
Za nami kolejny tydzień z Ekstraklasą. Z jednej strony wyjątkowy. Codziennie z jakimś klubem żegnał się trener. Z drugiej: czy to w ogóle może nas jeszcze dziwić? W polskiej lidze szkoleniowiec utrzymujący się na stanowisku dłużej niż rok, to ewenement. Takich jest zaledwie sześciu. Prezes, który co pół roku nie zmienia strategi – rzadkość. W całym ligowym bagnie doszliśmy do ściany. Tak częste zmiany doprowadziły do…braku zmian.
Gdzie szukać problemów?
Problemem Ekstraklasy nie jest to, że Legia zwalnia swoich trenerów po tak krótkim czasie – to się zdarza w najlepszych ligach świata (vide pobyt Henry’ego w Monaco). Problemem Ekstraklasy jest to, że mimo że tak robi, dalej jest w stanie wygrać ligę. A to już się nigdzie indziej nie zdarza. Legia zmieniająca trenera co kilka miesięcy, mająca na koncie liczne wtopy transferowe. Ta drużyna, która od dwóch lat nie zagrała dobrego spotkania, wciąż ma olbrzymią szansę na mistrzostwo. Czwarty raz z rzędu. To jest problem Ekstraklasy.
Problemem Ekstraklasy nie jest to, że jeden z najbardziej utytułowanych klubów w kraju w grudniu był bankrutem. Problemem Ekstraklasy jest to, że ten bankrut już w marcu uczy ligę jak grać w piłkę i przyciągać fanów na stadion. Mimo że wciąż jest bankrutem, bo przecież sytuacja Wisły Kraków jest krytyczna. Jednak z drużyny zlepionej na prędko w czasie, kiedy nikt nie dawał większych szans, stała się stałym punktem sportowego programu telewizji publicznej i jednym z nielicznych promyków nadziei tej ligi. Pomimo że przy Reymonta 22 częściej zmienia się ostatnio zarząd niż trenerów. Paradoksalnie Wisła wylądował w gronie bardziej poukładanych klubów: patrząc przez pryzmat kadry, trenera oraz atmosfery meczowej. I to nie jest do końca normalne.
Trener – Pan Przypadek
Coraz dziwniejsze wybory personalne prezesów doprowadziły do tego, że dzisiaj kibice większości ligowych zespołów nie mogą utożsamić się ani z jego trenerem, ani tym bardziej z jakimś piłkarzem.
Szkoleniowcem roku zostanie najpewniej kompletny debiutant: Maciej Stolarczyk. Powiecie: okej, mogło się zdarzyć. No dobra, ale rok temu graczem sezonu został sprowadzony z trzeciej ligi hiszpańskiej amator. Rzut okiem na tabelę: na szczycie walczące o utrzymanie w poprzednim sezonie Piast i Lechia. Na dole? Rewelacje poprzedniego sezonu: Wisła Płock i Górnik Zabrze. Tą ligą rządzi przypadek, a zwalnianie co chwilę trenerów przypomina zamiatanie miotłą Sahary. I ma taki sam efekt na losy świata.
Całe szczęście, Stolarczykowi się powiodło, ale czy inne takie ruchy również się opłaciły? Za Vicuñe swoją głową ręczył dyrektor Masłowski. I pewnie by ją stracił, gdyby nie fakt, że uciekł z Płocka dwa dni przed zwolnieniem Hiszpana. Ręczył za kogoś, kogo całym osiągnięciem trenerskim było trenowanie przez 4 miesiące klubu w litewskiej lidze. Ostatecznie postawiono na ligowy klasyk: ratowanie ligi Ojrzyńskim. W Lubinie, w lipcu pojawił się Van Deal, jako szef działu młodzieżowego. I już w październiku został trenerem Miedziowych. Idźmy dalej. Sa Pinto w żadnym ze swoich ośmiu dotychczasowych klubach nie przetrwał dłużej niż rok. W Legii dostał 3-letni kontrakt, apartament i… niespodzianka: wyleciał po niecałym roku.
Nie da się budować mocnej ligi, skoro tylu ludzi w niej będących, zawdzięcza swoją pozycję nie pracy, ale szczęściu. Skoro ciągle wybory personalne są dyktowane niejasnymi kryteriami, kiedy w poczynania rządzących wkrada się tyle przypadku oraz krótkowzroczności.
No to zwalniamy?
