Ciuuch, ciuuch – po mistrza Kolejorz jedzie…
Ciuuch, ciuuch – kibiców swych nie zawiedzie…
Po dobrym meczu przeciwko Jagiellonii, uwierzyłem, że z Legią może być nieźle. Kiedy w świetnym stylu zwyciężyliśmy przy Łazienkowskiej, zdałem sobie sprawę, że możemy faktycznie powalczyć o coś więcej, aniżeli tylko o górną ósemkę. A potem przyjechał Kolejorz i wszystko popsuł. Wisła to mocna drużyna, ale niestety jeszcze zbyt słaba na Lecha.
Pycha kroczy przed upadkiem
Może wydawać się to absurdalne, co teraz napiszę, ale wygrana z Legią przyszła nam zbyt łatwo. To był nasz najlepszy mecz w sezonie. Legia była tylko parkietem, na którym my przez 90 minut wykonywaliśmy coraz trudniejsze kroki taneczne. To wystarczyło, żeby przejąć od jej kibiców najgorszą z możliwych cech. Pychę. Uwierzyliśmy, że skoro poszło tak łatwo, to pójdzie już z górki. Teraz każdy będzie się kładł pod kombajn spod znaku Białej Gwiazdy. I można było wyczuć, że do meczu z Lechem podchodzimy z lekkim lekceważeniem. Sam nie wiem dlaczego. Tak było i nic już z tym nie zrobimy. Na nasze nieszczęście, z łowcy, przeobraziliśmy się w zwierzynę. Parafrazując słynny cytat „Chcieliśmy wydymać Freda, a to Fred wydymał nas”. Spełniło się marzenie kibiców – miał być lany poniedziałek i był. Szkoda tylko, że to nas lali..
Wygrali lepsi
W zasadzie mógłbym zostawić sam tytuł i przejść od razu do następnego akapitu. Dwa słowa, które mówią wszystko. Lech był dzisiaj lepszym zespołem. Zdecydowanie lepszym. Nie było momentu, w którym straciliby kontrolę nad spotkaniem. No, od biedy to może przy pierwszej kontrze, gdzie Imaz koncertowo zmarnował okazję, nie podając do kolegów. A poza tym? Wyrachowana i pewna gra od początku do końca. Zrobili z nami to, co my zrobiliśmy z Legią, oczywiście z zachowaniem proporcji.
Sukces zespołu z Poznania miał wielu ojców, bo cała drużyna zagrała dobrze. Ponad wszystkich jednak wyrastał Gytkjaer. Gdyby skauci mieli wystawić mu ocenę tylko na podstawie tego spotkania, to w czerwcu grałby za Moratę w Chelsea. Chłop miał dzisiaj taki timing przy wejściu na dograną piłkę, że przy jego warunkach fizycznych nasi obrońcy niestety nie mieli czego szukać. Efekt? Wszyscy rozpływają się nad Carlitosem i Angulo, jacy to egzekutorzy i główni pretendenci do korony króla strzelców, a Duńczyk po cichu ich dochodzi. Po jednym z poprzednich tekstów, mój twitterowy druh – BigiTSW zadał mi pytanie „Dlaczego wszyscy w Lechu upatrują kandydata do mistrza?”. No, to właśnie dlatego, mój drogi kolego, niepotrzebnie o nich gadaliśmy, obudziliśmy potwora!
…co nie znaczy, że Wisła zagrała złe spotkanie
Albo inaczej, zaważyły błędy indywidualne naszych bocznych obrońców. Palcić i Sadlok sprezentowali gościom po bramce i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie będę odnosił się do karnego, bo był kontrowersyjny. Tak samo jak nasz rzut wolny, przy którym Carlitos pokazał, kto jest barmanem na tym dancingu. Powiem tylko tyle, że przez te wszystkie lata, które gram w piłkę, nigdy nie zrobiłem wślizgu na „radziecką torpedę”, tak jak chciałby tego pan Przesmycki. Velez miał ręce ułożone jak najbardziej naturalnie i takich karnych nie powinno się gwizdać nigdy.
A co poza tym? Najprościej rzecz ujmując – zostaliśmy rozczytani. Tylko tyle i aż tyle. Nie sądzę, ze graliśmy źle, po prostu goście na wszystkie nasze sztuczki mieli odpowiednich ludzi, do zniwelowania. Nie chcę się znowu wyżywać na Mitroviciu, bo to już podchodzi pod nękanie, ale nie mogę tego przemilczeć. O ile kilka piłek zagrał dzisiaj ciekawych, tak biegowo wygląda jak Rysiek Kalisz. Mega ociężały. Ja wiem, że się dzisiaj widać było, że mocno chciał, podobało mi się to, ale nie mogę być nieobiektywny, zwłaszcza, że Bogusia też opieprzałem w tekstach, pomimo tego, że się starał. A jak już jestem przy Bogusiu, to tylko trzy słowa o zmianach, które przeprowadził dzisiaj trener Joan. Nic nie wniosły.
Wnioski…
Ktoś zapyta: To dlaczego udało się z Legią, a nie udało się z Lechem? Sprawa jest bardzo prosta. Zobrazuję to na przykładzie budowy domu. Lech ma już wylane fundamenty, postawił ściany i zabiera się do zadaszania budynku. Budową zarządza niezły architekt a pracę wykonują profesjonalni budowniczy, którzy obeznani są z czytaniem planów budowy. Legia natomiast zburzyła swój poprzedni pałacyk, wykopała dziurę pod fundamenty, ale niestety wymieniła w trakcie prac połowę robotników razem z kierownikiem budowy. Dodatkowym problemem jest fakt, że obecny, w poprzedniej pracy był księgowym. Bardzo dobrym, ale jednak księgowym. Nie wspomnę już nawet o fakcie, że plany budowy zgubił geodeta. Trafiliśmy Legię w najlepszym możliwym momencie, co do Lecha nie mieliśmy tyle szczęścia.
…
Moim skromnym zdaniem nie ma co załamywać rąk/zwalniać trenera/wyrzucać piłkarzy/oddawać karnetów/przerzucać się na sąsiadkę/zapijać się na śmierć/odpuszczać reszty sezonu* (* – niepotrzebne skreślić). Nie stało się nic złego. Idziemy w dobrym kierunku, jesteśmy całkiem mocni, ale jak widać jeszcze nie najmocniejsi. Limit błędów indywidualnych wyczerpany, więc będzie dobrze. W dodatku wydaje mi się, że z rytmu wytrąciła nas przerwa na kadrę, a takowej już na szczęście nie będzie. Tylko nie pompujmy już więcej balonika, bo lepiej jest być miło zaskoczonym, aniżeli rozczarowanym.
I jak to mówił jeden mędrzec, który kłamał kibicom w żywe oczy, by za kilka srebrników sprzedać się Warszawie: Następny Mecz! Drużyna!