Obserwuj nas

Felietony

Siedem grzechów zarządu Wisły

Zmiany, zmiany, zmiany. Tak pokrótce można opisać sytuację Wisły. Ze stanowiska zrezygnował dotychczasowy wiceprezes, Damian Dukat, a prezes Marzena Sarapata będzie najprawdopodobniej współpracować z osobami niezwiązanymi dotychczas z klubem. Jest to dobry czas, by podsumować dwuletnią działalność zarządu i wskazać powód, dla którego kibice utracili wiarę w decydentów i na własny rachunek podjęli się ratowania zasłużonego klubu.

Propaganda sukcesu

Po części za wszystkie poniższe punkty odpowiada ten pierwszy. Czyli notoryczne wmawianie kibicom, że sytuacja klubu poprawia się z każdym dniem i już niedługo czekać nas będzie rywalizacja o najwyższe cele. Dzięki licznym konferencjom prasowym czy wywiadom udało się przekonać, że pomału zbliża się koniec problemów Białej Gwiazdy. Na co liczył zarząd? Gdy TS przejmowało klub, niewielu wierzyło, że uda im się utrzymać drużynę w Ekstraklasie. Propaganda sukcesu była więc potrzebna, by pokazać jak bardzo są w błędzie. By potencjalni partnerzy nie bali się, że zainwestowane pieniądze w Wisłę przepadną. Ta taktyka miała też ściągnąć stęsknionych za potęgą krakowskiego klubu ludzi na trybuny. Życie ponad stan czy płacenie zaległości kredytami musiało skończyć, się tak jak się skończyło. Tragicznie.

Żonglowanie trenerami

Pierwszym szkoleniowcem był Dariusz Wdowczyk, u którego drużyna nie grała źle. Jednak problemy przy współpracy na linii trener – zarząd, zdecydowały o zakończeniu współpracy. Później pojawił się Kiko Ramirez, wraz z kilkoma świetnymi zawodnikami i zapewnił Wiśle spokojny byt w ligowej stawce. Dla zarządu było to jednak za mało. Dlatego zdecydowano się sięgnąć po upatrzonego już wiele miesięcy wcześniej, bardzo drogiego Joana Carrillo.

Hiszpan w Krakowie wytrzymał całe pół roku. Odszedł po bardzo dobrych wynikach w grupie mistrzowskiej, jednak on też nie mógł dogadać się z zarządem. Przy Kiko Ramirezie mam dylemat, bo gra zespołu była kiepska, natomiast czy przy słabej kondycji klubu warto było ściągać wtedy Carrillo, który ze swoim sztabem kosztował klub krocie? Można było postawić na Sobolewskiego, a część zaoszczędzonych wówczas pieniędzy przeznaczyć np. na kontrakt Pola Lloncha. Pomocnik odszedł za darmo i tę stratę można szacować na kilka milionów złotych. Teraz stery w wiślackiej drużynie objął Maciej Stolarczyk i jest to zdecydowanie ekonomiczna opcja. Nie wolno zapominać, że Wisła wciąż ma na swoim utrzymaniu dwóch trenerów, a z Dariuszem Wdowczykiem walczy w sądzie.

Pościg za pucharami

Wybujałe ambicje, niemające żadnego pokrycia z rzeczywistością. Zarząd założył, że już w drugim roku uda się zająć miejsce 1-4, dzięki czemu po siedmiu latach do Krakowa powrócą europejskie puchary. Tak bardzo uwierzył, że wolał się zadłużyć i spłacić zobowiązania konieczne do uzyskania licencji na grę w nich. Gdyby się udało, klub dostałby więcej pieniędzy od głównego sponsora (LVBet) oraz ligi. Można zadać sobie jednak pytanie, czy dla bardzo niepewnych kilku milionów złotych opłacało się tak zaryzykować? Mit europejskich pucharów to niestety kolejna patologia towarzysząca ludziom związanym z klubem. Niektórzy naprawdę wierzą, że ewentualny awans do eliminacji przywróci utracony blask Białej Gwiazdy. Nie za bardzo rozumieją, że potencjalna europejska przygoda skończy się w III rundzie gdzieś między Kazachstanem a Armenią. W obecnej sytuacji trzeba się skupić na ustabilizowaniu klubu, a nie rozpaczliwej próbie nawiązania do początków XXI wieku.

Wujek z Ameryki

Gdy atmosfera wokół klubu gęstniała, CBA interweniowało w klubowych budynkach, klub zwołał konferencję. Bynajmniej nie po to, by porozmawiać o związkach pseudokiboli z grupami przestępczymi. Marzena Sarapata ogłosiła podpisanie przedwstępnej umowy z tajemniczym inwestorem. Jego rozległe kontakty miały stać się furtką dla Wisły, która wkroczyć miała w wielki świat biznesu. Problem w tym, że do dzisiaj Paul Bragiel (po jakimś czasie udało się ustalić jego tożsamość) w Wisłę nie zainwestował. Pieniądze lubią cisze, więc ogłaszanie czegokolwiek przed faktycznym podpisaniu umowy nie ma najmniejszego sensu. Zarząd Wisły postanowił jednak zafundować kibicom Wisły wizję bogatego wujka ze Stanów Zjednoczonych. Czar jednak prysł i oprócz wielkiego rozczarowania nic z tego nie wynikło.

