
W pierwszej części naszych rozmów, z kandydatami na prezydenta Wrocławia, o pomyśle na Śląsk Wrocław mówiła Katarzyna Obara-Kowalska (tutaj). Niestety, kandydaci prowadzący w sondażach, czyli pan Jacek Sutryk i pani Mirosława Stachowiak-Różecka nie odpowiedzieli na moje zaproszenie. Widocznie są tak pewni swego, że uważają, że głosy kibiców Śląska nie są im potrzebne, a szkoda, bo w mediach kreują się na polityków otwartych na wszystkich obywateli i przejętych ich problemami. Po przeczytaniu kilku wypowiedzi na temat Śląska kandydatki Marty Lempart uznałem, że zaproszenie dla niej nie ma sensu, bo nie można traktować jej poważnie. Dlatego dziś przedstawiamy Wam rozmowę z drugim i niestety ostatnim kandydatem, który wyraził chęć na przestawienie kibicom swojego pomysłu na Śląsk i nie tylko. Jerzy Michalak opowiedział nam, jak ocenia pracę spółki zarządzającej wrocławskim stadionem, a także o pomyśle na jego ożywienie. Nie mogło też zabraknąć tematu zarządzania Śląskiem Wrocław.
Czytałem ostatnio na łamach onet.pl odpowiedzi na pytanie „Co ze Śląskiem?”. U większości kandydatów było kilka zdań na ten temat. U ciebie tylko krótkie: „Śląsk i stadion należy sprywatyzować”. Musimy to trochę rozszerzyć. Zacznijmy od stadionu. Jak oceniasz dotychczasowy sposób zarządzania nim i jaki jest Twój pomysł na prywatyzację wrocławskiej areny?
Mamy tutaj kilka aspektów. Pierwszy jest taki, że stadion został wybudowany i kredyt, który zaciągnęliśmy, musimy spłacić. To na nas ciąży. To jest jedna rzecz. Po drugie mówię o prywatyzacji stadionu w formie sponsora tytularnego. Taka forma finansowania stadionów jest czymś oczywistym i naturalnym w świecie piłki nożnej. Znalezienie takiego sponsora dla drużyny, która jest oceniana pod względem wartości medialnej na piątym miejscu, nie powinno być szczególnym problemem. Nasza liga nie jest wprawdzie pierwszoplanową, ale jednak duży kraj europejski i jego liga powinny przyciągać sponsorów.
Nasz stadion jest jedynym z tych wybudowanych na Euro, który nie ma jeszcze sponsora tytularnego.
Zgadza się i teraz trzeba się zastanowić, dlaczego tak się dzieje. Trzeba jasno powiedzieć, że ocena pracy spółki stadionowej jest negatywna. Tam prezesem jest osoba, którą można uznać za dobrego księgowego, natomiast braki managerskie uwidaczniają się w takich sytuacjach, jak właśnie brak tego sponsora tytularnego. W tej chwili ta spółka zatrudnia 60 osób. Myślę, że taka liczba pracowników nie jest potrzebna do tak funkcjonującego stadionu.
Gdyby stadion rzeczywiście był tym, czym miał być w planach, czyli połączeniem areny sportowej i biurowca, to być może te 60 osób byłoby potrzebne. Teraz ta działalność jest w szczątkowej fazie rozwoju, więc tak liczna obsada nie jest potrzebna.
Opowiadamy się też bardzo jasno za tym, żeby stadiony żyły dniem meczowym. Widzieliśmy z Tomkiem Owczarkiem, naszym specjalistą od Śląska i spraw sportowych, wiele stadionów na zachodzie i tam w dzień meczowy te areny nie są pustynią. Są food trucki, gdzie można przyjść i coś zjeść. Można przede wszystkim zjeść DOBRZE, bo poziom cateringu na naszym stadionie jest…
Może lepiej nie mówmy o tym.
Zwłaszcza przy jedzeniu…
Tomasz Owczarek: Myślę, że właśnie powinniśmy o tym głośno mówić.
Jerzy Michalak: No to catering na stadionie, delikatnie mówiąc, też oceniam negatywnie. Nie tylko ten, który jest powszechnie dostępny. Ten w strefie VIP jest nieco lepszy, ale też budzi sporo wątpliwości.
Wróćmy jednak do dnia meczowego. Jak to powinno wyglądać?
