
Godną, chociaż biedną. Taką widziałem Wisłę Kraków, kiedy Towarzystwo Sportowe ogłaszało przejęcie 100% akcji klubu. Nikt nie miał wielkich oczekiwań. Po tłustych latach musiały przyjść chude, a po sukcesach — porażki. Przeczekać: taki był cel. W lidze, gdzie większość drużyn ma kłopoty organizacyjno-sportowe, utrzymanie się, nawet przy bardzo małym potencjalne finansowym, nie jest przecież niemożliwe.
Plan wydawał się prosty. Zacisnąć pasa i zmniejszyć do minimum wydatki, które od lat dręczyły Wisłę. Kosztowne zmiany trenerów, polityka transferowa ponad stan, to przecież zmora ostatnich lat. W dodatku niezliczone procesy sądowe i przepłaceni gracze, którzy przy pierwszej lepszej okazji odwracali się do klubu plecami. To wszystko miało stać się już tylko wspomnieniem. Wierzyłem, że skoro nie stać nas na gonienie czołówki, to z rzeszą kibiców, uda się chociaż stworzyć drużynę, która swoją walecznością raz na jakiś czas da pstryczka w nos największym rywalom.
I właściwie się udało — tylko nie był to efekt zamierzonego planu, a skutek uboczny dwóch lat niegospodarnych rządów. Być może teraz przyjdzie nam więc zapłacić za to najwyższą cenę, a na następną drużynę Białej Gwiazdy w Ekstraklasie przyjdzie poczekać dekadę. Czas gra przecież na niekorzyść, a pętla wokół szyi zaciska się z każdym dniem coraz mocniej.
Drogie marzenia
Wystarczyło postawić na ludzi oddanych temu klubowi. Szukać graczy tanich, traktujących grę w Wiśle jako spełnienie marzeń i okazję do wybicia się z szarej, ekstraklasowej rzeczywistości. Nie szaleć z pensjami i oczekiwaniami. Przecież każdy racjonalnie myślący kibic wiedział, że czasy Żurawskiego i Frankowskiego minęły bezpowrotnie. I na tych fanów Wisła zawsze mogła liczyć.
Dziesięć tysięcy ludzi pojawiających się na stadionie, zgodnie ze słowami hymnu „Wierny swojej drużynie, znów przyjdę na jej mecz…” to naprawdę całkiem przyzwoity kapitał początkowy w realiach Ekstraklasy. Mało tego. Rozpoczęło się wiele akcji kibiców — zupełnie oddolnie — które miały na celu wesprzeć klub w najtrudniejszych chwilach. Niewiele drużyn w tym kraju może liczyć na takie wsparcie.
W ostatnich latach udawało się jednak jeszcze na fali dawnej wielkości, sprzedawać zawodników za przyzwoite kwoty. Teraz to już niemożliwe, bo środowisko dobrze wie, że sytuacja w klubie jest tragiczna. Co prawda nie można było oczekiwać, że uda się pospłacać wszystkie długi, ale przy zmniejszeniu środków przeznaczanych na kadrę, dałoby się również znacząco zejść z kosztów klubu. W poprzednim sezonie pensje piłkarzy to aż 80% wydatków klubu. Trudno uwierzyć prawda? Klub ledwo wiążący koniec z końcem, niepłacący nawet za stadion, sięga po drogi sztab trenerski i zastęp zbędnych zawodników. Zbędnych, bo przecież przy braku rezerw, tak szeroka kadra to po prostu przejaw braku myślenia i krótkowzroczności.
Iluzjoniści
Sytuacja w klubie jest tragiczna. Coraz bliżej jest do ogłoszenia upadłości. Dla wielu to wciąż informacja nieprawdopodobna, bo nikt w Wiśle Kraków nie miał zamiaru się nią dzielić z kibicami. Propaganda sukcesu: „Wracamy do Europy”. „Nasz budżet zostanie zaraz dziesięciokrotnie zwiększony”. „Kolejny sponsor, kolejny inwestor, pieniądze czekają za rogiem”. Takie hasła można było wyczytać w prasie, ale niestety na wywiadach te hasła się kończyły. Później następowało brutalne zderzenie z rzeczywistością i stopniowa utrata zaufania trybun. Dziś Pani Prezes nie wypowiada się w mediach. Nie pisze na Twitterze. Nie roztacza wizji wielkiej Wisły. Bo i tak nikt już jej nie uwierzy. Przegrała swoją szansę.
