
Z dziennika polskiego klubu: „My też byśmy chcieli przejść Juventus. Nie TEN Juventus, bo do TEGO Juventusu nawet nie dojdziemy. Ale chcemy przejść wyżej. Chcemy być wyżej. „
Klucz do uczynienia polskiej piłki klubowej naprawdę poważnym przedsięwzięciem leży tylko i wyłącznie w Europie. To, że w lidze ograsz Legię w Warszawie czy Lecha w Poznaniu lub nie odpadniesz w Suwałkach, czy Grudziądzu w Pucharze Polski nie zrobi z Ciebie poważnej marki.
Nawet to, że wychowasz i sprzedasz Karola, Piotra czy Krzysztofa nie sprawi, że będziesz ważny. Futbol potraktuje Cię jak tani supermarket, do którego się wchodzi i wychodzi. Nawet nie zasłużysz na status, jakim się cieszy osiedlowy sklepik, w którym możesz pogadać z właścicielem o losach syna na studiach czy o strajku nauczycieli. Jesteś marketem. Targiem.
Jeśli chcesz być poważny, musisz grać z poważnymi. Pytanie brzmi, czy wszystkie podmioty odpowiedzialne za polski futbol klubowy robią wszystko, żeby tak było? Czy jedziemy na pełnej mocy?
***
Już nawet nie chcę wracać do miejsca i klubów, które usadziły „naszych” latem. Jesteśmy tu i teraz. A tu i teraz jest… mecz.
Codziennie jest jakiś mecz. Kibic nie zdąży przeczytać relacji z meczu, na którym był, bo już musi czytać zapowiedź meczu, na który pójdzie. O ile pójdzie, bo może rzucić hasło: G**** grają, pójdę do knajpy z kumplami. I weźmie ze sobą czterech kumpli. A niech będzie takich gości 10, to masz łącznie 50 chłopa, którzy nie pójdą na mecz. A niech tych z pięćdziesięciu osiemnastu ma co najmniej dwójkę dzieciaków. A niech z tych… I tak dalej.
Na końcu jest mecz Piasta z Zagłębiem. Przychodzi 4,5 tys. ludzi. Na Piasta, który gra całkiem fajną piłkę, który czai się za dwójką „ślimaków” z przodu. Piasta, który za chwilę dostąpi „zaszczytu” walki o grę z poważnymi. Na końcu walczącą o mistrzostwo Lechię ogląda z tymże Piastem w prawie półmilionowym Gdańsku niecałe 14 tys. kibiców. I poczytujemy to jako sukces. O meczu Lecha z Legią wspomnę tyle, że tylko o nim wspomnę.
***
Codziennie jest jakiś mecz. Chcąc ugotować emocje kibiców w ostatniej fazie sezonu zarządcy ligi je przegotowali. Do tego tekstu dotarłeś przez Twitter i czytasz na tym Twitterze opinie kibiców niemal wszystkich klubów o takim stanie rzeczy. Kibic wyraża swoje zadowolenie lub nie, z produktu, jaki dostaje przyjściem na mecz lub nie. Do tego dochodzą jak najbardziej słuszne pretensje trenera Probierza czy racjonalne przesłanki Janekxa89 (sorry Janek, jak źle odmieniłem), które streściłbym do jednego zdania: Gramy normalnie 30. meczów przez cały sezon i nagle walniemy 7 meczów w 30. dni. A co. A czemu nie.
Załatwienie noclegu dla całego zespołu w okresie świątecznym? A kto by o tym myślał. Miałem kiedyś ciekawą tezę, że nasza liga jest ligą generalnie niezadowolonych: Kto tutaj szczęśliwy? Tak naprawdę? Podejmowane są mechaniczne próby uszczęśliwiania klubów i kibiców.
***
Pierwszą była i jest „osławiona” ESA37, z której wycofano się połowicznie. Grupy zostały, ale nie dzielimy już punktów. Jej efektem jest właśnie „walnięcie” meczów w krótkiej przestrzeni czasu.
Za chwilę na stół wjedzie potężny hajs z kontraktu telewizyjnego. I to jest dobra informacja, tylko otwartą pozostaje sprawa o jego „przepalenie”. Jak źle wydajesz mały pieniądz to i dużego nie obrócisz z zyskiem. Popatrz na Wrocław, który rozpaczliwie macha, aby utrzymać się na ligowej powierzchni. A przecież nie powiesz mi, że we Wrocławiu nie było pieniędzy. Gdzie jest dzisiaj Śląsk Wrocław?