Stadion w dniu meczowym musi funkcjonować nie tylko jako miejsce, gdzie przychodzi się na mecz i zaraz po nim się wychodzi. To ma być takie wydarzenie w życiu kibica, żeby zarówno młodzi, jak i starsi, chcieli przychodzić na stadion długo przed rozpoczęciem meczu i chcieli zostać długo po jego zakończeniu. Po pierwsze muzeum Śląska Wrocław powinno funkcjonować na stadionie, skoro mówimy, że ten stadion jest dedykowany Śląskowi Wrocław. Oporowska za chwilę przestanie pełnić funkcję stadionu.
Zgadza się. Oporowska będzie przebudowana na potrzeby Akademii.
No właśnie, więc wtedy serce Śląska Wrocław zacznie bić na stadionie miejskim, dlatego też tam powinno być klubowe muzeum. Niech to będzie muzeum z prawdziwego zdarzenia, które będzie funkcjonowało tam, gdzie kibice chcą przyjść, czyli np. koło stadionowego pubu, gdzie można przyjść, usiąść, napić się piwa i przy okazji obejrzeć historię Śląska Wrocław. Nie wymyślamy tu czegoś nowego. Tak funkcjonuje większość aren w Europie. Podsumowując, to ocena zarządzania stadionem na tę chwilę to takie 3 z minusem.
No dobrze, a masz jakiś pomysł na ten tak zwany staw Zygmuntowski (dziura obok stadionu powstała w wyniku nieudanej inwestycji Zygmunta Solorza przyp. red.)?
Był swego czasu pomysł na postawienie tam hali widowiskowo-sportowej. Niestety w tej chwili na halę, która zajęłaby cały ten spory obszar, Wrocławia nie stać, albo nie powinno stać, bo są inne pilniejsze potrzeby. Z drugiej strony mamy coś, co kosztowało nas 18 milionów złotych. Zachowam się chyba teraz nie do końca jak polityk w trakcie kampanii wyborczej, ale nie ma chyba prostej recepty na tę dziurę. Poszukiwanie inwestora jest koniecznością, bo Wrocławia na zagospodarowanie tego po prostu nie stać. To nie jest priorytet i to w tej chwili nie może być priorytet. Oczywiście dziura straszy. Możliwe, że poszukiwanie sponsora tytularnego ma związek z zagospodarowaniem także tego miejsca.
Może taki sponsor, jeśli dostałby ten teren do zagospodarowania, to dołożyłby się do budowy hali?
Taki był pierwotnie plan pana Solorza, tylko, zamiast hali miała być galeria handlowa, której przychody napędzałyby budżet Śląska.
Zastanawiam się tylko czy zyski z takiej galerii byłyby w stanie faktycznie napędzać budżet klubu, czy tylko go ewentualnie delikatnie zasilać?
W żadnym wypadku sama galeria nie byłaby w stanie utrzymać Śląska Wrocław. Ani na obecnym poziomie, a już na pewno nie na wyższym. Co do hali, to musiałby być naprawdę potężny inwestor, żeby był w stanie wziąć pod opiekę stadion i jeszcze dołożyć się do budowy hali.
No dobrze wyczerpaliśmy już chyba temat Śląska na stadionie, a co robić z areną w czasie, kiedy Śląsk tam nie gra? Na razie mamy kilka cyklicznych eventów, które poza Festiwalem Dobrego Piwa, nikogo nie interesują i nic się tam nie dzieje.
Tomasz Owczarek: Stadion to nie jest tylko Śląsk Wrocław. Na innych stadionach nie ma problemu ze znalezieniem sponsora, bo tam się dużo rzeczy dzieje. Sponsorzy wiedzą, że ekwiwalent medialny, który będzie zainwestowany w nazwę stadionu, będzie się zwracał także przy innych wydarzeniach. W tym momencie na stadionie nie dzieje się nic poza meczami Śląska Wrocław spotkaniami Świadków Jehowy, koncertów Disco Polo i wspomnianego przez ciebie festiwalu. Trzeba jasno powiedzieć, że nie są to atrakcyjne eventy dla potencjalnych sponsorów.
Ostatni taki naprawdę atrakcyjny – przynajmniej dla mnie – event, na jakim byłem to koncert Linkin Park, ale to już było dawno.
Tomasz Owczarek: Zgadza się, żył jeszcze wokalista zespołu. Wracając do tematu. Jeśli poprawimy jakość zarządzania obiektem poprzez organizację większej ilości atrakcyjnych wydarzeń przez profesjonalną firmę na partnerskich warunkach, to wtedy łatwiej będzie znaleźć sponsora tytularnego.