Bezpodstawna wiara w sukces

Zarząd Wisły cechowała duża pewność siebie. Zbyt duża. Kiedy Cracovia weszła do Ekstraklasy, potrzebowała przeprowadzić modernizację stadionu. Chodziło o zakup nowych band reklamowych. W bardzo dziwnych okolicznościach udało jej się zapłacić miastu czynsz wymianą band (sprawę bada CBA). Wisła nie chciała być gorsza i zdecydowano się wyremontować biura wewnątrz Reymonta 22, a część kosztów miała zostać wpisana w poczet czynszu. Tylko zamiast uzgodnić to przed remontem, chciano to załatwić po wszystkim. Jak można się spodziewać, nie udało się. Taka sama pewność siebie towarzyszyła zarządowi przy podpisywaniu kontraktu z Llonchem i przy ogłaszaniu Bragiela inwestorem. Marzena Sarapata mówiła też o sponsorze, który za chwilę powiększy budżet klubu dziesięciokrotnie.

Jest jeszcze strona internetowa Wisły. Ona jest już owiana legendą. Od dwóch lat kolejni rzecznicy Wisły piszą, że strona jest już prawie gotowa i…strony nie ma. Składanie obietnic bez pokrycia nie jest najlepszym rozwiązaniem. Rozbudzanie, a później gaszenie nadziei kibiców musiało się źle skończyć.

Omijanie płacenia miastu

To jak miasto traktuje Wisłę, zasługuje na oddzielny tekst. Natomiast relację na linii klub-miasto mogłoby poprawić…płacenie zaległości. Oczywiście, że sytuacja jest trudna, ale warto byłoby pokazać dobrą wolę, płacić, chociażby małymi ratami. Nie wydawać setek tysięcy na kolejnych trenerów i piłkarzy (80% budżetu Wisły w ostatnim sezonie pochłonęły wydatki na pensje zawodników), nie płacić 0,5 miliona złotych za nowego bramkarza, skoro śmiało można postawić na zdolnego wychowanka. Zarząd jednak wybrał opcję spłacenia długu celem uzyskania licencji na grę w Europie, zamiast myśleć o zapłaceniu za stadion. I w efekcie trzeba było oddać Carlitosa za bezcen. Z pewnością jeszcze mądrzejsi będziemy po szczegółowym audycie, który zostanie wkrótce przeprowadzony. Ja już się boję.

Utracenie kontaktu z kibicami

Początkowo nowy zarząd Wisły bardzo dbał o relacje z kibicami. Organizowano tweetup’y, na których najbardziej zaangażowani fani mieli okazję spotkać się z piłkarzami, trenerami, ale też z Panią Sarapatą czy Panem Dukatem. Z dużą łatwością ówczesnym władzom przychodziło informowanie o sukcesach na kontach społecznościowych czy dzieleniem się tym w wywiadach. Gdy jednak noga się podwinęła, nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności. Nagle używany tak często Twitter poszedł w odstawkę. Zarząd, wiedząc, że utracił zaufanie, schował się za kilkoma orzeczeniami. W świat poszła informacja o pensjach rządzącego duetu i zbulwersowała wiślackie środowisko. Bo okazało się, że miłość do klubu pozwala wypłacać sobie trzydzieści tysięcy na konto, nawet w obliczu ogromnych kłopotów finansowych klubu. Pozwala na spędzanie czasu w tureckim kurorcie, kiedy kibice ratują klub. Czy dużo zarabiali? Czy wiceprezes powinien odwołać wakacje?

Myślę, że każdy odpowie na to zgodnie z własnym sumieniem. Pewne jest jedno: gdy Arkadiusz Głowacki zaproponował Łukasza Surmę, Damian Dukat nie zaprotestował. Jako przedstawiciel kibiców musiał wiedzieć, że nie będzie to dobrze przyjęta decyzja przez trybuny. Nie zrobił tego, a później ludzie, których reprezentował, doprowadzili do rozwiązania kontraktu z nowym trenerem. Tym samym ośmieszyli klub i samego Damiana Dukata. Bo skoro nie potrafił rozwiązać problemu między klubem a kibicami, to właściwie od czego on tam był?


Przyszłość?

Wymieniłem błędy, chociaż mam świadomość, że za kadencji zmieniającego się zarządu dokonało się też wiele dobrych rzeczy. I z pewnością przyjdzie jeszcze czas na całościowe podsumowanie. Natomiast zamykając ostatnie dwa lata i wypominając te wszystkie błędne decyzje, wierzę, że czekająca nas przyszłość będzie lepsza. Bo błędy można popełniać, jednak najważniejsze by wyciągać, legendarne już, wnioski. I tego życzę nowemu zarządowi. Powodzenia!

Ekstraklasowy entuzjasta. Od zawsze z Wisłą Kraków. Nudny jak poniedziałkowy mecz w Eurosporcie. Mało trafne komentarze i wytarte frazesy. Całodobowo dostępny na twitterze.

Skomentuj

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz więcej Felietony