Mam wrażenie, że po przejęciu przez Towarzystwo Sportowe Wisły, zmieniły się priorytety. Na początku cel był jasny: zminimalizować koszta i znaleźć kogoś, kto pociągnie ten wózek dalej. I wszystko się zmieniło po pierwszych sukcesach. Nagle ludzi rządzących w klubie owładnęła chora ambicja. Wiara w to, że sami są w stanie przywrócić blask Białej Gwieździe. Nie są i nigdy nie byli.
Kiedy więc tylko drużyna zaczęła lepiej grać, znów się zapożyczono. Tym razem kredyt poszedł na spłatę mniej palących zobowiązań, by móc uzyskać licencję na grę w europejskich pucharach. Choroba, która zawładnęła ludźmi rządzącymi w klubie — wymazała z pamięci rok 2011 i rezultat stawiania wszystkiego na jedną kartę. Wisła znów stanęła nad przepaścią. Błędy z przeszłości zostały powtórzone. Niestety, wszystko wskazuje na to, że teraz nie będzie już drugiej szansy.
Spirala błędów
Przykładem tego, jak jedna zła decyzja uruchamia lawinę kolejnych jest niepłacenie miastu za stadion. Stawka horrendalnie wysoka — wszyscy to wiemy. Wystarczyło jednak okazać odrobinę dobrej woli, odpuścić ściągnięcie za pół miliona Mateusza Lisa i grać Buchalikiem. Pół miliona długu by nie uregulowało, ale z pewnością taka kwota w magistracie zostałaby dobrze odebrana. „Starają się”. Może później udałoby się renegocjować umowę. Tymczasem miejscy urzędnicy zadali sobie logiczne pytanie: Nie ma pieniędzy, żeby zapłacić miastu 7-letni dług, ale na kolejnego bramkarza są?
Odpowiedź: Afera ze stadionem. W związku z nią sprzedano Carlitosa za żenująco niską cenę, co związało się z rozminięciem prognozy finansowej na przyszły sezon. Tak, sprzedaż Hiszpana była wpisana w dokumentach jako jedno z zabezpieczeń klubu — jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi. Kolejny kamyczek do ogródka zarządu. Z nich można by już śmiało wybrukować drogę. Długi przed przejęciem Wisły przez Towarzystwo Sportowe zostały podwojone i być może to ostatnie dni Białej Gwiazdy w najwyższej lidze.
Chociaż widmo upadku zagląda w oczy, to do ostatniego dnia nie będziemy w stanie się z tym pogodzić. Tacy jesteśmy.
Nie będziecie zbawcami
Z całym szacunkiem drogi Zarządzie, ale przyszliście do klubu jako ci, którzy mieli posprzątać, po latach rozpusty. Nie do Was należało zdobywanie z Wisłą mistrzostwa i świętowanie europejskich sukcesów. Trzeba było schować dumę do kieszeni. Zostawić wielkie marzenia ludziom, na których po prostu byłoby na nie stać. Nikt nie miałby do Was pretensji. Mało tego: wszyscy mielibyście naszą dozgonną wdzięczność. Padliście ofiarą swojej pychy. Ryzykowaliście 112-letnią historię, czego nie wolno było Wam robić. Przegraliście nie tylko swoją szansę, ale także szansę całego klubu.
Żal całej scenerii tego upadku. Wreszcie narodziła się drużyna, z której każdy kibic był dumny. Przyparty do muru zarząd musiał stworzyć sztab szkoleniowy z ludzi, dla których Wisła Kraków to coś więcej niż dwa słowa. Frekwencja, która daje drugie miejsce w ligowych statystykach. Czekający na powrót Kuba Błaszczykowski oraz kilku młodych i zdolnych chłopaków. Jeśli rzeczywiście najczarniejsze prognozy się sprawdzą, to najgorsza będzie gorzka świadomość, że to nie musiało się tak skończyć.
Ekstraklasowy entuzjasta. Od zawsze z Wisłą Kraków. Nudny jak poniedziałkowy mecz w Eurosporcie. Mało trafne komentarze i wytarte frazesy. Całodobowo dostępny na twitterze.

Musisz zobaczyć
3 Comments