Podsumowując, potencjał w stadionie jest. Problem tkwi w zarządzaniu. Zgadza się?
Oczywiście, że jest potencjał. Niektórzy twierdzą, że Wrocław to jest drugie po Warszawie miasto pod względem siły i dynamiki rozwoju. Jest potencjał w samym Wrocławiu, to musi się znaleźć potencjał w stadionie. Dopóki piłka nożna jest największą, po właściwych, religią świata, wszystko, co z nią związane będzie mieć potencjał.
Temat stadionu w takim razie zamykamy. Porozmawiajmy o Śląsku.
Jesteśmy za tym, żeby znaleźć prywatnego inwestora, ale o tym mówi każdy.
Zgadza się, każdy to mówi, ale nie każdy jest w stanie powiedzieć jak to zrobić.
To prawda, bo to nie jest prosta sprawa. Najpierw należy sprawdzić, jaki jest budżet tego Śląska. Około 30 milionów złotych. Przy budżecie Legii Warszawa to jest zupełnie inny świat, ale możemy się porównywać na przykład do Jagiellonii Białystok, bo to jest podobny budżet, a jakże inne wyniki sportowe.
No i tu chyba znów wszystko sprowadza się do kwestii zarządzania.
Na to pytanie trzeba odpowiedzieć kompleksowo. Po kolei. Jesteśmy za sprzedażą, ale nie jesteśmy za sprzedażą komukolwiek za złotówkę byle tylko pozbyć się balastu. Miasto zainwestowało w klub ponad 100 milionów złotych.
Wypadałoby odzyskać, chociaż niewielką część tej kwoty.
Zgadza się. Po drugie przy ewentualnej sprzedaży miasto musi zostawić sobie tzw. złotą akcję, żeby zabezpieczyć klub przed ewentualnymi przenosinami do innego miasta, zmianami herbu czy nazwy.
No dobrze, ale teraz z góry zakładamy, że inwestor się znajdzie, a co jeśli się nie znajdzie?
Jeśli chodzi o finansowanie z budżetu miasta, to jesteśmy zwolennikami przekazywania tych pieniędzy, ale tylko na Akademię Śląska. Klub posiada budżet w wysokości około 30 milionów. Jeśli się okaże, że brakuje tych 5 milionów, to przecież ten budżet nie powinien się zawalić. Tutaj właśnie wracamy do kwestii zarządzania.
No właśnie, więc jak zarządzamy, jeśli nie pojawia się inwestor, a dotacja z miasta nie jest przeznaczana na klub tylko na Akademię?
Tutaj znów mogę się odwołać do Jagiellonii Białystok. Zacznijmy od przychodów biletowych. Śląsk ma jakieś 2.8 mln, a tam jest o 2 miliony większy przy podobnym budżecie.
Sukces przyciąga kibiców, a Jaga ostatnio jest cały czas w czubie tabeli.
No tak, ale to przecież też jest kwestia zarządzania klubem. Do niedawna Śląsk nie mógł zarządzać lożami.
Na biletach jeszcze nie dawno WKS zarabiał tylko wtedy, kiedy frekwencja przekraczała 20 tysięcy ludzi.
Owszem. Proszę też spojrzeć na sprzedaż gadżetów. Milion dla Jagiellonii, 600 tysięcy dla Śląska. To jest wszystko kwestia zarządzania. Ja bym chciał powiedzieć, że te działania, które podejmuje obecny zarząd, w końcu można ocenić pozytywnie. Poprzednia ekipa z prezesem Bobowcem na czele również robiła, co mogła, ale wydaje mnie się, że teraz wielką przewagą prezesa Przychodnego jest dyrektor sportowy, który wykonuje o wiele lepsze ruchy transferowe niż jego poprzednik.
To nie ulega dyskusji.
Obecna ekipa pokazuje, że myśli o przyszłości, a nie o tym, co tu i teraz. Dyrektor Sztylka sprowadził piłkarzy młodych, którzy w przyszłości mogą przynieść klubowi spore zyski. Jego poprzednik sprowadzał zawodników starszych ze znanymi nazwiskami, którzy już raczej tylko odcinali kupony.
Warto też wspomnieć o tym, że w przypadku Kamila Vacka nie powtórzyła się sytuacja jak z Sebino Plaku, któremu teraz Śląsk musi wypłacić milion złotych odszkodowania. Zarządzanie powinno wyglądać tak, jak wygląda to teraz. Jeśli natychmiast nie znajdzie się inwestor, to można poprawiać sytuację finansową klubu, tym samym zmniejszając udział miasta poprzez bardziej przemyślane ruchy administracyjne.