Drugą mechaniczną próbą poprawy jakości polskiego futbolu jest nakaz gry młodzieżowcem. Napisano o nim 3000 tekstów, napisze się jeszcze 7000. Weźmy na warsztat Koronę Kielce. W meczu z Wisłą Płock w jej wyjściowej „11” zagrał jeden Polak – Piotr Malarczyk. 10 obcokrajowców. W sezonie 19/20 doświadczonego Malarczyka zmieni młodzieżowiec, drugi i trzeci będzie siedział na ławce. Moja teza jest taka, że takich Koron będzie więcej.
Otwarcie rynku dla piłkarzy bez paszportu UE sprawi, że młodzieżowcy będą listkiem figowym promowania idei, że Ekstraklasa gra młodzieżą. Nie zatrzyma to uzależnienia polskich średniaków od średnich np. Brazylijczyków czy Argentyńczyków, obywateli Czarnego Lądu czy modnego ostatnio kierunku Segunda Division B. Ja się oczywiście nie znam, ale będąc stronnikiem „gry za talent” nie uważam, żeby polski futbol nagle będzie płynął wartkim strumieniem talentów, o które będą walczyć zagraniczne kluby. Ilość nie musi się przenieść na jakość.
***
Wystarczyły trzy minuty i pytanie do eksperta od Eredivisie Mariusza Mońskiego, by się dowiedzieć, że Eredivisie od takich przepisów jest wolna. Dlaczego? Bo Holandia to Wizja. O Boże, pomyślisz. Znowu jakieś wizje, modele, cele… Dość tej kakofonii.
Ojcem chrzestnym Ajaxu, patronem Ajaxu był Johan Cruyff. Musisz przeczytać o nim tekst red. Wilkowicza w „Kopalni”. Gdybym Ci napisał, że polskiemu futbolowi brakuje Cruyffa to na pewno się zaśmiejesz. Ja też to zrobiłem, ale w polskich dyskusjach piłkarskich padło już tyle zdań nierozważnych, które okazały się mądre, a jeszcze więcej mądrych, które wcale mądrymi nie były.
Polskim klubom brakuje kogoś w rodzaju patronów. Ojców chrzestnych. Wizjonerów, ale nie takich, którzy tylko o wizji mówią. Polskie kluby skaczą od jednego do drugiego pomysłu. Vide Legia, która przeczołgała się w krótkim czasie od modelu chorwackiego do „portugalskiego”. Vide Lech, który właściwie nie wiadomo co robi. Wskazuję Ci na najbogatszych, bo jeśli najbogatsi sobie nie radzą, to nawet jak biedniejsi bogatsi się staną nie zwiększy się szansa na sukces.
***
Trochę o tym pisałem w poprzednim tekście. Uzależnienie polskich klubów od średniactwa nie tylko w jakości, ale przede wszystkim w kierunku poszukiwania wizji rozwoju i przekuwania jej w sukces to w gruncie rzeczy „crash test”. Ajax Amsterdam to proces. To cykl. Nawet jeśli nie zdobył mistrzostwa przez kilka sezonów. I Twoja odpowiedź na pytanie, czy letnia wyprzedaż będzie dla Ajaxu końcem historii musi być negatywna. Bo letnia wyprzedaż to nie koniec, a etap.
Ja się oczywiście nie chcę wymądrzać. Jestem tym kibicem, który na mecze chodzi, od czasu do czasu. Który dużo tych meczów ogląda w TV. Który coś tam się stara pomyśleć i napisać. Który też chciałby sobie skoczyć we wtorek, w środę lub w czwartek do pubu na mecz polskiej drużyny w europejskich pucharach. Bo to one są prawdziwym „klikiem” do rozwoju przedsięwzięcia, któremu na imię polska piłka.
PS. Jeśli chodzi o patronów polskiego futbolu to spójrz na naszego prezesa. U prezesa często słychać: Ale co ma do tego PZPN, to kluby, to Ekstraklasa, sędziowanie jest super…
No okej. Jest super. Więc o co Ci chodzi?
Piszę dla mkszaglebie.pl

Musisz zobaczyć