Obserwuj nas

Pismo Kibiców

Rewolucja w Krakowie, jak domek z kart

Jak to się stało, że z drużyny, której potencjalna wygrana w ostatniej kolejce dałaby europejskie puchary, dzisiaj nie wiele zostało i o powtórzeniu wyniku z minionego sezonu nikt już nawet w Krakowie nie marzy? Co się stało, że pojawiły się obawy, czy nie będzie to ostatni sezon Wisły w Ekstraklasie? Co sprawiło, że amerykański milioner, mający lada moment zainwestować w 13-krotnego Mistrza Polski znika? Gdzie został popełniony błąd, że w klubie nie ma pieniędzy, by opłacić kontrakt (przychodzącego bez sumy odstępnego!) zawodnika z ligi węgierskiej? Jakie były powody pożegnano Manuela Junco, człowieka odpowiadającego za dotychczasowy projekt odbudowy Wisły? W końcu, jakie były przyczyny, że zarząd zburzył to, co wybudował, by zacząć od nowa?

Lepsze jest wrogiem dobrego

Na dobry wynik w poprzednim sezonie zapracowali głównie Carlitos i Llonch. Jeśli o pierwszym wiadomo było, że nie będzie grał u nas do końca kariery i odejdzie, przy pierwszej lepszej okazji, tak co do drugiego kibicie mieli poważniejsze plany. Upatrywali w nim lidera środka pola na kilka ładnych lat. Nie udało się jednak przedłużyć kontraktu, choć niektóre osoby związane z klubem sugerowały, iż jest to już tylko formalność. Jak widać, przedwcześnie. Dlaczego zarząd zabrał się za negocjacje tak późno (kwiecień/maj), mimo że Pol był ważnym ogniwem Wisły, przez ostatnie półtora roku? Ponoć była to decyzja trenera, który chciał samodzielnie ocenić przydatność pomocnika podczas przygotowań do nowego sezonu. Wyszło, jak wyszło. Pol odszedł, trener też.

Carillo odszedł z klubu po pół roku. Nieoficjalnie powodem były duże opóźnienia w wypłatach. Pożegnano też Manuela Junco, któremu błędnie przypisuje się transfer Carlitosa. Junco był odpowiedzialny za sprowadzenie Kiko Ramireza, a ten, mając pewne rozeznanie w niższych ligach hiszpańskich, ściągnął bramkostrzelnego napastnika. Zresztą dział scoutingu Wisły nie był przekonany do umiejętności grającego wówczas na amatorskim kontrakcie snajpera i gdyby nie determinacja Kiko, o Carlitosie nikt by w Polsce nie usłyszał.

Mamy więc taki oto obraz. Kilkanaście dni po zakończonym sezonie zmienił się trener, dyrektor sportowy, za darmo odszedł jeden z kluczowych gracz, a i drugi kombinuje jak odejść. Nie ma też już w klubie piłkarzy, którzy byli najważniejszymi żołnierzami w armii Carillo, czyli Cywki i Mitrovica. Pozbyliśmy się także kilku mało (jeśli w ogóle) grających zawodników jak: Brlek, Głowacki, Brożek, Gonzalez, Skórski. Tyle, że to akurat dobra informacja, bo w sezonie 17/18, Wisła przeznaczyła niemal 3/4 budżetu na utrzymanie bardzo szerokiej kadry, a duża część z nich szła na pensje piłkarzy, którzy mieli bardzo daleko do regularnej gry. Przeinwestowanie kadry, celem dostania się do europejskich pucharów, to powtórzenie błędu poprzedników i niestety musimy teraz ponieść konsekwencje tych kroków. Moim zdaniem będzie to najtrudniejszy sezon dla Wisły w XXI wieku.

Rewolucja w Krakowie. Tym razem się nie uda.

Kiedy Hiszpanie stanowili trzon zespołu, słychać było narzekanie, że brakuje Polaków. Ster został więc obrócony o 180 stopni i zagięliśmy parol na ojczystych graczy. Głównie z niższych polskich lig, bądź rezerw zagranicznych klubów. Osobiście twierdzę, że od dawna powinniśmy hołdować takiej polityce. Są to zawodnicy, którym bardzo zależy na pokazaniu się, są zdeterminowani i skupieni na podnoszeniu swoich umiejętności i potwierdzaniu wartości. W dodatku po kilku sezonach można ich sprzedać z zyskiem.

„Skoro idziemy w dobrym kierunku, to dlaczego twierdzisz, że to się nie uda?” zapytacie.