Tomasz Owczarek: Wiemy, jakie miała wyniki Jagiellonia w poprzednich sezonach, ale budżet na wynagrodzenia Jagi w 2017 roku to około 10,5 miliona, a w Śląsku to aż 14 milionów. W sytuacji, kiedy WKS miał mocniej rozdęty budżet na wynagrodzenia prezentował się o wiele gorzej od Jagiellonii. Teraz ludzie się zastanawiają, co się stanie, kiedy zabierzemy te 3-4 miliony dofinansowania rocznie, a to znaczy, że trzeba będzie szukać takich piłkarzy jak Jagiellonia. W niższych ligach, do promocji, do sprzedaży.
Tak jak Śląsk zrobił teraz.
Owszem. Klub idzie teraz słuszną drogą i powinien to kontynuować, bo to jest właśnie kwestia zarządzania. Tym bardziej że mamy o wiele większy potencjał medialny i miejski niż Jagiellonia.
W kwestii porównań do Jagiellonii trzeba pamiętać o jeszcze jednym. Tam jest miasto, które współpracuje z prywatnym inwestorem panem Cezarym Kuleszą. Ta współpraca jest realna i konkretna. To nie jest bezużyteczna wydmuszka jak to wrocławskie konsorcjum.
Tomasz Owczarek: Dotacja Jagiellonii od miasta wynosiła około 3 milionów złotych w 2017 roku. W tym samym roku Wrocław wyłożył dla Śląska 13 milionów, więc znów mamy dowód na to, że przy 3 milionach dotacji da się zrobić coś sensownego. Śląsk i Jaga operowały mniej więcej tym samym budżetem, przy czym we Wrocławiu budżet na wynagrodzenia był o 3,5 miliona wyższy niż w Białymstoku. To nie jest tak, że ten Śląsk musi przynosić straty.
Jerzy Michalak: Uważam, że na Śląsku można zarabiać. To porównanie do Jagiellonii pokazuje, że za podobne kwoty można osiągnąć lepsze wyniki sportowe, nie żerując na mieście tak, jak to miało miejsce dotychczas we Wrocławiu. Śląsk zbyt często ratował się pożyczkami z różnych miejskich źródeł.
No i tutaj znów wszystko sprowadza się do tego, że ludzie z ratusza odpowiedzialni za klub cały czas dają się robić w jajo swoim partnerom biznesowym. Spółka powinna działać na zasadzie „jeśli ja daję kasę, to mój wspólnik daje tyle samo”. W Śląsku ostatnim wspólnikiem, który cokolwiek dał był Solorz i to „dał” w taki sposób, że miasto za niego założyło i nigdy tych pieniędzy nie odzyskało. Teraz jest to samo. Miasto co chwilę dopłaca, a konsorcjum nic. O co tu chodzi?
Może jest tak, że miasto stworzyło trochę sztuczną konstrukcję tego konsorcjum, nad którym przestało panować. Sytuacja jest patowa. Można z niej wyjść poprzez sprawy sądowe, ale to będzie długotrwały proces, a Śląsk pieniędzy potrzebuje na już.
Rozumiem, ale przecież na pewno jest jakaś umowa między miastem i konsorcjum na temat tej współpracy. Czy nie ma żadnych narzędzi prawnych, które są w stanie zmusić konsorcjum do dofinansowywania klubu takimi samymi kwotami jak miasto?
Ja bym wolał usiąść z konsorcjantami, bo dla nich to też jest już na pewno zbędny balast i spróbować ten spór rozstrzygnąć tak, żeby oni byli gotowi do odsprzedaży swoich akcji, chociażby inwestorowi albo miastu za zgodą na rozłożenie tego na jakieś raty.
Myślę, że sytuacja przy Śląsku stała się tak mętna i nieprzyjemna, że tylko zmiana i wejście nowej ekipy otworzy drogę do rozmów i sprzedaży Śląska. Nie mówię tego ze względu na mój interes polityczny, ale tak to po prostu wygląda. Zbyt wiele zależności, zbyt wiele różnych nieporozumień. Muszą wejść nowi ludzie.
