To, co przeżywają kibice klubów Ekstraklasy można tylko przyrównać do przeżyć przekazywanych w tekstach polskich gwiazd hip-hopu. Załamanie nerwowe miesza się z ekstazą po pokonaniu największego rywala. Rywalizacja zapowiada się do ostatniego meczu, a malkontenci wmawiają nam, że poziomu to tu tyle, co w blokach z wielkiej płyty.
Losowość naszej Ekstraklasy jest wręcz idealnie skrojona pod sponsora tytularnego (Lotto). Rzadko bowiem reklamuje się produkt w aż tak bezpośredni sposób. Jakby tego było mało, ostatnio sędziowie dołączyli do grona osób, które chcą uatrakcyjnić widowisko. Nawet VAR nie przeszkadza im w wypaczaniu wyników. Żeby było śmieszniej, w ostatniej kolejce rundy zasadniczej VAR’u nie było i błędów sędziowskich też nie! Weź tu człowieku skumaj o co tu chodzi.
Atrakcyjni Piłkarze
Czołowe kluby Ekstraklasy i ich piłkarze postanowili uatrakcyjnić widowisko rundy finałowej. Najpierw jak jeden mąż przegrali mecze u siebie. Przecież to żadna frajda, kiedy faworyt gładko pokonuje we własnym domu rywala. Oczywiście, żeby nie było nudno, wspomniana czołówka, już chwilę później zgodnie wygrała swoje mecze… na wyjeździe. Zupełnie jakby się umówili „bo będzie się jeszcze działo”. Doszło więc do sytuacji, że Wisła Płock, która przed sezonem była skazywana na walkę o utrzymanie, może zdobyć Mistrza Polski. Ot, tak dla draki.
Atrakcyjni sędziowie
W ostatniej kolejce, sędziowie dwóch najważniejszych meczów popełniali kardynalne błędy. Pan Stefański nie odesłał na trybuny Gumnego, a mógł też spokojnie odesłać do szatni Vujadinovicia. Sędzia mógł się pomylić, akcja mogła go zaskoczyć, jasne, ale w tych przypadkach mamy zajścia, w których poprzednio ci sami sędziowie podejmowali słuszne decyzje. Czyli „Circus i skandaloza”!
W ostatnią niedzielę pan Przesmycki delegował duet Złotek – Frankowski do sędziowania hitu kolejki Legia kontra Wisła. Oczywiście para ta mogła wypaczyć całe zawody swoją decyzją o drugiej kartce żółtej i w konsekwencji czerwonej dla Niezgody. Sytuacja niby klarowna, można było użyć VAR’u, jednak ten duet podejmuje po raz kolejny złą decyzję. Tak, tak to nie pierwszy raz gdy ci panowie wypaczają wynik. W rundzie jesiennej tego sezonu podczas meczu Legii z Koroną Pan Złotek dwa razy sięgał po VAR i dwa razy pomylił się w ocenie sytuacji na niekorzyść aktualnego jeszcze Mistrza Polski. Oczywiście Pan Frankowski siedzący na wozie VAR, jak ten ślepy koń na wielkiej Pardubickiej nie widział przeszkód.
Atrakcyjni eksperci
Do grona osób, które dbają o poziom widowiska dochodzą także tzw. eksperci piłkarscy. Pan Mielcarski prawie się popłakał na wizji widząc bezradną Wisłę w pojedynku z osłabioną Legią. Ktoś nominował do jedenastki kolejki Kostewycza, choć w tym wypadku nawet kibice Lecha nie wiedzą za co właściwie ta nominacja. Milczeniem pominę także nagłe wyjście Tomasza Hajty ze studia „Cafe Futbol” i jego żenujący i pełen lapsusów komentarz do meczu Górnik – Legia w półfinale Pucharu Polski.
Nieatrakcyjni prezesi
Aż dziw bierze, że udziału w zabawie natomiast ostatnio odmawiają ligowi prezesi. Zupełnie bez wyjaśnień odchodząc od polityki zwalniania trenerów po 6 miesiącach pracy i przy byle wpadce. Nowe dwuletnie umowy podpisali: Michał Probierz, Ireneusz Mamrot, Gino Lattieri i Jerzy Brzęczek. Wiadomo, papier wszystko przyjmie, ale mam nadzieję, że w tym wypadku to będzie trend i dobra zmiana. No chyba, że akurat zespół przegra dwa mecze z rzędu. Wtedy wiadomo…
Atrakcyjny PZPN
Finał Pucharu Polski, oczywiście postanowił – znów – uatrakcyjnić PZPN. Sprzedaż biletów obwarował przymusową wysyłką kurierską do kibiców, która stanowiła 50% ceny samego biletu. W czasach gdy nawet w PKP mamy elektroniczne bilety, to bardzo dziwne posunięcie i od razu pojawia się myśl w głowie – kto na tym przyciął?
Zadbano też o kibiców Arki Gdynia. Zarządzono, że mają dostarczyć listę chętnych do wyjazdu na finał w trzy dni. Wszyscy wiemy, że to nie jest kupno bułek w piekarni i takie sprawy jak rezerwacja pociągu czy załatwienie urlopu wymagają czasu. Znów mam wrażenie, że w tym wszystkim nadal najmniej ważny jest kibic.
Atrakcyjna Ekstraklasa
Nawet nie chce mi się wspominać, że jedna z najważniejszych kolejek Ekstraklasy będzie rozgrywana w środę, a ostatni mecz rundy finałowej w niedzielę. Ktoś na pewno będzie świętował, szkoda tylko, że znów bardzo krótko. W poniedziałek do tyrki trzeba przecież jakoś iść.