Sukces Górnika Zabrze sprawił, że wiele klubów obrało ten model budowania drużyny jako optymalny. W Górniku grają młodzi zawodnicy, którzy byli już w klubie od dłuższego czasu. Dla przykładu: Loska jest w Zabrzu trzy lata, Wolniewicz i bracia Wolsztyńscy – siedem, a Kurzawa osiem! Można w tym przypadku mówić o identyfikacji z klubem. Gorzej pod tym względem prezentuje się tylko obrona, w której grali ludzie z mniejszym stażem w klubie i od razu widać to w statystykach straconych goli.

W Górniku zebrała się grupa chłopaków z jednego regionu, ale kadra nie była kompletowana na złamanie karku. Cały proces trwał kilka sezonów. Trener, który pracuje dłuższy czas w klubie miał kilka okienek transferowych na przemyślane skompletowanie kadry. Ci, którzy nie byli jeszcze gotowi do grania w pierwszym składzie, mieli szansę ogrywać się w rezerwach, a wcześniej grać w I-lidze i przejść tam niejaki chrzest bojowy. Dobre wyniki pomogły stworzyć świetną atmosferę w zespole. Tylko to wszystko było efektem pracy wykonanej kilka lat wstecz. Pierwszy sezon po awansie zakończony takim sukcesem, to owoc trwającego kilka lat planu. Niektórzy jednak twierdzą, że taki sam efekt można osiągnąć w sezon lub dwa.

 

Wisłę i Górnika różni pod tym względem bardzo dużo. Bo o ile koncepcja budowy drużyny jest podobna, to Wisła stara się uzyskać ten sam efekt w niewymiernie krótszym czasie. Młodzi piłkarze nie są z regionu, ale ściąga się ich z różnych stron świata. Tacy zawodnicy nie będą umierać za klub. Fakt, że zarządzać nimi będzie trener, który dopiero co znalazł się w Krakowie i nie ma doświadczenia na tym stanowisku tez jest wielką loterią. Ile czasu może zająć tym graczom odnalezienie się w Wiśle, skoro większość z nich będzie stawiać pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu i/lub debiutować w Ekstraklasie? Do rozpoczęcia rozgrywek pozostał już tylko niecały miesiąc, a wątpliwości jest więcej.

Tu rodzą się kolejne pytania. Czy trybuny będą wyrozumiałe przy pierwszych potknięciach? Co, jeśli znajdziemy się w strefie spadkowej? Czy piłkarze udźwigną na swych barkach ciężar odpowiedzialności za utrzymanie klubu, a zarząd wytrzyma presję i w dalszym ciągu będzie ufać szkoleniowcowi?

Nowa strategia, czy…

Zacznijmy jednak od faktów.

Na papierze wygląda jak obiecująco, prawda? Tylko, że ja traktuję to jako populistyczną wrzutkę. To miałoby sens, gdybyśmy przygotowywali się na to od dłuższego czasu. Do tej pory większość budżetu wydawaliśmy na pensję 28-letnich Hiszpanów, by teraz nagle postawić na graczy z Hutnika Kraków. My nie stawiamy na młodzież! My zwyczajnie zaciskamy pasa! To jest najbardziej ekonomiczne rozwiązanie, które ma pomóc zażegnać narastające i powracające problemy finansowe. Kolejne raty za stadion, brak szybkiej sprzedaży Carlitosa, rezygnacja „wujka z Ameryki” mimo, że był blisko przejęcia 15% akcji, a nawet podpisał pierwsze dokumenty. Niestety po aferze z wizytą Policji w pomieszczeniach klubowych, zamieszaniu z odchodzącym pionem sportowym, słuch o milionerze ze Stanów Zjednoczonych zaginął. To nie rokuje dobrze.

 

Uważam, że taki proces powinien być wdrożony co najmniej dwa lata temu. Trzeba było wprowadzać młodych zawodników i równoważyć proporcje Polaków do obcokrajowców. W momencie, w którym dyrektor, trenerzy i kluczowi zawodnicy są z Hiszpanii, dochodzi do niezdrowej sytuacji, w której w przeszłości znalazło się już kilka polskich klubów (brazylijska Pogoń Ptaka) i nigdy dobrze się to nie kończyło. Dzisiaj zbudowanie odpowiedniej kadry będzie już praktycznie niemożliwe, a na pewno bardzo trudne. Nie zazdroszczę trenerowi Stolarczykowi, który musi radzić sobie z zespołem bez środka pola, i graczami chcącymi odejść. Do tego reklamowany na następcę Caritosa, a zarazem kluczowe ofensywne wzmocnienie drużyny, Asmir Sulijc rozwiązał jednak kontrakt z klubem.