Czyli pieniądze z miasta powinny wychodzić, ale tylko…
Jako dotacja celowa na ten konkretny cel, jakim jest futbol młodzieżowy. Przede wszystkim miasto nie powinno dotować tylko piłki nożnej. To powinno być jasno i klarownie ustalone, ile i na jaki sport młodzieżowy zostanie przekazane pieniędzy. W tej chwili jest to zupełnie nietransparentne i przemycane w innych uchwałach. Teraz tak jak w rozmowie z Tobą mówiła pani Katarzyna Obara – Kowalska dofinansowanie klubu jest przemycane w jednym worku z podwyżkami dla nauczycieli w związku z czym trudno odmówić podwyżek nauczycielom tylko dlatego, że ktoś wrzucił razem z nimi dotację dla Śląska.
Załóżmy teraz, że sprywatyzowaliśmy ten Śląsk. Mamy prywatny Śląsk, ale nadal miejski stadion. Jak to rozwiązujemy? Dajemy Śląskowi stadion na zasadzie „macie i bawcie się”, czy jednak jakaś umowa wynajmu określająca m.in. płatności za wynajem powinna się pojawić?
Jeśli będzie zupełnie prywatnym klubem to tak. Zakładam jednak, że jeśli pojawi się prywatny inwestor, to będzie chciał mieć także przychody z dnia meczowego. To jest samonapędzający się mechanizm. Im lepsze wyniki, tym większa frekwencja, im większa frekwencja, tym wyższe przychody z dnia meczowego.
Frekwencja nie do końca zależy od wyników, ale też od atmosfery, jaka jest wokół klubu, a ta, jak wiemy, nie jest najlepsza. Mam kilku znajomych, którzy nie chcą chodzić na klub, bo twierdzą, że miasto „kradnie ich podatki, żeby zapłacić ogromne pensje piłkarzykom”. Jak ich przekonać do tego, żeby uznali, że jednak warto chodzić na mecze?
Mówiliśmy na samym początku o zrobieniu z dni meczowych takiego święta rodzinnego. Myślę, że spora część wrocławian i wrocławianek będzie w stanie przyjąć współfinansowanie klubu w aspekcie młodzieżowym, bo spora część ich dzieci w tych szkółkach powiązanych ze Śląskiem trenuje. Wrocławianie są przeciwni wydawaniu miejskich pieniędzy na pensje dla piłkarzy, prezesów, dyrektorów etc.
Nie ma jednego elementu, który zmieni sytuację i nastawienie mieszkańców Wrocławia do Śląska. Musi zostać podjęty szereg różnych działań, o których już wspomnieliśmy, żeby ta frekwencja wzrosła i żeby klub nie był traktowany jako wrzód. Tak być nie powinno, bo każde, szczególnie duże miasto powinno mieć swój klub, z którym większość mieszkańców się identyfikuje.
Zmieńmy trochę temat. Sprawę Plaku wszyscy znają. Czy klub powinien zakładać mu sprawę o działanie na szkodę spółki zarówno finansowe, jak i wizerunkowe? Pytam cię jako adwokata.
Ja jestem bardzo ostrożny w ferowaniu wyroków i oskarżeń. Powiem, więc bardzo ogólnie. Jeżeli są podstawy do tego, żeby żądać odszkodowania za czynności, które powodują szkody dla spółki, to oczywiście trzeba to zrobić. To jest też element takiego twardego i przemyślanego zarządzania klubem.
Koledzy z mojej redakcji dzwonili do prezesa Żelema i pytali go o tę sytuację. Odpowiedział, że on nie zajmuje się plotkami i deklaracjami. Dodał, że Rada Nadzorcza o wszystkim wiedziała i akceptowała jego działania. Czy w związku z tym pozew ma sens?
Nie jestem w stanie ocenić sytuacji, bo nie mam odpowiedniej wiedzy. Jeśli dostaniemy dostęp do dokumentów, to na tej podstawie będziemy mogli podjąć jakieś działania. Tutaj jasno deklaruję, że już nie będzie ukrywania trupów w szafach i zamiatania rzeczy pod dywan.
Na koniec standardowe pytanie od kibiców Śląska, które zadaje każdemu swojemu rozmówcy, a nie zadanie go mogłoby nieść ze sobą poważne konsekwencje (śmiech). Czy lubisz pić piwerko?
A kto nie lubi? (śmiech) Mi szczególnie smakuje pils albo ciemne. Niezbyt mocno gazowane. Piw smakowych nie lubię.
Piszę dla Watch-Esa i 2x45info. IT QA. Zakochany we Wrocławiu i Warszawie sprzed wojny.

1 Comment