W piłce trudno znaleźć osobę, która przyzna się do błędu. Bardzo rzadko z ust piłkarza usłyszymy: zagrałem słabo, przegrana to moja wina. Z ust trenera nie padają słowa o źle dobranej taktyce i złych wyborach personalnych. Prezes nie powie: to była zła decyzja o zwolnieniu trenera, mogliśmy lepiej zainwestować pieniądze klubu. Czy aż tak trudno przyznać się do błędu? Czy to oznaka słabości? Przecież ten błędów nie popełnia, co nic nie robi!
Przykłady z ostatnich dni. W PZPN organizacja jest na 100%, nie popełniają błędów. Brak zgłoszenia sześciu zawodniczek do meczu z Albanią – siła wyższa. Koczowanie tych samych zawodniczek 7 godzin na lotnisku – wina Ryanaira. Słaby poziom piłki kobiecej – wina klubów, które nie chcą wspaniałomyślnie dokładać do interesu. Tak to się kręci od dawna. Ważne by się nie przyznawać i wyraźnie się nie podpisywać.
Sam popełniłem ostatnio błąd i oskarżyłem kibiców Arki o brak umiaru, bo zaczęli narzekać na klub, który przecież odnosi sukcesy. Jednak gdy zgłębiłem temat, przyznaję im rację i przepraszam! Walczcie z amatorstwem w zarządzaniu klubem! Trzymam za was kciuki!
Nie wszystko co złe, to poprzednicy
Trener Stokowiec obejmując nową posadę, skrytykował wszystko co dotyczy swojego poprzednika. Zarządził swoje badania wydolnościowe, mimo że miał do dyspozycji dane GPS, dane z badań krwi zawodników. Cała praca sztabu trenera Owena poszła do kosza. Oczywiście z badań wyszło, że piłkarze są źle przygotowani, mimo że w meczu z Legią wybiegali przeszło 110 kilometrów – co jest bardzo dobrym wynikiem. Wiadomo przecież od dawna w Polsce, że nie ważne kto bada, ważne kto podlicza wyniki. Czy Lechia jest źle czy dobrze przygotowana zostawiam specjalistom, ale sam fakt krytykowania publicznie swojego poprzednika uważam za naganny.
W Legii nastąpiły zmiany na wszystkich szczeblach. Nowa miotła w dziale marketingu zdaje się, że wszystko co zrobili poprzednicy, wyrzuciła do kosza. Program lojalnościowy Legiony to na pewno wielki sukces poprzedników. Świetny pomysł i realizacja, unikatowe podejście do kibica przez klub piłkarski w Polsce. Można by z tego naprawdę zrobić coś wielkiego, coś co jeszcze bardziej zbliży kibica do klubu. Niestety przyszli nowi i wydaje się, że Legiony dogorywają i pomysł nie jest rozwijany. Mamy za to przekazanie danych kart kibiców do firmy zewnętrznej Lyoness, obecnie Cashback World. I jak się domyślam – to tam, do uczestników programu, zostały częściowo przekierowane działania marketingowe. Dobrze, że jeszcze jest Miś Kazek i nie został podmieniony na nosacza Pjotera.
Polska piłka biedna i źle zarządzana
Wiadomo polska piłka jest biedna, w klubach Ekstraklasy (nie wszystkich) pracują ludzie z przypadku, którzy podejmują decyzje na tak zwane udo – albo się udo, albo nie udo. Oczywiście są też pasjonaci, ludzie zajarani na maksa tym co robią. O dziwo pracują oni zazwyczaj w niższych ligach, trafiają na szklany sufit by się przebić. Przygotowanie fizyczne to bardzo ważna kwestia w klubie i nie jest to kwiatek do kożucha. W Polsce mam wrażenie, że to najmniej ważna kwestia w prowadzeniu klubu.
Kibice często narzekają na przygotowanie fizyczne swoich zespołów. W sumie jest na co narzekać, ja, jako postronny kibic, nie widzę w większości klubów jakiejś myśli przewodniej, która pozwoliłaby mi na następujący wniosek. Klub X przygotowuje dobrze fizycznie swoich zawodników. W Ekstraklasie nie ma ciągłości, według mnie przygotowaniami rządzi przypadek. Czego innego się spodziewać, jeśli sztab trenerski zmienia się co pół roku? Z przygotowaniem fizycznym jest jeden problem: efekt nie przychodzi od razu. Nadbudowa i praca włożona w przygotowanie może, ale nie musi przynieść natychmiastowe efekty.
Przykład Jagiellonii. Trener Brede i Probierz zbudowali przygotowanie fizyczne Jagiellonii, a owoce tej pracy zbiera trener Mamrot. Jaki z tego wniosek? Kluby Ekstraklasy za szybko zwalniają trenerów, a co gorsza – źle dobierają kadrę szkoleniową. Aspekt przygotowania fizycznego jest jakby pomijany przy zmianie trenera, a tu powinna być jakaś myśl przewodnia. Klub powinien mieć wizję swojej gry, zarówno taktyki jak i przygotowania fizycznego. Zawsze na coś trzeba postawić, a z czegoś zrezygnować. Jeśli drużyna gra z kontry, to lepiej mieć szybkich, wytrzymałych szybkościowo zawodników i tak ich przygotowywać. U nas zazwyczaj za przygotowanie fizyczne odpowiada trener, a gość z plakietką „trener przygotowania fizycznego” jest tylko pomocnikiem.
Przygotowanie fizyczne to nie jest tylko wytrzymałość i szybkość, ale także szeroko składa się na to zmniejszanie podatności na kontuzje, to także rozwój tkanki mięśniowej danego zawodnika, praca indywidualna rozłożona na kilka lat.
Dziwią mnie powiązania ludzi zatrudnionych w klubach z klinikami zajmującymi się kontuzjami zawodników. Na zdrowy rozum ich cele są różne. Ludzie odpowiedzialni za przygotowanie zawodników w klubie muszą ich tak przygotować, by ci nie odnosili kontuzji. Kliniki medyczne zarabiają na kontuzjach tych piłkarzy. Metody leczenia kontuzji też mogą być różne i niekoniecznie kończyć się w klinice. W takich wypadkach mam wątpliwości czy osoba zatrudniona w obu miejscach bierze stronę klubu, czy kliniki.
W Polskich klubach trening indywidualny jest słabo rozwinięty. Piłkarze, którzy są nastawieni na sukces, a dodatkowo mają dobrego menedżera, mają swoich trenerów, którzy im doradzają. Płacą dodatkowe pieniądze, ale mają wymierne efekty i to widać na boisku. Są też tacy zawodnicy, którzy wolą tylko narzekać na trenera klubowego, a menedżera widzą tylko przy podpisywaniu nowego kontraktu.