasy, która się udała, ale to jest zupełnie inna wizja rozwoju drużyny niż moja.
Czyli swoją wizję prowadzenia Klubu będziesz wprowadzał w Lesznie.
Tak, po rozmowach tutaj ta wizja jest bardzo zbliżona do mojej i bardzo mi się spodobała. Mam nadzieję, że swoją osobą, swoją pracą w Lesznie, pomogę w rozwoju tej drużyny.
Maćku, ja i pewnie zdecydowana większość kibiców, która kojarzy Macieja Zielińskiego – może oprócz niektórych z Włocławka – życzy Ci powodzenia, bo liczba Maćków Zielińskich w baskecie musi się zgadzać.
Cieszę się, że tak mówisz, po odejściu ze Śląska Wrocław. Bez koszykówki usychałem, męczyłem się. Teraz byłem w Lesznie na meczu, to od razu serce się cieszy, japa się ciesz! Powrót do basketu to jest to!