Budowanie z chaosu

Bośniak grał w lidze węgierskiej, dobrze sobie tam radził i znał Carrillo. To sprawiło, że postanowił podpisać w styczniu promesę kontraktową z Wisłą. Z tego powodu następne pół roku spędził w rezerwach swojego klubu. A skoro był gotowy na takie poświęcenie, spodziewano się, że bardzo zależy mu na grze dla Wisły. Guzik prawda. Gdy tylko pewne stało się odejście Carrillo, nerwowo zaczął szukać możliwości rozwiązania kontraktu. W końcu dopiął swego, współpraca, która tak na dobrą sprawę się nie rozpoczęła, została zakończona za porozumieniem stron. Jak podaje zawsze dobrze poinformowany Janekx89, na wstępie miał on usłyszeć od Arkadiusza Głowackiego, że są zaległości, więc nie ma co teraz liczyć na pensje. Jeśli to prawda, nie można się zbytnio dziwić piłkarzowi, którego celem jest zarabianie pieniędzy. A ten cel w Wiśle jest niestety trudny do zrealizowania.

 

Cała ta sytuacja źle wróży. Warto postawić sobie pytanie: skoro jest tak źle, to kto szanujący się, chce przyjść do tego chaosu? O tym, że nie jest kolorowo, w krakowskim klubie wiadomo od dawna. Natomiast, czy po tym, jak przez względy poza sportowe, zdecydowano się rozwiązać kontrakty z Wdowczykiem, Carrillo a po części z Kiko Ramirezem powinniśmy ślepo bronić każdej decyzji zarządu?

Kontrakt Llonch’a, na który ponoć się zgodził się… po czym zmienił zdanie. Teoria mówiąca, że zarząd Wisły zmieniał wciąż warunki kontraktu. Sytuacja z Sulijcem, o którym niedługo usłyszymy pewnie, jak to sam jest wszystkiemu winien, każe poddawać choćby w wątpliwość sporo decyzji. Każdy z Was jest w stanie odpowiedzieć sobie sam na pytanie to, chociaż wiem, że niektórym odpowiedź nie przejdzie przez gardło.

Optymizm, którego brakuje

I tak wszystko się rozpadło. W ciągu miesiąca od meczu o powrót po 7 latach do Europy, w Wiśle nie ma nawet jednej, najmniejszej przesłanki na to, by taki wynik powtórzyć. Najlepszym komentarzem do wiślackiego zamieszania jest sprawa Patryka Małeckiego. W zimie kończył mu się kontrakt, a zainteresowany nim był klub z drugiej ligi niemieckiej. Zarząd Wisły, szukając zysku, postanowił przedłużyć kontrakt z Małym (miesięcznie skrzydłowy zarabia naprawdę godziwie, dwucyfrowa kwota w euro) i…Patryk nie znalazł uznania w oczach Carrillo, który w tym samym czasie pojawił się Grodzie Kraka. Przez pół roku praktycznie nie wybiegał na boisko, a nawet jeśli, to dostawał kilka minut i zawodził.

Transferowy młyn

Sulijc, którego przyjście było już potwierdzone, przekreślał jakiekolwiek szanse Małeckiego w przyszłym sezonie. Pomocnik złożył nawet pozew na Wisłę ze względu na zaległości. Krytykował publicznie trenera (tak, chodzi o tego gościa z wytatuowanym Kościołem Mariackim na ręce) i raczej był przygotowany na pożegnanie się z krakowską publicznością. Tymczasem trener się zmienił, konkurent rozwiązał kontrakt i Mały ma teraz bardzo duże szanse na pierwszą 11″. Czy zostanie? Ciężko powiedzieć, raczej przez ostatni czas konsekwentnie spalał za sobą wszystkie mosty… no, ale może w całym tym chaosie zostanie i to na nim będzie opierany skład w przyszłym sezonie?

Jeśli tak, będzie to najlepsze podsumowanie tego, co dzieje się w Wiśle.

Ciągłe zmiany – czyli bez zmian. Taki wiślacki paradoks, którego niestety jesteśmy świadkami od dłuższego czasu.

Ekstraklasowy entuzjasta. Od zawsze z Wisłą Kraków. Nudny jak poniedziałkowy mecz w Eurosporcie. Mało trafne komentarze i wytarte frazesy. Całodobowo dostępny na twitterze.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Pismo Kibiców