Trenerzy dają się odzierać z godności: za każdym razem stając się zakładnikiem piłkarzy. Prezes Arki Gdynia pana Smółkę „pożegnał” godzinę przed meczem, na Twitterze. Po czymś takim żaden szkoleniowiec nie powinien udać się do Gdyni na rozmowę kwalifikacyjną. Tymczasem w Arce najpewniej pojawi się Jacek Zieliński, Mistrz Polski z 2010 roku i za pół roku podziel los Smółki. A może to Smółka podzielił los Jacka Zielińskiego, który był już tak miotany w Termalice czy Cracovii? Przyznajcie: można się pogubić.
Wracając do reszty, która musiała ostatnio spakować walizki. Kogo my właściwie pożegnaliśmy?
Nawałka pracował 126 dni, ale kiedy były selekcjoner żegnał się z Poznaniem, w Wielkopolsce nie było z nim żadnej solidarności. Nie chciał wzmocnień w zimowym okienku, nie odsunął od składu piłkarzy, którzy w Lechu nigdy grać nie powinni. I za trenerem nikt nie stanął.
Ricardo Sa Pinto dobił do 231 dni i jego przedwczesne odejście również spotkało się z aprobatą kibiców. Nikt nie zapamięta żadnego spotkania Legii pod jego wodzą, a kilka pyszałkowatych odpowiedzi to cały dorobek kilkumiesięcznej pracy Portugalczyka.
Zbigniew Smółka pracował dni całe 299 i zakończył w atmosferze skandalu: zwolniony godzinę przed meczem. Czy patrząc na formę sportową, może nas to w ogóle dziwić? Przecież nie wygrał od listopada.
A Kibu Vicuña? 176 dni i zamiast wprowadzić Wisłę do górnej ósemki, zaprowadził ją na przedostatnie miejsce. Więcej sensu mają w Ekstraklasie zwolnienia trenerów po tych kilku miesiącach niż ich wcześniejsze zatrudnienia.
Kolejni szkoleniowcy nie są w stanie odcisnąć piętna na zespole. Piłkarze nie traktują ich poważnie, bo doskonale wiedzą, że łatwiej jest zwolnić trenera, niż całą drużynę. Ogon merda psem. Kończy się to grą bez stylu, zaangażowania i punktów. Przynajmniej treningi nie są męczące. Co znów prowadzi do tego, że trenerzy wcale nie są bronieni przez kibiców. Wszystko zlało się w jeden odcień szarości. I nie zapowiada się na zmiany.
To znaczy, zmiany będą, ale one niczego nie zmienią.
Co dalej
Z każdym kolejnym rokiem Ekstraklasa dostarcza nam tylu absurdalnych sytuacji, że już nic nie jest w stanie nas zaskoczyć. Najzwyczajniej przyzwyczailiśmy się do otaczającej nas patologii. Poprzeczka zawieszona jest już tak dramatycznie nisko, że nie szokują nas puste stadiony i mecze z dwoma strzałami celnymi. Na razie jeszcze nas to bawi, ale z biegiem lat już w ogóle nie będziemy na to zwracać uwagi. Ekstraklasowa rzeczywistość niemal wypaliła w nas emocje. Coraz gorzej i krócej grający w klubach zawodnicy, coraz krócej urzędujący trenerzy. I pustoszejące trybuny, które dopełniają ten obraz nędzy.
We wtorkowy wieczór ze łzami w oczach z Ekstraklasą żegnał się Smółka. Żenujący styl wyrzucenia trenera Arki mocno skomentował Piotr Stokowiec. Wydawałoby się, że pewna granica została przekroczona. Że skręciliśmy o jeden raz za dużo. Niestety, najsmutniejsze jest to, że to nie jest wcale koniec. Za chwilę jakiś prezes pójdzie krok dalej i zwolni trenera w przerwie meczu. Jesteście przerażeni?
Spokojnie. Leszek Ojrzyński będzie miał zaraz swoją konferencję, padnie kilka frazesów z ust prezesa Lecha i wrócimy do codzienności. Może nawet redakcja Canal+ pokusi się o wyjazd do Gdyni, by nakręcić Turbokozaka i wszystko wróci do normy. Która już normą dawno nie jest.
Ekstraklasowy entuzjasta. Od zawsze z Wisłą Kraków. Nudny jak poniedziałkowy mecz w Eurosporcie. Mało trafne komentarze i wytarte frazesy. Całodobowo dostępny na twitterze.

1 Comment